SZKOLA3 Ludzie

Elżbieta Mielnikiewicz: „Oddaję ster w poczuciu spełnienia”

Fot. Radek Koleśnik i Jan Potentas

Elzbieta Mielnikiewicz Ludzie

W żadnym koszalińskim salonie fryzjerskim Elżbieta Mielnikiewicz nie może liczyć na anonimowość. Niemal wszystkie fryzjerki pracujące obecnie w Koszalinie ukończyły jej szkołę. Dla pani dyrektor 65. rok działalności Zespołu Szkół nr 8 im. Tadeusza Kościuszki przy ulicy Morskiej 108, którym od 20 lat kieruje, jest ostatnim rokiem pracy. Jak mówi, emerytura będzie oznaczała więcej czasu dla rodziny, na czytanie i na podróżowanie.

Pani dyrektor mówi: – Jesteśmy największą w Koszalinie szkołą branżową. Zawsze uważałam, że dziewczętom wybierającym zawód fryzjerski należy stworzyć możliwość kształcenia na wyższym poziomie niż zawodowy i stąd wzięło się Technikum Fryzjerskie. Do naszej szkoły trafia coraz więcej ambitnej młodzieży. Obecnie fryzjer (często nazywany również stylistą), cukiernik czy kucharz przestali być anonimowi. Coraz większe znaczenie w ich pracy ma kreatywność. Najlepsi uzyskują nawet status celebrytów. Rzeczywiście, większość fryzjerek pracujących w Koszalinie wzięło się stąd, z naszej szkoły. Ale również większość pań, które uczą, to także nasze absolwentki. Zdobyły maturę, później studiowały pedagogikę, a teraz przekazują wiedzę kolejnym rocznikom. Osiągamy dobre wyniki, świetnie wypadamy w rozmaitych konkursach, nawet najbardziej wymagających, organizowanych tradycyjnie w Bydgoszczy, która jest bardzo silnym ośrodkiem, jeśli chodzi o fryzjerstwo i kosmetologię – podkreśla Elżbieta Mielnikiewicz.

Na rynku brakuje specjalistów praktycznej nauki zawodu, bo wynagrodzenia w nauczycielstwie są bardzo niskie. – Dlatego nasze nauczycielki fryzjerstwa muszą łączyć pracę w swoich salonach z aktywnością edukacyjną w naszej szkole. To jest swego rodzaju poświęcenie, bo w czasie który oddają szkole, mogłyby z pewnością więcej zarobić, strzygąc i czesząc kolejne klientki. Ale to, że nauczyciel jest praktykiem, ma kapitalne znaczenie. Uczniowie znacznie szybciej przyswajają sobie umiejętności zawodowe. Podobnie zresztą jest z cukiernikami. Tego zawodu uczą u nas panie dojeżdżające ze Szczecinka – podkreśla pani dyrektor. – Na szczęście wciąż są osoby odnajdujące się w pracy z młodzieżą, jak pani Agnieszka Englot, która pracowała w dużych piekarniach i w korporacjach, a u nas czuje się znakomicie. Tak się składa, że wszystkich obecnych pracowników ja przyjmowałam do pracy. Skład grona pedagogicznego całkowicie wymienił się w czasie mojego dyrektorowania. Wciąż jednak pamiętamy mojego poprzednika, pana Jana Subotkiewicza, który już będąc emerytem, wciąż się szkołą interesował i kibicował nam w rozwoju. Jeśli chodzi o budowanie relacji między ludźmi był wzorem. Bardzo dużo się od niego nauczyłam.

O swoim podejściu do zarządzania pani Elżbieta mówi: – Zawsze oddaję duże pole do działania swoim pracownikom, deleguję uprawnienia, nie mam z tym kłopotu. Każda szkoła potrzebuje zmian, także ta po tych „moich” 20 latach. Zmiany na zewnątrz są tak gwałtowne, że edukacja zawodowa musi na nie natychmiast reagować. Wartości takie jak humanizm, tolerancja, empatia zawsze pozostaną ważne, jednak nowa rzeczywistość wymaga, by szybko zmieniało się zaplecze służące nauce rozmaitych zawodów.

