DSC3845 Ludzie

Rodzinny album Koszalina

Fot: materiały prasowe Archiwum Państwowego w Koszalinie

Publikacja „Krzysztof Sokołów. Fotograf mówi zdjęciami” jest jedną z najpiękniejszych książek, jakie w ostatnich latach ukazały się w Koszalinie. Kolejną z coraz szerszej półki wydawniczej koszalińskiego Archiwum Państwowego (AP). Do lektury albumu potrzeba szerokiego stołu lub wytrzymałych kolan i przynajmniej kilku godzin: waży 2,5 kilograma, zawiera kilkaset zdjęć i wywiad rzekę, od którego trudno się oderwać. Za czerwoną okładką kryje się fotograficzny portret miasta, które znamy i chcemy pamiętać. W formie elektronicznej książka dostępna jest na stronie internetowej www.koszalin.ap.gov.pl, w zakładce „Wydawnictwa” .

Krzysztof Sokołów zawodowo fotografuje od 1970 roku. Współpracował m.in. z Wojewódzkim Domem Kultury i koszalińskimi redakcjami prasowymi. Najdłużej z „Głosem Koszalińskim”. To młodszy kolega z gazety, Mariusz Rodziewicz, namówił go na oddanie zbiorów do Archiwum Państwowego (sam jest jego darczyńcą – dop. am). – Polubiliśmy się i mieliśmy kontakt także po zakończeniu mojej współpracy z dziennikiem – mówi Krzysztof Sokołów. – Na stronie internetowej „Głosu” z inicjatywy Mariusza publikowane były moje zdjęcia z dawnych czasów. Jak się okazało, cieszyły się dużą popularnością. Byłem na etapie porządkowania swoich fotografii, nie miałem pomysłu, co z nimi zrobić i wtedy Mariusz zaproponował, że skontaktuje mnie w tej sprawie z Archiwum. Zdecydowałem się na podarowanie zdjęć, choć myślałem, że proces odbędzie się kameralnie, a nie oficjalnie, w towarzystwie mediów (śmiech).

Ostatecznie w 2019 roku do placówki trafiło nieodpłatnie kilkadziesiąt tysięcy zdjęć, znakomita większość gigantycznego archiwum fotografika. Z jednej strony to „cenne uzupełnienie dokumentacji aktowej”, z drugiej doskonały materiał do popularyzowania historii miasta, co Archiwum Państwowe praktykuje z wielkim powodzeniem.

Katarzyna Królczyk, dyrektor instytucji, wspomina: – Właściwie od momentu, kiedy pan Krzysztof przekazał nam materiały, myślałam, żeby wydać album. Wiedziałam też, że nie powinien składać się wyłącznie ze zdjęć, ale także tekstu czy rozmowy, która przybliżałaby historię ich powstawania oraz postać samego autora. Tak jak wspominam we wstępie do książki – miało to być podziękowanie dla darczyńcy, ale także prezent dla koszalinian.

O czym mówi fotograf?

Tytanicznym zadaniem, czyli selekcją zdjęć, zajęła się Dorota Cywińska, starsza kustosz Archiwum Państwowego, oczywiście w porozumieniu z Krzysztofem Sokołowem, a na pewnych etapach także z Piotrem Pawłowskim, autorem rozmowy oraz Katarzyną Królczyk. Podobnie jak przy layoucie, fotografik przy wyborze materiału dał zespołowi redakcyjnemu wolną rękę. – Zdjęć, z którymi jestem związany emocjonalnie po prostu nie oddałem, do reszty nie jestem aż tak przywiązany, by się o nie wykłócać – mówi. – Muszę przyznać, że bałem się całego tego procesu, ale dzięki osobom, które pracowały przy wydawnictwie, wszystko przebiegło świetnie.

Do albumu trafiło kilkaset fotografii, z okresu od lat 70. XX wieku do czasów dzisiejszych. W większości niepublikowanych. Wszystkie są starannie opisane. Najstarsza pochodzi z 1968 roku – jest to pierwsze zdjęcie wykonane przez Krzysztofa Sokołowa aparatem Smiena. Całość publikacji zamyka się w pięciu rozdziałach, na które poza zdjęciami składają się kolejne odsłony wywiadu.

