Zanim powstała obwodnica Szczecinka, wiele razy przejeżdżałam koło poniemieckich koszar i zastanawiałam się, jak wyglądają tamtejsze mieszkania. Nie przypuszczałam, że kiedy poznam kobietę, której kanał na YouTubeie ogląda ponad sto tysięcy osób, będę miała okazję zobaczyć je od środka. Ale nie o budynku będzie tu mowa, a o kobiecie, która nie chciała się nudzić. Z Wandą Kręciejewską-Swiokłą rozmawiała Katarzyna Kużel.
Umawiamy się na spotkanie w majowe popołudnie, bo jak przystało na emerytkę, z Wandą wcale nie jest tak łatwo się umówić. Czekam na nią chwilę pod klatką i razem wspinamy się do mieszkania. Wspinamy się – to idealny określenie, bo wysokie schody wcale nie są takie łatwe do pokonania. Mieszkania w tym ciekawym budynku mają tę zaletę, że są duże i wysokie, i tę wadę, że okna mają zawsze na jedną stronę. Jednak dla Wandy, która kocha stylizować swoje mieszkanie, to nie przeszkoda.
Siadamy przy kuchennym stole i w rozmowie koniecznie chce nam towarzyszyć biały maltańczyk, królowa – jak o suczce mówi Wanda.

Rozglądam się po mieszkaniu, bo przecież to z miłości do dbania o szczegóły powstał kanał na YouTubeie. I Choć nazywa się on „Zielistka na starej szafie”, to od zielistki – szybko i efektownie rozrastającej się rośliny, nie zaczęła się jego historia.
– Kiedy pracowałam w Niemczech i nie miałam dostępu do polskiej telewizji, szukałam w internecie czegoś w ojczystym języku. Tak trafiłam na ludzi, którzy pokazywali i opowiadali o swoich domach, roślinach i o życiu. Temat na jakiś czas zarzuciłam, wróciłam do Szczecinka i po dłuższym czasie stwierdziłam, że coś spróbuję nagrać. Nagrałam filmik – miał całe dwie minuty, śmieje się Wanda, ale stwierdziłam, że wrzucę go na prywatne konto i nie będę go udostępniać. W czasie kolejnego wyjazdu do Niemiec, weszłam na YouTube i jakież było moje zdziwienie, kiedy trafiłam na film, w którym zobaczyłam mieszkanie wyglądające jak moje, kwiaty wyglądające jak moje i taką też osłonkę na doniczki. Co się okazało? Że absolutnie nie umiejąc poruszać się po platformie, udostępniłam swój film, który miał wtedy ponad tysiąc sześćset wyświetleń i ponad sto subskrypcji. To był moment, w którym doszłam do wniosku, że może jednak warto zacząć robić filmy i stworzyć swój kanał.
Jak powiedziała, tak zrobiła. Wanda wróciła z Niemiec do Polski, namówiła kolegę, by został jej operatorem. To była końcówka pandemii. Życie w dużej części przeniosło się do internetu, więc i po zakupy, i po informacje sięgaliśmy właśnie tam. Kanał w szybkim tempie zyskiwał na popularności, a pandemiczny czas znacznie ułatwił jej start, bo początki nigdy nie są łatwe.
– Zaczynałam od roślin i pierwszym, świadomym filmem, był ten, w którym postanowiłam pokazać, jakie rośliny można zamówić przez internet. Teraz nazywamy to „unboxingiem”, ale wtedy po prostu chciałam pokazać, co przyszło w przesyłce, i jak zostało zapakowane, by rośliny dotarły nieuszkodzone. Film został nakręcony – nie było wtedy mowy o montażu, bo ani ja, ani kolega, nie mieliśmy zielonego pojęcia, jak to się robi – ale trzeba było wymyślić nazwę dla kanału. Wszystkie, które przychodziły mi na myśl, były już zajęte. Rozejrzałam się po mieszkaniu i mój wzrok zatrzymał się zielistce, która stała na szafie. Synowie odradzali tę nazwę, że za długa, że się nie przyjmie… A jednak „Zielistka na starej szafie” istnieje już ponad cztery lata.
