Podróże to nie tylko ucieczka od codzienności. To wisienka na torcie życia. Czasem decydujemy się na gotowce z biura podróży – wygodnie, bez kombinowania. Ale coraz więcej z nas marzy o wyprawie na własnych zasadach. Tylko jak to zorganizować, żeby nie zwariować jeszcze przed wyjazdem?
Od 14 lat podróżujemy samodzielnie. W tym czasie przejechaliśmy kawał Europy, nauczyliśmy się paru rzeczy na własnych błędach i odkryliśmy mnóstwo prostych rozwiązań. Efektem tych doświadczeń jest blog patentnawypad.blogspot.com, a teraz – ten tekst. Znajdziecie tu konkretne rady: jak planować, gdzie rezerwować, o czym pamiętać, a czego unikać. Dla początkujących i starych wyjadaczy. Głównie o Europie, bo to naturalny kierunek na początek, ale większość wskazówek sprawdzi się wszędzie.
Noclegi — czyli jak nie zamieszkać w katastrofie
Najczęściej korzystamy z Booking.com i Airbnb. Ten drugi bywa droższy, ale daje możliwość kontaktu z właścicielem jeszcze przed rezerwacją. To ważne, jeśli chcecie dopytać o szczegóły, które mogą nie być podane w opisie.

Rezerwacja przez platformy zwiększa koszt, ale też bezpieczeństwo. Jeśli właściciel chce was naciągnąć, serwis pomoże wam odzyskać pieniądze. Pod warunkiem, że nie dacie się złapać na boczne ścieżki. Nigdy nie przelewajcie pieniędzy bezpośrednio właścicielowi, jeśli rezerwujecie przez portal! Nawet jeśli pisze do was “zaufany” gospodarz przez WhatsAppa. Niestety i w tej branży czyha wielu naciągaczy – także tych internetowych.
Pomysł na oszczędność? Czasem ryzykowny
Niektórzy szukają apartamentu przez Booking, potem lokalizują go na mapie Google i próbują dogadać się bezpośrednio z właścicielem. Taniej? Teoretycznie tak. Ale praktycznie – nikt nie da wam gwarancji, że rezerwacja nie zostanie odwołana dzień przed przyjazdem: bo na przykład ktoś zapłacił więcej. Bezpieczniej jednak zostać przy platformach. Jeśli coś pójdzie nie tak – poszukają wam alternatywy.
Platformy społecznościowe? Lepiej nie.
Poszukiwanie ofert noclegowych na grupach facebookowych? Brzmi zachęcająco, ale bardzo łatwo trafić na oszustów. Napisy w stylu: “proszę, nie piszcie do mnie, jeśli nie jesteście właścicielem” niczego nie zmienią. Nigdy nie wiecie, kto jest po drugiej stronie, co dotyczy zarówno właścicieli, jak i komentujących. Bezpieczeństwo ustawmy jako priorytet, aby wakacje marzeń nie trafiły do archiwum rzeczy „do zapomnienia”.

Zdjęcia nie zawsze mówią prawdę
Przyjrzyjcie się im dokładnie. Zasłonięte okna? Może za nimi jest ściana. Brak zdjęć z zewnątrz? Może nie ma czym się chwalić. Szerokokątny obiektyw potrafi zrobić z klitki salon. A łóżka na zdjęciach często wyglądają na znacznie wygodniejsze niż w rzeczywistości.
Opis opisowi nierówny i nie chodzi tu wcale o poetykę słów, ale o rzetelne i wyczerpujące informacje. Jeśli czegoś nie ma w opisie… wielce prawdopodobnie, że nie ma tego rzeczywistości. “Boczny widok na morze” – klasyka. Czytaj: balkon, z którego trzeba wychylić się tak, że ryzykujesz skręceniem karku, żeby zobaczyć kawałek błękitu. “Dwupokojowy apartament” może oznaczać jedną sypialnię i salon z rozkładaną sofą. Jeśli podróżujecie z dziećmi, które nie chcą spać razem – upewnijcie się, że faktycznie będą dwa oddzielne łóżka. Opisy bywają mylące, a z jednego łóżka czasem nie da się zrobić dwóch, nawet z piłą mechaniczną.
