370218351 1086633139354445 3047793550025809552 n Ludzie

W nurcie chrześcijańskiego przebudzenia

Fot. Wojciech Gajewski (arch. prywatne)

Po raz pierwszy obchodzono je w roku 1667 w Saksonii. Święto Reformacji upamiętnia początek odnowy Kościoła zachodniego, której symbolem stało się ogłoszenie 31 października 1517 roku w Wittenberdze słynnych 95 tez Marcina Lutra. Obchodzone jest przez różne wspólnoty protestanckie, główne powstałe już w XVI wieku, ale także ukształtowane później – m.in. „młode” Kościoły ewangelikalne. Rozmawiamy o tym z prof. Wojciechem Gajewskim, gdańskim historykiem i religioznawcą, a jednocześnie pastorem Kościoła Zielonoświątkowego we Fromborku, który będzie gościem okolicznościowego spotkania w Koszalińskiej Bibliotece Publicznej we wtorek 31 października br.

svg%3E Ludzie

– Święto Reformacji czy Pamiątka Reformacji? Które określenie jest właściwe?

– Jedno i drugie, choć trudno mówić o świętowaniu, kiedy wspominamy rozłam Kościoła. Mówimy więc często „pamiątka Reformacji”, bo to święto o charakterze wspominkowym.

– Przeciętnemu Polakowi reformacja kojarzy się zazwyczaj z luteranizmem, kalwinizmem albo z anglikanami. Jednak jej nurtów jest znacznie więcej.

– Protestantyzm liczy sobie już 500 lat. Jego dzieje wiążą się z różnymi tradycjami. Najwcześniejsza postać to luteranie, w Polsce znani pod nazwą Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Na świecie jest około 80 mln wiernych różnych kościołów należących do tej tradycji. Drugą grupę stanowią wierni należący do tradycji Ewangelicko-Reformowanej, której jednym z głównych przedstawicieli był Jan Kalwin, ale też Ulrych Zwingli i Jan Łaski. Z trzeciej tradycji, anglikańskiej, wyłoniła się rodzina kościołów metodystycznych. Jest jednak czwarta, największa grupa kościołów protestanckich, określana mianem ewangelikalnych lub ewangelicznych. Do tej tradycji należy bardzo wiele różnych wspólnot od anabaptystycznych po zielonoświątkowe, czyli pentekostalne.

– Zielonoświątkowcy nie są u nas chyba za bardzo znani.

– Ruch zielonoświątkowy nie jest jednorodnym Kościołem. Najlepiej charakteryzuje go rzeczywiście słowo „ruch” – zróżnicowany pod kątem organizacyjnym, związany z pewnymi zjawiskami –charyzmatami. Jest to konglomerat różnorodnych grup, które włączają się w ten nurt wywodząc swoje korzenie z różnych środowisk protestanckich, tradycji katolickiej czy nawet prawosławnej.

svg%3E Ludzie

– Mamy do czynienia z konglomeratem zdumiewająco bogatym. Ostrożnie licząc, jest to na świecie 600 mln wyznawców, co mało kto sobie uświadamia.

– Takie są dane oficjalnie. Wiarygodne, bo potwierdzane między innymi przez źródła watykańskie. W Polsce też mamy nie jeden, a kilkanaście Kościołów, które wiążą się ze zjawiskiem pentekostalizmu. Pentekostalizm zaś, ruch pentekostalny, to nazwa obowiązująca na świecie a nawiązująca do żydowskiego święta pentekoste, czyli pięćdziesiątnicy. W Polsce używamy terminu „zielonoświątkowcy”, ale to dlatego, że w polskiej tradycji katolickiej święto Zesłania Ducha Świętego nosiło oryginalną, nigdzie indziej niespotykaną nazwę Zielonych Świąt.

– Ruch jest stosunkowo młody, ma trochę ponad 100 lat. Dlaczego się pojawił? Z czego wyniknęła potrzeba wyróżnienia się jakiejś grupy ludzi od reszty protestantów?

