cover743879 Zdrowie i uroda

Kołobrzeżanka na pełen etat

Fot.: arch. własne Oliwii Jelińskiej

Choć urodziła się i wychowywała w Kołobrzegu, zawsze miała poczucie, że mogłaby żyć gdzie indziej. To jednak nie oznacza, że wie, gdzie zapuści korzenie. Co więcej, może to nigdy nie będzie tak, że zamieszka w danym miejscu na zawsze. Przecież współczesny świat, daje takim jak ona – ludziom sztuki – mnóstwo możliwości. Z Oliwią Jelińską rozmawiała Katarzyna Kużel.

– Chyba można powiedzieć, że nieustannie wyjeżdżasz i wracasz do rodzinnego miasta?
– To prawda. Z jednej strony cały czas jeżdżę po świecie, a z drugiej – Kołobrzeg mnie przyciąga. W ostatnim okresie rok w zasadzie co miesiąc tu przyjeżdżałam. Jednak w tym roku planujemy zakończyć nasze podróżowanie i pod jego koniec zjechać do miasta na dłuższą chwilę.

20250122 114332 Zdrowie i uroda

– Kiedy zaczęła się twoja artystyczna podróż?
– Całkiem niedawno, przy okazji wystawy, koleżanki uświadomiły mi, że sztuka towarzyszyła mi od zawsze. Że zawsze ciągnęło mnie do różnych artystycznych działań. To wszystko dzięki rodzicom, którzy zachęcali i pozwalali mi na wiele kreatywnych zachowań. Dojrzewając nie wpadłam na to, że może to być ścieżka, którą mogłabym wybrać – jako dziecko chciałam być dentystką, lekarką, ale na liście nie było „artystki”, nie miałam świadomości, że można robić to na pełen etat. Chciałam być dorosłym, poważnym człowiekiem i nawet przez dobrych kilka lat próbowałam. Tak naprawdę dopiero dwa lata temu zrozumiałam, że nie chcę pracować w kolejnej firmie, która będzie negatywnie wpływała na moją energię i wrażliwość. Wtedy uciekłam do sztuki. To mnie uratowało. Zaczęły się otwierać kolejne drzwi, pojawiać się interesujące propozycje… Czasem wydarza się coś, a ja nie wiem dlaczego, i po kilku czy kilkunastu miesiącach przychodzi olśnienie. I już wiem, że tak miało być, że tamte decyzje miały mnie doprowadzić do konkretnego celu.

– Wspiera cię ktoś w tych decyzjach?
– O, taaak! Mam wspaniałego męża, dzięki któremu jestem tu, gdzie jestem. To on kupił mi pierwszy tablet graficzny, na którym mogłam zacząć tworzyć ilustracje graficzne. Dzięki niemu zrozumiałam, że mogę zmienić zdanie, że mogę robić różne rzeczy i że to jest naturalne. Wszystko, co w życiu osiągnęłam, to dzięki ludziom, którzy mnie otaczają. Dzięki rodzinie i przyjaciołom. Jestem osobą, którą czasem trzeba poprowadzić za rękę, a czasem, po prostu… kopnąć w tyłek. Jak już dostanę wiatr w żagle, to lecę, ale przy pierwszych krokach potrzebuję wsparcia. Otrzymałam je i dzięki temu mogę się spełniać.
Natomiast miałam też ten luksus, że w momencie, w którym zrezygnowałam ze stabilnej pracy, mój mąż wziął na siebie cały ciężar odpowiedzialności finansowej, ponieważ uznał, że chce mieć w domu dawną Oliwię – szczęśliwą i uśmiechniętą, w której się zakochał. To był też dobry moment na zmianę, bo moi rodzice kupili dom w Norwegii i mogliśmy się do nich wprowadzić. Tak połączyliśmy pracę ze zwiedzaniem tej części świata.

IMG 20240831 WA0011 Zdrowie i uroda

– Myślisz czasami o tym, że możesz stracić radość tworzenia?
– Myślę. Bardzo nie chciałabym, by moja przestrzeń kreatywna, w  której uczę się być, stała się pełnym źródłem dochodów. Cieszy mnie coś, co mogę robić, ale nie muszę. To podstawowa różnica, która sprawia mi przyjemność w byciu artystką. Uważam, że cała sztuka polega na tym, by iść. Obojętnie, czy do przodu, do tyłu lub w bok. Trzeba po prostu iść i odkrywać siebie. Chyba mam wypracowany swój styl, bo nie raz mówili mi o tym odbiorcy moich prac, ale ja tego nie widzę. Okazuje się, że nawet jak próbuję zrobić coś innego, to finalnie efekt jest taki sam.

