Ana Andrzejewska pod koniec ubiegłego roku uwspółcześniła i dała drugie życie wierszom Haliny Poświatowskiej, a Tomasz Makowiecki ze Skubasem w połowie lutego rozbili swoje skarbonki z emocjami. Do wszystkich trzech albumów warto zajrzeć.
Arkadiusz Wilman / Polskie Radio Koszalin
Ana Andrzejewska – Haśka, 14 grudnia, Echo Production
Pierwszy raz usłyszałem ją cztery lata temu za sprawą coveru utworu Taco Hemingwaya i Dawida Podsiadły “W piątki leżę w wannie”. Od razu polubiłem delikatność i lekkość jej głosu. Ana Andrzejewska nie jest kolejną artystką próbującą zaznaczyć swoją obecność na scenie alternatywnej projektując własny kolaż twórczości i wizerunku (w selektywnym połączeniu) Katarzyny Nosowskiej, Meli Koteluk i Darii Zawiałow. Zaprezentowana w grudniu płyta “Haśka” to siedem utworów stworzonych do poezji Haliny Poświatowskiej. Artystka sięgnęła po twórczość autorki słynnych liryków miłosnych, w czasie gdy czuła się zagubiona, nie potrafiła nazwać swoich emocji. Jak mówi, przy tych wierszach poczuła ulgę, zaprzyjaźniła się z nimi – poezja pozwoliła się jej otworzyć, pomogła opuścić własny wstyd. Wszystkie kompozycje powstały we współpracy z raperem i producentem Mateuszem Hulbójem (Meek, Oh Why?). Są to porozciągane, pulsujące, elektroniczne dźwięki. Głębia minimalistycznego brzmienia pozwala słowom podróżować w głąb duszy słuchacza. Muzyka w tym przypadku stanowi tło, ale buduje także bezpieczną strefę komfortu do takich wycieczek. Poezja Poświatowskiej przepuszczona przez filtr wrażliwości Andrzejewskiej w połączeniu z kompozycjami Hulbója to majstersztyk. Na utwór pierwszego kontaktu rekomenduję “Pocałunki” do słów wiersza “W jadowitym brzęku”. Za każdym razem mam dreszcze przy zapętlonej sekwencji „w pocałunki ubrana, jak drzewo w krople rosnę”.

Tomasz Makowiecki – Bailando, 15 lutego, Universal Music Polska
Tomasz Makowiecki ma czterdzieści lat na karku oraz twórczą nieśpieszność wpisaną w muzyczne DNA. Ten wokalista, producent i autor tekstów jest obecny na scenie od 2001 roku – swoją ostatnią płytę pt. “Moizm” opublikował ponad 10 lat temu. “Bailando” to jego najnowszy solowy album zawieszony pomiędzy dwoma miastami – Sopotem i Warszawą. Znaczna część zawartości powstawała w pociągu, podczas podróży między tymi miejscowościami. Miejski dysonans poznawczy znajduje odzwierciedlenie w tekstach. Uosobieniem trudów, następstw oraz obserwacji życia w dużej aglomeracji jest chęć rezygnacji z uczestnictwa “w tym zbiorowym rechocie”. W miejscu, gdzie “w niespokojnej okolicy nikt nie chce się uspokoić”. Remedium na to staje się “spacerowanie przez Sopot na palcach” i “szukanie miejsc niezamieszkanych”. Makowiecki wyznaje, że tworzenie tej płyty bywało okupione depresyjnymi stanami, ale proces i droga, którą przeszedł, były tego warte. Tytuł wydawnictwa jest przekorny, ironiczny. “Bailando” to zachęta do tańca. W rzeczywistości mediów społecznościowych, w której pierwsze dwie sekundy decydują o tym, czy odbiorca nie przescrolluje treści dalej, “Bailando” Tomka Makowieckiego to suplement diety na przebodźcowanie światem i następstwa chronicznego rozproszenia. Na trzy kwadranse przechodźmy w stan offline. Idziemy na spacer bez telefonu, ubrani w “sweter wydziergany z koronki ulic”, patrząc wstecz i myśląc retrospektywnie o “pilnowaniu naszych zamków z piasku – by nie znikły gdzieś wśród fal”.
Skubas – W ogień, 16 lutego, Kayax
“Jeśli ktoś nie boi się śmierci, to skacze prosto w miłość” – takie słowa usłyszałem od Skubasa podczas krótkiej rozmowy przed premierą jego czwartej płyty pt. “W ogień”. Jest to album o rozmaitych odcieniach miłości. Tym, co wyróżnia najnowsze wydawnictwo względem wcześniejszych trzech krążków, to szybsze, bardziej energiczne brzmienie większości utworów. Skubas tanecznym krokiem wychodzi z przeszłości, która w niektórych aspektach przypomina więzienie – artysta nie chce się już bać. Patrzy z dystansu, czuje się bezpiecznie, ale o wszystkim co się wydarzyło, opowiada w charakterystyczny dla siebie sposób. Znakiem rozpoznawczym Skubasa jest wyważony męski sentymentalizm pozbawiony naiwnej ckliwości. Wzruszenie na szorstkim policzku wywoła “Jedyny syn” – muzyczny dialog z nieżyjącym ojcem. “Im bliżej do ciebie, tym mocniej wieje wiatr / nie wiem gdzie jesteś, zgubiłem znowu szlak (…) Byłeś mi drogą w oparach rannej mgły / stoi przed tobą, twój jedyny syn”. Na płycie “W ogień” nie zabrakło gości – są nimi Dawid Tyszkowski, duet Kwiat Jabłoni i Krzysztof Zalewski. Tego ostatniego słyszymy w piosence “Rdza”, poświęconej pamięci Macieja Berbeki, himalaisty, który zginął w 2013 roku w pobliżu szczytu Broad Peak. Warto podkreślić, że Skubas nie tylko zaśpiewał, ale też sam zagrał na większości instrumentów słyszanych na albumie. W muzycznej produkcji pomagał mu Tomasz “Buslav” Busławski, a przy tekstach Jakub Węgrzyn. W całości wyszło świetnie, już czwarty raz.