– Korzenie ruchu odnajdziemy w protestantyzmie amerykańskim, chociaż rozwijał się on też w innych miejscach na świecie. Żeby dobrze go zrozumieć, trzeba wiedzieć, że kultura religijna w Ameryce, a w szczególności w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej zaraz po ich powstaniu, rozwijała się na gruncie „przebudzeń”. To jest termin techniczny, używany przez historyków Kościoła. Tzw. wielkie przebudzenia zdarzały się jeszcze w wieku XVIII, kilka takich zjawisk pojawiło się w wieku XIX. Kultura amerykańska miała ten oryginalny charakter, że cyklicznie przychodziły tam okresy bardzo intensywnego zainteresowania kwestiami wiary. To wyglądało trochę jak erupcja wulkanu: co jakiś czas wulkan wybuchał i niósł z sobą ogień ożywiający dusze i umysły ludzi, pojawiało się dużo nabożeństw, wzrastała pobożność. W USA kilka takich przebudzeń w wieku XIX doprowadziło do powstania (głównie wśród metodystów) nurtu, który nazywał się Holiness Movement, ruch uświęceniowy. Kładł on nacisk na rozwój pobożności. W ramach tego metodystycznego Holiness Movement rodzi się pod koniec XIX lub na początku XX wieku (różnie badacze ustanawiają te daty) ruch zielonoświątkowy: czyli wzrost nabożeństw o charakterze modlitewnym i znaczenia charyzmatów, które na tych spotkaniach zaczynają się uaktywniać. My, Europejczycy, nie znamy doświadczenia analogicznego do amerykańskich przebudzeni, choć jak nieco głębiej zanurzymy się w historię możemy na pewno podobne odnaleźć i to już od czasów średniowiecza. Niektórzy badacze zwracają uwagę na pewne wydarzenia w Walii i Anglii na początku XX wieku, które nosiły taki charakter. Ale najczęściej o przebudzeniach mówimy w kontekście amerykańskiej kultury religijnej i tamtejszego protestantyzmu.

– Z „przebudzeniem” kojarzy mi się z XX-wieczny jezuita Anthony de Mello, psychoterapeuta, z pochodzenia Hindus, który propagował otwartą duchowość. Jego najgłośniejsza książka nosi tytuł „Przebudzenie”. Watykan miał z nim problemy, bo nauczanie ojca de Mello wykraczało poza doktrynę katolicką. Czy takie nastawienie na pogłębianie duchowości to jest też cecha zielonoświątkowców?

– Myślę, że to jest najwłaściwsze stwierdzenie. Pogłębianie duchowości, czyli sytuacja, kiedy nie wystarcza nam już niedzielne nabożeństwo, proste formuły i rytuały. Duchowość musi iść w stronę pogłębionego zaangażowania i wpływu na życie. To nie tak, że mamy na co dzień sprawy religijne i pozareligijne. Człowiek jest utkany przez Pana Boga jako całość. Duchowość przenikać powinna całą jego egzystencję. Mówimy więc o człowieku, który w pewnym momencie doświadcza wyjścia ze swoistego snu w życie, a pełne życie jest związane z dostrzeganiem obecności Pana Boga we wszystkim, czego doświadczamy. I w tym sensie słowo „przebudzenie” jest tu bardzo trafne.

– Jakie są relacje między waszym ruchem a Kościołem katolickim? Czy jesteście przez Kościół katolicki traktowani jak partnerzy czy jak sekta?

