11 P1190138 Ludzie

„Nastolatki lubią, gdy ich się słucha”. Rozmowa z Iwoną Jasińską, nauczycielką i twórczynią internetową.

svg%3E Ludzie

Mówi się na nich pokolenie Z, choć po piętach depczą im roczniki alpha, czyli te urodzone po 2010 roku. Nastolatki, dla starszych pokoleń – niewiadoma. Mówią skrótami, są nadwrażliwi, ich cały świat, to wirtualna rzeczywistość. Nie tak łatwo ich zrozumieć, choć przecież byliśmy tacy sami. Iwona Jasińska jest mamą nastoletnich bliźniąt oraz nauczycielką języka angielskiego i terapeutą pedagogicznym w koszalińskim Technikum Ekonomicznym. Jej konto na Instagramie „Być bliżej nastolatków” pokazuje sens i głębię dojrzewania młodych ludzi, a rodzicom pomaga zaleźć drogę do zrozumienia swoich dzieci.

– „Czytasz” nastolatki, czyli posiadasz umiejętność, o której spora część rodziców, nawet tych obecnych w życiu swoich pociech, marzy. Co było tym impulsem, który wyczulił cię właśnie na tą kategorię wiekową?

– Zaczęłam moje internetowe wpisy od czegoś zupełnie innego, bo od angielskiego. Szybko jednak zaczęłam pisać o tym, co rzeczywiście najbardziej mnie interesuje – o młodzieży. Złożyło się na to kilka spraw. Przede wszystkim miałam 14-letnie doświadczenie w pracy z młodzieżą w gimnazjum. Pracy, z której czerpałam wiele satysfakcji. Później była praca w szkole średniej, gdzie młodzi stawali się już prawie dorosłymi, przy czym ich wrażliwość  nie malała. Zdarzało się prawie zawsze, że po zebraniu klasowym rodzice chcieli ze mną rozmawiać o swoich dzieciach. Uczciwie mówiłam, że nie mam ku temu psychologicznego wykształcenia, aby dawać im specjalistyczne rady, ale zazwyczaj chodziło o tak zwane „wygadanie się”. Chcieli po prostu podzielić się tym, z czym wydawało im się, że są sami. Żadnych rad – tylko uważny słuchacz, chwila zrozumienia.

Z czasem zauważyłam, że problemy rodziców nastolatków po prostu powtarzają się i zaczęłam czytać. Zainteresowałam się „językiem żyrafy” NVC i neurodydaktyką w ujęciu doktora Kaczmarzyka. Zaczęłam jeździć na szkolenia organizowane przez autorów przeczytanych książek, które wyjaśniały to, co dzieje się z nastolatkami. Poznawałam tajniki działania mózgu nastolatka, przyczyny zmian zachowania dzieci zaczynającej dojrzewać. Aż w końcu wszystko to jak w soczewce zaczęłam obserwować na własnych nastoletnich pociechach i miałam okazję przekonać się, że to, o czym czytałam działa.

Chyba zawsze byłam czuła na otoczenie, a studiowanie fachowej literatury pozwoliło mi ukierunkować i wyjaśnić to z czym stykałam się na co dzień w pracy. Szybko zorientowałam się, że poznane „techniki” czy „narzędzia” działają. Miałam to szczęście zgłębić wiedzę o nastolatkach zanim moje własne dzieci osiągnęły ten wiek. Zauważyłam, że przy odpowiednim nastawieniu można zdobyć zaufanie zarówno dojrzewających dzieci, jak i rodziców nastolatków, będąc czasem pomostem w tych relacjach. Zaczęłam dzielić się na Instagramie tym, co sama zgłębiałam latami. Dojrzewanie nastolatka to też dojrzewanie rodzica.

– Jaka twoim zdaniem jest współczesna młodzież?

– Na pewno bardzo wrażliwa, ale taką wrażliwością, której nie znamy, bo nienasączoną traumą dotyczą całego pokolenia. Bywają czuli i delikatni w sprawach, które moi szkolni koledzy i koleżanki mieli za zwyczajność. Dają się też zaciekawić, poprowadzić, ale musi być to coś, w czym oni widzą sens.

Dużą radość sprawia mi praca na przedmiotach, na których młodzież uczy się zawodu. Większość uczniów technikum naprawdę wie, po co jest w danej klasie i jakie realnie będzie miała korzyści opanowując dany materiał. Uczą się wtedy z przekonaniem, a dla mnie, jako nauczyciela to ogromna wartość. Potrafią dostrzegać i doceniać. Są odważni w wypowiadaniu swojego osądu. Stawiają siebie na pierwszym miejscu, a my dorośli musimy się tego dopiero uczyć. Możemy też uczyć się tej umiejętności od nich. Podobnie jak marzenia o wielkich rzeczach – w tym są niesamowici.

