izabela rogowska 2 Kultura

„Moralność pani Dulskiej” – smutna i niepokojąca

Niewiarygodne, że ten tekst powstał 117 lat temu, a nie stracił nic a nic na aktualności. Zmienić może się wszystko – światowy układ sił, technologia, świadomość, wiedza, obyczaje i obyczajowość – a natura człowieka pozostanie niezmienna. Przepyszną sprawą jest ta uniwersalność i aktualność dramatu Zapolskiej. Jadąc do Koszalina na premierę, przewertowałem media społecznościowe Bałtyckiego Teatru Dramatycznego. Zaskoczyły mnie fotografie Izabeli Rogowskiej z prób generalnych ukazujące klasyczną, kostiumową, wyperukowaną lub/i wyczesaną „tragifarsę kołtuńską”. Zestawienie tych zdjęć z dossier Pawła Szkotaka, znanego z odważnych, współczesnych realizacji, a także wielkich plenerowych widowisk (z Teatrem Biuro Podróży), wywołało spory dysonans. Nabrałem obaw, które szybko okazały się płonne. To tylko nieistotna dla znaczeń fasada, niczym ta w tekście, „kamienicy odnowionej na przyjazd cesarza”. Kluczem do zmiany znaczeń zawartych w dramacie Zapolskiej i jej nowego, świeżego odczytania okazał się… rytm.

Paweł Szkotak stworzył nieznaną w dotychczasowych interpretacjach atmosferę. Jego „Dulska” jest porażająco smutna, niepokojąca i celnie punktująca współczesne problemy. „Mieszczańskie” dialogi od blisko wieku wywołują salwy śmiechu wśród widowni. Tym razem przez większą część spektaklu niewidzialna dramatyczna linka między sceną a publicznością była nieustannie napięta. Przed premierą reżyser w wywiadach odwoływał się do estetyki dramatów Czechowa, faktycznie udało mu się ją przywołać.

Nie ma w tej osobliwej rodzinie zbyt wiele prawdziwych uczuć. Nie dziwi, że jej członkowie więcej ciepła znajdują w stojącym w rogu salonu piecu niż w emocjach. W gorące, kobiece ciała wtula się jedynie Zbyszko, a co z tego wynika, nie trzeba tłumaczyć. Tekst, wymowa, morał są powszechnie znane. Być może uwypukliła się dziś jeszcze bardziej siła pieniądza. Czy dziś wystawianie Dulskiej to jedynie swoista rywalizacja na oryginalność odczytania i „doprawienia” tym co aktualne? O rytmie i atmosferze była mowa. Gdzie jeszcze szukać interpretatorskiej interwencji?

Reżyser ciekawie (dosłownie) rozegrał dwie postaci – Dulską oraz Juliasiewiczową. Fabularnie i formalnie to swoisty pojedynek wyrazistych silnych kobiet i jednocześnie znakomitych aktorek. Odnoszę wrażenie, że we wcześniejszych „Moralnościach…” obie bohaterki nie stanowiły tak osobliwego, ale wyraźnego duetu (!). W pierwszej części w kołtuńskim maratonie pałeczkę dzierży Aniela, nie pozwalając krewnej na krok do przodu, ale kiedy później zrezygnowana Dulska praktycznie odpuszcza (zarzuca wtedy na plecy „żałobny” czarny pled), Juliasiewiczowa zaczyna swój przebiegły obyczajowy rajd. Obie napędzają akcję, obie rozgrywają poszczególne sceny i bohaterów, a przy okazji siebie nawzajem. Być może to przypadek, być może perfidia w budowie charakterów postaci, ale obie znakomicie wykorzystały w tym celu śmiech. Aniela rechocze z nieskrywaną wyższością, Maria (w tekście pada Mania) wydobywa z przepony coś diabolicznego. Znakomita jest scena, gdy obie siadają obok siebie, spożywając nalewkę, właśnie w śmiechu ulewając esencję temperamentów swoich postaci.

Obie kreacje to dojrzałe role, stworzone z niebywałą starannością, na co wskazują misternie dopieszczone niuanse charakterów (charakterków?) postaci. Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska i Beata Niedziela potwierdziły tu aktorską wirtuozerię.

Głębokie psychologiczne analizy towarzyszyły pracy nad kolejnym osobami dramatu. Adrianna Jendroszek stworzyła skupioną, ale kiedy trzeba kokieteryjną, a w finale odważną i roztropną Hankę. Dominika Mrozowska-Grobelna w poruszającym epizodzie sąsiadki, niedoszłej samobójczyni, pokazała dramat osamotnionej kobiety, pogrążanej w szaleństwie smutku. Tadrachowa, czyli matka chrzestna Hanki, w interpretacji Katarzyny Ulickiej-Pydy była pełna subtelnej i prostej dobroci, podszytej jednak pewną trzeźwą przebiegłością (w kontrze do trzeźwości – wytrawne sceny z udziałem naleweczki).

Bawiły i urzekały beztroska oraz spryt córek Dulskiej. W roli nabuzowanej hormonami, rezolutnej Hesi oglądaliśmy Bernadettę Bursztę, a rola Meli przypadła amatorce, związanej z koszalińskim Pałacem Młodzieży – Laurze Jankowskiej (jej zmienniczką jest Agnieszka Herman). Cóż za debiut! Brawo!

Jedyne męskie role – Felicjana i Zbyszka przypadły Piotrowi Krótkiemu i Karolowi Czarnowiczowi. Otoczeni siedmioma kobietami, próbowali walczyć o pozycję i siłę męskości. Bezskutecznie. Tu mowa o wartości merytorycznej dramatu, a nie wyrazistych kreacjach obu aktorów. Zarówno Zapolska i Szkotak wieszczą kryzys i katastrofę patriarchatu. Męska dominacja i siła sprawcza traci na znaczeniu… A może po prostu ma być po równo. Po co ta demonstracja, po co to wierzganie? Można razem?