– Panują tutaj pewne nieporozumienia wynikające z faktu, że omawiane zjawiska są nowe. Przyzwyczailiśmy się do mówienia o „Kościołach Reformacji” – luteranizmie, kalwinizmie, anglikanizmie, bo trwają one już setki lat, świadomość ich istnienia i odrębności się zinstytucjonalizowała. Jeśli chodzi o zielonoświątkowców, to ruch jest młody, dlatego przy odrobinie złej woli łatwo przykleić mu łatkę sekty. Warto jednak podkreślić, że Kościół katolicki od lat 70. XX wieku prowadzi dialog ekumeniczny z przedstawicielami ruchu zielonoświątkowego. Te dialogi odbywają się w pięcioletnich cyklach, których finałem jest każdorazowo raport końcowy określający, co nas łączy, a co dzieli. I to jest ważne: Kościół katolicki nie prowadzi dialogu ekumenicznego z sektami, bo sekty są niebezpieczne. Jako religioznawca mogę z całą pewnością stwierdzić, że mianem sekty określa się najczęściej dzisiaj wspólnotę, która jest niebezpieczna, bo degradująca człowieczeństwo. Może jeszcze nie w Polsce, ale na Zachodzie coraz częściej mówi się o konieczności zdefiniowania sekty jako grupy destrukcyjnej. Tak więc Kościół katolicki nie prowadzi rozmów z sektami, bo żadna sekta z natury nie jest nastawiona na dialog. Tymczasem ruch pentekostalny odwrotnie – jest otwarty na dialog. Przedstawiciele różnych nurtów pentekostalizmu mają za sobą już ponad pięćdziesiąt lat pracy, regularnego dialogu, rozmów i spotkań. Wszystko zaś opiera się na wzajemnym szacunku.

– Kościół katolicki od mniej więcej 20 lat notuje w Polsce bardzo silny odpływ wierzących, a proces ten w ostatnim czasie zdaje się przyspiesza

. Czy tak dzieje się również we wspólnotach zielonoświątkowych?

– Katolicka Agencja Informacyjna przekazuje wyliczenia, według których jeszcze 40 lat temu w Polsce regularnie praktykowało 65 procent społeczeństwa, a dziś jest to najwyżej 35 procent. Mamy więc jedną z najbardziej spektakularnych laicyzacji, sekularyzacji w Europie, a może nawet na świecie. Z kolei ruch pentekostalny obecnie rozwija się na świecie bardzo dynamicznie, stając się jedną z największych jednorodnych wspólnot chrześcijańskich. Jeśli chodzi o Polskę, liczby może nie są imponujące, bo to jest około 25 tysięcy wiernych w największym z Kościołów pentekostalnych w naszym kraju – w Kościele zielonoświątkowym, ale to jest tylko jeden z Kościołów pentekostalnych, a one notują ciągle tendencję wzrostu liczby wiernych. Pewnie ten wzrost jest również efektem procesów zachodzących wewnątrz Kościoła katolickiego. Najwyraźniej część ludzi odczuwających potrzebę transcendencji, potrzebę szukania Pana Boga, odkrywa Go w innych wspólnotach, w tym pentekostalnych.

– Czy konwertyci przychodzący z katolicyzmu artykułują, co ich do tego kroku przekonało? Pan jako pastor ma z tym do czynienia, rozmawia Pan z tymi ludźmi.

– Zjawisko konwersji zawsze jest czymś dramatycznym, to nie są rzeczy przeżywane łagodnie. Żyjemy w społeczeństwie dość monolitycznym religijnie, więc bardzo często jest tak, że kiedy ktoś decyduje się na zmianę wyznania, to w środowisku, począwszy od rodzinnego, nie jest to traktowane obojętnie. Gdy rodzina słyszy, że jakaś osoba zmienia wyznanie, przechodzi do zielonoświątkowców, to pojawiają się obawy, czy nie trafiła ona do sekty, czy nie zrobił jej ktoś prania mózgu. To naturalna obawa przed tym, żeby komuś bliskiemu nie stała się krzywda. Te obawy trzeba zrozumieć. Na pewno strona, która dokonuje konwersji i druga strona, która się temu przygląda, mają odmienną optykę. Osoby dokonujące konwersji mówią, że zmienia się ich życie, musi więc to być ważne doświadczenie. Nazywają to przebudzeniem, od którego zaczęliśmy naszą rozmowę. Wyznają, że czegoś nie widzieli, nie rozumieli, a zaczyna do nich coś docierać i kwestie wiary stały się dla nich bardzo ważne. W naszym społeczeństwie, nadal przecież dość religijnym, kwestie wiary są ograniczane zazwyczaj do spotkań w kościele, do mszy. A tutaj człowiek zaczyna czytać Biblię, zaczyna ją studiować i lepiej się z nią zapoznawać. Zaczyna się spotykać z innymi, żeby porozmawiać o Biblii. Tych nabożeństw jest coraz więcej, jego zaangażowanie się pogłębia, a czas, który nad tym spędza, jest zdecydowanie dłuższy niż wcześniej. Zmienia się również styl życia, ale to wywołuje lęki ze strony rodziny. Jak już powiedziałem, one są naturalne i zrozumiałe, ale dobrze jest się przyjrzeć owocom: czy człowiek wydaje je lepsze, czy one są smaczniejsze, czy staje się bardziej ludzki.