Chcą też być wysłuchani i chcą być dla nas ważni i właśnie z tym jako dorośli mamy zdaje się największy problem.

Nikt nie naucza, jak być matką i ojcem, na co być wyczulonym, a może nawet powiem mocniej, czy w ogóle nadaję się na rodzica. W zasadzie wszystkiego dowiadujemy się post factum. My dorośli zapominamy, jak to było, gdy byliśmy młodzi. Co było dla nas ważne, a co zupełnie bez znaczenia. Poza szkołą w tym młodzieńczym koktajlu miesza się także akceptacja grupy rówieśniczej, pierwsze miłości, przyjaźnie i pierwsze zawody. Do tego gdzieś pod skórą dochodzi myślenie o tym, co to będzie po skończeniu szkoły, oczekiwania rodziców, rodziny i często rozbieżne myślenie o tym, co tak naprawdę jest szczęściem.

Współczesnej młodzieży nie jest łatwo odnaleźć siebie w gąszczu swoich nadziei, oczekiwań rodziców i internetowych obrazów, z którymi się porównują.

– Jak twoje dzieci i młodzież, którą uczysz reaguje na twoje wpisy w internecie?

– Moje dzieci kiedyś zdecydowały, że chcą być anonimowe w przestrzeni internetowej. Szanuję ich decyzję. Jeśli więc chcę zamieścić coś o nich czy udostępnić zdjęcie z ich wizerunkiem, nawet takim nieidentyfikującym, to zawsze pytam o zgodę. Czasem się nie zgadzają; wtedy nie publikuję danego materiału. A jeśli chodzi o treść, to mamy w domu klimat wspierający, więc przeważnie nie komentują tego, co tworzę. Czasem gdy córka zajrzy, przeczyta i chce wymienić na dany temat kilka zdań, to oczywiście ma to miejsce, ale mogę zaryzykować stwierdzenie, że tę przestrzeń dzieci pozostawiły mnie.

Uczniowie, wiem, że niektórzy czytają, czasem nawet chcą o coś zapytać lub podrążyć poruszane akurat zagadnienie. Jeśli mamy na to przestrzeń w szkole, mówię gdy jestem gotowa na rozmowę. Bywa jednak że odbywa się ona poza szkolnym korytarzem – najczęściej na Messengerze, wieczorkiem. Młodzi mają ciekawe spostrzeżenia, są kreatywni w gospodarowaniu czasem i energią (śmiech), a i mnie obserwacja ich codzienności daje paliwa do pisania.

– Bywają trudne tematy?

– Zdecydowanie tak. Im młodsze dziecko, tym większe zainteresowanie rodziców. Później bywa różnie. W szkole średniej, na ostatnim zebraniu śródrocznym było w mojej klasie zaledwie troje rodziców. Wpływ rodzica na zachowanie nastolatka zmniejsza się z każdym rokiem. Jesper Juul w swojej książce „Nastolatki. Kiedy kończy się wychowanie?” pisze dosadnie, że po 14. roku życia dziecko może jedynie „wziąć pod uwagę” zdanie rodzica. Wierzę w duży wpływ „obcego dorosłego” na młodzież. Moje dorastające dzieci czasami czerpią pocieszenie czy mądrość z rozmów ze swoimi nauczycielami, członkami dalszej rodziny lub rodzicami rówieśników i to jest piękne.

Sama często rozmawiam z młodzieżą i widzę, jak bardzo ważne jest dla nich zainteresowanie, szczególnie tych bliskich dorosłych, takie bez oceniania, bez wygórowanych wymagań – czysta obecność i bliskość emocjonalna.

Są też bardzo trudne sytuacje, a zdarzyło się ich kilka, kiedy młodzież powierza mi bardzo trudne osobiste problemy. Było też tak, że poznałam bardzo ciężką sytuację ucznia w domu, obserwowałam go w szkole, a potem wiedziałam, że musiał do tego domu wrócić i jego/jej trudne dzieciństwo tam właśnie ma swój dalszy ciąg każdego dnia.

Czasem też –  jak to mówię na własny użytek – jestem kontenerem, czyli kimś do kogo uczeń wrzuca swoje myśli, zdania, historie – niekoniecznie chcąc zrobić z nimi coś więcej. Jestem wówczas aktywnym słuchaczem, a później jedyne, co można z tym zrobić, to puścić oko w odpowiedniej sytuacji. Taka rozmowa może rozładować emocje nastolatka, rozwiązać problem czy dylemat, bo wypowiedziana na głos zagwozdka, odpowiedź na własne pytanie, same często przynoszą rozwiązanie.

svg%3E Ludzie

– A jak ty radzisz sobie z takim obciążeniem?

