pexels vincenzo malagoli 1550648 scaled Ludzie

Książkowe rekomendacje naszych Czytelników na czas świąteczno-noworoczny

Czytanie książek nie jest najpopularniejszym sposobem spędzania wolnego czasu przez Polaków. My jednak wiemy, że przez Czytelników „Prestiżu” ten szlachetny nawyk wciąż jest praktykowany. Dlatego poprosiliśmy dwadzieścia kilka osób z tego grona, by podzieliły się wrażeniami z lektur, które ostatnio zrobiły na nich szczególne wrażenie. Może okażą się one dla kogoś z Państwa, innych książkolubów, wartościowymi wskazówkami w poszukiwaniu ciekawych tytułów, które wypełnią Państwa wyobraźnię w ten szczególny czas świąteczno-noworoczny, kiedy zwalnia tempo życia, a pojawia się ochota na coś więcej niż kolejna porcja makowca albo pokazywany w TV po raz setny film „Kevin sam w domu”. Przyjemnych lektur!

ANNA BŁĄDEK, dziennikarka koszalińskiej redakcji TVP

svg%3E Ludzie

Jak powiedzieć o książce „Dziady i dybuki” Jarosława Kurskiego unikając patosu, skoro mam wrażenie, że ona dosłownie, bez żadnej przesady wpłynęła na moje postrzeganie rzeczywistości? Myślałam, że o relacjach polsko-ukraińskich trochę wiem, w końcu wychowywałam się w miejscu, w którym mój dziadek, wskazując na drogę między naszym a domem sąsiadów, mówił, że to granica polsko-ukraińska, a od idących wzdłuż naszego płotu mężczyzn usłyszałam niezrozumiały epitet: polskie pany. Słyszałam i czytałam, że my, Polacy mamy z Ukraińcami rachunki krzywd, w których równanie winien i ma występuje po obu stronach po równo. Nie przypuszczałam, że wynik tego równania jest tak dosłownie fifty-fifty, a raczej pa pałam. To co my im, to i oni nam. Tak samo okrutnie. Z taką samą sadystyczną, wynaturzoną wyobraźnią. Sporo się dowiedziałam o historii, którą wydawało się, że znam, ale nie tylko to jest walorem tej książki. To prawdziwa opowieść dygresyjna, gdzie na każdej stronie jedna ciekawsza od drugiej opowieść, a całość wciąż płynie logicznie, wartko i porusza struny duszy, o których nawet nie przypuszczałam, że są. Jarosław Kurski to człowiek dzielny i gratuluję mu, bo ta opowieść w głęboko i dziś już chyba systemowo antysemickiej Polsce wymaga i odwagi, i brawury. Czyta się te historie z żyć różnych krewnych wzięte jak najlepszą szpiegowską opowieść i kresową sagę w jednym. Ród, o którym autor pisze: i polski, i żydowski, i ziemiański, i z najwyższych wyżyn nauki oraz intelektu wywodzący swą świetność, podzielony jest i rozdarty. To kilka splecionych ze sobą drzew genealogicznych, których korzenie i gałęzie cięto i karczowano, czasem dla ochrony, a czasem dla Zagłady. Historia zaczyna się od przerażenia matki braci Jacka i Jarosława Kurskich, Anny, którą do panicznego strachu doprowadza niewinnie brzmiące zdanie napisane przez Jarosława, a odnoszące się do obraźliwej wobec Żydów wypowiedzi Lecha Wałęsy. Wypowiedzi skierowanej do profesora Bronisława Geremka, który przetrwał Zagładę, bo udało mu się uciec z getta. Zdanie jest o tym, że o Annie Kurskiej niektórzy mówią, że jest Żydówką. Matka wpada do domu syna w środku nocy i roztrzęsiona krzyczy, że nie wolno mu o tym pisać, że nic nie wie, nic nie rozumie, bo nie przeżył, bo nie widział… Odszpuntowany dybuk nie da już spokoju. Trzeba się dowiedzieć. No i dowiaduje się autor. Zagłębia się w historii, o której nie miał pojęcia. A my zagłębiamy się z nim. I mówi nam o rzeczach trudnych, wcale nie chwalebnych, ale też o odwadze, bohaterstwie i wielkiej miłości do ojczyzny. I o tym, że w tej rodzinie niechęć rodzeństwa do siebie ma długą tradycję. Myślę, że tak jest w wielu rodzinach.

JUSTYNA HORKÓW, graficzka, pracuje w Biurze Promocji Politechniki Koszalińskiej

svg%3E Ludzie

Książka, która ostatnimi czasy zrobiła na mnie ogromne wrażenie i na długo zapadła mi w pamięć to „Niepokój przychodzi o zmierzchu” (autor: Marieke Lucas Rijneveld). Nie pozwoliła o sobie zapomnieć, drążąc tytułowy niepokój w sercu i głowie. Do tej pory siedzi gdzieś pod skórą, niczym organiczna tkanka.

Lata 2000. Holenderska wieś. Epidemia pryszczycy i śmierć brata są tłem dla opowieści o dojrzewaniu, napisanej z perspektywy nastolatki. Surowe wychowanie, religijna rodzina, trudne warunki do życia. Oczami bohaterki oglądamy naturalistyczne obrazy, pozbawione dziecięcego filtra. Okres, który wielu z nas kojarzy się z niewinnością i beztroską, został pokazany w zupełnie inny sposób. Autor/ka (identyfikująca się jako osoba niebinarna) przypomina, że dzieci często bywają okrutne wobec siebie, innych i zwierząt. Fascynacja przemocą miesza się tu z bezradnością i niezrozumieniem własnych uczuć.

Rodzina po stracie materialnej i psychicznej pogrąża się w otchłani traumy. Ich samotność, brak wzajemnego wsparcia potęgują nieubłagane prawa natury: dzikość, śmierć, zniszczenie. To wszystko Rijneveld ozdabia przypowieściami biblijnymi. Bohaterka książki podejmuje próby konfrontacji z otaczającą ją rzeczywistością. Jej zbroją przed wstydem i światem zostaje czerwona kurtka budrysówka, której praktycznie nie zdejmuje. W kieszeniach gromadzi amulety: ropuchy, wąsy królika. Składa ofiary, ucieka w świat fantazji.

Podskórnie czujemy, że ta historia nie może zakończyć się dobrze. Powieść dzieje się w XXI wieku, w dodatku za granicą, jednak wystarczyłoby przenieść ją na polską wieś i realia byłyby zadziwiająco znajome.

