Jest wiceprezeską Oddziału zachodniopomorskiego SSP „Iustitia” i tegoroczną laureatką Obywatelskiej Odznaki Honorowej Iustitii, a od początku marca prezeską Fundacji Edukacji Prawnej „Iustitia” Można ją spotkać na Festiwalu Pol’and’rock i wszędzie tam gdzie może prowadzić działalność edukacyjną związaną z prawem i sądownictwem, prowadzi także Istagrama tej organizacji.
Z Katarzyną Orłowską – Mikołajczak rozmawia Katarzyna Kużel
Katarzyna Kużel: Szukając informacji o pani działalności, trafiłam także na takę, że pracowała pani w Radiu Gdańsk. Zatem jak to się stało, że zdecydowała się pani na pracę w dziennikarstwie?
Katarzyna Orłowska – Mikołajczak: Zaczęłabym od tego, że mam taką naturę społecznika. To chyba wyssałam z mlekiem matki bo już w podstawówce przez wiele lat byłam gospodarzem klasy, przewodniczącą samorządu, w liceum tak samo. A ten samorząd w ogólniaku naprawdę mieliśmy wspaniały. To była grupa osób, której chciało się robić najróżniejsze rzeczy. Działaliśmy trochę na zasadzie takich ministerstw, w których jedna osoba zajmowała się sportem, inna kulturą czy nauką, a ktoś wolontariatem.
I tak naprawdę wtedy się wszystko zaczęło. W I LO im. S. Dubois w Koszalinie, chodziłam do klasy prawniczej, a naszym wychowawcą, była znakomita prof. Barbara Kamieniarz i ona od pierwszej klasy nam powtarzała: „Słuchajcie, ja z was wszystkich zrobię prawników.” I coś w tym było, bo aż szesnaście osób z mojej klasy jest prawnikami. Z czego trzy dziewczyny to sędziowie, jest trzech prokuratorów, jest referendarz, są radcowie prawni. Ale ja już idąc do liceum, wiedziałam, że będę chciała iść na to prawo. Dostałam się na Uniwersytet Gdański, miedzy innymi dzięki udziałowi w olimpiadzie. Ta uczelnia, to były dobre studia i blisko domu. No ale, powiedzmy sobie szczerze, na pierwszym roku zajęć było stosunkowo mało, za to bardzo dużo samodzielnej nauki i mi, po prostu, zaczęło się nudzić.
Jeszcze w podstawówce, w ósmej klasie byłam w Radiu Koszalin i bardzo mi się radio spodobało. Wtedy chyba Kuba Grabski nas oprowadzał i mówił jakie radio jest fajne i jaka jest w nim magia. I będąc w tym Gdańsku wymyśliłam, że pójdę do radia. Prosto z ulicy weszłam do Radia Gdańsk, a że pani redaktor Krystyna Kowalczyk zajmowała się publicystyką prawniczą, a ja przecież studiowałam prawo, to przyjęli mnie jako wolontariusza. Później byłam współpracownikiem, a na końcu zostałam młodszym redaktorem. I to tak naprawdę była moja pierwsza praca zawodowa.
Ale i tak nie zostałam w radiu, bo jednak moją pasją było prawo i bardzo chciałam wykonywać zawód prawniczy – togowy, czyli taki, w którym bym mogła w praktyce stosować prawo, bo uważam, że prawo ma w sobie ten cud, że jest i matematyką, i humanistyką, czyli że ma w sobie te dwie wartości. Że z jednej strony to co robimy jako prawnicy, jest rozwiązywaniem zadań z treścią, ale z drugiej strony każe nam, w naszych decyzjach widzieć przede wszystkim człowieka.
Te dwa aspekty do dzisiaj kręcą mnie w tej pracy. A, że aplikacja sądowa wówczas była najbardziej dostępną to się na nią zdecydowałam i zdawałam na nią już w Koszalinie. Nie w Gdańsku, chociaż też rozważałam taki scenariusz, ale 2002 był dość trudnym rokiem ekonomicznie i przy aplikacji sądowej ciężko byłoby mi pozostać w Trójmieście. Wróciłam do Koszalina, który zresztą bardzo lubię i cenię i jest takim moim miejscem na ziemi, komfortowym do życia.
KK: Mówi się, że jak już raz człowiek trafi do dziennikarstwa, to to, już w nim zostaje i trudno się rozstać z taką pracą.
KO-M: Paradoks polega na tym, że te zawody są trochę podobne, bo dziennikarz to jest ktoś, kto ustala co się wydarzyło, jest ciekawy drugiego człowieka, jaka jest historia. Prawnik i sędzia też stara się ustalić, co się wydarzyło i jaki był przebieg wydarzeń między stronami.
