Piotr Jedlinski 2 Temat z okładki

PIOTR JEDLIŃSKI: JESTEM DUMNY Z KOSZALINIAN

Otwartość, przedsiębiorczość, nastawienie na samodzielność, zdolność współdziałania to cechy, które w koszalinianach najbardziej prezydent Koszalina. W rozmowie z „Prestiżem” Piotr Jedliński przekonuje, że motorem zmian w mieście jest energia jego mieszkańców.

– Jest Pan najdłużej w historii, bo już piętnaście lat, urzędującym prezydentem Koszalina. Ma Pan szansę na kolejne pięć. Jak się Pan z tym czuje?

Nadal mam pomysły i chęć działania. Korzystam ze zdobytego doświadczenia, twardo stąpam po ziemi, co pomaga mi w podejmowaniu wszelkich decyzji. Samorząd uczy pokory, a ja w nim jestem od 30 lat, bo pracę w ratuszu rozpocząłem jeszcze za czasów prezydenta Bogdana Krawczyka.
Niedawno robiliśmy podsumowanie mijającej kadencji i wyszło, że w ciągu ostatnich pięciu lat mieliśmy ponad 1000 spotkań z mieszkańcami – tych bardziej oficjalnych, jak i tych w mniejszym gronie, chociażby na cyklicznych spacerach osiedlowych. Takie spotkania pozwalają lepiej zrozumieć problemy, z jakimi zmagają się koszalinianie, ale także szuka

rozwiązań. Budżet miejski na ten rok w dużym stopniu odzwierciedla wnioski z rozmów z mieszkańcami. W ratuszu koncentrujemy się na decyzjach, które usprawniają codzienne życie. Ale jednocześnie miejmy wszyscy świadomość, że budżet miasta jest niczym budżet domowy. Można wydać tyle, ile do niego wpływa. Nie wszystko można zrobić więc na raz.

– O mijającej kadencji można powiedzieć, że była czasem nieustannego zarządzania kryzysowego.

– Zdecydowanie. Moja trzecia kadencja rozpoczęła się od dramatycznego pożaru w escape roomie, gdzie śmierć poniosło pięć nastolatek, co było traumatycznym doświadczeniem dla całego miasta. Ubolewam nad tym, że sprawa nadal nie znalazła swojego sądowego finału. Następnie przyszła pandemia, która w znacznym stopniu na dwa lata zakłóciła codzienne funkcjonowanie nas wszystkich, a szczególnie przedsiębiorców. Szereg ograniczeń, które nam wówczas narzucono, było nieracjonalne – jak choćby zamknięcie lasów, czy warunkowe otwarcie przedszkoli z zachowaniem przez maluchy 2,5 metrowego dystansu między sobą. Zakrawały one na absurd, budziły słuszne kontrowersje, ale były prawem. Dla samorządów pandemia miała również niekorzystne skutki finansowe. A dwa lata temu przyszła wojna u naszych sąsiadów, czyli napaść Rosji na Ukrainę. Nagły napływ uchodźców postawił w pełnej gotowości samorząd i mieszkańców, którzy z otwartym sercem ugościli i pomagali potrzebującym. Kolejnym wyzwaniem okazała się inflacja, problemy z dostępnością materiałów budowlanych oraz drastyczny wzrost cen energii elektrycznej i gazu, a przed rokiem – kłopoty z dostępnością opału. Mimo wszystko udało się nam realizować założenia budżetowe i przyjęte plany.

– Mówił Pan o spotkaniach z mieszkańcami. Z różnych przyczyn nie zawsze udaje się spełnić ich uzasadnione oczekiwania. Trzeba odmówić, odsunąć coś w czasie. Jak Pan radzi sobie z obciążeniem, którym musi być konieczność dokonywania nieustannych wyborów i nieuniknione niezadowolenie części Pana rozmówców?

