Stoję na wierzchołku Akropolu. Próbując ogarnąć wzrokiem jak najwięcej, zastanawiam się, gdzie się zaczyna, a gdzie kończy miasto. Biorąc pod uwagę, że Ateny to dziś pięciomilionowy olbrzym, wcale nie jest to łatwe. Turystów upchanych jest pewnie drugie tyle.
Nie lubię tłoku – rozmyślam sącząc czerwone, wytrawne wino w saloniku Polonez na warszawskim lotnisku. Odpocznę w samolocie, w biznes klasie będę miała na to warunki, a potem niech będzie co ma być. Gdy samolot podrywa się do lotu, żegna mnie upiorna mżawka. Niecałe trzy godziny później ląduję w słonecznej stolicy Grecji. Wiosenne temperatury oscylują wokół 25 st. C, co zdecydowanie poprawia mi humor.
GRECKIE DZIEDZICTWO
Grecja dała światu teatr, poezję i kanony piękna. Tu narodziła się filozofia, a współczesna nauka zyskała mocne podwaliny. Najsłynniejsze miasto-państwo świata dało nam Sokratesa, Platona, Arystotelesa, klasyczną architekturę, nowoczesne igrzyska olimpijskie i demokrację. Postaram się przekonać, ile z tego znajdę w Atenach. Moje największe zmartwienie rozwiane zostało szybko. Okazało się bowiem, że nawet w najbardziej zatłoczonych dzielnicach można tu znaleźć miejsca kameralne, wręcz intymne.
Stopniowo przenoszę się w czasie. Odkrywam dla siebie miasto, które stanowiło centrum kultury i sztuki, gdy większość stolic w ogóle nie istniała, a później niemal zniknęło z mapy Europy. Kostas, którego spotykam w tawernie na Place, opowiada mi, jak na początku 1832 roku historia wyniosła księcia Bawarskiego Ottona von Gluecksburg na tron Grecji. Nie miał wtedy osiemnastu lat. Kraj podnosił się po niemal 400 latach tureckiej niewoli. Pierwszy król-elekt nowożytnej Grecji kochał sztukę i wszystko co ze sobą niesie, zdecydował się przenieść stolicę z Nauplionu do Aten.
WIZJA OTTONA
Decyzja wydawać się mogła zaskakująca, ponieważ 200 lat temu miasto w niczym nie przypominało tego, co zobaczyć możemy dziś. Niewielka osada liczyła zaledwie 300 domów usadowionych dookoła Akropolu. Na dobrą sprawę była wioską aspirującą do bycia miasteczkiem. Między starymi, rozwalającymi się domami pojawiła się armia architektów z Francji, Danii i Bawarii, którzy mieli wizję, jak pastwiska zamienić w szerokie aleje, a szopy, w których pasły się kozy, w monumentalne budowle.
Wkrótce wyrosło nowoczesne miasto na 100 tys. mieszkańców. Powstały Politechnika Ateńska, Biblioteka Narodowa, budynek Starego Parlamentu i Pałac Królewski przy placu Syntagma (gdzie obecnie mieści się parlament) z Ogrodem Narodowym. Przy budowie królewskiego pałacu pracowało pół tysiąca rzemieślników z Włoch, Niemiec i greckiej wysepki Anafi, wchodzącej w skład archipelagu Cyklad. Ci ostatni, łamiąc przepisy zabraniające wznoszenia jakichkolwiek budowli na zboczach Akropolu, pod osłoną nocy wybudowali wioskę. Wierną kopię tej, którą porzucili. Tak powstała Anafiotika, w której dziś można się poczuć jak na Santorini, albo innej wyspie kolorowych Cyklad.
SERCE GRECJI
Na szczęście ta okolica nie ma w sobie nic z kurortu, wciąż nie ma tu typowych turystycznych dekoracji, a starsi ludzie siedzą przed swymi domami. Popękane mury oplecione łodygami winorośli nadają temu miejscu baśniowego charakteru. W labiryncie uliczek chowają się bielone domy, a koty wygrzewają się na ukwieconych parapetach. Z torbą pistacji kupionych na pobliskim targu, gubię się w tych zakamarkach przy muzyce granej przez cykady. Anafiotika zniewala kolorem i zapachem ziół. Urzeka też cisza mocno kontrastująca z gwarem pobliskiego Akropolu i pędzącymi nieopodal sznurami samochodów. W głośnym mieście znalazłam miejsce, w którym wciąż bije prawdziwe serce Grecji.
