cover 3904 Ludzie

Katarzyna Ławrynowicz: Ciepły wiatr od Marrakeszu

Maroko kojarzymy z wakacjami, aromatycznymi potrawami, błękitem nieba. Jako turyści zaledwie ocieramy się o jego niezwykle bogatą i bardzo starą kulturę. Katarzyna Ławrynowicz, koszalinianka, od dziesięciu lat mieszka i pracuje w Douar Dlam, historycznej dzielnicy Marrakeszu. Z pasją prowadzi bloga „U mnie w Marrakeszu”. Dla wydawnictwa Pascal napisała przewodnik, a rodakom na miejscu pokazuje szlaki poza głównymi trasami turystycznymi. Z wykształcenia artystka plastyk, z nieustanną potrzebą tworzenia i czułością na piękno, sztukę i kulturę. W rodzinnej manufakturze naturalnych kosmetyków, organicznych olejków, dotyka obu światów współczesnego Maroka – tradycyjnego i nowoczesnego.

 

Katarzyna Ławrynowicz 1– Jest Maroko turystyczne i to mniej turystyczne. To drugie być może bardziej interesujące.

– Maroko poza szlakiem turystycznym to zwykłe życie przeciętnych ludzi. Ludzi z jednej strony takich samych jak my, którzy mają swoje smutki, radości, marzenia, pragnienia, poszukujących szczęścia dla siebie i bliskich, a z drugiej strony posiadających odmienne od naszych normy społeczne, tradycje, obrzędy, wierzenia, sposób modlenia się czy ubioru. Dla mnie najbardziej wartościowe i fascynujące zawsze było spotkanie właśnie z nimi. Oznaczało faktyczne poznawanie świata, które sprawia, że poznajesz także i siebie. Stricte turystycznie w Maroku byłam tylko raz podczas swojej pierwszej podróży, kolejne pobyty spędzałam w domu mojej marokańskiej koleżanki z jej rodziną w tradycyjnej dzielnicy Marrakeszu. Turyści najczęściej widzą Marrakesz jako miasto pełne pośpiechu i zgiełku. Jednak poza obrębem turystycznym marokańskie lokalne życie jest proste i powolne, a Marokańczycy nie bardzo przejmują się czasem i punktualnością. Ludzie spędzają godziny na rozmowach, pieką codziennie domowy chleb i gotują czasochłonne posiłki celebrując każdego dnia wspólne jedzenie w większym gronie. Nadal wielu potrafi siedzieć bez telefonu w ręku i tylko/aż istnieć – być, czuć i widzieć. Autobusy miejskie czy międzymiastowe jeżdżą bez rozkładu, a te lokalne międzymiastowe na odjazd będą czekać aż cały autobus się zapełni. Ile to potrwa? A kto to wie! Kiedy zbiorą się ludzie. Może godzina, może dwie… A gdzie nam się śpieszy?
– Tłumy turystów odwiedzają Maroko, zadeptując naturalny koloryt, często zamieniając go w komercyjną „ustawkę”. I kiedy wydaje nam się, że doświadczamy egzotycznego miejsca, jest ono pewnego rodzaju kreacją.

– Turystyka w swojej klasycznej formie jest czystym biznesem, który sprzedaje produkt.
Wytwarza się oczekiwania, a później je sprzedaje. Mieszkańcy biednych państw uzależnieni od turystyki szybko dopasowują się do roli, która jest im narzucona.

 

– Przeciętny turysta zdaje się być nieświadomy większości tego co się wokół niego dzieje, ale bierze w przedstawieniu czynny udział.

– Jeśli oczekuje doświadczenia typu „egzotyczna kraina rodem z Tysiąca i jednej nocy, tancerki brzucha w piaskach Sahary” – to taki pakiet znajdzie się na miejscu. Jest popyt, pojawia się podaż. Tymczasem bliskowschodnie tancerki brzucha, jakie mamy w swojej wyobraźni i jakie możemy spotkać w klubach, restauracjach dla turystów, nie są częścią marokańskiej kultury. Szisza nie jest tu zupełnie popularna lokalnie, ale turystycznie dostępna. Kebab czy falafel także nie jest częścią tutejszej kuchni, ale w centrum turystycznym występuje bardzo powszechnie.