Opinie są kluczowe
Szukajcie tych negatywnych. Jeśli kilka osób pisze, że było brudno – coś w tym jest. Jeśli tylko jedna – może trafił się wyjątkowo pedantyczny gość. Mało opinii? Ryzyko. Ale też – nowy apartament może ich po prostu jeszcze nie mieć. Niektórzy lubią ryzyko. Bądźmy też uczciwi, nie każde ryzyko skończy się fiaskiem, ale jeśli je podejmujemy, warto być świadomym.

Zwierzaki mile widziane?
Nie zawsze. Sprawdźcie, czy możecie przyjechać z psem lub kotem i czy nie wiąże się to z dodatkowymi opłatami. Czasem są też limity dotyczące wagi czy wielkości pupila. Pamiętaj, że wakacje ze zwierzakiem to zupełnie inny rodzaj podróżowania, zwiedzania i wypoczynku. Na grupkach podróżniczych wiele wpisów o tym, że ktoś potrafi swojego ukochanego pieska zostawić cały dzień w wynajmowanym apartamencie, a sam leżeć na plaży. Dla zwierząt może być to traumą, która skończyć się może uporczywym szczekaniem albo i zniszczeniem powierzonego apartamentu. Miejmy to na uwadze nim spontanicznie klikniemy… bookuję.
Warunki rezerwacji — czyli co drobnym drukiem
Zawsze czytajcie opisy i warunki rezerwacji. Sprawdźcie, czy cena zawiera pościel, ręczniki, sprzątanie, media. Bywa, że “opłata za sprzątanie” oznacza jedynie wymianę pościeli. Reszta? Robicie sami. Zwróćcie uwagę na warunki anulowania. Bezzwrotne są tańsze, ale ryzykowne. Losowe sytuacje się zdarzają – lepiej mieć opcję odwołania. Sprawdźcie dobrze, bo czasem jedna oferta zawiera kilka opcji rezygnacji i łatwo się pomylić.
Hotel czy apartament?
My stawiamy na apartamenty – więcej przestrzeni, swoboda, kuchnia. Ale też: gotujesz sam, często także sprzątasz sam. Hotele to wygoda, zwłaszcza na krótki nocleg tranzytowy – wtedy wybieramy hotel ze śniadaniem i pakujemy tylko małą torbę z piżamą i kosmetyczką.
Patent: zabieramy kilka domowych obiadów w słoikach. 10 minut i gotowe – makaron, sos, surówka. Świetna opcja, gdy nie macie siły iść do restauracji.
Kuchnia — czyli nie zawsze jak w domu
Wyposażenie kuchni to loteria. Dlatego zawsze pakujemy: kawiarkę, duży nóż i miskę na sałatkę. Ekspresy bywają na kapsułki, a my wolimy naszą, sprawdzoną kawę. Nie chodzi też o to, aby cały ekwipunek zabierać ze sobą, dlatego warto doczytać, a nawet dopytać, jeśli jest możliwość korespondencji z wynajmującym.

Klimatyzacja — nie zawsze wszędzie
Jest klimatyzacja? Super. Ale czy w każdej sypialni? Często tylko przy wejściu. Sprawdzajcie zdjęcia – jeśli nie ma jednostki na ścianie (a czasem są takie, których nie widać), szukajcie pilotów. Leżą zwykle na szafkach nocnych. O tym, jak ważna klimatyzacja jest w krajach pełnych słońca, wie każdy, kto choć raz spróbował zasnąć w nagrzanym do czerwoności pokoju. Ważna sprawa, nie bagatelizujmy.
Lokalizacja — czyli blisko, ale czego?
Nie zawsze da się poznać dokładną lokalizację przed rezerwacją. Ale warto próbować. Sprawdźcie, czy między wami a morzem nie ma np. ruchliwej drogi. My mieliśmy tak dwa razy – wrażenia? Jak przejście przez tor przeszkód.
