Był swego czasu najmłodszym wiceministrem w rządzie Zjednoczonej Prawicy. Obecnie, jako 36-latek, może o sobie powiedzieć, że jest w rządzie wiceministrem najdłużej sprawującym funkcję. W Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji odpowiada za kontakty z samorządem i sprawuje nadzór nad pracą wojewodów. Rok temu został pełnomocnikiem ds. uchodźców wojennych z Ukrainy. Od tego momentu jest częstym gościem mediów – również nieprzychylnych Prawu i Sprawiedliwości. W końcówce kadencji parlamentarnej rozmawiamy z Pawłem Szefernakerem, koszalińskim posłem PiS.
– W krótkim czasie nagroda Europejskiego Kongresu Samorządów w kategorii „Człowiek”, pierwsze miejsce w rankingu najbardziej wpływowych polskich prawników sporządzonym przez „Dziennik Gazetę Prawną”. W głowie się może zakręcić, zwłaszcza kiedy człowiek jeszcze całkiem młody. Jak Pan odbiera takie zaszczyty?
– Trzeba mieć do tego zdrowy dystans i wiedzieć co, z czego wynika. Tak staram się reagować. Jeżeli chodzi o ranking „Dziennika Gazety Prawnej”, to już wielokrotnie się tam pojawiałem. Jest to dla mnie istotne wyróżnienie.
– Bywał pan w pierwszej pięćdziesiątce, lecz nigdy na pierwszym miejscu.
– Wszystko tak się ułożyło, że w związku z napaścią Rosji na Ukrainę i jej tragicznymi skutkami humanitarnymi byłem odpowiedzialny za przygotowanie przepisów prawa, które stanowiłoby reakcję państwa na tę nadzwyczajną sytuację. Przybywali do nas w ogromnej liczbie, na niespotykaną do tej pory w naszej części Europy skalę, uchodźcy wojenni, więc trzeba było działać szybko i skutecznie. Udało się zebrać zaangażowaną grupę ludzi, dzięki którym powstały te przepisy. A że pełnię funkcję pełnomocnika rządu ds. uchodźców wojennych z Ukrainy to ta nagroda powędrowała do mnie. Na pewno trzeba się z tego cieszyć, że nasza praca została w ten sposób dostrzeżona.
– Czuje się pan nadal młodym politykiem, czy już wygą? Kiedy „Prestiż” rozmawiał z panem po raz pierwszy siedem lat temu, był pan najmłodszym członkiem ówczesnego rządu. Teraz jest pan wiceministrem spraw wewnętrznych i administracji z kilkuletnim stażem, a „trzydziestkę” świętował pan sześć lat temu…
– Wciąż czuję się młodym politykiem. Nie tylko w polskiej, lecz również w zagranicznej polityce wysokie funkcje pełnią osoby z ogromnym doświadczeniem. Na ich tle wciąż jestem młodzikiem.
– Jakie doświadczenia z pracy w rządzie dają panu najwięcej satysfakcji: wpływ na cyfryzację kraju, nadzór nad działalnością administracji rządowej czy ostatni rok, czyli wspomniana już specjalna ustawa regulująca sprawy pobytu ukraińskich uchodźców w Polsce? A może jeszcze coś innego?
– Jeżeli chodzi o moje początki w rządzie, to cieszę się, że ich efektem stała się możliwość załatwiania przez obywateli wielu spraw urzędowych za pośrednictwem Internetu, czego wcześniej nie było. Cenię sobie tamtą pracę u boku premier Beaty Szydło, bo miałem możliwość odbycia wielu spotkań międzynarodowych i nabrania cennego doświadczenia. Potem były działania poszerzające cyfryzację w wielu kolejnych dziedzinach i wciąż systematyczny kontakt z samorządami i wojewodami. Gdyby nie to wszystko, nie udałoby się tak szybko zorganizować systemową pomoc dla uchodźców. Jedno wynika z drugiego.
– Możliwa jest zmiana pokoleniowa w polskiej polityce? Jej powszechny wizerunek to nadal twarze Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska, a więc już de facto emerytów.