– A są techniki, w których czujesz się najlepiej?
– Lubię zgłębiać różne techniki, odkrywać je po swojemu. Bawię się i eksperymentuję ze sztuką. Uczę się ich też w sposób, który mi odpowiada. Był czas, kiedy kupiłam sporo szkoleń, które miały mnie nauczyć różnych rzeczy, i co?… Żadnego z nich nie zrealizowałam, bo ja muszę po swojemu. Kiedy ktoś mi mówi „zrób tak”, to ja od razu myślę: a może zrobię to „siak”. W tworzeniu najbardziej pociąga mnie wolność. To ja decyduję, które płótno wybiorę, jaki pędzel i jaką farbę. Co zrobię z obrazem, który namaluję: czy go sprzedam, czy przemaluję lub wyrzucę. To wszystko zależy wyłącznie ode mnie. Niedawno prezentowałam swoje prace na targach artystycznych w Oslo i tam pokazałam niewiele grafik cyfrowych, a skupiłam się na obrazach strukturalnych. Wykorzystałam w nich wszystko, co miałam pod ręką, łącznie z pianką montażową, którą znalazłam w taty garażu, i nie szukałam w sieci informacji o tym, jak z tego skorzystać. Zrobiłam tak jak uważałam, że będzie dobrze. I chociaż ciągle poszukuję i nie boję się tego, to są rzeczy, których nie potrafię. Tak jest z robótkami ręcznymi. Jakiś czas temu kupiłam włóczkę, druty i postanowiłam wydziergać sobie szalik, bo skoro tak wiele osób, to potrafi, to ja też będę umiała. No niestety, oczka mi uciekały i stwierdziłam, że tego nie potrafię i już.

– Czyli można powiedzieć, że nieustannie szukasz…
– Szukam różnych sposobów wyrażania siebie, ale też i pokazywania świata takim, jakim ja go widzę, a niekoniecznie takim jakim on jest. Kiedyś dostałam do narysowania gruszkę i oczywiście ja narysowałam, ale nie żółtą – jaką była w rzeczywistości, ale różową, bo taką widziałam ją ja. Dlatego pewnie czuję się dobrze w abstrakcyjnych rysunkach, a nie w klasycznych pejzażach czy portretach.
Ale obojętnie czego bym nie tworzyła, to ładuję w to dużą dawkę siebie. Na Dzień Kobiet stworzyłam serię, którą zatytułowałam „Babsko”. Dlaczego tak?… Bardzo podoba mi się ten wyraz. I jak ktoś mówił o kobiecie „babsko”, to ja ją widziałam jako osobę z charakterem. Taką, która wie, gdzie i po co idzie w życiu. Wie, na co się nie zgadza i wyznacza granice. To dla mnie kobieta, która bezczelnie dąży do tego, co jest w życiu dla niej ważne. „Babsko” mi zawsze imponowało i stąd taka nazwa serii.

– Ale nie tylko sztuką żyjesz, choć jest ona dla ciebie tak ważna.
– Zgadza się. Tych rzeczy jest naprawdę sporo w moim życiu. Na przykład kocham nurkować i robiłam to w najróżniejszych wodach. I tych płytkich, i tych głębokich. I w Dargocicach, i na rafie koralowej w Brazylii. Za mną strzelanie z pistoletu pneumatycznego, granie w piłkę ręczną, siatkówkę i koszykówkę. Kiedyś trenowałam aikido i lekkoatletykę. Przed przeprowadzką do Norwegii zakochałam się w Animal Flow i Pole Dance. W tym roku odkryłam snowboard, ale też skakałam ze spadochronem i na bungee. Jeżeli więc ktoś mnie pyta, czy mam jakieś pozaartystyczne zainteresowania, to ja zawsze odpowiadam, że próbuję wszystkiego, co podsuwa mi życie.
Kilka lat temu postanowiłam sobie, że każdego roku zrobię co najmniej jedną rzecz po raz pierwszy w życiu. I tego się trzymam. A do rzeczy, które mnie zainteresują i wciągną, wracam… tak jak do Kołobrzegu.

20250219 135932 Zdrowie i uroda