Jak podkreśla nasza rozmówczyni, miała szczęście przy doborze ludzi: – Jestem długodystansowcem, podobnie moi współpracownicy. Jeśli ktoś wejdzie do naszego grona, pozostaje w nim długie lata. Ta praca może naprawdę dać dużo satysfakcji. Młodzież, która się u nas pojawia, ma może mniejszy bagaż kulturowy niż ta z najlepszych liceów, ale to nie oznacza, że jest jakoś gorsza. W każdym można znaleźć cechy, na których można budować poczucie własnej wartości. Trzeba tylko je dostrzec, docenić, ujawnić i wzmacniać. Nie mamy przedmiotowych olimpijczyków, to zrozumiałe. Ale mamy ambitnych uczniów, którzy w swojej przyszłej profesji chcą być jak najlepsi. Kiedy przychodzi młody człowiek pełen kompleksów albo buntu, to powiedzieć mu na starcie, że nic nie umie, oznacza podcięcie skrzydeł. Trzeba motywować pozytywnie, dowartościowywać. A oni bardzo się cieszą, kiedy im coś wychodzi. Mnóstwo satysfakcji przynoszą mi chwile, kiedy na przykład uczniowie klas cukierniczych przychodzą, żeby się pochwalić, że jakieś wyroby szczególnie im się udały. Oni doskonale wiedzą, że sama nie piekę, ale umiem docenić efekty pracy innych – mówi z uśmiechem pani dyrektor.

Szkoła powstała w 1957 roku. Kilka tygodni temu uroczyście obchodziła swoje 65. urodziny. W obecnej lokalizacji działa od 1974 roku, kiedy stała się szkołą o charakterze przyzakładowym. Zawsze współpracowała ściśle z Cechem Rzemiosł Różnych.

– Nikt nie oczekuje od nas wysokich lokat w rankingach zdawalności matur. Pod tym względem nie mamy szans w porównaniu z renomowanymi liceami. Ale nie taka jest nasza rola, by rywalizować pod tym względem. Jednak każda uczennica i każdy uczeń, który zda maturę, otwiera sobie drogę do dalszej edukacji. W przypadku absolwentów związanych z żywieniem są to na przykład studia na naszej Politechnice. Cieszę się z każdego ucznia, który zdobędzie maturę. My sami własną skuteczność mierzymy innym parametrem. Uważamy, że o skuteczności szkoły świadczą wyniki egzaminów zawodowych. Niemal wszyscy uczniowie fryzjerstwa i technologii żywienia kończą szkołę z tytułem technika, czyli potwierdzając swoją wiedzę teoretyczną i umiejętności praktyczne. Tutaj wskaźnik zdawalności grubo przekracza 90 procent, co na tle całego Koszalina jest znakomitym wynikiem. Nie można przy tym mówić, że egzamin fryzjera albo cukiernika jest łatwiejszy niż na przykład informatyka. Różnią się treści, ale poziom wymagań jest ten sam – podkreśla Elżbieta Mielnikiewicz.

Jak mówi, szkoła ma dzięki władzom Koszalina dobrą bazę nauki zawodu – nowoczesne pracownie fryzjerską, technologii żywności, handlową a teraz również komputerową: – Tworzymy zaplecze dla nowych zawodów, bo w szkole pojawili się przyszli mechanicy na potrzeby takich zakładów jak Espersen czy Kospel. Bez profesjonalnych narzędzi nie da się wykształcić specjalistów. Nadążenie za tempem zmian w technologii jest trudnym i kosztownym wyzwaniem.

Pani dyrektor planowała przejść na emeryturę już trzy lata temu, ale zmieniły się okoliczności zewnętrzne i została dłużej: – Chciałam z obecnej pięcioletniej kadencji dyrektorskiej przepracować dwa lata, bo taką możliwość stworzył mi Przemysław Krzyżanowski odpowiedzialny za oświatę zastępca prezydenta Koszalina. Przyszła jednak pandemia, kiedy w poczuciu odpowiedzialności zostałam dłużej, bo naprawdę trzeba było mocno się starać, żeby w tych warunkach pracować. Ogromnie przydało się moje długie doświadczenie, ale największą sprawnością wykazała się pani Monika Majkowska, kierownik kształcenia zawodowego. Uczyliśmy zdalnie, ale ze szkoły i na jednej platformie czyli Teams. Przetrwaliśmy. Odchodzę, bo znam swoje ograniczenia. Doskonale zdaję sobie sprawę z faktu, że szkoła potrzebuje nowego spojrzenia i świeżej energii. Dlatego z satysfakcją oddam ster komuś, kto stanie się moim następcą. Co będę robić na emeryturze? Poczytam, poświęcę więcej czasu bliskim, pojeździmy turystycznie – pewnie głównie po Polsce, bo takie podróżowanie oboje z mężem lubimy najbardziej.