Scena, w której z ust Felicjana pada słynne „A niech was wszyscy diabli”, została przez Pawła Szkotaka rozwinięta o porażającą sekwencję. Po wypowiedzeniu oczekiwanej przez publiczność frazy, Piotr Krótki nie dał szansy wybrzmieć oklaskom – chwycił krzesło, na które się wspiął na skraju sceny. Samobójstwo? Stryczek? Skądże! Aktor wysmarował twarz bielidłem i w rytm fragmentu arii z „Pajaców” Ruggero Leoncavalla soczyście się roześmiał. To właściwe jedna z dwóch interwencji Szkotaka w strukturę oryginalnego tekstu. Tak jak wiele zmieniło nadanie akcji innego rytmu czy czechowowskiej atmosfery, tak ta scena poraziła niespodziewanym przeobrażeniem znanej symboliki. Podobną siłę ma finałowa „mantra moralności”, skomponowana z najistotniejszych sekwencji tekstu Zapolskiej. Mało tego, pozwala Dulskiemu seniorowi wreszcie przemówić, więcej niż tylko jeden raz…

Na wyjątkowe uznanie zasługują efekty pracy scenografa i autora kostiumów. Wojciech Stefaniak stworzył wysmakowane wnętrze mieszczańskiego bogatego domu gdzieś we lwowskiej czy krakowskiej kamienicy. To secesyjna, ażurowa witryna, oddzielająca salon od reszty pomieszczeń, stylowe meble, wiernie zrekonstruowany kaflowy piec, a na ścianach freski nawiązujące do wielkich barokowych dzieł rodem z drezdeńskiej Galerii Starych Mistrzów. Urocze Putta sąsiadują ze sceną przedstawiającą Świętą Rodzinę. Zachwycają kostiumy projektu i wykonania Sylwestra Krupińskiego. To najprawdziwsze arcydzieła! Zdobne suknie, wysmakowane wzory, dopasowane dodatki. Dodatkowym atutem jest bardzo dobra reżyseria światła, wydobywająca zarówno z dekoracji jak kostiumów jeszcze więcej piękna.

Twórcy zdecydowali się na zmiany nazw własnych pojawiających się w utworze. Jest aptekarz ze Szczecinka, są też Bobolice, do których należałoby się ewakuować w przypadku wydania się krępujących faktów. Felicjan Dulski nie idzie na Wysoki Zamek (czy Kopiec Kościuszki), a na koszalińską Górę Chełmską. Pojawia się bardzo współczesny wątek – w oryginale gdy bohater „mijał” ulicę Teatyńską musiał przyspieszyć, bo „tunel rozbijają” albo „bo zaczepiają”. Tu pada „bo wiadukt się wali”, co jest nawiązaniem do zarejestrowanej przez liczne kamery kuriozalnej katastrofy budowlanej z 2021 roku. Wszystkie te gagi wywołały salwy śmiechu na widowni. Nie lubię takiego uwspółcześnienia, ale w przypadku tego utworu nie jest to wykroczeniem, bo przecież sama Zapolska stworzyła dwie wersje dramatu z akcją dziejącą się we Lwowie i w Krakowie. Przełknięte…

Reżyser podjął się muzycznego opracowania swojego przedstawienia. To jednak nie nowe kompozycje, ale cytaty z wielkiej muzyki – oratoryjnej i operowej. Zabrakło tym samym pewnego osobnego, indywidualnego charakteru tej przestrzeni, a przecież wiele momentów, choćby z najmłodszymi Dulskimi, takie możliwości daje. Pozostając przy dźwiękach: znaczącą i wymowną jest scena, w której Zbyszko muzycznie puentuje pewną sekwencję na pianinie… tyłkiem.

Jest jeszcze jedna scena, budząca mój sprzeciw. Jest zbyt prosta i oczywista. To jedna z dynamiczniejszych sekwencji kłótni Zbyszka z familią, w której odbywa się „pranie brudów”, niestety także dosłownie (wiklinowy kosz i biała bielizna). Zbyteczne.

„Moralność Pani Dulskiej” w reżyserii Pawła Szkotaka to ostania premiera sezonu w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym w Koszalinie. To także ostania premiera ustępującego dyrektora sceny – Zdzisława Derebeckiego. Udało mu się stworzyć w Koszalinie ważny teatralny ośrodek, który przez ostatnie dwie dekady zabierał głos w ważnych społecznie sprawach, niczego nie pomijając czy „zamiatając pod dywan”. Co najważniejsze – zabierał głos i był słuchany i słyszany! Udało się przez ten czas stworzyć znakomity, zgrany, choć kameralny, zespół aktorski. Ważną rolę dla budowy charakteru BTD odgrywa, inspirowany działającym w Koszalinie od 50 lat Festiwalem Debiutów Młodzi i Film, jego teatralny odpowiednik – mTeatr. Dyrektorze – niski ukłon i podziękowania za wspólny teatralny czas!

Moralność pani Dulskiej”
Premiera: 17 czerwca 2023 roku
Reżyseria i opracowanie muzyczne: Paweł Szkotak

Obsada: Bernadetta Burszta, Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska, Adrianna Jendroszek, Dominika Mrozowska-Grobelna, Beata Niedziela, Katarzyna Ulicka-Pyda, Piotr Krótki
Gościnnie: Laura Jankowska / Agnieszka Herman, Karol Czarnowicz
Inspicjent: Ania Borej
Scenografia: Wojciech Stefaniak
Kostiumy: Sylwester Krupiński