MARCIN NAPIERAŁA, dziennikarz, prezenter, menedżer ds. PR i promocji w koszalińskiej firmie MPS International

svg%3E Ludzie

Rekomenduję przeczytanie nowej powieści Michała Witkowskiego zatytułowanej „Tango. Czarny kryminał retro”. Lubię kryminały i lubię twórczość Michała Witkowskiego. Wobec tego połączenie tych dwóch aspektów w jednej książce zapowiadało się wyjątkowo dobrze. Akcja „Tanga” dzieje się w pewnym polskim mieście pod koniec lat dwudziestych ubiegłego wieku. Trwa seria okrutnych morderstw, a nad rozwikłaniem zagadki, kto za nimi stoi, pracuje grupa śledczych pod kierunkiem starszego aspiranta Adolfa Piątka. Nie ma nudy, jest dynamicznie, metody traktowania ofiar przez zabójcę są przedstawione ze szczegółami, ale największe wrażenie zrobił na mnie sposób opisania tamtych czasów. Lata dwudzieste były z jednej strony epoką balów, teatrów i oper, wytwornych restauracji, eleganckich strojów i drogich perfum. Z drugiej – śmierdziały uryną, były zawszone, a ludzie żyli w skrajnej nędzy. A nad tym wszystkim unosił się wszechobecny zapach wódki i dymu papierosowego.

Doskonale oddaje to Michał Witkowski. Zapachy, smaki, muzyka i nastrój grozy aż wychodzą z tej książki. Niestety, rozczarowało mnie zakończenie, a najbardziej refleksje autora umieszczone na końcu. Jako czytelnika nie interesuje mnie, jaką męczarnią było dla niego napisanie książki i nie jest to usprawiedliwieniem dla ewentualnych niedociągnięć fabuły. Ucieszyła mnie za to wiadomość, że Canal+ nabył prawa do zekranizowania powieści. Liczę bowiem na to, że zakończenie historii będzie napisane lepiej (co nie znaczy, że oczekuję happy endu).

TOMASZ OGONOWSKI, dziennikarz, scenarzysta, dramaturg w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym w Koszalinie

svg%3E Ludzie

Kiedy zbliżają się święta, za oknem pada śnieg i szybko robi się ciemno, sięgam po literaturę grozy. Broń boże nie mylić z ordynarnym horrorem. Jak znalazł na ten moment są opowiadania H. P. Lovecrafta. Polecam zbiór „Zew Cthulhu”. Pierwszy raz czytałem go w latach 80. i te opowiadania mnie wtedy pochłonęły. Kilka lat książka leżała na półce, a w 2019 roku ukazało się nakładem wydawnictwa Vesper jej pięknie nowe wydanie. Najlepsze spośród tych opowiadań, moim zdaniem, to „Kolor z innego wszechświata”. Na jego podstawie powstał film z Nicolasem Cage’em, fatalny zresztą, bo utrzymany w rozrywkowym klimacie. Poza tym opowiadaniem w tomie znalazł się tytułowy „Zew Cthulhu”, „Szepczący w ciemności”, „Widmo nad Innsmouth” oraz „Zgroza w Dunwich”. Kanoniczne pozycje nie tylko twórczości Lovecrafta, ale i gatunku.

Obecnie trwa wielkie, globalne odkrywanie na nowo twórczości pisarza. Fandom, niegdyś podziemny, liczy dziś dziesiątki jak nie setki tysięcy osób. Guillermo del Toro, meksykański reżyser, przymierza się do ekranizacji powieści „W górach szaleństwa”.

Lovecraft był wariatem, żył niespełna 50 lat, mieszkał w Nowej Anglii w Stanach Zjednoczonych i oprócz krótkiego epizodu nowojorskiego całe życie spdził w mieście Providence, łaził na piesze wycieczki nocą, od dziecka oglądał ołtarze, fascynowały go kulty i bogowie, zanurzał się w legendy Nowej Anglii sięgające do procesów czarownic itp. Żył samotnie, pisał bez przerwy. Myślę, że te jego dziwactwa spowodowały narodziny nowych światów. Siedzę teraz jako czytelnik raczej w starszych rzeczach, nie śledzę nowości, bo nie interesuje mnie doraźność, ale uniwersalność. Nie chodzi o egzystencjalizm, tę fascynację przeszedłem na studiach, ale zanurzenie głębinowe. Twórczość Lovecrafta to coś więcej niż literatura grozy, ale metafizyczne rozprawy zahaczająca o kwestie człowieczeństwa. Wystarczy wspomnieć, że esej filozoficzny o Lovecrafcie napisał sam Michael Huellbeck. Jeśli chodzi o nastrój to pisarz fenomenalny.

DARIUSZ PAWLIKOWSKI, dyrektor Koszalińskiej Biblioteki Publicznej

svg%3E Ludzie

„Naku*wiam Zen” Marii Peszek zaczyna się od ostrzeżenia, że książka może zranić twoje uczucia i jeśli nie chcesz, nie czytaj. On jest wielkim aktorem, ona aktorką i piosenkarką. Ojciec i córka, którzy udowodnili, że na rozmowę nigdy nie jest za późno. Na szczerą rozmowę, o wszystkim i aż do trzewi.

Szczerość do bólu jest największą wartością dialogu dwojga nieprzeciętnych i nietuzinkowych osobowości. Oboje są bezkompromisowi i „nie biorą jeńców”, rozmawiając o szczęściu, miłości, sztuce, Stwórcy, Kościele, sensie życia, zdradzie, alkoholizmie, nagości, seksie. Czy tak powinni rozmawiać tata z córką? A dlaczego nie? Dlaczego mieliby nie poznać się jeszcze lepiej i nie zadawać sobie pytań, których my nigdy nie zadamy z obawy o naruszenie tabu, niedopowiedzianych rodzinnych tajemnic i wstydu.

