Mimo, że przez pierwsze powojenne lata Koszalin leżał w gruzach, panowała powszechna bieda, a niemal wszystko było na kartki, mieszkańcy miasta tłumnie bawili się na licznych zabawach i potańcówkach.
W 1946 r. powojenna Europa przypominała wielkie cmentarzysko. W gruzach leżały całe miasta, a miliony ludzi zginęły lub potraciły swoich najbliższych i swoje domy. Mimo to społeczeństwa ogarnęło coś, co Harald Jähner opisujący powojenne Niemcy nazwał „szałem tańca”. Wśród ruin Monachium, Berlina czy Kolonii, w przepełnionych knajpkach urządzonych w piwnicach zniszczonych domów, ci którzy przeżyli bombardowania bawili się niemal każdego wieczora. Podobnie było w zrujnowanej Warszawie, Gdańsku i Wrocławiu – opisując ten fenomen, „Słowo Polskie” z 1947 r. pisało, że „trzeba odtańczyć lata wojny”. Nie inaczej było w Koszalinie. Świadectwem tego zjawiska są zachowane przechowywane w tutejszym Archiwum Państwowym ulotki, afisze i plakaty z lat 1945 – 1947, a także egzemplarze wydawanej tu od września 1945 roku pierwszej polskiej gazety: „Wiadomości Koszalińskich”.
Zabawa taneczna za znoje tygodnia
Śródmieście było najbardziej zniszczoną dzielnicą Koszalina. Przez pierwsze powojenne miesiące wysadzano w powietrze grożące zawaleniem budynki, zamieniając je w kolejne sterty gruzów, których usuwanie rozłożono na wiele lat. Warunki pracy były prymitywne – przy braku ciężkiego sprzętu i rąk do pracy, około 80 tysięcy metrów sześciennych gruzu wywożono w ramach czynów społecznych do 1954 r. Brakowało mieszkań, więc gnieżdżono się w ciasnocie po kilka rodzin. Niemal wszystko, poczynając od żywności, poprzez tkaniny ubraniowe i pościelowe, skończywszy na butach, było na kartki. Normą były przerwy w dostawie prądu, gazu, wody i opału. Traumy wojny i trudy życia mieszkańcy starali się rekompensować zabawą. W ocalałych budynkach jak grzyby po deszczu pojawiały się kawiarnie i restauracje, które ściągały gości organizując zabawy i potańcówki. Zachowana reklama z września 1945 r. informowała, że przy ul. Kaszubskiej 17a „w pobliżu gmachu PPR otwarto jedyny rozrywkowy Bar-Dancing Alhambra, który znajduje się w ogrodzie Allaha”. Rok później lokal działał jako kawiarnia artystyczna „Ustronie”, organizując codziennie (!) dancingi trwające do rana, w soboty i niedziele połączone z zabawami. Właściciel zapewniał obficie zaopatrzony bufet, wymieniając na afiszach „największy wybór win, likierów, coctaile, coblesy, flipsy, mazagrany i kuchnię po warszawsku”. Do tańca przygrywały „pierwszorzędne siły muzyczne”, na które składały się orkiestra kolejowa i kwartet muzyków warszawskich pod kierunkiem Stanisława Chilchera (późniejszego skrzypka Koszalińskiej Orkiestry Symfonicznej).
W tym samym miesiącu przy ul. Kościuszki 23, w dawnej Schützengarten, należącej przed wojną do koszalińskiej Schützenverein (Gildii Strzeleckiej), uroczyście otwarto restaurację Strzelnica. W ogłoszeniu zamieszczonym w „Wiadomościach Koszalińskich” właściciel „upraszał Szanowne Obywatelstwo o poparcie”, zapewniając o wyborowym bufecie i kuchni przy umiarkowanych cenach, oraz zapowiadał „wieczorek towarzyski na sali, która jest największą w mieście”. Strzelnica również organizowała codzienne dancingi od godziny 18.00, a w niedziele od 15.00. Muzykę zapewniała „stała orkiestra jazzowa” lub „świetna orkiestra akordionistów” pod kierunkiem akordionisty Dudzika. Na afiszach podkreślano, że muzycy występują „z mikrofonem”, a także reklamowano coś w rodzaju ówczesnego karaoke informując, że „każdy Obywatel ma możność śpiewania i mówienia do Mikrofonu zainstalowanego w moim lokalu”.
Zdarzało się, że w Strzelnicy gościnnie występowała Orkiestra Kawiarni Bałtyckiej. Był to trzeci popularny koszaliński lokal rozrywkowy, który otwarto 7 października 1945 r. w ocalałej, dziś nieistniejącej kamienicy przy ul. 1 Maja 2. Zamieszczona na planie miasta z 1946 r. reklama kusiła, że „tylko w Kawiarni Bałtyckiej możesz się beztrosko i wesoło zabawić” na codziennych dancingach. Gospodarz zapewniał wódki, wina, likery oraz „obficie zaopatrzony” ciepły i zimny bufet. Kawiarnia starała się zapewnić wysoki poziom muzyczny, angażując m.in. „quintet muzyczny w obsadzie czołowych muzyków poznańskich, solistów popularnego zespołu jazzowego Góralczyka” oraz „przebojowy quartet koncertowo-dancingowy pod dyrekcją znanego skrzypka Stanisława Czyżykowskiego”.