 

– Przyjmuje się, że państwo z większością muzułmańska jest automatycznie państwem z kulturą arabską.

– Działa stereotyp. W istocie w Maroku dominuje kultura rdzennej ludności Afryki Północnej, czyli Amazigh zwanych również Berberami. Stanowili większość społeczeństwa, dziś około połowę.
Zatem jedna strona płaci drugiej za określone przeżycia. W skali globalnej w turystyce nie występuje miejsce na dialog. Na spotkanie człowieka z człowiekiem. Mieszkańcy widzą w turystach chodzące bankomaty, a turyści czują się jak w wielkim bezkresnym skansenie, gdzie wszystko jest dla nich. Wszystko i wszystkich „obcykuje” się aparatem, nie pytając nawet ludzi o zgodę. Takie zdjęcia bywają nawet później używane komercyjnie. Im miejscowi będą bardziej egzotyczni, tym lepiej, ale gdy poproszą o 1 euro w zamian za zdjęcie, które wykonano im na ulicy bez pytania, to turysta się obrusza. Jednocześnie zazwyczaj turysta ma nieprawdziwe przekonanie, że samym swoim pobytem wspiera miejscowych. W popularnej formie wyjazdów poprzez biura podróży, formułę all inclusive, w kurortach, sieciowych hotelach obserwuje się najwyższy stopień wycieku (leakage), czyli pieniądze wyciekają z powrotem na Globalną Północ, a nie do lokalnej gospodarki. Dlatego powstał termin neokolonializm turystyczny. Tworzenie tzw. „peryferii przyjemności” w państwach postkolonialnych, rozwijających się pod potrzeby i wyobrażenia turystów z Globalnej Północy. To często w wielu aspektach jest przedłużeniem dziedzictwa kolonializmu. Świadoma turystyka zatem jest bardzo ważna.

 

– Które więc regiony są warte zobaczenia i dlaczego?

– Maroko ma naprawdę dużo do zaproponowania. Zarówno południowa część kraju z Górami Atlas, Saharą, Oceanem Atlantyckim i Marrakeszem czy Essaouirą, jak i północna część wraz z Fezem, niebieskim miastem Chefchauen, rzymskimi ruinami Volubilis i Tangerem z Morzem Śródziemnym. Mnie oczywiście bliższe jest południe, a miłość do Marrakeszu bezkresna, ale wielu podróżników podziela moje zdanie uważając, że południe oferuje więcej. Określa się, że to tu zaczyna się Afryka, a Marrakesz jest do niej bramą.

 

– Na co zwrócić uwagę?

– Trzeba koniecznie spróbować tradycyjnej kuchni! Ja polecam tadżin w Górach Atlas, na przykład w miejscowości Ourika czy Imlil. Absolutnie tam smakuje najlepiej! Harira oraz naleśniki baghrir czy placki msemen to także jedne z faworytów!

Oprócz zabytków warto pogubić się w labiryntach mediny Marrakeszu czy Fezu i zajrzeć do warsztatów lokalnych rzemieślników, którzy podtrzymują wiekowe tradycje w wytwarzaniu marokańskich wyrobów takich jak dywany, galanteria skórzana, ceramika, dekoracje z drewna czy metalu. Maroko to wyjątkowa kraina pod względem rzemiosła i sztuki, dlatego też chwyta za serce bardzo mocno artystyczne dusze.
Warto będąc w Marrakeszu zobaczyć drugie oblicze miasta i jego mieszkańców udając się do jego nowoczesnej części zwanej Gueliz.

A zwrócić uwagę należy, by kupować, jeść i spać wspomagając przede wszystkim lokalne biznesy i ludzi. Czasem automatycznie wydaje nam się, że ludzie za swoją pracę są adekwatnie wynagradzani, a nie zawsze tak jest. Często kelnerzy w zwykłych, niedrogich barach zarabiają tylko tyle, ile uzbierają z dobrowolnych napiwków od klientów, a sprzedawcy na bazarach często tylko tyle, ile uda im się wynegocjować powyżej ustalonej z ich szefem ceny. Stała pensja, legalna praca często nie istnieje, więc również ubezpieczenie zdrowotne czy składki emerytalne.