Jan Peszek i Maria Peszek sobie na to pozwalają. Nie dlatego, że tak się umówili i chcą prowokować, ale dlatego, że są wolnymi ludźmi, nie boją się pytać i otrzymywać nie zawsze przyjemne odpowiedzi. To książka o artystach, ich wyborach, porażkach i sukcesach, samotności i przede wszystkim miłości. Jan ma swoją opokę w żonie Teresie, Maria w Edku. Ich niestandardowe życie dla sztuki i przede wszystkim wielki talent, wrażliwość oraz nie zawsze literacki język pokazują, że mają nie tylko sobie coś ważnego do przekazania. A, że przy okazji jest trochę plotek, wspomnień i bardzo intymnych szczegółów… Jan Peszek jest Aktorem i ojcem nieprzeciętnym, pytany jak wychowywał córkę i jej brata Błażeja, gdy z pojawiały się problemy, mówi, że dostał poradę, że trzeba „przeczekać”, dać swobodę i że oni-rodzice i dzieci nie znali pojęć „nakazy i zakazy”. W domu z takim fundamentem wychowywała się Maria. Książka pewnie nie dla każdego, choćby ze względu na język i naruszanie „świętości”, ale książka na pewno dla wszystkich, którzy nie mają albo nie będą mieli już nigdy okazji porozmawiać szczerze ze swoimi rodzicami. Na koniec Maria Peszek pisze: „Ta książka jest w jakimś sensie o tym samym, o czym wszystkie moje piosenki, a wcześniej moje aktorskie wcielenia – o prawie do bycia innym. O prawie do własnej drogi. O tym, że odstawanie, choć bolesne, może być źródłem siły.”

PIOTR PAWŁOWSKI, dziennikarz, pisarz, krytyk filmowy, kierownik Biura Komunikacji Społecznej Politechniki Koszalińskiej

svg%3E Ludzie

„Martwa cisza”, Will Dean. Arcydzieło stylu, perła literacka. Jeden z najlepiej napisanych thrillerów ostatnich lat. Skromna, rozłożona na kilka wątków, lecz z mnóstwem pobocznych akcentów, opowieść o trzech „z”, bez których klasyczna powieść sensacyjna nie istnieje: zdradzie, zemście i złu. Najlepszy opis pochodzi z okładki: „Kilka domów na odludziu. Sześćset kilometrów kwadratowych szwedzkiego lasu. Jedna reporterka. Dwa ciała. Cisza może czasem ogłuszać”. Ani słowa więcej.

Dawno nie czytałem powieści tak realistycznej, mocno osadzonej w czasie, kunsztownie utkanej z przenicowanych stereotypów. Oszczędnej w słowach, zbudowanej na dwóch osiach wydarzeń, z postaciami na wyciągnięcie ręki. Tu nic nie jest oczywiste, atmosfera gęstnieje z każdym wydarzeniem. O Szwecji napisał Anglik, który przeprowadził się na północ Europy i wśród bezkresnych lasów, w sąsiedztwie łosi, postawił swój dom. „Martwa cisza” to pierwszy tom serii z dziennikarką Tuvą Moodyson jako główną bohaterką.

Debiut Willa Deana to przykład klinicznej czystości formy gatunku nordic noir. Jak u klasyków, wszystkie dialogi są o czymś, zdarzenia zapętlają się wieloznacznością, a poprowadzona z żelazną logiką akcja z nierozczarowującą kulminacją i zaskakującym finałem daje dobrą zapowiedź ciągu dalszego. Dodatkowe pochwały za tłumaczenie (Marta Komorowska) i kompilacyjny projekt okładki.

Niestety, jak to na polskim rynku bywa, „Martwa cisza” jest kolejnym przykładem braku konsekwencji wydawców, którzy wielu pisarzy wydają bez pamięci, a do wielu innych ograniczają dostęp poprzez tłumaczenie, jak w tym przypadku: jednego, a w innych tylko kilku tytułów. Szkoda, bo jeżeli pozostałe książki z tej serii są równie dobre, mielibyśmy do czynienia z sensacją kilku sezonów. Tak, czy owak: czapki z głów i okulary na nosy! Jeszcze coś: warto tę książkę czytać w ciszy, żeby poczuć się bliżej bohaterki.

KATARZYNA KĘDZIERSKA, Stowarzyszenie Yoga Life Club (Koszalin medytuje)

svg%3E Ludzie

Jest dużo książek, które rewolucjonizują spojrzenie na życie. Jednak spośród wielu, które czytałam, książka „Medytacja łatwiejsza niż myślisz” Magdaleny Moli okazała się perełką i dlatego chcą ją polecić czytelnikom „Prestiżu”. Dzisiaj coraz częściej słyszymy, że medytacja jest rozwiązaniem na problemy związane ze stresem, nieradzeniem sobie z emocjami. Może nie wszyscy dokładnie rozumieją, czym jest medytacja, ale samo słowo stało się częścią przestrzeni społecznej i nikogo nie dziwi, jeśli powiesz, że medytujesz. Jednak, kiedy zaczynamy poszukiwania, aby dowiedzieć się czym jest medytacja i nad czym powinniśmy medytować, okazuje się, że jest bardzo dużo ścieżek, szkół, trendów i naprawdę trzeba dużej determinacji, aby pojąć, o co w tym wszystkim chodzi. I jeśli ktoś ma szczęście, to trafia na książkę „Medytacja łatwiejsza niż myślisz”. Jest to pozycja, która w sposób bardzo przystępny, zrozumiały nawet dla osoby, której obce są terminy jogi, przeprowadza nas przez wiedzę o medytacji, porządkuje ją, tak, że w jednej, niezbyt grubej książce, mamy zebraną wiedzę o tym, co daje medytacja, jak wpływa na różne obszary naszego życia, opierając się nie tylko na doświadczeniach osób, które medytują, ale także na badaniach naukowych (naukowcy biorą pod lupę wszystko – nawet wymiar niematerialny).

Książka zawiera również całkiem sporo pozycji hatha jogi, które możemy włączyć do swojej codziennej aktywności fizycznej i poczuć jak nam się żyje z jogą. Autorka, sama medytująca od kilku dekad, zaznajamia nas z podstawowymi zasadami mądrości wschodu: filozofii czy ajurvedy (najstarszego systemu zdrowotnego). Stosując się do wskazówek zawartych w książce, możemy krok po kroku wprowadzać zmiany w życiu i obserwować jak małe zmiany przynoszą ogromne efekty.

„Medytacja łatwiejsza niż myślisz” uświadamia czytelnikowi, że proces medytacji nie jest dla wybrańców, dla ludzi „zainteresowanych” – jest potrzebą serca każdego z nas, niezależnie od poglądów, sytuacji życiowej czy jakichkolwiek czynników zewnętrznych. Po prostu – medytuj i bądź szczęśliwy.

