portrait smiling beautiful girl her handsome boyfriend casual summer clothes hugging Zdrowie i uroda
Portrait of smiling beautiful girl and her handsome boyfriend in casual summer clothes. Happy cheerful family having fun on the street background. Hugging

Wytrenować mózg, aby przyjemne doświadczenia zostawały na dłużej

Jak co roku wraz z jego początkiem masowo rozpoczyna się dyskusja związana z postanowieniami noworocznymi. Robić, nie robić? Postanowienia, a może cele?

Portale społecznościowe pełne są złotych rad, dlaczego warto, albo też z jakiego powodu nie warto konstruować postanowień noworocznych. Bez względu na nazewnictwo nieodłącznym elementem nowych celów jest refleksja związana z minionym okresem. Czasami okazuje się, że rok, cho

udany, minął jak z bicza trzasnął, a my nawet nie mieliśmy okazji cieszyć się naszymi sukcesami. Ot były i minęły. A skoro realizacja planów powinna nieść za sobą szczęście i zadowolenie, to warto byłoby zadać sobie pytanie: po czym poznamy, że jesteśmy szczęśliwi i zadowoleni ze swoich osiągnięć?

Każdy z nas marzy o szczęśliwym, spełnionym życiu, ale niewielu z nas wie, że często to o czym marzymy już jest w naszym posiadaniu. Zupełnie niezauważone.

Kiedy zaczynamy zastanawiać się co to jest szczęście najczęściej na myśl przychodzi nam dom, rodzina, pieniądze, praca, stabilizacja, spokój itp. Każdy ma swoją interpretację. Szczęście jest emocją, której zadaniem jest określenie naszego stanu zadowolenia. Tylko czy my tak naprawdę potrafimy sobie określić jakie warunku muszą być spełnione, żeby odczuwać szczęście?

Moją ulubioną definicją szczęścia jest definicja Sonyi Lubomirsky, która szczęście określiła jako doświadczanie radości, zadowolenia i dobrego samopoczucia, połączone ze świadomością tego, że nasze życie jest dobre, wartościowe i ma sens.

I na słowie „doświadczanie” skupmy się najmocniej. Nie chodzi bowiem o mieć, a BYĆ. Niezależnie od tego, co spotkało nas w przeszłości, każdy ma możliwość zbudowania szczęśliwego życia. I choć może zabrzmi to patetycznie sęk w tym, by na koniec życia nie żałować, że nie staraliśmy się częściej dbać o doświadczanie radości życia.

Wielu próbowało szczęście zmierzyć, zważyć, przygotować pasującą wszystkim receptę. Psycholodzy projektowali różne badania, czasami absurdalne, wszystko po to, żeby ten Święty Graal psychologii, w końcu został odkryty. 35 lat temu niejaki Fritza Strack wraz ze współpracownikami stworzył hipotezę mimicznego sprzężenia zwrotnego. Przeprowadził eksperyment, w którym dwie grupy osób miały za zadanie ocenić na ile prezentowane ilustracje są według nich zabawne. Pierwsza grupa badanych trzymała ołówek w ustach w poziomie, co angażowało mięśnie odpowiadające za ekspresję uśmiechu, natomiast druga grupa trzymała ołówek w pionie, co skutkowało zaangażowaniem mięśni, tworzących smutną minę. Osoby z grupy „uśmiechającej się” w porównaniu do osób z grupy „ze smutną miną” oceniały te same, neutralne obrazki jako bardziej zabawne. Na podstawie uzyskanych wyników postawiono tezę, że zmuszenie naszych mięśni do uśmiechu, powoduje, że nasze nastawienie do rzeczywistości jest lepsze.

Zatem trafnie wydaje się stwierdzenie Ani z Zielonego Wzgórza, która mówiła: czyż to nie cudowne, że istnieją poranki? Afirmacja o poranku, wzbudzanie uśmiechu przed lustrem, pozytywne myślenie na początek dnia nabiera sensu. A jak wiemy nastawienie ma znaczenie, inaczej czytamy świat, kiedy w sercu gra muzyka.

Dlaczego jako ludzie, w ogóle musimy uczyć się szczęścia?

Z niezadowoleniem nie ma takiego problemu. Ryk, cmyk i już- humor zepsuty. Cóż, tak działa mózg. Spadek po człowieku pierwotnym, któremu świadomość zagrożeń pozwalała przetrwać. Do dziś nasz mózg nastawiony na wychwytywanie niebezpieczeństw, pilnuje, abyśmy w miarę możliwości ich unikali. Dlatego też od urodzenia uczy się je wychwytywać, diagnozować i zapobiegać. Każde zagrożenie niesie za sobą niepożądane, nieprzyjemne emocje i to one najdłużej z nami zostają. Na przykładzie rzepa i teflonu działanie emocji wytłumaczył Rick Hansosn . Kto biegał po łąkach ten wie, że rzep, jak przyczepi się do swetra, jest trudny do oderwania, zawsze jakieś elementy rośliny zostaną. Tak działają emocje nieprzyjemne. Pozytywne emocje są podobne do teflonu. Naleśniki na patelnie teflonowej mają nie przywierać. Choć idealne wysmażone, znikają tak szybko, że do obiadu nikt już o nich nie pamięta. Ot były i się skończyły. Tak działają przyjemne emocją – są, ale nie przywierają.Tu sięgamy sedna problemu – szczęścia musimy uczyć się doświadczać, żeby jak rzep do nas się przyczepiło. Należy nauczyć się je zatrzymywać. Czy to jest możliwe?