Plaka, w ramach której leży Anafiotika, to miejsce, w którym Ateny przyspieszają. Dwieście lat temu to tu mieściły się całe Ateny. To od granic tej dzielnicy rozpoczęto budowę współczesnej stolicy Grecji. Dziś Plaka jest czymś na kształt ateńskiego Soho, choć to również stara dzielnica wyposażona w kręte uliczki i niskie budynki. Lśniący bruk wygląda jak zaklęta w kamień morska tafla. U stóp Akropolu znalazłam greckie rodzinne tawerny i nowoczesne hipsterskie knajpki. Najlepiej je odwiedzić późnym wieczorem, kiedy tłumy turystów kładą się spać.
SZCZĘŚCIE NA CHWILĘ
Plac Syntagma to najstarszy i najbardziej znany z placów miejskich w dzisiejszych Atenach. Dzięki sąsiadującemu z placem budynkowi parlamentu greckiego, jest też atrakcją turystyczną. Przed Grobem Nieznanego Żołnierza czuwają całą dobę strażnicy w bardzo oryginalnym rynsztunku. Ceremonia zmiany warty na plac ściąga tłumy. Prowadzona jest według sztywnych reguł, z musztrą na pograniczu patosu i groteski. Zakupoholicy od tego miejsca powinni trzymać się z daleka. Jakikolwiek bowiem ekskluzywny sklep przychodzi na myśl, Ateny go mają.
Każdy prawdziwy turysta powinien też zwiedzić Stadion Panatenajski, czyli stary stadion olimpijski, na którym w 1896 roku rozgrywano pierwszą nowożytną olimpiadę. Na szczęście wszystkie najważniejsze atrakcje Aten położone są bardzo blisko siebie. Dzięki dobremu planowaniu, bez wysiłku wszystko można obejść pieszo. Nieco dalej jest tylko Pireus, w którym bujają się statki bogaczy. Stąd popłynąć można niemal na każdą grecką wyspę.
HISTORIA BEZ HAPPY ENDU
Dominujący nad miastem Akropol zostawiam sobie na koniec. Przeraża mnie liczba ludzi, których tam spotkam, choć wiem, że ten najsłynniejszy zabytek starożytnej Grecji wart jest wejścia w tłum. Duma narodowa Greków położona jest na wapiennym wzgórzu. Mało kto zresztą pamięta, że Ateny takich wzgórz mają siedem. Dokładnie tak jak Rzym. Dzięki takiemu położeniu miasta, piękną panoramę przyjezdni mogą podziwiać z wielu miejsc. Widok na morze białych domów robi niesamowite wrażenie. Wgląda trochę jak ul, albo jak gwarne mrowisko.
Już w VIII wieku p.n.e. Akropol był miejscem poświęconym licznym bóstwom, miejscem kultu. Z czasem powstała tu największa i najświetniejsza budowla Akropolu – Partenon, zbudowany ku czci bogini Ateny.
Pod kierunkiem Fidiasza, uznawanego za największego rzeźbiarza starożytnej Grecji, powstał jeden z najważniejszych kompleksów architektury ówczesnych czasów, kopiowany w kolejnych wiekach na wiele sposobów. W jego fasadzie dostrzegam pogoń za boską doskonałością. Moja przewodniczka tłumaczy mi, że był to najbardziej udekorowany budynek w całej starożytnej Grecji. We wnętrzu świątyni stała bodaj najdroższa rzeźba, jaką kiedykolwiek stworzył człowiek. Był to wysoki na około 12 metrów posąg Ateny, wykonany z kości słoniowej i złota. Źródła podają, że na potrzeby posągu zużyto 1200 kg kruszcu. Historia tego miejsca jest długa i zawiła. W ciągu długich lat i wojen znaczna część Akropolu została zniszczona.
MARMURY ELGINA
W 2009 roku u stóp Akropolu wyrosło nowoczesne muzeum. Przyciąga nie mniej zwiedzających niż sam Akropol. Już dla samej architektury warto odwiedzić ten budynek. I dla widoków na Akropol z najwyższego piętra. Zbudowany ze szkła, stali i betonu ma geometryczne kształty. Wewnątrz tysiące eksponatów. W tym najcenniejszy. Fragment fryzu panatenajskiego dłuta Fidiasza, zdobiący niegdyś ściany Partenonu. Czeka też pusta sala na kolekcję Elgin Marbles.
Grecy od lat domagają się od British Museum w Londynie zwrotu marmurowych posągów, które na początku XIX wieku w niejasnych okolicznościach zostały sprzedane Wielkiej Brytanii przez lorda Elgina. To kolejna zawiła ateńska historia, o której myślę wracając z Plaki. Zerkam na Akropol i stwierdzam, że najbardziej imponująco wygląda w nocy, gdy jego na biało oświetlone mury górują nad centrum miasta, tętniącego życiem do białego rana.