MALWINA FULBISZEWSKA, doradca w koszalińskim Ośrodku Wspierania Ekonomii Społecznej

svg%3E Ludzie

Chociaż na rynku wydawniczym nie brakuje ciekawych nowości, warto czasami wrócić do klasyki. Zwłaszcza tej jeszcze przez nas nieodkrytej, a kiedy jest się mamą dwójki małych urwisów na pomyłki czytelnicze nie ma miejsca – każda minuta jest na wagę złota. W mijającym roku poznałam twórczość Herberta i zadaję sobie pytanie, dlaczego tak późno jego dzieło trafiło do moich rąk? Gdyby jednak ktoś pomyślał, że chodzi o poezję naszego rodaka, pragnę uściślić. Autor miał na imię Frank, a rzeczona powieść to „Diuna”. Science fiction nigdy nie było najchętniej wybieranym przeze mnie gatunkiem. Tym razem jednak nie mogłam sobie odmówić. Do przeczytania „Diuny” skłoniła mnie genialna ekranizacja w reżyserii Denisa Villeneuve (6 Oscarów to nie przypadek) oraz niezliczone sugestie fanów uniwersum Herberta mówiące o tym, że książka jest – o ile to możliwe – o wiele lepsza od i tak doskonałego filmu.

Muszę przyznać, że nie zawiodłam się i spędziłam wiele godzin podróżując wraz z głównymi bohaterami po oceanicznych pustyniach Arrakis. Wielowątkowość i złożoność tej pozycji to jeden z jej głównych atutów. Wspaniale opisane postacie oraz niepowtarzalny klimat sprawia, że trudno odłożyć tę książkę choćby na chwilę. Śledząc potyczkę Atrydów i Harkonnenów, poznając zwyczaje Fremenów, poszukując bezcennego melanżu czy życiodajnej wody, z każdą stroną zostajemy pochłonięci przez świat „Diuny” niczym ofiary Szej-hulud znikające w ich trzewiach. I choć, tak jak napisałam powyżej, science fiction nigdy nie było moim pierwszym wyborem, mogę polecić „Diunę” każdemu, kto chce przeżyć niezapomnianą przygodę pełną zapierających dech w piersiach zwrotów akcji oraz nierozwikłanych tajemnic, które mogą zaważyć na losie wszechświata. P.S. Diuna to gorące miejsce, a to w naszym klimacie ma szczególną wartość.

MAGDALENA HOLMIK-GABRYŚ, ekspertka w dziedzinie wyposażenia wnętrz; prowadzi sklep internetowy Dekomiety.pl

svg%3E Ludzie

Czytam codziennie. Bo lubię. Bo jest to rodzaj mojej, wieczornej medytacji. Bo wciąż pojawiają się nowe, fajne tytuły. Mój gust literacki ewoluuje wraz z wiekiem i nabywanym doświadczeniem.

Ponad 20 lat temu byłam ambitną studentką Filologii Polskiej i Filmoznawstwa na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Każdego roku zdawałam egzamin z Historii Literatury Polskiej, który obejmował około 200 lektur dla każdej epoki. Wówczas naczytałam się po wsze czasy Mickiewicza, Sienkiewicza i Wyspiańskiego. Nadal zresztą lubię klasykę.

Jakiś czas temu, trafiłam na powieści Anny H. Niemczynow. Niegdyś związanej z Kołobrzegiem i Szczecinem. Zachwyciły mnie jej kobiece książki. Przeczytałam: „Zostań ile chcesz”, ” W maratonie życia”, ” Życie Cię kocha, Lili”, „Powiedz życiu tak, Lili” i „Sto dni wdzięczności „. Aktualnie czytam:”Uśpione namiętności „. Annę H. Niemczynow czyta się przyjemnie. Czytelnik z łatwością wchodzi w historię. Historię, jakich wiele. Zwyczajna kobieta, jak ty, czy ja, prawdziwa, ze słabościami i traumami, staje na jakimś życiowym zakręcie. Jej słodko-gorzkie doświadczenia to najczęściej rozwód, toksyczny związek, złe relacje w rodzinie. Bohaterka pomalutku uświadamia sobie swoją smutną sytuację. I walczy. Zaczyna od zmiany swoich nawyków. Od polubienia samej siebie i sprawiania sobie drobnych przyjemności. Wybiera rozwój duchowy. Codzienność się dzieje, ale teraz wypełniają ją również pozytywne mantry i afirmacje: „Nie narzekaj. Ileż można? Naprawdę jest aż tak źle?” „Jeśli popełnisz błąd, napraw go najszybciej, jak to możliwe „. „Miej czas”. „Bądź serdeczna. Życzliwi żyją dłużej”. Bohaterka pracuje nad sobą, dba o siebie. Sprząta bałagan sprzed lat. Wyrzuca śmieci przeszłości i robi miejsce na coś nowego.

Powieści Anny H. NIemczynow dają nadzieję. Uczą praktyki wdzięczności. Uświadamiają, że szczęście, to my i nasze myśli. Nie zbieg okoliczności. Nie inni ludzie. My i tylko my jesteśmy twórcami swojej codzienności. A to przecież ona tworzy szczęście i jest esencją życia.

MARTA BARTOS, polonistka związana na co dzień ze słowem pisanym jako korektorka i redaktorka e-podręczników

svg%3E Ludzie

Myślę, że najprzyjemniejszym zaskoczeniem czytelniczym tego roku było dla mnie odkrycie, że popularny dziennikarz Marcin Meller, którego zbiory felietonów bardzo mi się podobały, spróbował swoich sił jako twórca beletrystyki. Śledzę oficjalny profil autora w mediach społecznościowych, wysłuchałam ciekawego wywiadu dotyczącego pracy nad książką i byłam bardzo ciekawa końcowego efektu. Dlatego jego debiutancką powieść „Czerwona ziemia. Thriller” przeczytałam niemal jednym tchem. Pisarz skonstruował swoją książkę, nadając jej dwie równoległe osi czasowe – mamy tu wydarzenia z roku 1996, gdy główny bohater, Wiktor Tilszer, po raz pierwszy wyrusza do Ugandy jako reporter oraz z roku 2020, kiedy wraca tam w poszukiwaniu zaginionego syna. Autor nieprzypadkowo osadził akcję powieści w Afryce – opisywane miejsca były mu znane z własnych wypraw na ten kontynent. Podobnie główny bohater zdaje się mieć wiele wspólnego z autorem – jest dziennikarzem, redaktorem naczelnym poczytnego pisma. Historia opisana w książce Mellera łączy ze sobą wiele wątków. Znajdziemy tu te obyczajowe – trudne życiowe wybory, miłość romantyczną, odkupienie przewinień wobec syna i inne międzyludzkie relacje, jak i te, które nadają książce charakter thrillera, zapowiedzianego w tytule – porwanie, ryzykowne pościgi, polityczne rozgrywki i wiele innych. A to wszystko głęboko osadzone w realiach związanych z trudną sytuacją polityczną środkowowschodniej Afryki. I właśnie to zanurzenie w przyrodniczo pięknej, lecz niezmiennie niebezpiecznej (czy to w latach 90., czy współcześnie), na wiele sposobów dusznej i gorącej afrykańskiej rzeczywistości, było tym, co w książce Mellera, oprócz bliskiego mi języka narracji, urzekło mnie najbardziej. Może nie jest to literatura wybitna, ale dzięki licznym zwrotom akcji – na pewno wzbudzająca u czytelnika emocje i choćby dlatego – warta polecenia.