Natomiast na początku – kiedy pracowałam jako sędzia – bardzo mi brakowało takiego aspektu publicznego, tego bycia na zewnątrz. Szczególnie że w początku lat dwutysięcznych, kiedy zaczynałam aplikację, wtedy trochę inny był obraz sędziów i sądzenia niż jest teraz. Wtedy stawiano na większą powściągliwość, na niewypowiadanie się publicznie na żaden temat, na jakby „skrycie się” w tej todze i wypowiadanie się tylko poprzez nasze decyzje procesowe, polegające końcowo na wyroku. Na początku to mnie trochę dusiło, szczególnie przy moim temperamencie, który jest taki, że wszystko mnie ciekawi. Wszystkiego chcę doświadczyć, wszystkiego chcę dotknąć.
W tamtym czasie powściągliwość była dla mnie trudna, ale ostatni czas spowodował, że wyszliśmy zza tego biurka. Wyszliśmy z tej togi, zdjęliśmy łańcuch, zaczęliśmy działać jako sędziowie, w pewnym sensie jak organizacje pozarządowe w zakresie edukacji, np. w zakresie akcji promujących prawo, demokrację i praworządność.
Ta transformacja w sędziego obywatelskiego, takiego, który jest aktywny, który dba o to, żeby prawo i konstytucja były w Polsce przestrzegane bardzo mi się spodobała. Ośmieliły mnie pierwsze aktywności takich osób jak Igor Tuleya (Igora bardzo lubię i bardzo lubię z nim współpracować), to pomyślałam, że to jest coś dla mnie. Z jednej strony mogę orzekać, bardzo lubię to robić, ale z drugiej strony biorąc pod uwagę i swoje doświadczenie i wiedzę, mogę zaoferować trochę więcej niż tylko wypowiadanie się w sprawach indywidualnych.
Obecnie mam tą przyjemność uczestniczenia w bardzo wielu akcjach edukacyjnych promujących prawo, praworządność, demokrację i wreszcie zasady trójpodziału władzy. Wiedza o tym, że władza sądownicza nie jest władzą podlegającą innym władzom nie jest oczywista, warto więc o tym przypominać.
KK: Czy bycie sędzią to trudna rola?
KO-M: Przede wszystkim wymagająca. Po pierwsze to jest żmudny proces dojścia do tej funkcji. Po drugie poznajemy bardzo wiele trudnych sytuacji życiowych ludzi, szczególnie w takich sądach, które są obciążające jak sąd rodzinny czy karny. To historie ludzi, którzy naprawdę mierzą się z ogromnymi trudnościami. One nie zostają na sali sądowej, one z nami idą do domu. Powiem szczerze, że kiedy pracowałam w wydziale karnym, było to dla mnie szczególnie trudne. Dojeżdżałam do sądu w Szczecinku, a miałam wtedy małe dzieci i to pogodzenie roli rodzica – matki z tą obciążającą pracą sędziego, gdzie sytuacje dotyczyły takich dzieci jak moje na przykład, nie było łatwe. Bywa i tak, że systemowo mamy poczucie bezsilności, mimo że chcemy być silni i mieć moc sprawstwa. Mamy też wrażenie, że nie wszystkim jesteśmy w stanie pomóc, pomimo chęci. Myślę, że nikt kto nie pracuje w sądzie, nie zdaje sobie sprawy, z warsztatu pracy sędziego. Z ilości czasu i pracy, który trzeba poświęcić by sprawa się zaczęła, a potem skończyła.
KK: Czuje Pani presję i odpowiedzialność, żeby ta decyzja, która na końcu zapada, była sprawiedliwa? Czy po latach przychodzi to z większą łatwością?
KO-M: Powiem tak: na pewno. Upływ czasu powoduje, że rośnie nam warsztat, że pewne rzeczy przychodzą nam łatwiej. Łatwiej podejmuje się decyzje, ponieważ mamy pewną pulę podjętych dotychczas decyzji.
KK: Karierę zaczynała Pani w wydziale karnym, teraz pracuje pani w gospodrczym. Zmiana była Pani decyzją?
KO-M: Kiedy zaczyna się pracę w sądzie to się nie wybiera wydziału. Jesteśmy kierowani do wydziału tam, gdzie jest są braki osobowe. A jeżeli chodzi o zmiany to naprawdę jest różnie. Gdy ja zaczynałam w Szczecinku, to był wakat najpierw w wydziale rodzinnym, potem karnym, w wydziale pracy, a potem w cywilnym i pracowałam tam przez sześć lat. Następnie trafiłam do Sławna i później do wydziału karnego w Koszalinie, gdzie dostałam propozycję przeniesienia się do wydziału gospodarczego i to jest mój wymarzony wydział, który interesował mnie już na studiach.
KK: Taka analogia przyszła mi do głowy, że niewiele osób zdaje sobie sprawę, że trochę jesteście jak żołnierze, którym daje się rozkaz, wskazuje miejsce i wykonujecie polecenie.
KO-M: Trochę tak.
KK: A skąd się wziął pomysł na udział w Festiwalu Pol’and’rock?