– Przede wszystkim staram się wietrzyć głowę podczas spacerów z psem i w otoczeniu przyrody, ale nie zawsze to pomaga. Na szczęście mam w pracy krąg nauczycieli, z którymi mogę przegadać „trudne sprawy”. Pytam, co myślą na ten temat, co warto zrobić, często bez używania personaliów, aby z jednej strony nie obciążać moich koleżanek, a z drugiej strony być lojalnym wobec swoich uczniów.

Są też sytuacje, kiedy uczniowie proszą, abym na pewno nikomu o naszych rozmowach nie mówiła – wówczas najważniejsze jest nasze wzajemne zaufanie. Noszę wtedy w sobie te historie, a czasami zapisuję je w specjalnym zeszycie, co pozwala mi pozbyć się brzemienia, jakim jest dźwiganie ciężaru sekretu.

– W swoich wpisach przyznajesz, że nie wszystko w oświacie jest tak jak powinno. Ja z pozycji rodzica również czasem postrzegam nauczycieli jako kogoś po przeciwnej stronie. Jaki powinien być twoim zdaniem nauczyciel i jaka jest jego rola?

– Moim zdaniem nauczyciel powinien zawsze stać po stronie ucznia, wspierać jego rozwój biorąc pod uwagę potrzeby i możliwości młodego człowieka. Inaczej to nie ma sensu. Moja misja jako nauczyciela polega na byciu przewodnikiem, wsparciem, kimś kto kroczy obok, pokazuje różne drogi i nadaje sens temu, czego w szkole można się nauczyć. Ale w szkołach bywa różnie.

 Każdy nauczyciel ma inny bagaż doświadczeń i inne osobiste zasoby. Zdarza się, że nauczyciele narzekają, mają „krótkie nerwy”. Jeśli jednak ktoś ma np. swoje kłopoty domowe, chorobę itd. to ma zdecydowanie ograniczone zasoby, którymi nie sposób dzielić się jeszcze z uczniami. Trudno jest dawać coś, czego się nie ma.

Dla mnie w momencie kryzysu, po dziesięciu latach pracy w szkole, przełomowy był udział w warsztatach w Toruniu z dr Marzeną Żylińską z Budzącej się Szkoły. Zauważyłam wtedy, że jest wiele warstw ukrytej przemocy w tzw. systemie. Rozumiejąc lepiej całą sytuację, mogłam świadomie przestać brać w tym udział. Natomiast wyjazd do Zduńskiej Woli na konferencję „Empatyczna Edukacja, Empatyczna Polska” u Ani Szulc pozwolił mi zrozumieć, że można działać inaczej nawet w systemowej szkole.  Ania sama jest wspaniałym przykładem tego, że „da się”.

Widzę w byciu nauczycielką wiele plusów. Jestem nieustannie w młodym, inspirującym otoczeniu. To taki mój osobisty eliksir młodości (śmiech). Wspaniałym profitem są wolne wakacje czy ferie. Niekiedy nauczyciele narzekają, że są ciągle w pracy, jako że w domu muszą sprawdzać prace domowe czy sprawdziany. Ja widzę to tak, że swoją „teczkę grozy” – jak nazywam torbę ze sprawdzianami – otwieram w dogodnym momencie, czasem jest to wieczór, czasem pora po obiedzie, czasem kolejny dzień. Mam dowolność i to sobie w tej pracy bardzo cenię.

Podobne podejście można mieć w realizowaniu lekcji. Realizuję podstawę programową, a nie podręczniki. Nie zawsze trzeba iść sztampą i przez dziesiątki lat przeprowadzać lekcje w ten sam sposób. Można świetnie się bawić wychodząc poza strefę komfortu, eksperymentując, szukając nowych źródeł inspiracji, włączając uczniów w proces podejmowania decyzji itd. Tak naprawdę właśnie to daje mi masę satysfakcji.

– Jak myślisz jakimi dorosłymi będą współczesne nastolatki?

– Chcę myśleć, że współczesne nastolatki będą świadomymi swoich potrzeb dorosłymi, wiedzącymi, że odpowiedzialność za zaspokojenie własnych potrzeb leży po ich stronie. Że to nowe pokolenie będzie brało w swoje ręce realizację wyznaczanych sobie samemu celów. Że będzie żyć w zgodzie ze sobą, budować zdrowe związki i relacje.

Wielu obecnych czterdziestoparolatków zatraciło swoją autentyczność na rzecz dopasowania się i spełniania oczekiwań innych ludzi. Większość z nas chciałaby wychować dzieci, które będą miały odwagę sięgnąć po marzenia i szczęście, nie płacąc ceny, którą my zapłaciliśmy. Szukamy, czytamy, słuchamy. I w tym właśnie ma wspierać rodziców konto ig   być_blizej_nastolatkow.