ANNA ZIEJEWSKA, finance manager w Monolith Group, miłośniczka książek, która zainicjowała zakładową bibliotekę dla pracowników

svg%3E Ludzie

Książka, która szczególnie zapadła mi w pamięć i mocno zakorzeniła się w moim sercu to książka Jana Grzegorczyka „Niebo dla akrobaty”, którą dostałam od… zakonnicy – 14 lat temu po jednym z koncertów, w ramach podziękowań za występ. Siostra zakonna dzieliła się tą pozycją ze względu na trudne tematy z jakimi borykają się w swojej codziennej pracy, a które są poruszone w tej książce.

Na początku nawet nie miałam zamiaru jej czytać (trochę czasu przeleżała na półce, czekając na swoją kolej), częściej wybieram kryminały. Jednak gdy już po nią sięgnęłam, to wachlarz emocji jakich mi dostarczyła był tak zaskakujący, że mam go w głowie do dziś. Tutaj radość życia miesza się ze smutkiem odejścia.

Książka to zebrane historie osób borykających się z ciężkimi chorobami i choć brzmi to dość przygnębiająco – potrafi ona również rozbawić. Akcja rozgrywa się w hospicjum a temat śmierci ujęty jest z zarówno perspektywy osób, które tam pracują, jak i samych chorych.

Tutaj mieszają się wszystkie emocje i to w jednym momencie. Doświadczyłam śmiechu przez łzy w innym wymiarze. A to co dla mnie jest najważniejsze – książka ta jest o wartościach dla każdego – bez względu na to, w co się wierzy, czy kim się jest. Ale na pewno grzechem jest z tego życia się nie cieszyć. Polecam choćby dlatego, że czasem warto spojrzeć głębiej na to, czego doświadczamy.

BARBARA PELC, starszy bibliotekarz w Gminnej Bibliotece Publicznej w Manowie, moderatorka spotkań autorskich, propagatorka czytelnictwa wśród dzieci i młodzieży

svg%3E Ludzie

Lektura, którą czytamy wpływa na nas nieodwracalnie. Nie da jej się „odzobaczyć” i zapomnieć o jej istnieniu. Wartościowa książka potrafi dość długo szybować w obłokach naszych myśli. Przy każdej kolejnej jesteśmy bogatsi o świat, który wykreował w niej autor. Literatura to przecież nic innego jak drzwi do ciągłego odkrywania, poznawania i smakowania wszystkiego na nowo.

Uwielbiam powieści o ludziach, wgłębianie się w ich myśli i psychikę. Niezwykłą gratką jest obserwowanie bohaterów oraz ich reakcji i przemyśleń w momentach zderzenia z rzeczywistością. Może właśnie dlatego tak kocham Dostojewskiego, Orwella, Twardocha i wielu innych pisarzy, którzy wnikliwie zanurzali się w postaci i interpretowali po swojemu ich ludzkie trwanie.

Przez kilka ostatnich lat jest mi niezmiernie trudno przejść obojętnie obok twórczości Jakuba Małeckiego. Według mnie „Rdza” to jak dotąd jego najlepsza książka. Nie zmienia to jednak faktu, że pozostałe powieści autora kryją w sobie również potężną moc. „Rdza” mówi o stracie, żalu, strachu, zderzeniu ze śmiercią, pierwszej i następnej miłości, bólu, smutku, prawdziwej przyjaźni, odnalezieniu się i nieodnalezieniu w życiu. To taka kwintesencja śmiechu przez łzy. Powieść jest o wszystkim, o życiu, o jego wzlotach i upadkach. Dostrzegamy niby mimowolną, zwyczajną codzienność, a jednak uderza nas ona dogłębnie, do utraty tchu.

Uważam, że warto sięgnąć także po „Spacerującego z książkami” Carstena Henna. Rzadko odnajduję i odkrywam lektury, których nastrój wprowadza mnie w stan błogości i ukojenia. Ta publikacja to istna potęga – obdarowuje czytelników nadzieją, niesie optymizm i otuchę. Jaka to cudowna, po prostu „kochana”, „serdeczna” książka. Niesamowite jest to, że podczas jej czytania odbiorca ma ochotę ją po prostu przytulić, bo ciepło z niej płynące spływa na nasze umysły, ręce, serca. Muszę przyznać, iż głowa pęka od ilości wątków poruszonych w tej publikacji. Mamy tutaj zderzenie starości z młodością, utratę chęci istnienia i pogodzenie z losem, a jednocześnie walkę o człowieka i jego dobro. Nie brakuje tutaj także nieustępliwej upartości w dążeniu do celu, samotności przełamanej przyjaźnią, poczuciem potrzeby przynależności i bycia niezastąpionym, docenionym. Dostrzegamy poddawanie się, ale i podjęcie próby walki o każdego dookoła, a na końcu siebie. Lektura ukazuje wielki i bezinteresowny humanitaryzm – chęć pomocy w potrzebie i ulżenia drugiemu człowiekowi, sprawienie by jego egzystencja miała znaczenie dla innych i dla niego, aby czuł się potrzebny i zadbany. Jest to piękna i wzruszająca pozycja, która ściska mnie za serce swoją prostotą, a jednocześnie głębią przekazu. Najważniejsze, aby człowiek miał wokół siebie innych życzliwych mu ludzi, którym na nim zależy – właśnie wtedy to życie ma sens. „Spacerujący z książkami” uwrażliwia, uczy nas bycia otwartym na zmiany, ludzi, okoliczności i oczywiście wspaniałe książki, które mogą zmienić dużo, a nawet wszystko.

