W ciemności jest teatr: w akcie sprzed 40 mln lat nie ma już dinozaurów i jeszcze nie ma praludzi, huczy prazwierz, drży ziemia, mruczący wulkan pyłem chowa dzień, a drzewa broniąc się potężnie żywicują – z tego będzie bursztyn.
Nie zwiedzaj, przeżyj! To reguła Muzeum Bursztynu w Jarosławcu, gdzie gra świateł i dźwięków wydobywa z mroku tylko to, co chce pokazać naszej wyobraźni.
Nisza leśna jest pierwsza. Wielkim pradrzewom najbliżej do sośnicy japońskiej i modrzewnika – uczeni nie są pewni, co dokładnie dało życie bursztynowi bałtyckiemu. Obfite żywicowanie przechodzi w kojące rany krople, sople i strupy, choć największe bryły bursztynu powstaną z tego, co wypłynie ze szczelin podkorowych i żywicznych kieszeni między słojami.
W akcie drugim głosy dawnej podziemnej kopalni: kołowrotki, turkoczące wózki, przesypywanie urobku. W wydrążonych komorach sprzęt wydobywczy z pękatym wózkiem na szynach i urobek, a pośrodku komory skarb największy: jantar ważący 2.906 g – wielkością trzeci w Polsce. Pochodzi z Ukrainy, właściciel muzeum kupił go od innego polskiego kolekcjonera. – Mamy jeszcze trzy ponadkilogramowe, a w sumie 1.500 eksponatów, z czego rotacyjnie pokazujemy 200, chociaż powierzchnia ekspozycyjna jest spora, 250 mkw. – opowiada menedżer Mateusz Dominiak. Wśród mniejszych bryłek bałtycka niebieska, jedna z dwóch w Polsce.
W trzeciej odsłonie spektaklu brzęczenie – wstęp do inkluzji. Dzieci pochylają się nad długim pulpitem z otworkami, w których pod powiększającym szkłem szerszenie, wije i mrówki walczą z żywicą o ostatni kęs życia. – Nie boję się na to patrzeć – zapewnia przyciszonym głosikiem Natalia z Zielonej Szkoły w Darłowie; z 19 rówieśnikami przyjechała nad morze z Dąbrowy Górniczej. Najciekawsze inkluzje to pasikonik, sosnowa szyszka, kwiatostan dębu, żuk na liściu, pająk zjadający mrówkę, dwa pechowe pająki, które mogły być parą… Czemu pasikonik? – Bo duży, takie były silne i się wyrywały, a najbardziej wartościowe są inkluzje objęte w całości – tłumaczy nasz przewodnik. – Gdyby pan znalazł zalaną jaszczurkę, na aukcji dostałby pan za nią kilkaset tysięcy euro. Są tylko trzy na świecie.
– Tu się oddycha, inaczej niż na Śląsku – ocenia po wyjściu z muzeum pani Małgorzata, kierowniczka darłowskiej kolonii. – Tylko woda w morzu zimna, ale do kostek pozwalam.
– Najtrudniejsze pytania dorosłych dotyczą miejsca ukrycia Bursztynowej Komnaty – przyznaje pan Mateusz. – Odpowiadam, że jest w Złotym Pociągu. Pytania dzieci są łatwiejsze; padają zwykle po dziale z inkluzjami i dotyczą na przykład kwestii, czy w bursztynie znaleziono pieska lub człowieka.
Pięcioletnia Kasia przyjechała do Jarosławca z rodzicami i dwuletnią siostrą Kingą aż z Jastrzębia-Zdroju. Co jej się podobało? – Motylki – zdradza, choć motylarnia to już inna atrakcja Jarosławca.
Szczodry Ksawery
Spośród kilku polskich muzeów bursztynu jarosławieckie wyróżnia całościowe opracowanie scenograficzne. Nawet w ostatniej części poświęconej wystawom czasowym – gdzie obecnie są fotogramy poławiaczy – słychać szum morza i mewy, a na podłodze jest fragment plaży tak upstrzonej bursztynami, że wygląda to nadnaturalnie. – Niekoniecznie – prostuje pan Mateusz. – W grudniu 2013, po orkanie Ksawerym jedna z pań zebrała w Jarosławcu kilka kilogramów. Wielu skorzystało. Gdy wyzbierano na piasku, ludzie w ubraniach wchodzili do wody.
Czemu akurat na plaży? – Bo tu jest dostępny. Morze wyrzuca lekkie bursztyny, a pole nie, chociaż pod nim może być ich równie dużo – objaśnia menedżer muzeum. – Na nasz teren najwięcej bursztynu naniosła hipotetyczna rzeka Eridan, wymywając go po drodze do morza zajmującego podówczas obszar dzisiejszej Polski. Stąd także złoża na Lubelszczyźnie. Część bursztynu natomiast została w prastarym lesie, gdzie dzisiaj jest Bałtyk, i to ten bursztyn znajdujemy.
Czy bursztyn wciąż powstaje? Na kilku kontynentach wydobywa się tzw. kopale – młode, liczące od 10 tysięcy do miliona lat żywice, znacznie miększe od bursztynu i o mniejszej zawartości kwasu bursztynowego. Może wytrzymają jeszcze kilkadziesiąt milionów lat. Ale nie przybędzie ani okruszek najcenniejszego bursztynu bałtyckiego, bo nie ma drzew, które dały mu życie.