Stare przysłowie mówi: trening czyni mistrza i do tego chciałabym Państwa zachęcić. Żeby lepiej zobrazować działanie pozytywnego myślenia posłużę się dwoma przykładami, w których z pozoru ta sama sytuacja może nas wyprowadzić z równowagi, lub działać na naszą korzyść.

Wyobraźmy sobie sytuację nr 1, kiedy wstajemy rano, za oknem zimowa szaruga, a na dodatek zamiast białego śniegu pada deszcz (w naszym klimacie nietrudno to sobie wyobrazić). Zamiast skupiać się na deszczu uśmiechamy się do siebie ciesząc z domowego ciepła, rodziny czy zwierzaków. Włączamy muzykę, jemy śniadanie i jedziemy do pracy. Pomimo, że utykamy w korku, nie skupiamy się na tym, a czas wykorzystujemy słuchając ulubionego podcastu. W pracy szybko mija dzień, zauważamy jak ludzie się do nas uśmiechają, zwracamy uwagę na miłe drobiazgi. Wracając do domu dzwoni partner i prosi, żeby podjechać do sklepu i choć nie lubimy tego zachęceni wizją miłego wieczoru, zatrzymujemy się i robimy szybkie zakupy. Wieczorem siadamy przed telewizorem, a tam rozśmiesza nasz ulubiony serial. Dzień mija przyjemnie.

W sytuacji nr 2 wstajemy rano, a za oknem zimowa szaruga, a na dodatek zamiast białego śniegu pada deszcz. Na usta cisną się niecenzuralne słowa. Napięcie rośnie, bo przypomina nam się, że w tv mówili o podwyżkach za gaz. Zdenerwowani nie rozmawiamy już z rodziną, źli na to, że trzeba wyprowadzić przed pracą zwierzaka. Wsiadamy do auta i z miejsca wpadamy w korek. Zaczynamy być źli, krzyczymy na innych kierowców w myślach. Nakręceni nieprzyjemnymi emocjami dojeżdżamy do pracy, nie widząc jak pogodnie uśmiecha się portier w bramie. Praca jakoś leci, choć czujemy się przytłoczeni ilością zadań. W zasadzie cały czas jesteśmy poddenerwowani. Kiedy wracając do domu dzwoni partner z prośbą o kilogram buraków, wybuchamy złością, nieadekwatną do sytuacji. Przychodzimy do domu atmosfera już jest nieciekawa, a ulubiony serial nawet nie cieszy. Widzicie różnicę? Niby tak niewiele, a różnica kolosalna.

Jak wytrenować mózg, aby przyjemne doświadczenia zostawały z nami na dłużej?

Po pierwsze: zbierajmy pozytywne doświadczenia. Żeby zbierać, trzeba zacząć je zauważać. Proste ćwiczenie pomoże zrozumieć jak to zrobić. „Poszukaj czegoś dobrego właśnie w tej chwili. To może być coś czego właśnie doświadczasz, ale też może to być coś pięknego na co pada twój wzrok, może też to być komfort siedzenia na wygodnym fotelu, sam decydujesz o tym co to jest”.

Po drugie wzmacniamy. Pamiętajmy, to ulotne uczucie, więc trzeba je do siebie przywiązać. Zatem myśląc o pozytywnym doświadczeniu nazwijmy emocje, ktore w tym momencie czujemy. Zastanówmy się jak czuje się nasze ciało, kiedy myślimy o pozytywnych doświadczeniach. Jak zmienia się zachowanie, kiedy nasze myśli, emocje oraz sygnały z ciała są pozytywne.

Po trzecie: wzbogacajmy. Pozytywne doświadczenia to wewnętrzne zasoby, są jak skarby, kolekcjonujmy więc je, przechowujmy i chrońmy w zasobach pamięci. Po co? Aby sięgać po nie, kiedy poczujemy się gorzej. Przypominajmy sobie o nich, w chwilach, kiedy nasz nastrój pikuje w dół.

W szczęściu właśnie o zatrzymanie chodzi, o złapanie uczuć, nazwanie emocji i rozkoszowaniu się nimi. Kiedy spotyka nas coś nieprzyjemnego w życiu, myślimy, analizujemy, rozważamy. Poświęcamy temu tematowi bardzo dużo naszej uwagi. Czasami tygodniami wracamy uparcie do tych samych tematów. Samopoczucie spada, nic nas nie cieszy, w głowie natrętne myśli przypominają o czymś czego nie chcieliśmy. Zmiana myślenia, skupianie się na pozytywnych doświadczeniach wymaga pracy. Jednakże jest to wysiłek, który się opłaci. Kiedy w miejsce rozpamiętywania porażek, włożymy rozkoszowanie się szczęściem, doświadczanie jego zacznie być naturalnym procesem. I nie chodzi o to, żeby afirmować poranki, obkleić lustro w łazience motywacyjnymi karteczkami (ale jeśli pomocne to robić proszę), zachwycać się wszystkim i wszystkimi. Kluczem jest zauważanie drobnych, nawet najmniejszych oznak szczęścia w swoim życiu: uśmiechu bliskiej mi osoby, pierwszego pierwiosnka w ogrodzie, czy też zapachu ugotowanego właśnie obiadu. Tylko tyle i aż tyle. Jeden mały krok do szczęśliwego życia.