BEATA NIEDZIELA, aktorka Bałtyckiego Teatru Dramatycznego

svg%3E Ludzie

Jak na trudne tematy w naszym życiu spojrzeć w pogodny sposób? Czy można zmienić perspektywę, gdy przeżywa się żałobę, smutek po rozstaniu, zazdrość, zapiekłą złość? Czy po odejściu ukochanej osoby można cieszyć się życiem? Czy wyjście ze związku zawsze musi być naznaczone żalem? Jak radzić sobie z lękiem wobec spraw, na które nie mamy zbyt dużego wpływu? Jak zaakceptować swoje trudne emocje i opiekować się własnymi uczuciami, nie oceniać ich jako złe? W czasie trudnym dla mnie, Ajahm Brahm zawsze niósł pocieszenie, poprawiał samopoczucie, „odwiniał”, otwierał serce i rozbawiał pogodną filozofią życia. W kulturze powagi, celebracji i zamartwiania się, jego wykłady są szczególnie cenne. Są jak pierwszy zimowy śnieżek – łagodny i rześki i wzbudzają zachwyt. „Trzymaj mniej” to dowód ogromnej miłości do człowieka jako istoty, której należy się wyrozumiałość i współczucie. Spotkanie z nim w jego książkach to najlepszy prezent jaki możemy dać bliskim czy samemu sobie. „Trzymaj mniej” Ajahn Brahm – zbiór wykładów w formie audiobooka znajduje się również na kanale You Tube. Spróbować warto, nie zaszkodzi, niewykluczone, że zmieni to wasze życie.

BEATA NIESTRYJEWSKA, uzależniona od książek, współautorka programu „Między wierszami” w TV MAX

svg%3E Ludzie

Latem tego roku, namówiona przez znajomych pojechałam na Darłowa na Festiwal Media i Sztuka. Było niezwykle przyjemnie, gdyż tegoroczni goście to wyjątkowo interesujące postacie. Było pysznie. Jednym z takich niezapomnianych wydarzeń podczas tego Festiwalu było dla mnie spotkanie z Andrzejem Pągowskim. Dwugodzinne, w formie rozmowy, połączone z mini przeglądem jego prac artystycznych – plakatów upłynęło niepostrzeżenie, gdyż Pągowski to nie tylko znakomity artysta, ale jak się okazało wyborny gawędziarz.

Przed wejściem do namiotu, w którym odbywało się spotkanie ustawiono stanowisko, gdzie można było nabyć wydaną w formie książki rozmowę artysty z Dorotą Wellman pod tytułem

„Być jak Pągowski”. Jako jedna z wielu, zachęcona uroczym spotkaniem stanęłam w kolejce po książkę i prośbę do artysty o drobny wpisik.

Prawie 400 stron (zawsze mnie zastanawia o czym można tyle rozmawiać, a potem jeszcze to spisać, tak aby czytelnik to strawił i nie porzucił). Ale…, no właśnie. Wydanie podzielone jest na czytanie i oglądanie. Ten ogrom znakomitych plakatów, przeplatanych opowieściami i wspomnieniami, które tworzą bardzo interesującą mieszankę. Dorota Wellman tak poprowadziła rozmowę, że w trakcie czytania miałam wrażenie mimowolnego podsłuchiwania pary znajomych.

Z książki tej dowiedzieć się można między innymi, dlaczego Pągowski farbował włosy, a pewnej pani odebrało mowę, o historii plakatu z gołym biustem, o tym jaką w jego życiu rolę odegrała twórczość Kieślowskiego i o niezliczonej plejadzie sławnych i mniej sławnych ludzi, z którymi przecięły się jego losy. Mówi o sobie: Andrzej Pągowski – artysta do wynajęcia, który pracuje dla ciebie i stara się zrobić jak najlepiej dla ciebie.

MARIOLA SKOLIMOWSKA, babcia Liliany i Alicji, obecnie wspólnie z synem prowadzi Bistro Rzodkiewka przy ul. Jagoszewskiego w Koszalinie

svg%3E Ludzie

Ludzie dzielą się na tych, którzy kochają Muminki miłością bezwarunkową od wczesnego dzieciństwa i na tych, którzy odkryli i pokochali te miłe stworki w wieku dorosłym. Ja od lat 80. należę do tej pierwszej kategorii (a na przykład noblistka Olga Tokarczuk do drugiej – ta krótka dygresja nie po, aby się z nią broń Boże porównywać, a jedynie w celu zarekomendowania ciekawego artykułu „Psychologia według Muminków”, autorstwa Olgi Tokarczuk, opublikowanego w „Charakterach”).

Podążając do brzegu – w związku z moją sympatią do fińskich trolli, nieoczekiwaną i niezwykle miłą niespodzianką był dla mnie prezent od kolegi ze szkolnej ławy w postaci „Muminków” Tove Janson. Piękne wydanie Naszej Księgarni z okazji obchodzonego w 2021 roku jubileuszu 100-lecia wydawnictwa jakoś mi – przyznaję ze wstydem – w ubiegłym roku umknęło. Są to dwa opasłe tomiszcza w pastelowych okładkach, bogato ilustrowane rysunkami autorki i zawierające wszystkie części serii, także te przetłumaczone i wydane w latach 90.

Muminki to jedna z najważniejszych lektur moich dziecięcych lat. Do dziś kocham te tylko na pozór proste historyjki i cieszę się, że mam okazję czytać je – już jako babcia – moim wnuczkom.

Kiedy tylko jesteśmy razem i mam na to czas, z wielką przyjemnością pogrążamy się wieczorami w muminkowym świecie. Okazuje się, że to świat, który niesie ukojenie i urzeka także to najmłodsze pokolenie i – o dziwo – wygrywa z filmikami z You Tube.

W tym świecie każdy ma prawo do swojego miejsca w muminkowej Dolinie i do bycia tym, kim jest. Nieważne, czy jest przerażającą Buką, tajemniczym Hatifnatem, niesforną i pyskatą Małą Mi, czy też zagubionym tatusiem Muminka.

