Kiedy dzieje się krzywda zwierzętom, to oni reagują natychmiastową pomocą. Inspektorzy TOZ wzywani sią niemal każdego dnia do bezdomnych psów czy kotów, skrzywdzonych zwierząt domowych, okaleczonych i okrutnie traktowanych ptaków, gadów czy płazów
Rozmawiamy z Bogumiłą Tiece, prezesem i inspektorem koszalińskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, behawiorystką zwierzęcą i radną miejską.
Proszę opowiedzieć, czym konkretnie zajmuje się inspektor TOZ?
Naszym statutowym zadaniem jest zapobieganie okrucieństwu wobec zwierząt oraz edukowanie społeczeństwa w zakresie humanitarnego ich traktowania. Na co dzień odbieramy telefoniczne czy mailowe zgłoszenia dotyczące złych warunków bytowych zwierząt (najczęściej chodzi o obszary wiejskie) i w miarę możliwości staram się tam docierać. Jednak ta działalność jest społeczna, odbywa się na zasadzie wolontariatu. Inspektorzy TOZ nie mają z tego tytułu wynagrodzenia, zatem muszą gdzieś pracować zawodowo i nie zawsze mają możliwość zadziałać natychmiast. Gdy z różnych przyczyn nie możemy dotrzeć na miejsce zgłoszenia, przekazujemy je do straży gminnych czy miejskich, do urzędowych referatów ochrony środowiska czy powiatowych inspektoratów weterynarii, gdyż te instytucje zgodnie z Ustawą o Ochronie Zwierząt są zobligowane do podjęcia odpowiednich działań.
Ponadto organizujemy spotkania z młodzieżą, podczas których mówimy, jak pomagać zwierzętom, jak dostrzec niepokojące symptomy, gdzie zgłosić zauważoną patologiczną sytuację.
Podejrzewam, że interwencje są często drastycznym obrazem i sporym przeżyciem emocjonalnym, nawet dla doświadczonych inspektorów.
Zawsze na początku podczas takiej interwencji staramy się załatwić sprawę polubownie. Rozmawiamy z właścicielem spokojnie, tłumacząc jakie warunki powinno mieć dane zwierzę. Najczęściej zgłoszenia dotyczą psów trzymanych na łańcuchu. Niestety, to walka z wiatrakami. Te biedne psy często całe życie spędzają na kilku metrach kwadratowych, przywiązane do walących się, prowizorycznych, nieocieplonych bud. Wieś potrafi być naprawdę okrutna dla zwierząt, które traktowane są tam przedmiotowo, a niektórym właścicielom nadal wydaje się, że one nie czują, choć przecież mamy XXI w. i elementarną wiedzę na temat zwierząt. Pouczamy, dajemy termin na poprawę warunków. Jeśli to nie działa, kolejna nasza wizyta odbywa się w asyście straży gminnej lub policji. Jeśli nadal nie widzimy poprawy, kierujemy wniosek (zgodnie z Ustawą o Ochronie Zwierząt) do włodarza gminy o odebranie zwierzęcia i przekazanie go do schroniska. Wówczas właściciela czeka sprawa sądowa. Najczęściej wnioskujemy o zakaz trzymania zwierząt przez takiego człowieka na przykład na okres 10 lat.
Kary za znęcanie się nad zwierzami są wystarczające?
Uważam, że kary są wystarczające, jednak niestety rzadko stosowane. Za znęcanie się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem można trafić za kratki nawet na 5 lat. Za samo znęcanie się do 3 lat. Są też dość wysokie kary grzywny od tysiąca złotych nawet do stu tysięcy. Najwyższa kara jaką udało nam się wywalczyć była to kara za okrutne warunki prowadzenia fermy szynszyli (które odebraliśmy) – rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, pięcioletni zakaz trzymania zwierząt oraz grzywna 7 tysięcy złotych. Tylko czy to kara adekwatna do cierpienia, wręcz zamęczenia zwierząt?
Czy coś się jednak zmienia na lepsze na przestrzeni lat?
Co istotne, w ostatnich latach zauważam schyłek zmowy milczenia. Teraz coraz częściej sami sąsiedzi informują, kto nie dba o zwierzęta w ich najbliższym otoczeniu. Ważne, aby pamiętać, że wszelkie akty znęcania się nad zwierzęciem, powinniśmy zgłaszać natychmiast na policję, straż gminną, do powiatowych inspektoratów weterynarii czy organizacji pro zwierzęcej. Coraz więcej się mówi, pisze o zwierzętach, o ich kiepskim losie. Mam nadzieje, że nadejdzie dzień, gdy nasza działalność nie będzie potrzebna. Tego sobie i zwierzakom życzę.
1,5 % dla Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami
Z dopiskiem oddział w Koszalinie
KRS: 0000154454