Jeśli droga dojazdowa wygląda jak trasa rajdu Monte Carlo – nie ignorujcie tego. Jeśli ktoś wrzucił z niej filmik na YouTube, to nie bez powodu.
W krajach górzystych “200 metrów do plaży” może oznaczać 200 schodów albo serpentynę marszruty. 200 metrów w linii prostej może w tym przypadku robić sporą różnicę.
Lubicie życie nocne? Szukajcie czegoś bliżej centrum. Wolicie ciszę – lepiej spać na obrzeżach. Jeśli do plaży trzeba dojeżdżać – pomyślcie o parkingu. Z jego brakiem możecie się zmagać dłużej niż z wyborem lodów. Większość turystycznych, historycznych miejscowości nie jest z gumy i parkingi to ograniczone zasoby miejsc. Jeśli nie chcecie się frustrować, pomyślcie o tym jeszcze przed tym, zanim wsiądziecie za kółko.
Meldunek i kontakt z gospodarzem
Jeśli portale umożliwiają kontakt – piszcie po angielsku, bo tłumaczenia z polskiego automatycznie dokonywane przez portal bywają… zaskakujące. Czasem właściciel poprosi o wypełnienie danych meldunkowych na zewnętrznej stronie. Spoko – jeśli płatność szła przez portal, nie ma się czego bać.
Język – czyli nie taki diabeł. Nie znacie biegle angielskiego? Spokojnie. Wystarczy podstawowy. Zawsze można użyć translatora – online albo offline. W Chorwacji często dogadacie się po polsku. Serio!
Parkowanie i autostrady — czyli jak nie dostać mandatu
Sprawdźcie, czy do apartamentu jest przypisane miejsce parkingowe. Uwaga na box dachowy – nie wszędzie się zmieścicie. W Chamonix parkowaliśmy kilka kilometrów od centrum a konieczność spaceru znacznie nam ograniczyła czas na inne atrakcje.
W miastach – zostawcie auto na obrzeżach i wskoczcie w komunikację. W centrum Salzburga szukaliśmy parkingu 1,5 godziny. Nigdy więcej. Nie ryzykujcie wjazdu do stref ZTL (Włochy!). Mandaty potrafią zaskoczyć… dwa razy. Raz za wjazd, raz za wyjazd.
Winiety najlepiej kupić online i najtaniej zrobicie to używając oficjalnych stron operatorów dróg, ale uwaga – we Włoszech niektóre opłaty robi się po fakcie. Tablice nad drogą pokazują stronę www. Jeśli zdążycie ją spisać, jesteście mistrzami.
W Chorwacji polecam ENC – szybciej, taniej, wygodniej. W Austrii IG-L to ograniczenia, które nie dotyczą jedynie lokalnych elektryków. Twoja Tesla jest na polskich blachach? Też musisz zwolnić.
A co, jeśli…?
Coś się stłukło, połamało, pobrudziło? Zadzwońcie do właściciela, przeproście, zaproponujcie pokrycie szkody. Jeszcze nigdy nas nie obciążono. Gorzej, jeśli coś zepsujecie i nie powiecie – wtedy może pójść z kaucji.
Ubezpieczenie? Warto mieć. Czasem wystarczy to z domu. Czasem lepiej się doubezpieczyć – na drona, bagaż, zdrowie. EKUZ to podstawa, ale lepiej mieć coś więcej. I pamiętajcie o szczepieniach, jeśli są wymagane!
Oszczędności — czyli jak zostawić więcej na lody
Szukajcie kart turystycznych – zwłaszcza w Austrii. Zniżki, darmowe wstępy, atrakcje, o których nie mieliście pojęcia. Bilety kupujcie online – szybciej, czasem taniej. Tylko pamiętajcie, że na hitowe miejsca trzeba się czasem zarejestrować z wyprzedzeniem. Spontan? Spoko – ale nie wszędzie.
I najważniejsze: uśmiech!
To wasz urlop. Nie psujcie go sobie stresem. Z uśmiechem dogadacie się wszędzie – nawet bez słownika.