Tove Jansson wymyśliła Muminki w czasie wojny, a większość opowiadań napisała w trudnych powojennych czasach. Mimo to udało jej się stworzyć świat pełen ciepła, gdzie miłość, przyjaźń, troska i oddanie są jedynym, dla czego warto poświęcać się w życiu. Muminki to piękne, kojące historyjki na dzisiejsze niespokojne czasy, a niezwykłe wydanie Naszej Księgarni warto podarować pod choinkę czytelnikom i czytelniczkom w każdym wieku – od dziadków po wnuków.

ROBERT BODENDORF, przedsiębiorca z misją, współwłaściciel Mikroserwisu, prezes Zachodniopomorskiego Związku Przedsiębiorców i Pracodawców

svg%3E Ludzie

Gdy dowiedziałem się, że będę musiał spędzić kilka dni w szpitalu w związku z dość poważnym zabiegiem operacyjnym, postanowiłem wziąć ze sobą książkę pt. „Potęga podświadomości” (autor: Joseph Murphy). Pomogła mi ona trochę lepiej znieść moją sytuację, a na dodatek pozwoliła dokładniej zrozumieć coś, do czego jestem coraz mocniej przekonany. Chodzi o nasze nastawienie do otaczającej nas rzeczywistości oraz do sytuacji, z którą się zmagamy w danym okresie naszego życia. Autor przekonuje, że nikt inny, jak jedynie my sami możemy „zaprogramować” swój umysł w odpowiedni sposób, aby wieść lepsze, zdrowsze i szczęśliwsze życie. Jeśli nasze myśli są przepełnione strachem, obawami i negatywnymi emocjami, to trudno jest oczekiwać, że będziemy okazem szczęśliwego, cenionego i zdrowego człowieka. Z książki tej płynie pozytywne przesłanie, ponieważ podpowiada ona, w jaki sposób należy pracować nad swoją podświadomością, aby stać się spokojniejszym, odważniejszym i szczęśliwszym człowiekiem, co ma z kolei wpływ na nasze zdrowie, relacje z bliskimi oraz sukcesy zawodowe. Murphy od dziesiątek lat edukuje miliony osób, zachęcając do odpowiedniego kształtowania własnej podświadomości, dzięki czemu przyczynił się do podniesienia komfortu życia wielu z nich. Dla mnie to jedna z najwartościowszych książek, jakie przeczytałem i stąd moja rekomendacja.

ELŻBIETA CHEREZIŃSKA, kołobrzeżanka, autorka powieści historycznych, m.in. cyklu „Odrodzone królestwo” i „Harda królowa” (Fot. D. Chereziński)

svg%3E Ludzie

„Finalistka” Anny Janko to powieść, którą czytałam zachłannie, ale na raty, wydzielając sobie każdego dnia po kilkanaście stron. Dlaczego? Bo autorka jest poetką i jej proza zdradza to na każdym kroku wieloznacznym bogactwem języka. Niezwykła powieść o niezwykłym procesie – kobiecym przekwitaniu. Tym, które się go boją i tym, które go przechodzą, gorąco polecam!

„Z kamienia i kości” francuskiej pisarki Berengere Cournut to książka, która ukazała się w znakomitej serii „Nowy europejski kanon literacki” Biura Literackiego. Co to za opowieść! Autorka, jak inuicka szamanka przenosi nas w świat ludów Północy, gdzie idąc za główną bohaterką poznajemy nie tylko trudy życia w wielkim zimnie, ale i skomplikowaną duchowość tego świata. Jak potoczą się losy dziewczyny, którą pękająca kra oddziela od bliskich? To nie jest opowieść o tym, jak przeżyć, ale jak żyć. Lektura była niczym pieśń ku chwale lodowców i tundry. Fenomenalny język!

„Porzucenie” Elisabeth Asbrink to powieść potężna, kawał historii Europy opowiedziany przez pryzmat trzech pokoleń kobiet. Dziedziczność sekretów, zniewolenie milczeniem i pomijaniem. Wielka emigracyjna podróż i głębokie, dalekie od banału portrety. „Urodziłam się gotowa do ucieczki” tymi słowami zaczyna swą opowieść Asbrink i choć wieść będzie ją przez miejsca odległe, miałam wrażenie, że pisze o doświadczeniach mi bliskich i rozgrywających się teraz. Literatura polska jest bogata w historie emigracyjne, w przesiedlenia, ucieczki; w skomplikowane losy polskich Żydów. Powieść Asbrink poszerza i ubogaca naszą perspektywę.

„Akuszerki” Sabiny Jakubowskiej to powieść na którą czekałam, której mi w polskiej literaturze brakowało. Prawdziwa do bólu, świetnie przygotowana od strony dokumentalnej i napisana tak, że od bohaterek nie można się oderwać. Poznajemy w niej nie tylko tajniki pracy wiejskich akuszerek, ale kobiety z krwi i kości, takie, które potrafią z godnością iść pod prąd. Nieść swą misję.

„Testament, czyli opowieść o Tadeuszu Kościuszce słowami jego ordynansa, afrykańskiego księcia Agrippy Hulla” Cezarego Harasimowicza to brawurowa historia. O arcypolskim bohaterze słowami czarnoskórego ordynansa? Tak! Jakiegoż to nabiera smaku.

MONIKA DZIEDZIC, dyrektorka Biblioteki Miejskiej w Kołobrzegu

svg%3E Ludzie

Moją ulubioną autorką jest Joanna Bator. Kto nie miał jeszcze styczności z jej twórczością – bardzo zachęcam, żeby sięgnąć po jej książki. Każda jest znakomita, ale najbardziej lubię „Piaskową Górę” i jej kontynuację, którą jest „Chmurdalia”. No i oczywiście „Ciemno, prawie noc” oraz „Gorzko, gorzko”. Właśnie ukazała się jej najnowsza książka: „Ucieczka niedźwiedzicy”. Jeszcze nie czytałam, ale już nie mogę się doczekać, bo jestem jej ogromnie ciekawa. Joannę Bator poznałam na spotkaniu autorskim w naszej bibliotece i nie rozczarowałam się. Jest taka jak jej książki – prawdziwa. Mogę powiedzieć, że jestem jej fanką nie tylko jako świetnej pisarki, ale również jako fantastycznego człowieka.

Zima to idealna pora na powieści Haruki Murakamiego. Są ciepłe, jest w nich realizm magiczny, mają wszystko to, czego potrzebujemy w tym czasie. To naprawdę dobry moment, żeby zapoznać się z jego twórczością.