KO-M: Zacznę od tego, że 10 marca 2024 odebrałam Obywatelską Honorową Odznakę Iustitii, a zaledwie dwa lata temu po raz pierwszy wzięłam udział w zjeździe organizacji. Wcześniej nie przyjeżdżałam, bo zjazdy kolidowały z imieninami mojego dziadka – Józefa, bardzo wiekowego wówczas człowieka (dożył 97. lat), a ja jestem niezwykle rodzinna i te więzi są dla mnie bardzo ważne. A z racji wieku dziadka, na każdych imieninach kładł się taki cień, ostatnich. Dziadek zmarł w pandemii, a ja pojechałam na zjazd do Katowic i od razu poczułam energię takich samych ludzi jak ja. Takich, którym się chce, uważają, że wszystko jest możliwe, chcą współpracować, lubią się wzajemnie. Dowiedziałam się wówczas, że jest nabór na festiwal Pol’and’Rock, a w ramach Iustitii organizujemy tam wiele spotkań i warsztatów edukacji prawnej. Zgłosiłam się i mnie wzięli. W sumie można powiedzieć, że na podówczas takiego “no nejma” (śmiech). I poszło… Po Pol’and’rocku, ponieważ robiłam dość sensowne zdjęcia, zaproponowano mi, żebym prowadziła Instagrama Iustitii. Rok później zostałam szefową Pol’and’rock i w tym roku ponowienie.
Na festiwalu poznałam wiele osób m.in. Konrada Maja doktora z SWPS w Warszawie, który jest psychologiem i wspiera nas w wielu różnych działalnościach. Tam w ramach programu “Rządy prawa wspólna sprawa” nagrał film VR o pobycie w zakładzie karnym i o tym, jak to jest, kiedy trafiasz do więzienia, a sąd ,który cię skazał nie jest sądem niezależnym takim, który działa zgodnie z tymi zasadami niezależności i niezawisłości sędziowskiej.
Dzięki Konradowi Majowi trafiliśmy jako organizacja na konferencję naukową HumanTech Summit organizowaną przez Centrum HumanTech Uniwersytetu SWPS, gdzie zapoznaliśmy się z młodymi ludźmi ze studia VR/AR Cinematic VR.
Zafascynowana ich pracą namówiłam zarząd stowarzyszenia Iustitia abyśmy zrobili swoje pokazowe szkolenie czyli film, który będzie szkoleniem w rzeczywistości VR dla młodych sędziów. I udało się. Szkolenie miało premierę na Kongresie Prawników Polskich w Gdańsku w czerwcu 2023 r.
W tym roku planuję mój ostatni Pol’and’Rock , ale jak będzie zobaczymy, ten rodzaj projektów jest uzależniający. Jednak nasze Stowarzyszenie zrzesza 3,5 tysiąca osób więc teraz czas by kolejni pokazali co potrafią. Tym bardziej, że też w samym Koszalinie dość prężnie działamy edukacyjnie. I tutaj muszę powiedzieć o Agnieszce Mroczek, sędzi z Koszalina, która zorganizowała grupę edukacyjną i cały czas robimy warsztaty “Stop hejt”, prowadzimy też rozprawy pokazowe dla dzieci szkolnych. Był u nas także Marcin Kuszewski (twórca kanału “Prawo Marcina” i zorganizowaliśmy z nim spotkanie w CK105, na które przyszło mnóstwo dzieciaków. Top o tym spotkaniu pomyślałam, żeby wystartować w konkursie na prezeskę Fundacji Edukacji Prawnej „Iustitia”. Kilka tygodni temu zostałam prezeską fundacji.
KK: Dużo tych aktywności, co na to rodzina?
KO-M: To jest podchwytliwe pytanie. Na pewno rodzina dostrzegła zmianę i jest to dla niej wyzwanie, bo jednak tego czasu dla rodziny mam dużo mniej. Na razie się uczymy, bo ten najintensywniejszy czas trwa dopiero kilka tygodni. No ale pamiętajmy, że dzieci mają też ojca i już nie są takie małe. Chociaż oczywiście jest to dla rodziny wyzwanie, bo wolnym czasem dla mnie jest praca społeczna. To mnie w tej chwili bardzo kręci i nie męczę się tym. Nie wiem, jak to będzie, kiedy będę dłużej w takim biegu. Na tę chwilę, na pewno jest to wymagający czas dla dzieci i męża.
KK: Czy jeszcze raz wybrałaby Pani zawód sędziego?
KO-M: Przede wszystkim mi się prawo nie nudzi. Cały czas są nowe sprawy, nowe sytuacje, wydarzenia. My się cały czas musimy uczyć. Przecież kiedy zaczynałam pracować, to nie było nowych technologii, nie było komunikatorów czy przestępstw popełnianych przez Internet.
Czasem żałuję, że nie zostałam medykiem, ale to, może po prostu kwestia tego, że człowiek powinien mieć dwa życia, żeby spróbować różnych rzeczy? (śmiech).
Wydawanie wyroków w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej to jest zaszczyt. I to jest coś, co sprawia, że człowiek czuje się sprawczy, że odpowiada za zmianę, która się dokonuje, a wydaje mi się, że takie poczucie sprawczości jest bardzo budujące dla każdego z nas. Kiedy widzimy, że nasza praca przynosi efekty.