– Na całym świecie najważniejsze funkcje w państwie pełnią doświadczeni politycy. Przecież prezydent USA Joe Biden skończył już 80 lat. Wydaje mi się jednak, że od pewnego czasu zmiana pokoleniowa mimo wszystko następuje i nawet przyśpieszyła. W rządzie mamy dużo młodych ministrów. Może nie są to jeszcze nazwiska łatwo przez ogólnopolską opinię publiczną kojarzone, ale ich jest ich coraz więcej. Są to często młodzi posłowie, którzy pełnią rozmaite funkcje państwowe. Można by tu wymienić choćby Piotra Müllera ze Słupska, rzecznika rządu, czy Waldemara Budę, ministra rozwoju i technologii. Jest również grupa młodych wiceministrów. Do tej pory nie było tak młodego rządu. Jestem przekonany, że zmiana pokoleniowa w naturalny sposób się odbywa.
– Jednak generalnie młodych ludzi w polityce jest stosunkowo niewielu. Czym zachęciłby Pan swoich rówieśników i ludzi jeszcze młodszych do zaangażowania się w politykę, niezależnie po której stronie sceny politycznej? Można odnieść wrażenie, że bycie politykiem jest coraz mniej popularne.
– Obecnie młodzi ludzie, nawet ze względu na aktualny obraz rynku pracy, mają dużo większe możliwości niż to było dawniej. Urządzają się w różnych zawodach, rzadziej myśląc o angażowaniu się w życie publiczne i o karierze na tej ścieżce. Z drugiej strony fakt, że coraz więcej młodych osób pełni ważne funkcje, chociażby w obecnym rządzie, pokazuje, że w rzeczywistości można wiele osiągnąć, znajdując w służbie publicznej poczucie samorealizacji i możliwość osiągania ważnych celów.
– Kończy się druga kadencja rządów Zjednoczonej Prawicy, dla mnie i wielu innych osób po prostu Prawa i Sprawiedliwości. W jakim stopniu pana zdaniem zrealizowaliście obietnice z 2015 i 2019 roku?
– Do dobrych rzeczy ludzie szybko się przyzwyczajają. Dlatego nawet nie pamiętają, jak dużo zapowiedzi udało się zrealizować. To było mnóstwo rozwiązań, które osiem lat temu nie były oczywiste. Mamy wyższą kwotę wolną od podatku, mniejszy PIT, świadczenia 500+ będące jednym z głównych punktów programu wyborczego PiS. Naprawdę myślę, że większość programów, o których mówiliśmy w kampaniach wyborczych, udało się zrealizować. Niektóre zresztą wynikały z wyzwań, które przyniosło życie. Myślę, że mimo problemów i błędów, które pojawiają się wokół każdej działalności człowieka, skuteczna realizacja programu jest czymś, czym PiS może się pochwalić.
– W niczym nie zawiedliście?
– Tak jak mówiłem, każdy popełnia błędy. Wiele spraw można było poprowadzić lepiej, co najlepiej widać z perspektywy czasu. Na przykład do dziś w Polsce nie są rozwiązane kwestie mieszkaniowe w sposób, jakiego oczekuje społeczeństwo. To jeden z punktów programu, który nie został zrealizowany i wymaga poprawy. Warto jednak wziąć pod uwagę, że druga kadencja przyniosła najpierw pandemię, później agresję Rosji na Ukrainę. To jest czas pełen pułapek dla rządzących. Na pewno inaczej można byłoby realizować program i móc wdrażać większe reformy, gdyby była do tego koniunktura, która od marca 2020 jest bardzo rozchwiana. Mamy już rok 2023 – czyli trzeci rok kryzysu. Pandemia to różne tarcze ochronne dla przedsiębiorstw, które wiele kosztowały państwo. Dziś dochodzi konieczność dozbrojenia armii, sprawy związane z bezpieczeństwem. Żaden program nie byłby ważny, gdyby zachwiane zostały nasza suwerenność i bezpieczeństwo. Priorytety się zmieniały przez ostatnie lata, jednak mimo błędów i problemów wiarygodność jest silnym punktem Prawa i Sprawiedliwości.
– Jest obszar, w którym PiS mocno zawiódł i nadal zawodzi. Przedsiębiorcy słusznie narzekają na niezrozumiałe komplikowanie prawa, pisanie przepisów na kolanie, dotkliwie rosnące obciążenia ZUS i na przykład absurdy związane z obliczaniem składki zdrowotnej, którą trzeba zapłacić nie tylko od tego, co się realnie zarobiło, ale również od przychodów związanych na przykład ze sprzedażą niepotrzebnych maszyn. Dlaczego PiS nie nauczył się rozumieć przedsiębiorczości?