 

20210226_171835– Jak powinniśmy się zachowywać, aby uszanować kulturę i tradycję? Czy tego oczekują od nas Marokańczycy, czy na zachowanie turystów przymykają oko?

– Tak naprawdę chcą zwykłego ludzkiego szacunku, a poza tym nie wymagają, by turysta zmienił swój ubiór czy cokolwiek w tym stylu. Czy przymykają oko? Przymykają. Raz widziałam parę turystów, która weszła do środka meczetu tak jak stała, czyli nawet w butach na dywan. Nikt nie zareagował, po chwili sami wyszli. Jednak powinniśmy pamiętać, że miejsca takie jak meczet służą do codziennych modlitw i nie są turystyczną atrakcją. Jedynie meczet Hassana II w Casablance jest meczetem, który można zwiedzać. Jest to też jeden z największych meczetów na świecie.

 

– Kultura muzułmańska jest bardzo ciekawa, ale też wydaje się niezrozumiała.

– Trudna, niezrozumiała, dziwna – to wszystko sprawiało, że pojawiała się chęć poznania. Im głębiej wchodziłam w to tutejsze życie, im więcej miałam pytań, tym więcej odnajdywałam odpowiedzi. Im więcej mijało miesięcy i lat poświęconych na obserwacji, czytaniu, im lepiej znałam język, by rozmawiać samodzielnie z ludźmi, tym bardziej wszystko stawało się oswojone. Dużo zależy od naszego uosobienia i sposobu w jaki chcemy żyć, jakie mamy priorytety i czego szukamy w życiu, gdzie widzimy szczęście i sens. Dla mnie wiele rzeczy przy wejściu w tradycyjne środowisko nie było wyzwaniem, jak niepicie alkoholu, niechodzenie na dyskoteki czy ubieranie sukien. Wiedziałam, że to będzie dla mnie podróż do wewnątrz, w stronę samopoznania i rozwoju. Gdy zanurzasz się dogłębnie w inne uwarunkowanie kulturowe, nagle zaczynasz widzieć swój program, na którym wyrosłeś w swoim kraju.

 

– Obca kultura staje się zwierciadłem, w którym się przeglądamy?

– Wkładasz te obce „buty” i nagle czujesz, że twoje stare miały inny fason, różniły się tu i tam, a gdzieś były podobne. To nigdy nie była prosta droga, ale realizację duchową widzę jako sens swojego życia. Drugą motywacją był tutejszy styl życia, czyli slow life – bez presji, pościskanych terminów, bez biegu w kołowrotu, odnajdując swój balans, dbając o siebie i innych wkoło. Lokalne społeczności są kolektywistyczne, idą przez życie razem. Tworząc wspólnoty, dzielą radości i smutki. Duże rodziny, dużo przyjaciół, sąsiadów, dzieci, dużo dotyku, uścisków, posiłków, mnogość, bogactwo wspomnień i uczuć. To taka obfitość życia nie związana do końca z monetą. Z biegiem lat nasiąkasz emocjonalną pełnią nieznającą samotności. Jesteś częścią organizmu, a relacje są autentycznie bliskie. Wybrałam życie, kładąc nacisk na jakość, idąc w zgodzie ze swoim sercem. Po niełatwej drodze aklimatyzacji udało mi się to osiągnąć, a „nowe buty” pozwoliły mi coraz to lepiej czuć swoje własne nogi i rozumieć swoje kroki.

 

– Napisałaś przewodnik po Marrakeszu, dzielisz się swoimi spostrzeżeniami na mediach społecznościowych. Czujesz się ambasadorką tego miejsca?

