DSC 2836 Ludzie

Patryk Czerwiński: Na krańcu języka

Średnio co dwa tygodnie zamiera jeden spośród sześciu tysięcy języków, jakimi porozumiewa się świat. Większość zniknie bezpowrotnie, tylko część zostanie zbadana i opisana. Naukowców zajmujących się językami zagrożonymi nie ma wielu. Dziedzina jest fascynująca, wielopoziomowa, czasochłonna i bardzo wymagająca, zwłaszcza gdy uprawia się ją w terenie. Jak Patryk Czerwiński, koszalinianin, który na wyspie Sachalin, na krańcu Syberii bada język, którym mówi już tylko pięć osób.

 
Bronisław_Piłsudski_1Jaka była Twoja droga do badań, które obecnie prowadzisz?

Językoznawstwem zainteresowałem się, studiując japonistykę. Wybrałem je jako specjalizację i planowałem doktorat. Ostatecznie wyjechałem najpierw do Londynu, potem do Tokio i związałem się z branżą finansową. Po ośmiu latach praca w korporacji zaczęła mnie coraz bardziej uwierać. Wracałem myślami do językoznawstwa. Od początku najbardziej interesowały mnie języki zagrożone. Zacząłem szukać profesorów i instytutów zajmujących się interesującymi mnie językami, najpierw w Japonii, potem w Europie. W końcu trafiłem na jednego z najlepszych specjalistów od języków, którymi się obecnie zajmuję, prof. Andreja Malczukowa w Moguncji. Spotkałem się z nim i podjąłem ostateczną decyzję o doktoracie.

 

Jaki język badasz?

W 90 procentach językami zagrożonymi mówią ludy zamieszkujące w dżungli (Amazonia, Nowa Gwinea), ale zdecydowałem się na mniej popularną Północ: Syberię i języki tunguskie. Między innymi dlatego, że strukturalnie są podobne do japońskiego, z którym nie chciałem tracić kontaktu. Wybrałem język ultyjski, znany wcześniej jako orokski, którym mówi się na wyspie Sachalin. Jest jednym z dziesięciu języków z tej rodziny i najbardziej z nich wszystkich zagrożonym.

 

Co to za społeczność?

Uilta to koczownicy. W przeszłości zajmowali się hodowlą reniferów. Do II wojny światowej wędrowali z nimi po tajdze. Latem mieszkali w namiotach, zimą w chatach usypanych z ziemi i gałęzi. Jeszcze 70 lat temu żyli jak przodkowie sprzed kilkuset lat. Po wojnie społeczność została zmuszona do osiedlenia się we wsi przy kołchozie. Hodowla reniferów w takim miejscu, jak można sobie wyobrazić, szła słabo i społeczność Uilta na tym bardzo ucierpiała. Południowy Sachalin był terytorium japońskim, dopóki sowieci go nie „wyzwolili”. Mężczyzn wsadzono do łagrów, większość z nich nie wróciła. Kobiety wychodziły za mąż za Rosjan. Ich dzieci w większości mówiły już tylko po rosyjsku i w ciągu jednego pokolenia język ultyjski znalazł się na skraju wymarcia.

 

Celowo wybrałeś trudniejszy kierunek badań? 

Dlaczego trudniejszy? Wbrew pozorom to do ludów z rejonów Amazonii czy Papui Nowej Gwinei trudniej jest dotrzeć. Najpierw trzeba się przedrzeć przez dżunglę, potem na migi wytłumaczyć, o co w ogóle chodzi, licząc, że nie zostanie się zabitym. Obszar Północy jest lepiej rozwinięty pod względem infrastruktury czy edukacji i łatwiej się z jego mieszkańcami porozumieć. Poza tym język ultyjski był wcześniej opisywany. Sachalin do 1945 roku był podzielony między Japonię i Związek Radziecki. Badali go językoznawcy z obydwu krajów, w tym brat Józefa Piłsudskiego, Bronisław. Materiałów wyjściowych jest sporo, choć trzeba pamiętać, że to opisy sprzed stu lat.

