Zgłaszając się do koszalińskiego sztabu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy z pomysłem na licytację, liczyliśmy, że trafimy na osoby o hojnych sercach. To już drugi raz, kiedy Prestiż Koszaliński włączył się w tę wyjątkową zbiórkę – przypomnijmy, że tegoroczna edycja wspierała wyposażenie oddziałów onkologii i hematologii dziecięcej. Aby licytacja miała niezapomniany smak, odpowiedział na nasz apel niezawodny Robert Banach, właściciel sklepu „Morze Wina”. Dzięki niemu nasi darczyńcy mogli przeżyć wyjątkową degustację win. O winie, naszych zwyczajach, mitach i ciekawostkach rozmawiała z Robertem Banachem Anna Zawiślak.
Degustacja, którą wylicytowali nasi czytelnicy, odbyła się kilka dni temu. Jak pan ją podsumuje?
Jak to mówią — od pierwszych zdań wiedziałem, że to będzie wyjątkowe spotkanie. Osoby, które wsparły WOŚP, a przy okazji chciały przeżyć podróż, którą wyznaczały serwowane wina, to ludzie ciekawi świata i nowych doznań. Rozmawiało nam się świetnie. Nie ukrywam, że udało mi się ich zaskoczyć nieoczywistymi winami i ich pochodzeniem. Czy to magia wina sprawia, że przy nim zawsze spotykają się otwarte, ciepłe i przyjacielskie osoby? Mam na to swoją teorię. Wino łączy i otwiera puszkę nieskończonych tematów, czego dowodem jest to, że nie wiadomo, kiedy minęło nam wspólnie kilka godzin.
Czego można było spróbować?
Postanowiłem zabrać moich gości w podróż po świecie śladami ciekawych win i szczepów. Zaczęliśmy od wina musującego produkowanego metodą tradycyjną — Cap Classique z RPA, rocznik 2016, dojrzewające aż 6 lat na drożdżach. To świetne wino, które zaskakuje nie tylko pochodzeniem, ale i wyjątkowym, złożonym smakiem. Następnie białe Sauvignon Blanc z Grecji kontynentalnej — czuć w nim agrest i pokrzywę, typowe nuty dla tego szczepu, ale dzięki dojrzewaniu w dębowych beczkach, ma kremowe wykończenie. Kolejne było Primitivo di Manduria, czyli klasyka z Apulii na południu Włoch — notabene Primitivo to jedno z najczęściej wybieranych win przez Polaków.
Naprawdę Primitivo należy do naszych ulubionych?
Zdecydowanie tak. Za co je lubimy? Za delikatność, aksamitność i stosunkowo wysoki poziom alkoholu. To są wina przyjemne, łatwe w odbiorze i gładkie.
Wracając jednak do degustacji — spróbowaliśmy także Malbeca z Argentyny: głęboki, taniczny, z nutami ziemistymi, skórzanymi, czekoladowymi. A na koniec hiszpański Cabernet Sauvignon z wyraźnymi nutami czarnej porzeczki. Chciałem, by nasi goście spróbowali win z różnych zakątków świata, testując różne szczepy, ale wciąż pozostając w klasyce. To były wina wyjątkowe.
Zatem goście Morza Wina mogli poczuć się jak koneserzy?
Na pewno, ale nie lubię określeń takich jak „koneser” czy „znawca wina”. Wino nie jest dla wybranych. To trunek, który powstaje od tysięcy lat z myślą o wszystkich, a nie o nielicznych. Każdy z nas może ocenić, czy wino jest dobre i czy mu smakuje. Pod tym względem wino jest demokratyczne. Degustacja to okazja, by porównać wina, dostrzec ich różnorodność i odkryć własne preferencje.
A jak Pan prywatnie degustuje wina?
Może to kogoś zaskoczy, ale z racji pracy rzadko otwieram w domu tę samą butelkę drugi raz. Zawsze próbuję czegoś nowego. Muszę też podkreślić: picie a degustacja to dwie różne rzeczy. Ciekawość nowych smaków zawsze wygrywa z powrotem do znanych etykiet. Mój gust też się zmienia. To, co piłem 15 lat temu, dziś niekoniecznie mi odpowiada. Co roku wybieram sobie szczep czy region, który chcę zgłębić.
Znam też na tyle swoich klientów, że kiedy testuję nową butelkę, od razu wiem, komu ją polecić. Ostatnio odkryłem na nowo Pinot Noir – wina bardzo delikatne, lekkie, „przewiewne” w kieliszku, ba… nawet niefotogeniczne przez swoją jasną barwę. Mnie zachwycają, ale dla niektórych moich klientów mogą wydać się zbyt lekkie, wręcz wodniste. Ta królewska odmiana rodem z Burgundii świetnie sprawdza się również w innych regionach winiarskich, a wina z tej odmiany mogą świetnie starzeć się. Ostatnio w Mołdawii degustowałem wina Pinot Noir z 2016 i 2012 r. i zdecydowanie były to jedne z najlepszych Pinotów i w ogóle win, jakie kiedykolwiek degustowałem.

Porozmawiajmy o trendach. Jak wino wypada w statystykach?
Nie da się ukryć — cała branża alkoholowa przeżywa teraz mały kryzys. Coraz więcej osób rezygnuje z mocnych alkoholi, a rynek trunków bezalkoholowych rośnie w zawrotnym tempie. Wino też w tym uczestniczy, ale w mniejszym stopniu niż inne alkohole. Wyprodukowanie wina bezalkoholowego jest dość skomplikowane i kosztowne: gotowe wino trzeba poddać odparowaniu alkoholu w warunkach próżniowych, aby nie przekroczyć 35°C. Dużo łatwiej jest wyprodukować piwo bezalkoholowe — i, szczerze mówiąc, smakuje ono lepiej niż bezalkoholowe wino.
Z pozytywnych trendów — ogromny wzrost popularności polskich win. Mamy w kraju blisko 600 winnic, wiele z nich w zachodniej Polsce, w tym w naszym województwie. Choć małe, radzą sobie świetnie — smak, wygląd, a nawet design etykiet są na światowym poziomie. Ciekawostka: w zeszłym roku w listopadzie po raz pierwszy sprzedałem więcej młodego wina z polskich winnic z okazji Beaujolais Nouveau. To bardzo cieszy!
Skoro mówimy o polskich winach — od czego zacząć?
Najlepiej od udziału w jednym z wielu festiwali winiarskich w Polsce. Tworzy się u nas piękna tradycja spotkań z rodzimymi producentami — można nie tylko degustować, ale i porozmawiać z ludźmi, którzy wino tworzą, często w małych, rzemieślniczych gospodarstwach. Mamy już festiwale tematyczne, np. poświęcone tylko polskim winom musującym – wytwarzanym metodą tradycyjną (np. festiwal “Muśnięci” w Krośnie Odrzańskim). Poza tym odbywają się one w urokliwych miejscach, w otoczeniu natury i dobrej atmosfery.
Polskie wina w sklepach takich jak mój to nadal produkt niszowy, a w dyskontach praktycznie ich nie ma. To dlatego, że nasze winnice są niewielkie, a sprzedaż najczęściej odbywa się na miejscu lub trafia do hoteli, restauracji, a nawet linii lotniczych. Polskie wina to nadal rarytas, ale to dobrze – budzą ciekawość i dowodzą, że potrafimy robić to jak należy. I choć nigdy nie będziemy drugimi Włochami, Hiszpanią czy choćby Węgrami, to i tak mamy powody do dumy.