– Hmm, nie wiem czy ambasadorką. Długo całą swoją wiedzę, doświadczenia, całą tą pasję, bo jestem po prostu opętaną pasjonatką – trzymałam tylko dla siebie czy przyjaciół. Bardzo nieśmiało zaczęłam tworzyć bloga na Facebooku i Instagramie zaledwie ze trzy lata temu. Następnie zupełnie naturalnie zaczęłam oprowadzać Polaków po Marrakeszu, opowiadając im o życiu codziennym Marokańczyków, przybliżać im ten niezrozumiały dla nich świat. Następnie Pascal sam zaproponował mi napisanie przewodnika po Marrakeszu. To opowiadanie stało się próbą budowania mostu porozumienia międzykulturowego, w nadziei na odkrycie wspólnego lądu ponad uprzedzeniami, lękami i wrogością, które wynikają często z braku wiedzy. Jestem bardzo wdzięczna i szczęśliwa, że ludzie uznają moje treści za wartościowe i że to co chcę powiedzieć ma znaczenie.

 

– Komu łatwiej byłoby żyć, tobie w Maroku, czy twojemu mężowi w Polsce?

– Mnie w Maroku, bo tak chciałam. Mój mąż przyjeżdża do Polski, ale nie chciałby w niej mieszkać. Jeśli miałby zostać w Europie, to pewnie wybrałby Hiszpanię, ale tak naprawdę nigdy nie myślał, by się wyprowadzać z Maroka. Rodzina męża prowadzi pokoleniowy biznes, więc on zawsze wiedział, że będzie go kontynuował i rozwijał. Prowadzimy sklepy na medinie Marrakeszu i produkujemy naturalne ręcznie robione kosmetyki, oleje, sprzedajemy zioła czy przyprawy. Zostawić biznes, sklepy, nieruchomości by zaczynać gdzieś wszystko od zera? On lubi swoją pracę, a wiele naszych kosmetyków to jego receptury.

 

– Czy Marokańczycy są tolerancyjni i ciekawi innych kultur?

– Myślę, że jako większość tak. Wpływ na to ma fakt, ze Maroko od wieków jest państwem wieloetnicznym, wielowyznaniowym, wielojęzycznym i wielokulturowym. Wspomniani już Amazigh, Arabowie, Żydzi, ludność saharyjska, subsaharyjska, Francuzi i Hiszpanie wszyscy razem historycznie budowali różnorodne oblicza Marokańczyków. W Marrakeszu mamy synagogi, kościoły (katolicki i ewangelicki), meczety, cmentarz muzułmański, żydowski i europejski. W Kościele katolickim znajdziemy nawet polskiego księdza. Oprócz turystów z całego świata (od Japonii po Meksyk) żyją tu na stałe także liczni zagraniczni rezydenci. Ostatnio młodych Marokańczyków niezwykle wciągnęła moda na Koreę Południową. Słuchają k-popu, oglądają koreańskie seriale, a w związku z tym popularne są także koreańskie kosmetyki i ogólna stylistyka.

 

– Jak wygląda twój typowy tydzień?

– Po prostu sobie żyję. Zajmuję się córką, zaprowadzam, przyprowadzam ze szkoły, gotuję, sprzątam. Lubię każdego ranka kupować warzywa, owoce, świeże zioła, które tutaj wylewają się na ulicach. Życie towarzyskie ma tu inny wymiar i jest zazwyczaj częścią codzienności, jak już wspomniałam. Praktycznie zawsze u mnie w domu są dzieci dwójki sąsiadów, więc w istocie mam więcej niż jedno dziecko. Pracuję także w naszej manufakturze. Czasem przy produkcji, a czasem komputerowo, mailując z klientami, przygotowując faktury, oferty, katalogi, projektując etykiety, koordynując. Bardzo dużo czytam, piszę, czasem nadal maluję, ćwiczę jogę.

 

– Jak żyje się marokańskim kobietom? Wciąż mało o nich wiemy, bo na pierwszy plan wysuwają się zazwyczaj mężczyźni.