– Moi rodzice prowadzą działalność gospodarczą, więc jestem z tymi problemami na bieżąco. Jeżeli miałbym wskazywać postulaty na przyszłość, to na pewno kwestie uproszczenia życia małym przedsiębiorcom byłyby na czele listy. Szczególnie małym, bo ich jest najwięcej. Niestety, obciążenia ZUS-owskie rosną, gdyż są związane z podwyższaniem płacy minimalnej. Czasem w polityce trzeba ważyć pewne kwestie. W tym przypadku rozstrzygnięcie nie wypadło na korzyść przedsiębiorców. A jeśli chodzi o zmiany w prawie, warto mieć świadomość, że wiele z nich miało być reakcją na światowy kryzys. Nowe przepisy były przygotowywane szybko, w zmieniającej się sytuacji. Całe to zamieszanie z Polskim Ładem, dzięki któremu nota bene wielu Polaków pierwszy raz uzyskało zwrot z podatków, przyniosło przedsiębiorcom zagmatwanie rozliczeń. Mam tego świadomość.
– „Dopóki będę pełnił funkcję ministra, Koszalin będzie miał swojego człowieka wśród najbliższych współpracowników premiera RP.” Pamięta pan, kiedy padły takie słowa?
– W 2015, gdy współpracowałem z premier Beatą Szydło. Nic się nie zmieniło.
– Na facebookowym profilu niczym kronikarz relacjonuje pan postępy robót na budowie dróg S6 i S11 albo etapy starań o nowy dworzec PKP w Koszalinie. Mocno się pan identyfikuje z tymi inwestycjami.
– Piszę o nich, bo uważam je za szczególnie ważne. Opinia publiczna nie zawsze ma wiedzę jak wiele rozmaitych działań trzeba podjąć, również zakulisowych, żeby na terenie Pomorza Środkowego zrealizować określone inwestycje. Budowę dworca monitorowałem od momentu wpisania go na krajową listę aż po wjazd maszyn na teren budowy. Jeżeli zaś chodzi o S11, to raz na kwartał poświęcam cały dzień, żeby odwiedzić teren budowy i jej wykonawców. Oczywiście również na bieżąco interesuję się postępami prac. Zwyczajnie się z nich cieszę i od początku jako poseł na swój sposób je nadzoruję.
– Firmowanie inwestycji przez polityka niesie ryzyko, bo zdarza się, że wykonawcy zawodzą a terminy lubią się przeciągać. Wtedy wyborcy „rozliczają” tych, którzy promowali określone działania. Nie boi się pan ryzyka politycznego?
– Nie patrzę w ten sposób. Podejmując się misji w życiu publicznym i chcąc to robić z zaangażowaniem i pasją, trzeba liczyć się z rozmaitymi konsekwencjami, nie tylko pozytywnymi – na przykład nie zawsze uzasadnioną krytyką. Ja się angażuję, bo po prostu uznaję, że chodzi o bardzo ważne dla regionu sprawy. Jeśli chodzi o dworzec, to któregoś dnia w 2019 roku stanąłem przed nim i powiedziałem sobie, że zrobię wszystko, by wyglądał on inaczej, nie jak antyreklama Koszalina. Cieszę się, że zakończyły się czasochłonne formalności i ruszyły prace budowlane. Jeżeli chodzi o drogę S11, to jej fragment wiodący do Bobolic jest obecnie najszybciej realizowaną tego typu drogą w Polsce. W trzecim kwartale bieżącego roku pierwszy odcinek będzie oddany do użytku. Obwodnica Koszalina, stanowiąca odcinek trasy S6, ma pewne problemy związane z geologią, co powoduje opóźnienia. Mam nadzieję, że niedługo obwodnica Sianowa zostanie oddana do użytku. Ona też nie byłaby możliwa do zrealizowania, gdyby nie węzeł w Gorzebądzu, o który stoczyliśmy bój w Ministerstwie Infrastruktury. Jego szef, minister Andrzej Adamczyk oraz szef Generalnej Dyrekcji Krajowych Dróg i Autostrad (GDKDiA) osobiście byli w Gorzebądzu i tam razem z burmistrzem Sianowa przekonywaliśmy ich do tego, że powstanie dodatkowego węzła jest ważne i dla Koszalina, i dla Sianowa.