– Zawsze przywołuję wspomniane już porównanie budżetu samorządowego do domowego. Nie mamy specjalnych funduszy celowanych. Możemy wydać tylko tyle, ile mamy, więc musimy wyznaczać priorytety i listę spraw, które muszą poczekać. Owszem możemy się zadłużyć, ale również tylko na tyle, ile jesteśmy w stanie odsetkowo obsłużyć. Ta racjonalna argumentacja zazwyczaj dociera do osób, z którymi rozmawiam. Jeśli zaś ktoś działa ze złą wolą, żadne argumenty go nie przekonają.

– Kryzys finansów i inflacja mocno uderzyły w funkcjonowanie samorządów.

– Widać to nie tylko w Koszalinie. Przyjęliśmy założenie, że mimo wszystko miasto musi funkcjonować w miarę normalnie. Przecież chyba każdy mieszkaniec oczekiwał tego, że w jego miejscu zamieszkania, miejscu pracy, szkole czy przedszkolu będzie ciepło, nie zabraknie oświetlenia, zapewnione będzie bezpieczeństwo. Kryzys finansowy odbił się na naszych cyklicznych wydarzeniach kulturalnych, szczególnie tych festiwalowych, ale i z tym daliśmy sobie radę, bo żadne z nich nie zniknęło z kalendarza imprez. Niektóre remonty ulic czy zaplanowane projekty trzeba było przesunąć w czasie między innymi ze względu na odbudowę wiaduktu imienia Powstańców Warszawskich w ciągu Alei Monte Cassino, na który nagle musieliśmy zaleźć duże pieniądze. Na szczęście wracamy już do planowanych kolejnych remontów i inwestycji, które każdego dnia poprawiają jakość życia mieszkańców. Mamy za sobą wcześniej odłożone, ale już zrealizowane remonty ulicy Głowackiego i Jedności czy ulicy Podgórnej. Na kolejne rozpisane są już przetargi.

– Kiedy pięć lat temu „Prestiż” rozmawiał z Panem na starcie kadencji, mówił Pan o planach rewitalizacji śródmieścia i planowanym pozyskaniu na ten cel środków z Unii Europejskiej. Plan poszedł do szuflady?

– Jest wciąż aktualny, choć trzeba go było odłożyć w czasie z powodów, o których mówiłem wcześniej. Te plany będziemy realizować w kolejnej kadencji, a teraz już mocno nad nimi pracujemy. Nowa perspektywa unijna została odsunięta w czasie, więc naszych starań o pieniądze stamtąd nie mogliśmy zrealizować, ale mamy pomysły i realne widoki na pozyskanie dodatkowych pieniędzy chociażby z Krajowego Planu Odbudowy. Na szczegóły jeszcze za wcześnie, ale niewątpliwie rewitalizacja śródmieścia jest czymś, co rozpocznie się w ciągu niedługiego czasu.

svg%3E Temat z okładki

– Przypomnijmy najważniejsze założenia planu ożywienia śródmieścia.

– Najistotniejsze jest przeorganizowanie ruchu na ulicy Zwycięstwa, a szczególnie jej centralnego fragmentu. Już nie może być ona czteropasmową jezdnią, którą jest obecnie, niejako trasą przelotową przez miasto. To nie sprzyja prowadzeniu restauracji, kawiarni, a co za tym idzie letnich ogródków tworzących przestrzeń oraz klimat do spotkań. Akcenty trzeba rozłożyć inaczej, czyli przenieść nacisk z ruchu kołowego na rowerowy i pieszy. Prace te na pewno będą przebiegać etapowo, a zaczniemy od ulicy Dworcowej.

– Dlaczego akurat Dworcowa pójdzie na pierwszy ogień?

– Jesteśmy świadkami budowy nowoczesnego dworca kolejowego, który – mam nadzieję – będzie kolejną wizytówką naszego miasta. Tym samym Dworcowa i zaplanowany tam deptak staną się na nowo bramą do miasta. Prace rozpoczniemy po zakończeniu budowy dworca, co sprawi, że cały ten fragment miasta zyska nową jakość, na którą długo czekają mieszkańcy, a z pewnością docenią przyjezdni. Na razie mamy odnowione przejście podziemne, parkingi, a także wyznaczoną strefę przyjazdów i odjazdów busów i autokarów, co zdecydowanie uporządkowało obsługę ruchu dojazdowego.