– Czy istnieje jakaś ceremonia, jakiś symboliczny znak przyjęcia nowego członka do Kościoła zielonoświątkowego?

– Tak, tu widać wyraźne nasze protestanckie korzenie. Głównym aktem związanym z konwersją, z przejściem do środowiska pentekostalnego w większości wspólnot jest chrzest. Ponieważ w reprezentowanej przez nas tradycji chrzest jest przyjmowany w wieku świadomym, dlatego osoby, które były ochrzczone jako niemowlęta albo dzieci, traktuje się z tej perspektywy jako osoby, które jeszcze nie dokonały świadomej decyzji o swoim chrześcijaństwie. Gdy ta decyzja zostaje podjęta, jej przypieczętowaniem jest właśnie zanurzenie w wodzie, bo tak to wygląda w tych wspólnotach. Chrzest zamyka dotychczasowy model funkcjonowania w świecie religijnym, otwierając nowy, który wiąże się ze świadomym wyruszeniem za Chrystusem. Tu ewidentnie chrzest jest aktem inicjacyjnym. Poprzedzony jest dogłębną zmianą, która dokonuje się w człowieku. Bo tu nie chodzi tylko o rozumową decyzję, ale powinny pokazywać się owoce zmiany i to, że Chrystus staje się dla człowieka Kimś najważniejszym, wartością pierwszorzędną.

– Pięćdziesiątnica jako punkt odniesienia: co z niej wynika w sensie doktryny, przekonań? Czemu akurat ona jest punktem odniesienia dla tego nurtu chrześcijaństwa?

– Za siedem lat będziemy obchodzić dwa tysiące lat chrześcijaństwa. Historycy Kościoła postrzegają powstanie chrześcijaństwa jako osadzone w wydarzeniach Paschy, w życiu i śmierci Jezusa. Według historycznej tradycji miało to miejsce w roku 30. naszej ery. Chrześcijaństwo jest efektem tych wydarzeń, możemy stwierdzić, że w wymiarze symbolicznym rodzi się ono w dniu święta żydowskiego Pięćdziesiątnicy (Pentekoste). To właśnie tego dnia ma miejsce zesłanie Ducha Świętego, czyli nasze polskie Zielone Święta. Początki Kościoła są ściśle związane z religijnością i tradycją żydowską. Tak właśnie przedstawia nam to święty Łukasz w Dziejach Apostolskich w drugim rozdziale. Temu wydarzeniu towarzyszyły specjalne zjawiska, które Łukasz w swoim dziele opisuje bardzo plastycznie: na uczniów zstąpił Duch Święty i pojawiły się ognie nad ich głowami. Uczniowie zaczynają mówić innymi językami. Wychodząc z wieczernika, udają się do świątyni i przemawiają tymi językami do zgromadzenia. Łukasz opisuje to jako fenomen, zjawisko, które doprowadziło do nawrócenia tysięcy ludzi jednego dnia.

– Z pięćdziesiątnicą wiążą się zjawiska charyzmatów. Jak to rozumieć?