– Niektórzy mówią o panu chwalipięta. Co rusz pojawia się Pan w różnych miejscach podczas wręczania strażakom z OSP kluczyków do nowych wozów gaśniczych, z okazji rozpoczęcia budowy remizy albo rozmaitych świąt, a później pokazuje pan wszystko w mediach społecznościowych.
– To chyba normalne, że pokazuję swoją aktywność, a to że ktoś może być o to zazdrosny, mnie nie interesuje. Każdy poseł ma takie samo prawo i takie same możliwości. Inni posłowie, także ci z naszego regionu, powinni czuć taki obowiązek i często również są aktywni. Mandaty parlamentarne zawdzięczamy mieszkańcom regionu, więc jest naszym obowiązkiem dbać o kontakt z nimi. Zresztą wizyty w małych ośrodkach dają inną perspektywę niż oglądanie świata wyłącznie przez warszawskie okno. Jeżeli mam możliwość uczestniczyć w wydarzeniach dotyczących regionu, to staram się to robić. Nie zawsze jednak jest na to czas ze względu na obowiązki w ministerstwie.
– Straż Pożarna to pana ulubiona formacja mundurowa?
– Nie pochodzę z rodziny strażackiej, ale dzięki mojej pracy w MSWiA poznałem kulisy pracy służb mundurowych. Bardzo cenię sobie działania Straży Granicznej, która od czasu pandemii stała na posterunku na zachodniej granicy, a później pojawiły się nowe wyzwania na wschodniej granicy. To wielka rzecz, że w Koszalinie powstanie jedyna w Polsce Wyższa Szkoła Straży Granicznej. Ochotnicze Straże Pożarne ujęły mnie zaś wielką pasją do służby drugiemu człowiekowi. Stąd też, jeżeli mam możliwość i zaproszenie, to staram się również doceniać ich pracę i uczestniczyć w wydarzeniach dla nich ważnych.
– Dlaczego PiS nie ufa samorządom? Jego polityka dąży wyraźnie do tego, żeby samorządy stały się „terenowymi organami władzy państwowej” niczym w PRL i by ich fundusze zależały od „centrali”. PiS zmniejsza na przykład udział samorządów w podziale podatku PIT.
– Mniejsze wpływy z PIT-u wynikają głównie z obniżenia podatku dochodowego. Wprowadziliśmy jednak świadczenie, które rekompensuje samorządom te straty. Część z nich uważa, że jest ono za niskie. Staram się być na bieżąco w monitorowaniu spraw związanych z samorządami. System dotyczący finansowania samorządów powinien być inny. To duża reforma na kolejne lata. Samorządy powinny móc planować więcej działań w dłuższej perspektywie i realnie szacować dochody. Obecne negatywne skutki kryzysu odczuwają zarówno samorządy, jak i państwo.
– Czy nie widzi Pan sprzeczności w tym, że PiS ogranicza dochody gmin a jednocześnie niektóre wspiera rozmaitymi „czekami” na określone inwestycje ze specjalnych funduszy? Wójtowie, burmistrzowie, prezydenci miast stają się w ten sposób klientami władzy.
– Po pierwsze zawsze był problem z inwestycjami między jedną a drugą unijną perspektywą finansową i zawsze pojawiał się wtedy dołek w inwestycjach samorządowych. Po drugie ta sytuacja między jedną a drugą perspektywą unijną nałożyła się na kryzys gospodarczy. Stąd wzięły się pomysły na rządowe fundusze, które stanowią w jakimś stopniu koło zamachowe gospodarki, a z drugiej strony powodują, że rozmaite inwestycje samorządowe są jednak realizowane. Pobudzanie gospodarki dzięki tym rządowym programom jest oczywiste, bo to najczęściej lokalne firmy startują w przetargach. Jestem dumny z faktu, że wszystkie samorządy w Polsce realizują mniejsze lub większe inwestycje w ten sposób finansowane lub dofinansowywane – bez znaczenia czy są to samorządy kierowane przez ludzi kojarzonymi z naszą formacją polityczną i współpracujące z rządem, czy też nie. Generalnie jestem zdania, że wszystkie samorządy powinny współpracować z rządem, bo razem tworzymy administrację publiczną. Poglądy polityczne nie powinny mieć nic do tego, a w ramach funduszu strategicznego Polski Ład, podkreślam, wszystkie samorządy otrzymały środki. Za poprzedników nie zawsze tak bywało. Przyzwyczaiłem się już do tego, że niektóre partie mówią o tym, że uzależniamy w ten sposób samorządy od rządu. Kiedy to oni dzielili pieniądze na inwestycje lokalne, wszystko było w porządku. Kiedy robi to kto inny, to już nie można mówić o demokracji. Trudno to komentować.
