daria zawialow dziewczyna pop Przyjemności

Muzyczna grudniowa retrospekcja

Najnowsze albumy Spiętego, Darii Zawiałow i Korteza łączy fakt autobiograficznych treści i refleksji na nich zawartych – nagrania są przepuszczone przez filtr życia ich autorów. O ile Kortez nas trochę do tego przyzwyczaił, tak u Darii i Spiętego jest to coś nowego, zasługującego na szczególną uwagę.

Arkadiusz Wilman / Polskie Radio Koszalin

Spięty – Heartcore, 20 października, Mystic Production

svg%3E Przyjemności

Hubert „Spięty” Dobaczewski (kiedyś lider zespołu Lao Che) w moim prywatnym rankingu to jeden z najbardziej utalentowanych autorów tekstów w Polsce. Udowadnia to na swojej trzeciej solowej płycie pt. „Heartcore”. Jest to pierwszy album, na którym artysta stoi „nagi bez płaszczyka”, a licencja poetycka ustępuje miejsca raportowi ze stanu jego duszy. Na pierwszy rzut ucha nie brzmi to jednak optymistycznie: „Jestem kimś, kto nie wie kim jest”, Spięty identyfikuje się jako „osoba głęboko stęskniona za sobą”, gotowa być „równią pochyłą”. W jednym z wywiadów artysta powiedział, że ze względu na kaliber refleksji „Heartcore” to nie jest płyta dla ludzi młodych. Dywagacje na temat bezsilności, popełniania błędów, ludzkich ograniczeń są podobno związane ze zbliżającym się półwieczem życia Dobaczewskiego. Ja jednak widzę w nich głęboki uniwersalizm. „Jak byłem młody, jeszcze liczyłem, że zrozumiem / Dziś zrozumiałem, że żyć nie umiem i gówno rozumiem”. Zarówno reprezentanci pokolenia 20-30-40- jak i 50-latków ze względu na setki dróg i możliwości jakie proponuje świat często nie potrafią wybrać żadnej. A skoro żyjemy pierwszy raz, więc mamy prawo popełniać błędy. Przemyślanym podsumowaniem całości jest „Uproszczony Rachunek Sumienia”, w którym Spięty zauważa, że „I tak tu wszyscy żyją najlepiej jak umieją”, a „zawsze można zrobić źlej”. Danie sobie przyzwolenia na swoją kruchość, miałkość jest oczyszczające i resetujące. „Wolno mi być i nie umieć żyć / Wolno tu kimś takim być”. O to, to właśnie. Obcowanie z tym albumem może przynieść taki właśnie skutek.

Daria Zawiałow – Dziewczyna Pop, 20 października, Sony Music

svg%3E Przyjemności

Na antenach radiowych króluje właśnie singiel „Z Tobą na chacie” pochodzący z czwartego albumu koszalinianinki Darii Zawiałow „Dziewczyna Pop”. Podobnie jak w przypadku Spiętego, Daria na nowej płycie porzuca roli obserwatorki czy narratorki mechanizmów cudzego życia i zaczyna opowiadać swoje własne. Robi to oczywiście z airplay’owym potencjałem potwierdzonym już wcześniej letnim przebojem „Fifi Hollywood”. Album został podzielony na trzy rozdziały. Każdy z nich tworzą cztery utwory, towarzyszy im osobna historia i miejsce na mapie USA. Przystankami w tej koncepcji są Los Angeles, Nowy Jork, i bezkresna pustynia w pobliżu Arizony. Los Angeles jest spojrzeniem wstecz do czasów nastoletnich, Nowy Jork to rozdział o miłości i potrzebie stabilizacji, a pustynna przestrzeń to krzywe zwierciadło obaw i lęków muzycznej ambasadorki Koszalina. Moje serce skradła rozczulająca (chociaż i tak przebojowa) „Ballada o Niej” traktująca o rozstaniu Darii z jej zmarłą niedawną babcią – „Kto pogłaszcze mnie po głowie? / Kto mi powie, że wybrałam źle? / Czy słyszysz mnie kiedy płaczę? / Nie zakładam bocznych kółek” (…) „Co mam zrobić z wycinkami z gazet? / Nikt nie wierzył, ty wierzyłaś zawsze / Wiem, masz teraz dobrze się”. Wszystkie utwory, które stworzyły „Dziewczynę Pop” powstały we współpracy z Bartoszem Dziedzicem – producentem odpowiedzialnym za płyty m.in. Moniki Brodki, Dawida Podsiadło i Artura Rojka. Świetny, dojrzały emocjonalnie i muzycznie album.

Kortez – Naucz mnie tańczyć, 10 listopada, JazzBoy Records

svg%3E Przyjemności

Sześć lat fani Korteza musieli poczekać na jego nowe, pełne wydawnictwo. Był to czas, w którym artysta musiał zebrać się i poukładać na nowo. Emocjonalny ekshibicjonizm oraz sceniczna autentyczność, za które kochają go tysiące ludzi w pewnym momencie zaczęły prowadzić muzyka do autodestrukcji fizycznej i psychicznej. Kortez dzięki terapii i pracy nad sobą pokonał duszność mentalną i stanął pewniej na nogach. Nowy album zbudował z ośmiu wrażliwych, wypełnionych przepracowaną stratą, rozbudowanych orkiestrowo utworów. Słuchając nowych nagrań w okamgnieniu przeniesiemy się stąd do naszych relacji zakończonych fiaskiem. Do wszystkich chwil, które się nie wydarzyły, a mogły. Wersy takie jak „Zrób coś, żebym znowu poczuł / Dawno jestem pusty w środku / Zrób mi krzywdę / Zrań jak ona / Spraw, żebym choć raz zapomniał” czy „To co miało być na zawsze, rozpłynęło się jak dym” przepuszczone przez filtr wrażliwości Korteza gwarantuje moc poruszeń u odbiorców. To co jest kluczowe, to fakt, że w tych piosenkach usłyszymy emocje oswojone, akceptację stanu rzeczy, która pozwala iść dalej. Także aranżacyjnie i kompozycyjnie płyta „Naucz mnie tańczyć” to wyraźny krok naprzód w dyskografii Łukasza Federkiewicza. Wersja instrumentalna tego wydawnictwa również byłaby osobną, wartościową pozycją. Popływanie w basenie refleksji i wspomnień może być przyjemnym jesiennym rytuałem. Wiele osób właśnie tak traktuje twórczość Korteza. Jako łyżeczkę słonawej nostalgii do słodkiej herbaty z imbirem. Ja się cieszę, że prawdopodobnie w życiu prywatnym muzyk retrospektywne marzenia skutecznie zamienił na odczuwanie tu i teraz. To też dobry kierunek i przykład dla wszystkich kortezoholików.