Występują coraz częściej. Zawsze wzbudzają entuzjazm widzów. Ale jak same mówią – tańczą dla własnej satysfakcji, traktując to jak wspólną zabawę.
Grupa Szyk to kolejne taneczne „dziecko” choreografki Grażyny Mulczyk-Skarżyńskiej. Teoretycznie skupia panie w wieku 50+, ale praktycznie są i uczestniczki młodsze. Wszystkie bardzo zaangażowane i jak podkreśla instruktorka – ambitne oraz zdyscyplinowane.
Spotykają się dwa razy w tygodniu od 2013 roku. Na co dzień wykonują rozmaite zawody, mają rozmaite poglądy na życie. W Szyku, poprzez systematyczne ćwiczenia, stają się jednością. – Synchronizacja w tak widowiskowym tańcu jest koniecznością, absolutną podstawą – wyjaśnia pani Grażyna Mulczyk-Skarżyńska. – Ale jest również wyzwaniem i trudnym zadaniem, bo wymaga stałej koncentracji od wszystkich, eliminując przy tym – naturalną przecież – skłonność do ekspresji indywidualizmu. Wszystko musi być wykonane w rytmie, spójnie, a przy tym z wdziękiem.
Jak relacjonuje Grażyna Mulczyk-Skarżyńska, motywacją większości członkiń Szyku do udziału w zajęciach, jest chęć oderwania się od codzienności i pokazania, że dojrzałość może być tak piękna i spontaniczna jak młodość: – Dziewczyny odżywają, czują się znowu atrakcyjne. Zawiązują się przyjaźnie. To na pewno nie jest czas stracony.
Ale nie byłoby Szyku (dwóch grup – tej, która co pewien czas daje pokazy, i tej, która ćwiczy wyłącznie dla siebie) bez pani Grażyny. Z wykształcenia psycholog, przez jakiś czas pracowała we Wrocławiu w Teatrze Współczesnym i operze, by w 1979 roku na zaproszenie ówczesnego prezydenta Koszalina Eugeniusza Żubera przenieść się tutaj. Szybko dała się poznać jako utalentowany pedagog (zajęcia z młodzieżą w Miejskim Domu Kultury i szkołach) i choreograf (Bałtycki Teatr Dramatyczny).
Szyk, Gracja – to nazwy prowadzonych przez panią Grażynę Mulczyk-Skarżyńską zespołów. Ale pisane małą literą słowa te to również elementy jej charakterystyki. Dodać by trzeba jeszcze z pewnością urok, elegancję, charyzmę i klasę. Zawsze uśmiechnięta, życzliwa, pełna energii podkreśla, że upływ czasu nie musi oznaczać zgody na „rdzewienie”. A więc na parkiet, drodzy państwo!