Kto lubi bursztyn
Polacy, Chińczycy i Arabowie. Jest ciepły, przyjemny w dotyku, dla ludzi ceniących naturę. Jako biżuteria jest czarujący, a każdy kruszek to tajemnica i płacheć historii, której fragment przez miliony lat czekał akurat na nas, byśmy go mogli nosić na sobie. Używany jest też na dewocjonalia i ozdoby mieszkania, także do wyrobu przedmiotów użytkowych – kiedyś oprawek okularów i uchwytów lasek, do dziś na ustniki fajek, szkatułki i szachy. Dla niektórych to talizman, ponieważ jest „wiecznie żywy”, co manifestuje zmianami barwy wskutek działania powietrza, światła, zmian wilgotności i temperatury. Proszek jest dobry na kadzidełka, na Wybrzeżu nierzadko w kościołach. Dawniej służył do okadzania chorych i jako panaceum na wszystko. Dziś pełno jest przepisów w sieci, jednak za najbliższe prawdy uchodzi nacierające działanie przeciwreumatyczne. – W każdym razie bursztynnicy mawiają, że zgarbieli od tej dłubaniny, ale nic ich boli jak zegarmistrzów – dodaje Mateusz Dominiak i przy okazji daje sposób na przeziębienia i kaszel: 30-50 g drobnicy na 100 ml spirytusu, odstawić na 2 tygodnie i dodawać 2-3 krople do herbaty lub na cukier. Do nalewki proporcje według uznania, lecz z uwagi na cierpki smak konieczne pędy sosnowe i miód.
Jak go pozyskać
Najbliższa duża kopalnia działała w XVIII w. w podusteckim Możdżanowie, ale zalała ją woda. Niedawno pojawiły się pogłoski o Chińczykach chcących tu wznowić wydobycie; pokłady szacuje się na 20 ton. To jednak pikuś w porównaniu z obliczanymi na 300 tys. ton zasobami kaliningradzkimi i jeszcze większymi w Pomorskiem, lecz często położonymi zbyt głęboko, by opłacało się kopać.
Wielkie kopalnie (dziś tylko odkrywkowe) dostarczają rocznie setki ton bursztynu, małe – setki kilogramów, zaś oficjalny skup jantara zebranego z polskich plaż to średnio 5 ton. Oprócz zbieraczy są poławiacze kaszorkami (podbieraki), ale przyznają, że wyżyć z tego się nie da – sprawa zbyt losowa. Niemniej, za czystą kroplę-samorodek wielkości kasztana można dostać 1000 zł. Najcenniejszy jest bursztyn biały zwany królewskim (kiedyś zastrzeżony dla najwyżej urodzonych), poza tym wolny od skaz i zanieczyszczeń. Szukać należy gdy morze wyrzuci, czyli po sztormie. – Bardziej nastawieni na zbiór robią to nocą, z latarkami ultrafioletowymi. Bursztyn daje żółty refleks – doradza pan Mateusz. – Można szybko iść i mimo to nie przeoczyć albo dostrzec bursztyny w kaszorku i nie wychodzić na brzeg separować od śmieci.
Po czym je poznać, skoro tak rozmaite? Potrzeć do gorąca lub przypalić, wydzieli przyjemny zapach. Albo o wełnę czy polar, wtedy się naelektryzuje i będzie przyciągał drobiny. O zmierzchu natomiast bursztyn można rozpoznać dzięki wspomnianej fluorescencji.
Muzeum kupuje egzemplarze wyjątkowe, ale nie jubilersko, lecz w znaczeniu przyrodniczym – niecodziennej barwy, struktury, oczywiście też inkluzje. Natomiast każdą ilość na żółte kulki korali kupią Chińczycy. Rozkochani są w bursztynie, a nasz jest ładniejszy od tego z Birmy. Kiedyś kupowali wyroby, ale nauczyli się obróbki i teraz wolą surowiec.
Ile się nosi
Obecnie modne jest łączenie bursztynu z drewnem, np. z czarnym dębem. Ale większość wybiera srebro, czasem pozłacane, rzadziej złoto. Barwa na topie: bursztyn koniakowy. Kiedyś klientki lubiły korale surowe – byle dużo, dziś lubią to jeszcze Chińczycy. U nas od tego, ile w ozdobie jest bursztynu, bardziej się liczy nowoczesna geometria wzoru, odważny design, niepowtarzalność i przejścia kolorystyczne.
W muzealnym sklepiku z pamiątkami można kupić bransoletki z surowych grudek już po 10 zł, a kolczyki za 40. Co innego drugi sklep – z wyrafinowaną biżuterią, gdzie cena zależy od jakości i urody materiału, choć też wielkości, od wkładu pracy i renomy artysty: 10-centymetrowy elipsowaty wisior opleciony pozłacanym srebrem – 3999 zł, cztery razy mniejszy już tylko 575 zł (im większa bryłka, tym drożej za gram); kulka-zawieszka ze srebrem pozłacanym 1690 zł, ze złotem 4000, ale bursztyn niemal biały. Najdroższe są korale łączone srebrem pozłacanym, bursztyn tzw. płonący – 6000 zł.
Muzeum w Jarosławcu założył cztery lata temu poszukiwacz i kolekcjoner Maksymilian Kwiatkowski. Aranżacje przedstawiają pradawny las bursztynowy, podziemną kopalnię oraz inkluzje (ciała obce w bursztynach). Uzupełnia to wystawa czasowa – obecna potrwa do końca wakacji: „Poławiacze bursztynu” toruńskiego etnoarcheologa, fotografa i bursztynnika Eryka Popkiewicza. W obiekcie są też dwa sklepy – z bursztynowymi pamiątkami i biżuterią artystyczną.
Otwarte cały rok, w lipcu i sierpniu od godz. 9.00 do 21.00. Przyjazd grupy warto zapowiedzieć, tel. 533 533 123; przewodnik gratis.