W sumie pięć dekad historii i rozwoju Koszalina: plenery, ulice, mniej lub bardziej charakterystyczne budynki, osiedla, fabryki, zakłady, instytucje, pomniki, inwestycje, wydarzenia społeczne, polityczne i kulturalne, w końcu obrazki z życia codziennego i ludzie. Słowem – portret miasta. W tej unikalnej dokumentacji fotograficznej odnajdzie się kilka pokoleń koszalinian – byłych i obecnych. Dla wielu będzie to sentymentalna podróż w przeszłość, przypominająca czasy dzieciństwa, dorastania, pracy. – Celowo w albumie przyjęliśmy założenie, by jeden budynek czy miejsce pokazać w różnych ujęciach czy latach, bo to unaocznia zmiany, jakie przechodziła przestrzeń miejska w ciągu pięćdziesięciu lat – podkreśla Katarzyna Królczyk. – Muszę przyznać, że poza tym, że jest to wydawnictwo instytucji, którą kieruję, mam do niego stosunek osobisty. Pierwszy album Krzysztofa Sokołowa, ten do którego nawiązaliśmy, miałam na półce, gdy byłam w liceum. Pamiętam, z jakim zainteresowaniem go wtedy przeglądałam. Teraz jest podobnie, bo na stronach książki, widzę miasto, w którym się wychowałam i żyję. Niezwykle mnie cieszy i satysfakcjonuje, że mogłam jako dyrektor Archiwum wydać dalszą, rozbudowaną część tej historii. Mam nadzieję, że tę radość podzielają czytelnicy.

W formie elektronicznej książka dostępna jest na stronie internetowej www.koszalin.ap.gov.pl, w zakładce „Wydawnictwa”

Książka – wyzwanie

Praca nad albumem trwała rok. Długo, bo każdy z etapów – od wyboru zdjęć, przez edycję, skład i w końcu druk – stanowił osobne, skomplikowane przedsięwzięcie. Założenia od początku były ambitne. – W trakcie przygotowań uznaliśmy, że chcemy stworzyć coś nietuzinkowego – mówi Mariusz Król, autor oprawy graficznej albumu. – Głównym założeniem wizualnym było nawiązanie do przeszłości, czyli albumu ze zdjęciami Krzysztofa Sokołowa, który ukazał się w 1983 roku. Zdecydowaliśmy, że nasz będzie miał inny, nietypowy, poziomy format, ale tak jak poprzednik zostanie oprawiony w tkaninę. Layout jest oczywiście nowocześniejszy, a przede wszystkim uwzględnia połączenie fotografii z rozmową. Najwięcej czasu zabrało mi edytowanie zdjęć. Oryginały – negatywy, przechowywane były w różnych warunkach, różnej jakości były też skany. Ich oczyszczenie i przygotowanie do druku wymagało wielomiesięcznej pracy, ale ja lubię tego typu wyzwania, zwłaszcza gdy prowadzą do niesamowitego efektu końcowego. Wymyślić projekt to jedno – dopiero fizyczny kontakt z książką zrobił na mnie wrażenie.

Rzeczywiście, kunszt albumu można ocenić dopiero na żywo. Pomijając jego imponującą zawartość, jest to również unikat pod względem poligraficznym. Wydrukowania, a w zasadzie stworzenia, albumu podjęła się koszalińska drukarnia Polimer. Właściciel, Marek Malawski, mówi: – Praca nad wydawnictwem była trudna z wielu powodów. Między innymi ze względu na nietypowy, leżący, format. Album poza drukowaniem i falcowaniem w całości wykonany jest ręcznie. Dziurkowanie, szycie, oprawa wszystko to dzieło naszych pracowników. Sam również wykonywałem niektóre elementy. Tłoczenia na grzbiecie, oprawienie w tkaninę, wgłębienie na fotografię na okładce – wszystkie te rzeczy trzeba było zrobić oddzielnie, co oczywiście wymaga czasu. Na samo płótno czekaliśmy kilka tygodni. Dziennie da się oprawić w ten sposób kilkanaście egzemplarzy. Tego typu wydawnictwa pojawiają się dziś już bardzo rzadko. Mało kto podejmuje się ich produkcji, bo to typowo introligatorskie zadanie, a ten zawód niestety umiera.

Rozmowa, nie wywiad

W opublikowanym wywiadzie Krzysztof Sokołów kilkukrotnie poddaje w wątpliwość swoje kompetencje jako rozmówcy, podkreślając, że na miejscu czuje się jednak za obiektywem aparatu. Wywiad temu stwierdzeniu przeczy. Jest nie tylko biografią twórcy obejmującą dzieciństwo, pierwsze spotkania z fotografią, okres aktywności zawodowej oraz czasy współczesne, ale też pełną dygresji i anegdot opowieścią o pasjach, podróżach, Koszalinie, środowisku dziennikarskim i kulturalnym, ludziach, realiach lat minionych i samej fotografii, z adekwatną do tematu poważną bądź pełną humoru narracją. – Dwóch starszych facetów przez dwa miesiące spotykało się przy kawie i ciastku, by prowadzić sentymentalny dialog o przeszłości – mówi o okolicznościach powstawania wywiadu Krzysztof Sokołów. – Rozmawiało się super, bo znamy się od lat, znamy też osoby, o których opowiadamy. Oboje jesteśmy gadułami, stąd tyle spotkań.