 

Jak przygotowywałeś się do pracy?

Zacząłem od zgłębienia ogólnej wiedzy o językoznawstwie oraz specyfice i praktycznych kwestiach badań terenowych. Musiałem też nauczyć się rosyjskiego, a potem znaleźć osoby mówiące „moim” językiem. Skontaktowałem się z naukowcami, którzy zajmują lub zajmowali się językami tunguskimi, w szczególności ultyjskim. Jedną z nich była japońska językoznawczyni i etnografka, która pracowała na Sachalinie, choć badała tamtejsze języki w innym aspekcie. To ona skontaktowała mnie z moimi obecnymi informantami.

 

Ciężko było namówić ich do współpracy?

Mnie się udało, ale faktycznie wielu badaczy ma z tym ogromny problem. Trzeba pamiętać, że przez ostatnie 400 lat Europejczycy wyrządzili rdzennym ludom na całym świecie mnóstwo krzywd. Niektóre – na przykład w Australii czy Kanadzie – mają świadomość, co im zrobiono. W Związku Radzieckim ta świadomość była mniejsza. Społeczności są do nas nastawione w najgorszym wypadku neutralnie, częściej gościnnie. Tacy też byli mieszkańcy Sachalina wobec mnie.

 

IMG_20180329_180034

 

Z kim pracujesz?

Początkowo było to pięć pań w wieku 70-80 lat. Wszystkie urodziły się w tajdze. Z jedną ostatecznie nie kontynuuję pracy, bo po zebraniu materiału okazał się on nieprzydatny. Druga z pań mówi po ultyjsku, ale bardzo trudno się z nią umówić na spotkanie. Poza tym woli mówić o tym, co interesuje ją, niż odpowiadać na zadane przeze mnie pytania. Natomiast jedna to fantastyczna rozmówczyni. Niezwykle inteligentna, otwarta, rozumie w mig, o co mi chodzi. Trudności na początku wynikały raczej z moich deficytów, bo nie wiedziałem, jak sformułować pytanie, a i tak uzyskiwałem wartościowe odpowiedzi. Po kilku spotkaniach nasza komunikacja przebiegała sprawniej.

 

Jak to wygląda w praktyce?

Sposoby pracy są dwa. Można zapisywać rozmowy informantów, potem je transkrybować i analizować. Rozmowy muszą być zaaranżowane, bo wprawdzie po ultyjsku panie mówią biegle, ale nie w życiu codziennym, więc nie ma możliwości „podsłuchania ich”. Można również zadawać informantom konkretne pytania, zapisywać odpowiedzi i na tej zasadzie budować obraz języka. Najczęściej wybieram tę metodę. Pytam o daną konstrukcję gramatyczną, a panie podają mi jej wymowę, odmianę, przykłady użycia, tłumaczą, jak zmienia swoje znaczenie w zależności od kontekstu. Zbieram wszystkie możliwe formy i odmiany słów, zapisuję je w jednym miejscu i analizuję. Bywa, że przypominają trudne do rozwiązania zagadki, bo jak każdy naturalny język, Uilta też jest nie do końca logiczny i poukładany. Przydaje się znajomość programów komputerowych do analizy ogromnej ilości danych, czy chociażby napisania skryptu do zamiany alfabetu łacińskiego na cyrylicę, by móc zadawać moim rozmówcom pytania na piśmie.

 

To trudny język?

To zależy, co rozumiemy przez „trudność” języka. Subiektywnie oceniamy ją, biorąc pod uwagę podobieństwo do ojczystego; czy ma podobną fonologię (system dźwiękowy – dop. am), czy nasz aparat mowy ma problem z jego używaniem; gramatykę, na ile jest ona skomplikowana oraz regularna: ilość form gramatycznych, odmian, wyjątków. Wpływ na to ma m. in. to, czy język kształtował się w odosobnieniu, czy w kontakcie z innymi językami. Im większy kontakt, tym bardziej język się upraszcza. W izolacji nietypowe odmiany i wyjątki się nawarstwiają i język się komplikuje. Język ultyjski rozwijał się w izolacji, ale nie aż takiej, jak np. eskimoski, czukocki czy niektóre języki Indian Ameryki Północnej, należy więc do umiarkowanie skomplikowanych.