Koszalinian mieszkających z dala od centrum zapraszał właściciel lokalu mieszczącego się w dawnej restauracji Bürgergarten na Rokosowie, której nazwa została spolszczona. Reklama zamieszczona w październiku 1945 r. w Wiadomościach Koszalińskich kusiła: „Wielką nagrodą za znoje tygodnia jest zabawa taneczna w Ogrodzie Obywatelskim w Rogaczewie”. Latem, w każdą niedzielę można było tam tańczyć w ogrodzie na deptaku. Muzykę zapewniał „znakomity zespół muzyków poznańskich pod kierunkiem wiolinisty ob. Ostrowskiego. Bufet był również „obfity”.
Karnawałowe szaleństwa
W karnawale ilość zabaw tanecznych jeszcze wzrastała. Organizowały je m.in. związki zawodowe i stowarzyszenia (np. Koło Pocztowców PPS, Związek Zawodowy Pracowników Kinofikacji, Rada Kobiet przy Powiatowej Radzie Związków Zawodowych, Polski Związek Byłych Więźniów Politycznych Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych, Towarzystwo Przyjaciół Żołnierza oraz Organizacja Młodzieży Towarzystwa Uniwersytetów Robotniczych). Zabawy organizowała również Opieka Społeczna, Straż Pożarna, pracownicy Więzienia Karno-Śledczego, szpitala, a także Komisariat Miejski MO. Imprezy były otwarte dla wszystkich, wstęp często – jak pisano – „minimalny”, a dochód przeznaczano na statutowe cele organizatorów, „radiofonizację” świetlic wojskowych lub – jak w wypadku strażaków – na zakup sprzętu pożarniczego. Organizatorzy podpisani jako „Komitet zabawowy” starali się zapewnić wszelkie możliwe luksusy, do których należały przede wszystkim udekorowana w serpentyny i konfetti sala „ogrzana i zaopatrzona w miejsca siedzące, doborową orkiestrę, obfity bufet i przystępne ceny”. Atrakcjami były loterie fantowe, wybory „Królowej i Króla piękności”, występy komika lub karykaturzysty. Oprócz kawiarni i restauracji bale karnawałowe organizowano wszędzie tam, gdzie pozwalała na to ilość miejsca, a więc w siedzibie ówczesnego Teatru Miejskiego (obecny budynek CK105), w salach Polskiego Czerwonego Krzyża przy ul. Wjazdowej 6 (obecnie ul. Dworcowa), a także w auli szkoły powszechnej nr 1 (obecnie Sportowa Szkoła Podstawowa nr 1 im. Polskich Olimpijczyków).
Nie zachowały się opisy ówczesnych karnawałowych szaleństw, ale najprawdopodobniej te zabawy były podobne do „Balu Prasy”, zorganizowanego we wrześniu 1945 r. przez Związek Dziennikarzy R.P. na okręg Pomorze Zachodnie. Było to wówczas wielkie wydarzenie towarzyskie. Choć chętnych było dużo więcej, ilość osób ograniczono do 500 gości, „ażeby była to zabawa, a nie podróż zatłoczonym tramwajem”. Zapewniono również, że dzięki temu „nie trzeba będzie dokonywać ewolucji na jednej nodze, co weszło w zwyczaj na dotychczasowych zabawach.” Bal miała uświetnić „obecność najpopularniejszych postaci Koszalina” wśród których był pełnomocnik Rządu R.P. na Pomorze Zachodnie Leonard Borkowicz, dowódca stacjonującej w Koszalinie I Warszawskiej Dywizji Kawalerii gen. Więckowski, przedstawiciele Armii Czerwonej, a także miejscy urzędnicy z burmistrzem Mikołajczakiem na czele. Nie stawiano wymagań co do strojów; mimo to przed balem dziennikarz „Wiadomości Koszalińskich” martwił się, że redakcja posiada tylko jedną kamizelkę frakową na cztery osoby. Miał jednak nadzieję, że skończy się na wersji „co masz, to wkładaj”.
Salę udekorowano karykaturami przedstawiającymi obecnych na balu dygnitarzy. Ich autorem był poznański artysta malarz, a jednocześnie pracownik wydziału informacji i propagandy Stanisław Kuglin, który nawiasem mówiąc trzy miesiące wcześniej wchodził w skład komisji dokonującej zmian nazewnictwa koszalińskich ulic z niemieckich na polskie. Do tańca grały dwie orkiestry (ZWM i orkiestra jazzowa Warszawskiej Dywizji Kawalerii). Mimo systemu kartkowego przygotowano 5000 kanapek, 2000 ciastek, 30 tortów, 500 sałatek, 10 tys. butelek wody sodowej („zamiast szampana”) i 100 litrów wódki. Bal prowadziło czterech wodzirejów, tańczono „walce, fox-trotty, slov-foxy, tanga, walce angielskie i kujawiaki”. W trakcie zabawy wybrano najlepiej tańczącą parę oraz najładniejszą koszaliniankę. Porządku pilnowała przy drzwiach wejściowych milicja z bronią automatyczną. Bal trwał do rana, a dochód z niego przeznaczono na cele oświatowe.
Takie zabawy i infomujące o nich afisze zniknęły pod koniec lat 40., gdy komunistyczne władze wprowadziły politykę nazwaną „bitwą o handel”, mającą wyeliminować prywatną przedsiębiorczość. Dotychczasowe kawiarnie i restauracje „uspołeczniono”, zmieniając w placówki zbiorowego żywienia zrzeszone w miejskie przedsiębiorstwo Koszalińskie Zakłady Gastronomiczne. Muzyka jazzowa jako pochodząca z imperialistycznej Ameryki stała się ideologicznie wroga i musiała ustąpić pieśniom masowym. Normalność zaczęła powracać dopiero w 1955 r.