– Osoby, które nie były w Koszalinie 10 albo 20 lat, mówią o tym jak wiele w naszym mieście się zmieniło. Będąc na miejscu, tych zmian jakby się nie dostrzega. Dlaczego goście mówią o Koszalinie lepiej niż ludzie mieszkający tu od lat? Jak Pan to interpretuje?

– Moim zdaniem jest to zjawisko normalne. Komuś, kto dawno u nas nie gościł, z łatwością przychodzi dostrzeżenie, że czegoś nie było, a teraz jest. My, oglądając miasto każdego dnia, szybko przyzwyczajamy się do nowych elementów krajobrazu. Mało już kto pamięta, że miejsce, gdzie znajduje się teraz filharmonia, służyło de facto za śmietnik Centrum Kultury. Podobnie jest z innymi obiektami, do których przywykliśmy. Na pasie nieużytków przy ulicy Śniadeckich mamy teraz imponującą siedzibę Politechniki Koszalińskiej, a już niebawem stanie tam również Cognitarium, czyli coś więcej niż tylko nowoczesna biblioteka z wolnym dostępem dla każdego chętnego. Dalej jest Hala Widowiskowo-Sportowa. Po drugiej stronie ulicy Gdańskiej, za tak zwanymi terenami podożynkowymi, powstał Park Wodny. Okolicę ulicy 4 Marca zupełnie odmieniła Wodna Dolina, gdzie wcześniej było bagnisko. Pojawiła się możliwość uprawiania w samym mieście sportów wodnych, ale także strefa relaksu z której chętnie korzystają nie tylko okoliczni mieszkańcy. Piętnaście lat temu powstało Centrum Handlowe Forum, niedawno rozbudowana została Galeria Emka. Wkrótce czeka nas otwarcie Centrum Handlowego „OTO”. Nie zapominajmy o odmienionym amfiteatrze, jednym z najciekawszych w kraju pod względem architektury, obecnie wygodniejszym niż wcześniej, z nowoczesną widownią i zapleczem.

– Dochodzą do tego inwestycje deweloperów…

– Oczywiście. Inwestycje prywatne również zmieniają obraz miasta, zagęszczają zabudowę. Ktoś, kto w Koszalinie nie był na przykład 20 lat, zdziwi się widokiem Osiedla Unii Europejskiej. Powstał piękny kompleks mieszkaniowy. Dzięki niemu Koszalin dosłownie zrobił kolejny krok w stronę morza.

– Dla rozwoju miasta duże znaczenie ma specjalna strefa ekonomiczna, która stale się rozrasta i również zmienia a właściwie wypełnia przestrzeń nowymi obiektami.

– Powstanie i stała rozbudowa strefy ekonomicznej ma dla rozwoju Koszalina znaczenie kapitalne. Nie tak dawno sprzedaliśmy ostatnią działkę w nowej części strefy, więc przystąpiliśmy do prac przygotowujących kolejne grunty – 40 hektarów czeka na uzbrojenie i oczyszczenie, a są to tereny przeciwległe do ulicy Wołyńskiej oraz teren między ulicą BoWiD i ulicą Szczecińską. Te kolejne działki pod inwestycje będą gotowe za około pół roku. Warto podkreślić, że w ciągu ostatnich pięciu lat przedsiębiorcy działający w strefie zainwestowali w nią ponad dwa miliardy złotych! To są pieniądze pobudzające lokalną gospodarkę poprzez na przykład zakup na miejscu rozmaitych usług, ale przede wszystkim poprzez generowanie miejsc pracy, które przekładają się na siłę nabywczą pracowników.

– Budując wizerunek miasta postawił Pan na hasło „Koszalin Centrum Pomorza”. Nie brzmi ono zbyt ambitne?

