Emilia Dadoń – Zając, z wykształcenia architektka i kostiumolożka, z zamiłowania fanka dobrego dizajnu, podróży i stylowych wnętrz. Mama czwórki pociech. Z mężem Tomaszem prowadzą w Sianowie przedsiębiorstwo rybackie Dadoń, w którym Emilia dba o sprzedaż detaliczną i delikatesową linię produktów.
Najstarsza rzecz w twoim domu:
Odrestaurowany kredens po mojej babci, który dla mnie przechowała moja mama. Kocham „starocie” którym nadaję nowe życie i funkcję. Aktualnie ratuję w moim mieszkaniu oryginalne drewniane podłogi, które zachwyciły mnie od pierwszego wejrzenia a prawdopodobnie mają około 150 lat.
Jakie jest twoje ulubione zajęcie:
Aktualnie pochłania mnie remont. Ktoś inny narzekałby na opieszałość fachowców, a ja rozmyślam jak można praktycznie, a zarazem ładnie i przytulnie urządzić wnętrze. Zajmuje mi to sporo czasu, ale daje tym samym wiele satysfakcji.
Czego nie żałujesz:
Przez kilka lat pracowałam w Warszawie jako kostiumolożka w teatrze, telewizji, filmach i serialach. To było bardzo pochłaniające i szybkie życie. Każdego dnia dużo się działo, poznawałam masę fantastycznych i kreatywnych ludzi. Zdawało mi się, że tak wyglądać będzie moje życie. Wtedy na świat przyszedł najstaszy syn Miki, potem Marcelina i sytuacja rodzinna sprawiła, że wróciliśmy do rodzinnego Sianowa przejąć po tacie gospodarstwo rybackie. Dziś absolutnie nie żaluję takiego obrotu spraw. Kiedyś nawet mój tato nie przypuszczałby, że będę pracować w gospodarstwie i że rozwinie ono swoją dodatkową, delikatesową gałąź. Mnie daje to spełnienie. Poza tym postawiałam na życie rodzinne i bliskość natury. W Warszawie byłoby to niemożliwe.
Co cenisz sobie u swoich znajomych:
Szczerość, uczciwość i lojalność. Najsilniejsze więzi przyjacielskie łączą nas z licealną paczką. Mam wrażenie czasem, że relacje towarzyskie zawiązane w dorosłym życiu pozbabwione są tej beztroskiej bezpośredniości, choć oczywiście zdarzają się wyjątki.
Twój poranek:
To cisza. Wstaję bardzo wcześnie, aby wszystkich wyprawić do szkół i przedszkoli. Zazwyczaj pracuję z domu i kocham ten moment, kiedy wszyscy rozjadą się w swoje strony, a ja delektuję się ciszą.
Książka/film do której wracam:
Może to infalntylne, ale często wracam do „Dzieci z Bullerbyn” czy „Pipi Langstroom”. Trochę przez dzieci, ale trochę dla siebie. Fascynuje mnie ten prosty, zwariowany świat dziecięcych przygód. Niedawno udało nam się odwiedzić park Astrid Lindgrens Värld w Szwecji. Miejsce dla małych i dużych, pełne niezapomnianych bohaterów jej książek. Jestem pewna, że jeszcze tam wrócimy.
Miejsce, do którego chciałabyś pojechać:
Na Biegun Północny. Raz jeszcze pojechać psim zaprzęgiem, zatopić się w śniegu i zobaczyć zorzę polarną.
Co bardziej pociąga historia czy kosmos:
Zdecydowanie historia!
Słowo, którego nadużywam:
„Co Ty myślisz”, które najczęściej zadaje mojemu mężowi w poszukiwaniu osobnego punktu widzenia.
Ulubieni bohaterowie życia codziennego:
Podziwiami i szanuję ludzi, którzy sami, bez wsparcia zarówno finansowego, jaki mentalnego od najbliższych, doszli do czegoś w życiu. Fascynują mnie również kobiety, które są w stanie pociągnąć za sobą tłumy. Liderki, przewodniczki, które idą po swoje.
Na stoliku nocnym:
Zawsze woda, balsam do ust i zapach w atomizerze do poduszek.
Błędy jakie najłatwiej wybaczam:
Takie, które umiem zrozumieć, które ktoś potrafi mi wytłumaczyć. Jeśli nie zrobi tego wiarygodnie, nie umiem wybaczyć.
Twój obecny stan ducha:
Optymistyczno – pozytywny w pędzie i rozedrganiu
Ostatnia muzyczna fascynacja:
Raczej wracam do mojego ukochanego oldschoolowego hip-hopu i czarnej muzyki
Smak, do którego wracam z sentymentem:
Koktajl z truskawek i twarożek ze szczypiorkiem
Szukam w mężczyznach:
Życiowej zaradności, własnych zainteresowań i zajęć
Szukam w kobietach:
Dobrej organizacji, umiejętności radzenia sobie w różnych sytacjach i parcia na drodze do swoich racji.
Moje marzenie o szczęściu:
Dążenie do spokoju. Czas aby cieszyć się w pełni życiem rodzinnym. Czas na doświadczanie i w pełni wykorzystanie tego, że mieszkamy w lesie. Na co dzień wszystko mknie bardzo szybko. Szkoła, przedszkola, praca, obowiązki, dom, a fajnie byłoby tak po prostu BYĆ.
*Kwestionariusz Prousta – na przełomie XIX i XX wieku po europejskich salonach krążył zestaw pytań z pozoru błahych, a jednak ukazujących głębię osobowości wypełniającego. Dwukrotnie odpowiadał na nie Marcel Proust, więc zyskał nazwę „Kwestionariusz Prousta”. Od tego czasu ewoluował i doczekał się mnóstwa wariantów. Jednym z tych wariantów raczymy naszych Czytelników.