Moje filmy nie są perfekcyjne i rzadko kiedy poddaję je montażowi, ale uważam, że liczy się szczerość i prawda – nie lubię perfekcyjnych obrazków, bo przecież świat taki nie jest.
To duża zaleta kanału szczecinczanki, bo wbrew pozorom jest wiele osób, których idealny świat pokazywany w sieci nie interesuje i nie ufają takim treściom płynącym z ekranu. Ważne jest też to, że Wanda nie myślała o zarabianiu pieniędzy, ale o tym, by nie zgnuśnieć na emeryturze i by życie nadal było ciekawe.
Pierwsze filmy pojawiały się nieregularnie i nie było ich zbyt wiele, ale z czasem, kiedy zaczęło przybywać oglądających, trzeba było zdecydować, w którym kierunku iść. Tak doszło do momentu, kiedy Wanda pokazywała cztery filmy tygodniowo, plus spotkania „na żywo”, więc zrobiła się z tego pełnoetatowa praca. Teraz na koncie ma niemal osiemset pięćdziesiąt filmów – imponująca liczba. Pewnie w niejednej głowie jednak pojawia się teraz pytanie, czy na tym można zarabiać?
– Aby zacząć, trzeba mieć tysiąc subskrypcji i cztery tysiące godzin oglądalności. Dopiero wtedy firma informuje cię, że będzie płacić. Na początku to były grosze. Naprawdę! Na moje konto potrafiło wpłynąć dwanaście, piętnaście groszy dziennie. Z czasem kwoty rosły, ale to nie są żadne „kokosy”. Tym bardziej, jeśli weźmie się pod uwagę liczbę produkcji i czas, który temu trzeba poświęcić. Pomysłów mi nie brakuje, bo zaczynałam od roślin, ale przyszła jesień, więc zaczęłam pokazywać wiązanki na cmentarz, a potem świąteczne dekoracje domu. Dzielę się też tym, co wyszukuję w „second handach”, opowiadam o podróżach. Jednak nie wszystko jest na sprzedaż. Część prywatną życia zostawiam dla siebie i najbliższych, choć jeden z synów, nakręcił na Teneryfie kilka filmów i udostępnił je właśnie na moim kanale.

Z prowadzeniem kanału na YouTubeie związanych jest wiele mitów. Większość oglądających uważa, że to lekkie, łatwe i przyjemne zajęcie, które pozwala zarabiać duże pieniądze. Tak naprawdę to jednak praca na cały etat, wiążąca się z wymyślaniem tematów, szukaniem produktów do prezentacji, nagrywaniem, montażem i… komentarzami. No właśnie. Czy negatywne słowa pojawiają się również pod filmami Wandy? Niezwykle sympatycznej kobiety, która zaraża swoim optymizmem i otwartością.
– Oczywiście, że zdarzają się negatywne komentarze, nie jest może ich zbyt dużo, ale potrafią zepsuć nastrój. Świat internetu jest okrutny. W pięć minut może cię wynieść na piedestał i tak samo szybko może cię z niego zrzucić. Czasem zastanawiam się, czy ja w tym nieobiektywnym i momentami nieprzyjemnym świecie chcę być…
Wychodzę z założenia, że nie wszystko musi się wszystkim podobać. Zdaję sobie sprawę, że nieprzyjaciele mnie nigdy nie zaakceptują, więc warto skupiać się na przyjaciołach. Ale też myślę sobie, że przecież jest tak dużo różnych kanałów w internecie, że jeśli coś nam nie pasuje, to wystarczy przenieść się do innego twórcy.
Po tych czterech latach czuję się zmęczona, nie wymyślaniem tematów, ale trybem pracy. Spotkałyśmy się w momencie, kiedy stoję na rozdrożu i zastanawiam się, czy iść tą drogą, czy zrezygnować. A z drugiej strony czuję się odpowiedzialna za moich widzów, których część towarzyszy mi od samego początku. Może powinnam nagrywać dwa filmy tygodniowo, zamiast czterech? Żeby nie czuć tak dużej presji, a z drugiej strony, by nie zniknąć całkiem z sieci…
