Sharon Stone in the film 001 Ludzie

Jesteś Mob Wife? Czy bardziej lubisz Quiet Luxury? Lepiej usiądź na kanapie i włącz sobie film.

Można by sądzić, że trendy w modzie zmieniają się jak w kalejdoskopie. Nic bardziej mylnego, wszystko już było, a nawet jeśli one (te trendy) omijają cię szerokim łukiem to zdaje się – niewiele tracisz. Zamiast kompulsywnie rzucać się na kupowanie dodatków, aby spełniać oczekiwania aplikacji społecznościowych, zrób sobie ciepłą herbatkę, chwyć pilota w dłoń i zerknij na kilka filmów, w których lata temu kreowano, to co ponoć dziś jest w modzie.

svg%3E Ludzie

Na początek rozszyfrujmy tytułowe hasła. Mob Wife, to żona gangstera – kobieta pewna siebie, trochę taka „za bardzo”, z podkreślonym mocno okiem i ustami, ufryzowana, koniecznie z futrem (byleby nie prawdziwym), obwieszona złotem (być może prawdziwym), w szpilkach i przesadnie opiętych sukienkach. Trend, który zalał internet i podkręcił sprzedaż domom towarowym na całym świecie, nadal ma się całkiem dobrze. To wizerunek kobiety, który w filmach nosiło wiele bohaterek. Dlaczego? Bo kipi bogactwem, przyciąga oko, kusi i wodzi na pokuszenie. Mob Wife zdecydowanie lepiej wypadają na ekranie niż w życiu, bo tam intrygują, a w życiu wkurzają (szczególnie inne kobiety). Przykłady: klasyka gatunku grana przez Lady Gagę Patrizia Reggiani, żona Maurizio Gucciego, w filmie „Dom Gucci” z 2021 roku. Jej glow up ze sceny na scenę rósł, aż wszedł na poziom dosadnego kiczu, ale nie takiego który wykręca oczy, a wręcz przeciwnie magnetyzuje widza na tyle, że zaczyna współczuć przebiegłej morderczyni życia w luksusie. Jeśli już jesteśmy przy luksusowych kobietach kolejną filmową reprezentantką tego stylu jest bez wątpienia Ginger McKenne, grana przez Sharon Stone, obłędną, ociekającą seksapilem, ale i złotem damę lekkich obyczajów, choć dziś poprawnie byłoby powiedzieć seksworkerkę. Twórcy klasyka z 1995 r., już wiedzieli, że Mob Wife to figura, na którą przyjdą widzowie do kina. Reżyser Martin Scorsese nie pomylił się, a może z żonami gangsterów miał częściej do czynienia niż tylko przy pracy nad filmem. Zastanówmy się zatem czy mieliśmy na naszym polu jakiś przykład damy „takiej, jakby luksusowej”? W naszym PRL-owskim wydaniu była nią Ewa Kasprzyk w roli Barbary Wolańskiej w „Koglu Moglu” z 1988 roku. To co nie doubrała, to donosiła, bo na ekranie, była postacią najbardziej wyrazistą i kipiąca energią, nawet jeśli jej klipsy sięgały do ramion.

No dobrze, a co z Quite Luxury – cichym luksusem, stylem „starych pieniędzy”? Tu sprawa ma się zgoła inaczej. Brak widocznych metek, choć od żakietów i torebek bije blask wysokiej jakości. Tkaniny? Żadne cekiny, tylko kaszmir, jedwab, eleganckie perły, długość za kolano. Bez falban i bez pokazywania łokci. Klasycznie i z klasą, za ciężkie pieniądze. Mówią, że warto iść w jakość, jeśli nie stać cię na „szmaty”, a Instagram i Tik Tok, co rusz przywołuje protipy w jakie dobro luksusowe warto zainwestować. W torebkę Burberry, jak to zrobiła jedna z bohaterek kultowego już serialu „Sukcesja” i została za to wyśmiana, ponieważ torebka była formatu mniej więcej A4? Otóż tu właśnie dotykamy sedna cichego luksusu, czyli uprzywilejowania. Mała torebka, a najlepiej jej brak, oznacza, że nie musisz mieć nic więcej, ponieważ otacza cię system, który zapewni ci wszystko, czego możesz potrzebować. A umówmy się, na to stać nielicznych.

Jedną z pierwszych filmowych bohaterek Quite Luxury na ekranie była Holly, dziewczę bawiące się za pieniądze licznych męskich adoratorów, bohaterka „Śniadania u Tiffaniego” (1961 r.) Z kubkiem kawy i croissanetem przed witryną sklepową, ale w sukience od Huberta de Givenchy Audrey Hepburn, zapisała się w historii kina po wsze czasy. Współcześnie ten styl kochały księżna Diana i Gwyneth Paltrow. Niech was nie zmyli, że te bluzy czy sweterki przepasane na biodrach od niechcenia to ubrania z sieciówek!

svg%3E Ludzie

Co więc możemy zrobić z natarczywymi trendami, które z ekranów telefonów krzyczą: kup to, kup tamto, to modne, to już passe. Najlepiej wtedy rozsiąść się wygodnie na swojej kanapie i obejrzeć klasykę kina, nasycić wzrok, wyłączyć TV, wrócić do swojego życia i po prostu być sobą.