– To absolutnie racjonalne stwierdzenie. Prawdziwe nie tylko w odniesieniu do geografii, bo przecież Koszalin ma centralne położenie między Szczecinem a Gdańskiem, ale również szerzej. Koszalin jest najważniejszym na Pomorzu Środkowym ośrodkiem akademickim, przygotowującym kadry dla całego regionu i nie tylko. W reakcji na potrzeby rynku pracy nowe kierunki otwiera Politechnika Koszalińska. Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa również znakomicie sobie radzi. To wreszcie tutaj niedawno została otwarta trzecia uczelnia publiczna, czyli Wyższa Szkoła Straży Granicznej. Polskie granice stanowią również granice UE, a to sprawia, że w Wyższej Szkole Straży Granicznej szkolą się również nasi sojusznicy.

Rośnie nasze znaczenie gospodarcze nie tylko z powodu powstawania nowych firm. Drogi krajowe krzyżujące się w Koszalinie przydają miastu znaczenia choćby w sensie logistycznym. To, że S6 w kierunku Gdańska jeszcze się buduje a S11 wiodąca do Poznania i dalej na Śląsk to kwestia kilku lat, nie ma znaczenia dla planów wielkich graczy, bo oni programują swoje działania niejako wyprzedzając czas. Kompleks magazynowo-logistyczny Panattoni powstał u nas a nie gdzie indziej i to nie jest kwestia przypadku.

No i wreszcie trzeba mieć świadomość znaczenia Koszalina jako centrum kulturalnego. Należymy do miast, które w odniesieniu do swego budżetu, proporcjonalnie, wydają w Polsce najwięcej na kulturę. W konsekwencji Koszalin ma pełną bazę kulturalną. Są tu kina, teatr dramatyczny i dwa prywatne muzyczne, muzea, odnowiony amfiteatr, filharmonia, która jest nie tylko pięknym obiektem architektonicznym, ale również miejscem docenianym przez muzyków ze względu na walory akustyczne sali. Do tego prowadzimy Centrum Kultury 105, z całą masą sekcji artystycznych i hobbistycznych oraz bardzo aktywny Pałac Młodzieży. Organizujemy także siedem cyklicznych ogólnopolskich festiwali. Jeśli ktoś mówi, że „w Koszalinie nic się nie dzieje”, po prostu grzeszy.

– Czy Zintegrowane Inwestycje Terytorialne (ZIT), forma współpracy samorządów współfinansowana z funduszy europejskich, wpływa na pozycję naszego miasta jako swoistego regionalnego centrum?

– Jak najbardziej. Tworząc ZIT, słyszałem wiele razy pytanie, po co ten wysiłek? Szybko nauczyliśmy się jednak, że ZIT nie jest kagańcem, lecz szkieletem współpracy i płaszczyzną rozwiązywania wspólnych problemów w regionie, a Koszalin odgrywa w tym wszystkim rolę naturalnego lidera. Obecnie w naszych Zintegrowanych Inwestycjach Terytorialnych zrzeszone są 23 samorządy, w tym trzy powiaty ziemskie: koszaliński, białogardzki i kołobrzeski. ZIT pozwala tworzyć wspólną strategię zazębiającą się ze strategiami poszczególnych samorządów, co po prostu pozwala na lepsze planowanie i zrobienie czegoś więcej niż by wynikało z możliwości pojedynczych samorządów. Poza tym kwestie takie jak organizacja transportu publicznego czy gospodarka odpadami wymagają współdziałania.

– Mówi Pan często, że jest Pan dumny z koszalinian. Co to znaczy? Jakie cechy mieszkańców skłaniają Pana do dumy?

– Ja nie urodziłem się w Koszalinie, przyjechałem tu i dla mnie Koszalin jest przede wszystkim miastem otwartym. Polski Koszalin zaraz po wojnie i później budowali przybysze z najróżniejszych zakątków Polski. Łączyły się różne tradycje i zwyczaje, powoli kształtując tożsamość naszej społeczności. Otwartość stała się moim zdaniem cechą dominującą. Ostatnio mocno było ją widać po wybuchu wojny w Ukrainie. Do miasta przybyły tysiące ludzi, którzy zamieszkali wśród nas i wśród nas zaczęli urządzać swoje nowe życie – pracując, chodząc do szkół. Koszalinianie przyjęli ich jak swoich.