Autor rozmowy, Piotr Pawłowski – dziennikarz, publicysta i wydawca, uzupełnia: – Z Krzysztofem znamy się od lat, ale to znajomość osobliwa. W przeszłości nie zdarzyło się nam usiąść i pogadać. Jednak dzieliliśmy te same przestrzenie. Wprawdzie w odstępie czasu, lecz ukończyliśmy sąsiadujące ze sobą szkoły. Pracowaliśmy w tych samych albo konkurencyjnych gazetach. Propozycja rozmowy przyszła od Katarzyny Królczyk, dyrektor Archiwum Państwowego w Koszalinie i pomysłodawczyni przedsięwzięcia. Ciekawy pomysł, ciekawy rozmówca i ciekawa historia – zgodziłem się po pierwszym spotkaniu. Spotykaliśmy się z Krzyśkiem i rozmawialiśmy we wnętrzach Gromady, gdzie, dzięki uprzejmości Wiesława Świsia, dyrektora hotelu, od wielu lat mam swoje miejsce do pracy. Wspominaliśmy, przeglądaliśmy zdjęcia, szukaliśmy intrygujących wątków – w ten sposób powstało tło do prezentacji kilkuset fotografii. Lubię rozmowy dynamiczne, nieprzegadane, w których autor wchodzi w interakcję z rozmówcą. Długie mnie jako czytelnika, nudzą, odstraszają. Szybko nudzę się i treścią, i formą, więc sam staram się nie zanudzać innych. Co do dorobku, uważam Krzysztofa za jednego z najważniejszych powojennych fotografów koszalińskich, a nawet szerzej: pomorskich. Znam i znałem osobiście lub poprzez prace, większość, o ile nie wszystkich, fotografów prasowych, którzy przez nasze media przewinęli się w ciągu ostatnich, powiedzmy, pięćdziesięciu lat. Na tym tle Krzysztof jest postacią wyjątkową. Był tam, gdzie działo się coś ważnego, dotknął istoty absurdu komuny, uwiecznił najważniejsze wydarzenia po osiemdziesiątym dziewiątym roku, zwłaszcza w dziedzinie kultury, a jeszcze znajduje czas na plenery i prace artystyczne, a przede wszystkim – wykształcił pokolenie młodych, a dzisiaj już dojrzałych, fotografów.

A może część druga?

Wszystko, co wydarzyło się w związku z wydaniem książki Krzysztof Sokołów przyjął z zaskoczeniem i właściwą sobie skromnością. Także zainteresowanie, jakie album wzbudza oraz wszelkie gratulacje, recenzje, opinie, wyrażane osobiście bądź za pośrednictwem Archiwum. Nie prowadzi mediów społecznościowych, więc omijają go internetowe aplauzy i entuzjastyczne komentarze. – O planie na album dowiedziałem się ostatni – śmieje się. – Chyba najmilsze jest to, co także kiedyś było dla mnie najcenniejsze, czyli poznanie wielu wspaniałych osób na różnych etapach powstawania publikacji. Dla mnie także odkrycie na nowo Archiwum Państwowego, które kojarzyło mi się z posępnymi ludźmi odkurzającymi stare księgi. Zobaczyłem coś przeciwnego: niezwykle aktywną kulturalnie instytucję. Spotykam się i rozmawiam z osobami, które album widziały, a nawet odnalazły się na moich zdjęciach. Odezwali się bliżsi i dalsi znajomi z dawnych lat, często z prośbą o egzemplarz. Jestem z całości bardzo zadowolony, nie przepadam jedynie za zainteresowaniem medialnym (śmiech).

Promocja albumu miała miejsce w Koszalińskiej Bibliotece Publicznej, 26 października br. Zapowiedzią książki była czerwcowa, plenerowa wystawa przy Rynku Staromiejskim, a jesienią tego roku wczesne prace Krzysztofa Sokołowa o Sianowie prezentowane były w sianowskiej Galerii Zorza. Materiału na drugą część albumu – o regionie na przykład, który fotografik także bogato dokumentował – nie brakuje. Pomysł na kontynuację zarówno autor, jak i dyrektor AP kwitują… uśmiechem. Tymczasem na przekazanie do Archiwum Państwowego czeka reszta zbiorów Krzysztofa Sokołowa. Docelowo – całość. To hojny i bezcenny dar. – Także zachęta, by dzielić się z nami swoimi zasobami – dodaje Katarzyna Królczyk. – One mają wartość nie tylko sentymentalną dla archiwum rodzinnego, ale i historyczną dla miasta. Czasem nawet nie podejrzewamy, jak cenne rzeczy przechowujemy w szufladach i rodzinnych albumach.


Nad publikacją pracował zespół redakcyjny w składzie: Katarzyna Królczyk, Dorota Cywińska, Robert Borucki, Piotr Pawłowski, Krzysztof Sokołów i Anna Zbroszczyk. Opracowanie graficzne, layout i skład: Mariusz Król. Korekta i redakcja tekstu: Joanna Wyrzykowska. Druk: Polimer s.c. Zakład poligraficzny. Malawscy M.J. W formie elektronicznej książka dostępna jest na stronie internetowej http://www.koszalin.ap.gov.pl/, w zakładce „Wydawnictwa” .