 

Na czym polega analiza języka?

Badamy różne mechanizmy zachodzące w głowie mówiącego w danym języku, które sprawiają, że wybiera takie, a nie inne słowa, formy gramatyczne, końcówki, odmiany. W języku polskim jest to na przykład odmiana przez osoby lub czasy, w innych językach przez zupełnie inne kategorie gramatyczne. Język w ogóle jest niezwykłym zjawiskiem. Nie zdajemy sobie sprawy, ile decyzji podejmuje mózg, zanim wypowiemy jedno zdanie. Musi zadecydować, jakie dźwięki wydać, by rozmówca je zrozumiał i odpowiednio zaklasyfikował. Musi słowa w zdaniu odpowiednio odmienić i umieścić w adekwatnym miejscu. Musi też wziąć pod uwagę, co na temat danej sytuacji rozmówca już wie i swój przekaz do tej wiedzy dostosować; znać kontekst wypowiedzi. Wszystko to odbywa się błyskawicznie, wielopoziomowo i podświadomie.

 

Co jeszcze można poprzez badanie języka odkryć?

Język leży u podstaw i jest odzwierciedleniem całego naszego aparatu poznania. W języku formułujemy myśli, nazywamy i kategoryzujemy zjawiska w otaczającym nas świecie. Badanie języka umożliwia nam zrozumienie jak funkcjonuje ludzki umysł. Tym się zajmuje językoznawstwo kognitywne.

 

Co jeszcze może odzwierciedlać język?

Na przykład kulturę społeczności, która danym językiem mówi. Przykładem jest język japoński. Japońskie społeczeństwo jest bardzo zhierarchizowane. W każdej możliwej dziedzinie życia – w pracy, w szkole, w rodzinie, Japończycy są bardzo świadomi swojego miejsca w hierarchii. Ma to odzwierciedlenie w języku, innych form gramatycznych używa się w rozmowie z kolegą, z podwładnym, z szefem lub z Cesarzem.

 

IMG_20180329_180141

 

Czy to działa też w drugą stronę, tzn. wbudowane w język aspekty naszej kultury wpływają na to, jak formułujemy i wyrażamy myśli?

To postuluje teoria Sapira-Whorfa, współcześnie nazywana teorią relatywizmu językowego. W zależności od tego, jakie wyrażenia są możliwe w danym języku, formułujemy nasze myśli i wypowiedzi w taki lub inny sposób. Widzę to po sobie. Kiedy mówię po japońsku, nie tylko używam odpowiednich form gramatycznych w zależności od statusu rozmówcy, ale też bardzo ostrożnie wyrażam swoje opinie, staram się nie narzucać swojego zdania. Jest to z jednej strony specyfika japońskiej kultury, a z drugiej strony sam język, będąc odzwierciedleniem tej kultury, kształtuje sposób wypowiedzi. Po japońsku taki sposób mówienia jest bardziej naturalny niż – ujmę to kolokwialnie – „walenie prosto z mostu”. Zauważyłem też, że jestem zupełnie inaczej odbierany w zależności od tego, czy mówię po japońsku czy po angielsku.

 

Po co właściwie bada się języki wymierające?

Każdy język jest odzwierciedleniem kultury społeczności, w jakiej się wykształcił. Mówi nam bardzo dużo o jej historii, sposobie postrzegania świata. Języki różnią się od siebie diametralnie, często w bardzo zaskakujący sposób. Badając różne języki budujemy pełniejszy obraz tego, jak ogólnie funkcjonuje ludzki język, a tym samym aparat poznania. Jeśli próbowalibyśmy zbudować ten obraz tylko na podstawie takich języków jak angielski, niemiecki czy hiszpański, byłby on o wiele uboższy.