– Tak więc otwartość. Co jeszcze?

– Przedsiębiorczość i nastawienie na samodzielność. Pamiętam doskonale lata dziewięćdziesiąte, kiedy bezrobocie sięgało 30 procent. Ludzie nie załamywali rąk, lecz odnajdywali w sobie pokłady przedsiębiorczości, tworząc miejsca pracy dla siebie i innych. Żywym dowodem na to, że robili to skutecznie, są liczne obchodzone teraz jubileusze 30-lecia koszalińskich firm, które wtedy powstawały. Wiele z nich wyrosło na silne przedsiębiorstwa, które dają sobie radę na konkurencyjnym rynku, w niektórych branżach są liderami, swoje produkty eksportują na cały świat.

Koszalińscy przedsiębiorcy mają jeszcze jedną cechę, która niezmiennie robi na mnie duże wrażenie – znajdują czas na aktywność społeczną. Czasami przybiera ona postać tak niezwykłych przedsięwzięć jak choćby przedstawienie na blisko 160 aktorów amatorów, w większości właśnie przedsiębiorców, zagrane w amfiteatrze z okazji 750-lecia miasta. Godziny spotkań, prób i ćwiczeń, a wszystko to działo się „po pracy”. Moi zagraniczni goście nie mogli wyjść z podziwu, że tak imponujące widowisko przygotowali amatorzy a nie zawodowi aktorzy.

– Czyli koszalinianie potrafią współdziałać…

– Oczywiście. Spójrzmy na fenomen w postaci Koszalińskiej Amatorskiej Ligi Koszykówki, gdzie co weekend, przez cały rok, gra ponad 500 osób. Sami się zorganizowali, sami to wszystko od lat społecznie prowadzą. KALK jest najdłużej działającą i największą tego rodzaju ligą w Polsce. Takich inicjatyw jest w mieście więcej, może nie z taką liczbą uczestników, ale działających z równym zaangażowaniem: środowisko biegaczy i nordic walking, propagująca kolarstwo fundacja Velo Baltic, Trio Basket, stowarzyszenia seniorskie i hobbystyczne, kluby taneczne… Długo by wymieniać.

Współdziałanie, które robi na mnie niezmiennie ogromne wrażenie, widać w kolejnych edycjach Koszalińskiego Budżetu Obywatelskiego. Do realizacji weszło wiele niebanalnych pomysłów, które nadają miastu koloryt. I co warto podkreślić, nie były to wyłącznie projekty „twarde”, inwestycyjne, ale również na przykład program badań przesiewowych.

– Jaki według Pana będzie Koszalin za 10-20 lat?

– Będzie dokładnie taki, jak zakładają to nasze strategie. Jestem o tym głęboko przekonany. Wciąż będzie najważniejszym ośrodkiem na Pomorzu Środkowym, miastem dla młodych ludzi, z bazą żłobkowo-przedszkolną zapewniającą opiekę każdemu dziecku i z dobrą ofertą edukacyjną. Z ciekawymi miejscami pracy, które dają poczucie rozwoju i stabilizacji. Mam nadzieję, że zostanie załatwiony temat śródmieścia przyjaźniejszego dla mieszkańców, w którym będą mogli oni atrakcyjnie i ciekawie spędzać czas. Liczę na to, że uda się stworzyć projekt i znaleźć finansowanie na stadion Gwardii. To są niestety ostatnie lata tak dużego dopływu unijnych pieniędzy do naszego kraju i wiele będzie zależało od mądrego ich spożytkowania.

Generalnie zakładam, że Koszalin będzie wciąż najlepszym miejscem do życia: zielonym, z wciąż najczystszym w Polsce powietrzem. Z mieszkańcami, którzy kochają swoje miasto i są z niego dumni.

svg%3E Temat z okładki