– Czy domyśla się Pan, kto to mógł powiedzieć: „Na tle bezbarwnych w większości aparatczyków i cynicznych koniunkturalistów Paweł Szefernaker jest chwalebnym wyjątkiem”.
– Domyślam się. Sądząc po charakterystycznym stylu, mógł to powiedzieć pewien burmistrz niereprezentujący mojej opcji politycznej, z którym miewam co jakiś czas kontakt w sprawach regionu.
– Czuje się pan wyjątkowy?
– Przede wszystkim nie zgadzam się z takim opisem polityków. Te słowa są zwyczajnie niesprawiedliwe, a opinia oparta na stereotypach. Chętnie poznam pana burmistrza z moimi koleżankami i kolegami z PiS-u. Myślę, że zmieniłby wtedy zdanie na nasz temat. A co do mnie, to nie uważam się za nikogo wyjątkowego, ale na pewno cieszy to, że także politycy opozycji potrafią docenić moją pracę.
– Jak Pan definiuje swoje zasadnicze cele jako polityk, także w kontekście osobistych ambicji i wartości?
– Jak ktoś szybko rozpoczyna swoją przygodę z polityką, musi wiedzieć, że ważna jest cierpliwość. Tych, którym brakowało cierpliwości, nie ma już w polityce. Kiedyś premier zapytał mnie, skąd mam tyle cierpliwości. Wytłumaczyłem, że jak poszedłem na pierwszą randkę z żoną, to ona przed randką mi powiedziała, że może się ze mną spotkać, ale nic z tego nie będzie. Dziś jesteśmy 10 lat po ślubie i mamy dwóch synów. To żona nauczyła mnie cierpliwości, która przydaje się w życiu zawodowym. Mam wielką satysfakcję, pokazując przeciwnikom politycznym, że można zrobić coś inaczej, niż oni sobie to wyobrażają. Siłę do działania czerpię z relacji z ludźmi i tworzenia czegoś wartościowego. Ostatni rok pokazał, że można działać poza politycznymi podziałami. Polacy w różnych sondażach opinii publicznej bardzo pozytywnie oceniają pomoc rządu dla uchodźców z Ukrainy i generalnie politykę wobec Ukrainy. Mając w tym jakiś swój udział, czuję satysfakcję.
– Tak się składa, że „Prestiż” przepytuje pana średnio co trzy lata. Sporo się od ostatniej rozmowy zmieniło. Pojawił się drugi synek – Jan. Jak znajduje pan czas dla rodziny wobec dużej aktywności wynikającej z obowiązków w MSWiA oraz poselskich? Zabiera pan najbliższych na weekendy do Koszalina, kiedy odbywa tutaj rozmaite spotkania?
– Podstawa to zrozumienie ze strony rodziny, przede wszystkim żony, i próba ułożenia czasu tak, by wykorzystać każdą możliwość do spędzenia czasu razem. Wykorzystujemy go bardzo intensywnie, choć nie za wiele go mamy.
– A jak pan odbiera pisarską aktywność małżonki? Jej „Mama na obcasach”, czyli 11 rozmów ze znanymi kobietami łączącymi w udany sposób różne role życiowe, zyskała życzliwe recenzje.
– Żona miała marzenie zawodowe, by napisać książkę, a w tej chwili pisze drugą. Cieszę się, że realizuje się w tym i staram się ją wspierać. Jak? Na przykład kiedy jedzie gdzieś na promocję swojej książki, to ja zajmuję się dziećmi.
– O czym będzie druga książka?
– Pierwsza dotyczyła połączenia życia zawodowego z życiem rodzinnym, prywatnym. Tym razem żona przeprowadza wywiady z kobietami, które pełnią funkcje wójtów, burmistrzów, prezydentów miast.
– A pan znajduje czas na swoje własne pasje? Czyta pan książki, czy tylko dokumenty?
– MSWiA ma szeroki zakres odpowiedzialności, więc obowiązków nie brakuje. Dodatkowo jestem aktywnym posłem. Staram się czytać, kiedy podróżuję pociągami i jeżeli mam na to czas. Muszę przyznać, że czytam dużo mniej niż bym chciał.