– Słowo charyzmat wywodzi się z greki i oznacza bezinteresowną łaskę, niezasłużoną życzliwość czyli charis, stąd „dar łaski” – charyzmat. Jego dawcą jest Pan Bóg. Charyzmaty opisuje w miarę szeroko apostoł Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian, w rozdziale 12 i 14, ale też w Liście do Rzymian, pojawiają się one też w innych miejscach Nowego Testamentu. Charyzmaty mogą się wiązać z konkretnymi służbami pewnych osób, dlatego Paweł pisze o charyzmacie apostołów, proroków czy nauczycieli, ale wspomina dar mówienia językami, dar cudownych uzdrowień. Takie chrześcijaństwo jawi się na kartach Nowego Testamentu, Kościoła apostolskiego. Specyfika duchowości pentekostalnej polega na przekonaniu, że charyzmaty, dalej mogą w Kościele funkcjonować. Niektóre Kościoły mają do charyzmatów stosunek ostrożny. Często ludzie, którzy zaczynają być tymi charyzmatami obdarowani, nie mogą znaleźć swojego miejsca w tradycyjnych Kościołach, które charyzmatów nie uznają albo traktują je niewłaściwie. Ci, którzy chryzmaty otrzymują, zaczynają szukać wspólnot, w których znajdą zrozumienie. To jest korzeń ruchu pentekostalnego.

– Jak wygląda codzienne praktykowanie religijności u zielonoświątkowców. Są jakieś nakazy, zestaw obowiązków? Czy to jest bardzo indywidualne?

– Indywidualizm to jest podstawowa cecha nurtu pentekostalnego. Mówimy, że to ruch, a ruch oznacza bycie ciągle w drodze, nie jest zamknięty strukturalnie do jakiegoś jednego modelu, który by coś narzucił, powiedział, że tak należy się zachowywać. Ale najważniejsze chyba w tej pobożności indywidualnej będzie odkrycie niezmiernej życzliwości Pana Boga, który udzielając człowiekowi łaski nowego życia, budząc go i obdarzając charyzmatami, udziela mu bezpośredniej relacji z Sobą. Tu pewnie każdy znajdzie swój własny model i nie ma jednego narzuconego. Być może dlatego, że dużą rolę odgrywa w tym wszystkim Duch Święty, który każdego człowieka prowadzi oddzielnie do bycia naśladowcą Jezusa Chrystusa. W związku z tym pobożność indywidualna jest szczególnie pielęgnowana. Polega ona przede wszystkim na indywidualnej modlitwie, która nie wiąże się z gotowymi regułkami. Nie odczytuje się modlitw, tylko szuka się własnego języka, swoistej gramatyki pobożności, przemawia się do Boga indywidualnie. Oczywiście jest modlitwa „Ojcze nasz”, są psalmy, ale zielonoświątkowcy zawsze będą podkreślać wartość własnych słów, osobistej relacji i rozmowy z Bogiem. Ważną funkcję pełnią również wspólnotowe spotkania, a w nich najważniejsza jest Biblia.

– Cechą wspólnot i indywidualnej pobożności jest od dawna czytanie Pisma Świętego.

– Rozważanie Pisma stoi w centrum naszych nabożeństw. Są one bardzo spontaniczne, dużo jest miejsca na improwizację. Ważną rolę odgrywa indywidualna modlitwa i muzyka. Widać tu źródła amerykańskie, bo jest dużo śpiewów gospel. No i kazanie, które nie zamyka się w kilku albo kilkunastu minutach, ale raczej ma charakter dłuższej narracji, nawet godzinnej. Więc takie nabożeństwa mogą trwać dość długo. Celebrowana jest też Wieczerza Pańska, czyli Eucharystia. Tu jest różnie, w zależności od tego z jakiej tradycji wywodzi się dane środowisko pentekostalne.

– Muszę zapytać jeszcze o stosunek tego nurtu chrześcijaństwa do innych religii, zwłaszcza do islamu. Czy są przejawy kontaktu, dyskusji między tymi religiami?