Niedawno wyszedł zbiór twórczości Marcina Świetlickiego „Wybór”. Lubię i jego, i Świetliki, więc szczerze polecam, żeby do niego zajrzeć. Ale nie tylko do Świetlickiego, warto czytać poezję w ogóle, zachęcam!

Jestem bibliotekarką, o książkach mogłabym mówić dużo i polecać kolejnych autorów i tytuły. Zapraszam do biblioteki. Naprawdę warto nas odwiedzać. Ceny książek są teraz wysokie, a my staramy się trzymać rękę na pulsie i dbamy o to, żeby nasi Czytelnicy mieli dostęp do nowości.

ŁUCJA WĘSIERSKA, prowadzi Stację Tlen w Kołobrzegu

svg%3E Ludzie

„Ameryka nie istnieje”, autor Wojciech Orliński. Dla wszystkich, którzy tak jak ja lubią książki drogi. Wraz z autorem przemierzamy całe Stany i szukamy prawdziwej Ameryki. Jej mieszkańcy uważają, że ta słynna Ameryka, znana z filmów i seriali, owszem istnieje, ale zupełnie gdzie indziej! Orliński sprawdza i chyba udowadnia tezę, że Ameryka to Disneyland. I tak, jedziemy z nim przez pustynię, Los Angeles, zwiedzamy Disneyland i Dolinę Krzemową, poznajemy historię Myszki Miki i purytańskich Ojców Pielgrzymów w pierwszej kolonii Massachusetts w 1620 r., próbujemy whisky w saloonie na Dzikim Zachodzie, obserwujemy działania Ku Klux Klanu, spiski polityczne, odkrywamy jazz i pop. Taka historia – nie historia, nie do końca chronologiczna, ale z zachowaniem porządku geograficznego. Na koniec moje rozczarowanie: słynna Route 66 istnieje bardziej w filmach i piosenkach niż w rzeczywistości…

Po „Krótką historię ekonomii” Niall Kishtainy sięgnęłam trochę przez przypadek. Spodziewałam się naukowego tłumaczenia pojęć i zjawisk ekonomicznych, a znalazłam wciągającą pozycję napisaną przez historyka gospodarczego, który przedstawia najciekawsze wydarzenia i prądy mające wpływ na powstanie współczesnej ekonomii. W ciekawy, niemal beletrystyczny sposób opisuje wynalezienie pieniądza, narodziny kapitalizmu, Wielki Kryzys. Przy okazji poznajemy wielkich myślicieli, ich życie i idee. Od starożytności do czasów współczesnych. Jasno, prosto, wyraziście. Dla każdego, niezależnie od wieku.

Na koniec „Bezmatek” Miry Marcinów. Bezmatek to określenie znane z pszczelarstwa, określające stan ula porzuconego, bez matki, co grozi osłabieniem roju, a nawet zagładą. „Bezmatek” to jakby pamiętnik żałoby i wspomnienie matki – ukochanej, choć stwarzającej problemy. Czyli normalnej, a jednak wyjątkowej. Sama jestem w stanie bezmatku od kilku lat, więc słowa, które przeczytałam w tej książce mogłyby być moimi słowami. A myśli autorki moimi myślami… To opowieść o malutkich rzeczach nic nie znaczących dla innych, ale bardzo ważnych dla nas. Prawda czasem bolesna, czasem śmieszna. Nie do końca wiem, co sprawiło, że czytałam tę książkę jak nałogowiec, dawkując sobie lekturę, chcąc by na jak najdłużej wystarczyła. Czy to słowa, czy dziwny, wciągający nieregularny rytm? Wiem jedno. Matka może być kochana, opiekuńcza, ale i nieidealna, sprawiająca problemy. Ciągle jednak jedna i ta sama. Kiedy odchodzi, jest już za późno na wszystko. Może to mało świąteczny temat, ale ważny, każdego dnia i dla każdego.

Bogusława Mielcarek, zastępca kierownika koszalińskiego Urzędu Stanu Cywilnego

svg%3E Ludzie

W świątecznym czasie najbardziej kochamy tę szczególną atmosferę, piękne, bożonarodzeniowe dekoracje, ogień w kominku i wydobywające się z kuchni aromaty. Nie inaczej jest z książkami, które chciałabym polecić na ten zimowo-świąteczny czas: najważniejsza jest dla mnie atmosfera, ciekawe tło obyczajowe i mądra rozrywka.

Na początek chciałabym polecić cykl książek M. C. Beaton, szkockiej autorki powieści sensacyjnych i kryminalnych. W Polsce znana jest ona z wydawanych (z okładkami niczym harlequiny) serii książek z Agathą Raisin czy z Hamishem Macbethem. Okładki są zupełnie nieadekwatne do zawartości tych powieści, niestety. W ostatnim czasie natknęłam się na Legimi na inny cykl jej książek, osadzony pod koniec XIX wieku. „Edwardian Murder Mysteries” przedstawiają świat wyższych sfer – zachwycające połączenie dystynkcji, snobizmu i morderczych intryg. Ale czuć już wiatr zmian: jako tło pojawiają się sufrażystki, komuniści… A zagadka kryminalna wcale nie jest tu najważniejsza!

W szkockie, zimowe klimaty zabiera czytelników także Aleksander McCall Smith, urodzony w Zimbabwe szkocki profesor medycyny. Jego książki z cyklu „44 Scotland Street” są niczym ciepłe kakao przed kominkiem w śnieżny, zimowy dzień. Podążając za losami mieszkańców pewnej eleganckiej kamienicy w Edynburgu, zatracamy się w wewnętrznym świecie ciekawych postaci – bogatych burżujów i nieco zblazowanych artystów, studentów i poetów, mierzących się z codziennymi problemami.

Pozostając w atmosferze Wielkiej Brytanii, nieustająco chciałabym polecić książki Królowej Kryminału – Agathy Christie. W ramach kolekcji jubileuszowej Wydawnictwo Dolnośląskie przygotowało nowy zbiór opowiadań Christie (dotychczas opublikowanych w innych zestawieniach) „Zbrodnie zimową porą”. Dwanaście niewielkich opowieści zabiera nas w bożonarodzeniowy czas, w którym niebezpieczeństwo może pojawić się zewsząd – wraz z tajemniczymi gośćmi, w zatrutych smakołykach, a nawet w świątecznych podarunkach.

Boże Narodzenie jest raz w roku, ale książki możemy czytać codziennie i delektować się nastrojem, obrazem, miłością…