– Nie ulega wątpliwości, że w państwie nadal jest jeszcze dużo do zrobienia, jeśli chodzi o kwestie równouprawnienia. W państwach biedniejszych i z słabszą edukacją proces trwa dłużej. Style życia toczone przez marokańskie kobiety są jednak dziś bardzo różnorodne. Współczesne mieszkanki Maroka pracują na przeróżnych stanowiskach: policja, urzędy, polityka, szpitale, szkoły, zakładają firmy. Równocześnie są kobiety nieumiejące pisać i czytać. Jedne pracują, bądź bardzo by chciały, a inne nawet pomimo ukończenia studiów nie chcą pracować i wolą zostać w domu. Jedne noszą mini i obcasy, inne obcisłe dżinsy z chustką na głowie, a jeszcze inne zakrywają twarz. Gdy stajemy się częścią społeczeństwa i poznajemy tutejsze kobiety, szybko orientujemy się, że nie są to w większości usposobienia uległe, a raczej cechują się iście afrykańską siłą, walecznością i wytrwałością. W rodzinach najczęściej to starsze kobiety rozdają karty, więc z teściową lepiej mieć dobre relacje.
Maroko pod wieloma względami różni się od innych państw muzułmańskich, gdyż w kulturze Amazigh kobiety zajmowały wysoką pozycję i tak dziś np. Maroko to jedyne państwo muzułmańskie, w którym funkcje notariusza od spraw związanych z prawem islamskim (adoul) mogą sprawować także kobiety, czyli m.in. udzielać ślubów tak jak u nas tą funkcje pełnią tylko mężczyźni-księża.

 

– Jak Marokańczycy odpoczywają? Gdzie jeżdżą na wakacje?

– Marokańczycy uwielbiają biwakować – zabrać pół domu do samochodu i jechać w naturę z rodziną, przyjaciółmi. Bedą obierać warzywa, gotować tadżiny na węglach, herbatę w czajniku ze świeżą miętą, nie zapomną o deserze, napojach, owocach. Na porozkładanych kocach, poduszkach leżakują pod gołym niebem. Niekiedy zabierają nieduże bębny i urozmaicają sobie czas tradycyjną muzyką i śpiewem.
Bardzo wąska grupa społeczna może pozwolić sobie na wyjazdy wakacyjne zagraniczne, a wiza najczęściej jest wymaga. Ludzie, których stać na jakikolwiek wyjazd często latem udają się nad ocean.

 

– Niesamowita przyroda zachwyciła niejednego filmowca. Tu powstały niektóre sceny „Gladiatora”, „W sieci kłamstw” czy „Sex w wielkim mieście”.

– Mało kto wie, że w Maroku jest największe studio filmowe na świecie, czyli Atlas Film Studios. Na 31 tysiącach metrach kwadratowych nakręcono zaskakującą liczbę hollywoodzkich hitów. Zróżnicowany krajobraz, od pustyni po zaśnieżone góry, przez plaże i klimatyczne miasta po światło, piękno i stabilną, bezpieczną, pokojową atmosferę w państwie. Scorsese kręcąc film „Kundun” przekształcił góry Atlas w Tybet, średniowieczny ksar Ait Ben Haddou zagrał m.in. egipskie miasto w filmie „Mumia” czy starożytne afrykańskie miasto Zucchabar z czasów rzymskich w „Gladiatorze”. Marokańska Sahara zagrała z Tomem Hanksem m.in. w „Hologramie dla króla” jako Arabia Saudyjska, a w „Misja niewykonalna” medina Marrakeszu grała Pakistan, gdzie Nicholas Cage jeździł na osiołku. Swoją drogą ja też pamiętam niejeden film kręcony w Marrakeszu i jeżdżące ekipy filmowe, pozamykane drogi, korki, ponieważ Tom Cruise ścigał się w „Mission: Impossible 5” po mieście.

 

– I tak na koniec, dla tych co planują wakacje w tych rejonach: co przeczytać, co spakować, co koniecznie przywieźć ze sobą do Polski?

– Warto poznać odrobinę historii państwa, kulturę, jak i zorientować się co może być tu dla nas najbardziej interesującego. Inaczej w końcu przygotuje się osoba uwielbiająca dziką przyrodę, a inaczej miłośnik architektury. Warto spakować podstawowe sprawdzone leki (zwłaszcza na ewentualnie problemy żołądkowe czy przeziębienie), krem z wysokim filtrem uv i wygodne buty!
Co warto przywieźć do Polski? Wybór na bazarach jest szalony! Na pewno wartymi uwagi są: przyprawy, olej arganowy, czarne mydło czy perfumy w kostkach i olejkach, marokańskie tradycyjne kapcie zwane babouche, ceramika lub biżuteria berberyjska.