 

Na czym ty się skupiasz w badaniach językoznawczych?

Dziedzina jest bardzo szeroka, różni badacze zajmują się różnymi aspektami języka –
słownictwem, fonologią (nauka o systemach dźwiękowych języka – dop. am) lub gramatyką. Badają też te zjawiska pod różnym kątem, np. kulturowym. Żeby kompleksowo opisać dany język trzeba poznać wszystkie te dziedziny, ale mnie osobiście najbardziej interesuje gramatyka, czyli morfologia (tzw. końcówki w języku polskim) i składnia (szyk zdania). Poziomem skomplikowania i abstrakcji przypomina to matematykę, którą lubiłem, i z której byłem niezły w szkole.

 

Ktoś poza Tobą jeszcze bada ultyjski?

Obecnie tylko ja. Językami tunguskimi zajmuje się kilku badaczy, głównie w Rosji, część jednak interesują inne aspekty, jak choćby historyczny, czyli np. skąd się dana forma się wzięła i co nam mówi o historii danej społeczności.

 

Jak szybko języki wymierają?

Wszystkich języków na świecie jest w tej chwili około 6 tysięcy. Od czasu wielkich odkryć geograficznych wymierają w zastraszającym tempie – średnio jeden co dwa tygodnie. Mniej więcej za 50 lat wymrze połowa, do końca wieku – 90 procent. Pozostaną głównie języki mające oficjalny status, jak angielski, francuski czy polski. Te, które uda się do tego czasu zbadać, zyskają status opisanych, jak sumeryjski czy akadyjski. Po reszcie ślad bezpowrotnie zaginie.

 

Pojawią się nowe?

Tak, ale nie w takim tempie, żeby te proporcje wyrównać.

 

Badasz skomplikowaną gramatykę wymierającego języka, którym mówi pięć osób, na surowej, dalekiej Syberii. Masz poczucie, że zajmujesz się czymś niezwykłym?

Mam. Przede wszystkim cieszę się, że robię coś pożytecznego. Czuję, że używam moich talentów i umiejętności w dobrym celu i jest to dziedzina w stu procentach kompatybilna ze mną, moją osobowością, predyspozycjami. Kiedy zajmowałem się finansami w korporacji nie miałem poczucia pełnego zaangażowania, a rezultaty nie dawały mi satysfakcji. Jeśli o coś mi w życiu chodzi, to o rozwój osobisty, a ta dziedzina niezwykle rozwinęła mnie jako człowieka, mimo że pochłania mnóstwo energii i czasu. Do tego spotykam się na co dzień z super inteligentnymi ludźmi, często też wspaniałymi osobami, które z pasją robią to, co lubią. To wszystko daje mi ogromną satysfakcję.

 

IMG_20180401_160317

 


Patryk Czerwiński dzieli czas między Koszalinem, skąd pochodzi, Moguncją, gdzie wykłada językoznawstwo ogólne i język koreański oraz Sachalinem, gdzie prowadzi badania nad wymierającym językiem ultyjskim. Przez osiem lat był uczniem koszalińskiej Szkoły Muzycznej, jest absolwentem I Liceum Ogólnokształcącego im. St. Dubois. Japonią i językami zainteresował się, mając 10 lat, czego sumą był wybór japonistyki ze specjalizacją językoznawczą na Uniwersytecie Warszawskim. Na V roku studiów wyjechał na roczne stypendium do Japonii. Przez osiem lat mieszkał i pracował w Londynie, przez półtora roku w Tokio. Przez długi czas podróżował po świecie – łatwiej wymienić miejsca, w których nie był, niż te, w których był.
Mówi po angielsku, niemiecku, rosyjsku, japońsku i koreańsku. Jak podkreśla, to że nimi mówi, nie znaczy że je poznał. Jest w trakcie doktoratu na Uniwersytecie w Moguncji. Jego temat: A Grammar of Uilta (Orok)/ Gramatyka języka ultyjskiego (orokskiego).