– Osobiście nie spotkałem się (ale to może być tylko moja perspektywa) z formą dialogu między pentekostalizmem a islamem. Raczej pentekostalizm jest nastawiony misyjnie, jego głównym motywem jest prowadzenie ewangelizacji także wśród wyznawców proroka Mahometa. To będzie najbardziej charakterystyczna cecha tych relacji: misja wśród ludzi, którzy nie znają Chrystusa – i pokazanie, przybliżenie im Chrystusa.

– Czy nie dochodzi przy tym do jakichś form prześladowania misjonarzy na tych obszarach Afryki Północnej czy Równikowej, gdzie dominującą pozycję ma islam? Czy pojawienie się waszych misjonarzy nie wywołuje agresji?

– Niestety, zdarzają się dramatyczne sytuacje. Bardzo często kiedy polskie media informują o zamachach ze strony fundamentalistów islamskich (bo nie można wszystkich wyznawców islamu włożyć do jednego worka), mówi się, że doszło do zamachu na chrześcijan w czasie mszy. Tymczasem nie była to msza tylko nabożeństwo, często zielonoświątkowe. Z racji tego, że ruch pentekostalny jest bardzo dynamiczny, wchodzi on w miejsca bardzo trudne, czyli gdzie albo występuje dominacja islamu, albo systemowy ateizm jak ma to miejsce w Chinach czy Korei Północnej. Mimo to dostrzegamy tam liczne przebudzenia. Afryka Północna może w mniejszym stopniu, ale Afryka Subsaharyjska jest przestrzenią dużej aktywności misyjnej. Mówi się, że za kilka lat połowa wszystkich protestantów to będą ludzie żyjący w Afryce Subsaharyjskiej. Ale część tamtejszych społeczności jest związana z islamem, więc naturalnie tworzy to problemy. Notujemy dużo przykładów przemocy. Mam dane z wielu miejsc, m.in. z Open Doors, bardzo ciekawego forum, gdzie jest chrześcijańska misja śledzenia prześladowań chrześcijan w środowiskach nieprzychylnych. Możemy powiedzieć, że prześladowania nurtu pentekostalnego są jednymi z najliczniejszych, bo tam jest najwięcej konwersji, a to dla środowiska islamu jest nie do przyjęcia. Czyli tam, gdzie relacje były uporządkowane między islamem a Kościołami chrześcijańskimi, tam one nie są tak groźne, jak wtedy, kiedy pojawiają się przedstawiciele nowych form chrześcijaństwa. Wywołuje to wzrost aktywności prześladowczej.

– Jeśli mówimy o silnej laicyzacji, zwłaszcza Europy i ostatnio Polski, to nasuwa się myśl, że działanie misyjne może być skierowane w stronę tych, którzy utracili wiarę czy odeszli ze wspólnot chrześcijańskich. Czy są jakieś przykłady waszej misyjności na obszarach tradycyjnie chrześcijańskich, np. w Europie? Czy to jest praktykowane?

– Dostrzegamy, że współczesny człowiek jest zagubiony, notujemy ogromne problemy w obszarze zdrowia psychicznego, mamy duży odsetek ludzi cierpiących na depresję, chorujących na schorzenia cywilizacyjne, na alkoholizm czy narkomanię. Mamy więc duży odsetek ludzi pogubionych, którzy byli może chrześcijanami konkretnej konfesji, ale dawno przestali nimi być, nie uczestniczą w nabożeństwach. I to zjawisko jest zauważane przez środowiska pentekostalne. Organizują one spotkania dla ludzi, którzy znaleźli się gdzieś na marginesie, stracili wiarę. Naturalne stają się takie aktywności jak prowadzone według metody pastora Davida Wilkersona z USA ośrodki dla ludzi uzależnionych, jak Teen Challenge, wspomagające wychodzenie z alkoholizmu, narkotyków czy innych trudnych sytuacji. Zbór, w którym jestem pastorem, jest zaangażowany w taką właśnie służbę – pomoc ludziom, którzy znaleźli się na zakręcie. I to z pewnością jest działanie misyjne w najlepszym tego słowa znaczeniu – pomoc ludziom w potrzebie, odnaleźć wzór człowieczeństwa – Jezusa Chrystusa.