kosmos Moda

Kobieta kobiecie: Kosmos pełen fryzur i przypadków

Kiedy znane i bogate kobiety chcą lecieć w kosmos – nie mam nic przeciwko temu. Nawet jeśli 11-minutowym lotem chcą pokazać, że kobiety potrafią.

Ale coś mnie jednak uwiera w tej wielkiej medialnej epopei o suborbitalnym locie rakiety New Shepard od Blue Origin. Lot był głośny, błyszczący, pełen nazwisk i fryzur idealnych jak z reklamy szamponu. Tylko… po co to wszystko?

Na pokładzie – obok Perry – znalazły się Lauren Sánchez (narzeczona Jeffa Bezosa), Amanda Nguyen (aktywistka i była stażystka NASA), Gayle King (gwiazda CBS), producentka filmowa Kerianne Flynn i była inżynierka NASA Aisha Bowe. Imponujące? Być może. Inspirujące? Zależy, kogo zapytamy. Ale trudno nie zauważyć, że jedynie dwie z tych kobiet miały cokolwiek wspólnego z nauką czy kosmosem. Reszta? Raczej kosmiczna reprezentacja celebrycko-medialna.

Oczywiście dziś nie wypada mówić, że tylko eksperci powinni latać w kosmos. To takie staroświeckie. A jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że cały ten lot był bardziej pokazem niż przełomem. Chodziło jedynie o turystykę kosmiczną, a panie stanowiły w zasadzie część reklamy firmy Jeffa Bezosa. Kosmiczne skafandry wyszczuplające z modnie rozszerzonymi nogawkami od Oscara De La Rente`a. Fryzury idealnie wyczesane jak na oscarową galę, no i przekrój społeczny (?!), a to wszystko miało rzekomo nieść hasła feministyczne i równościowe na swoich wyrzeźbionych barkach. Bo czy naprawdę „feministyczny lot w kosmos” ma sens, jeśli wygląda bardziej jak sesja zdjęciowa do „Vogue’a” niż wielki krok dla ludzkości?

Wzruszona do łez Oprah Winfrey, (jak donoszą brytyjskie media – że nie szczerze, a jedynie do kamer) miała mówić, że lot na orbitę jej przyjaciółki Gayle jest nawet czymś więcej niż lotem w kosmos. No pewnie, był również sporym wydatkiem, choć ceny za lot, zdaje się, nie poznamy nigdy. W 2021 r. podobni śmiałkowie musieli wówczas zapłacić ok. 1,25 mln dolarów za miejsce. Kto bogatemu zabroni? Tylko proszę, nie mówcie, że to feminizm i równość. To w czystej postaci fanaberia ubrana w fatałaszki próżności.

Nie zrozumcie mnie źle, to dobrze, że kosmos przestaje być domeną białych panów w szarych garniturach. Tylko czy nie moglibyśmy najpierw rozwiązać kilku bardziej przyziemnych problemów, zanim zaczniemy wysyłać celebrytów na orbitę? A może po prostu powinniśmy przestać udawać, że chodzi tu o coś więcej niż o bilet w jedną stronę do strefy wpływów medialnych?

Chcę wierzyć, że u nas, na starym kontynencie, próżność i pycha plasują się nadal na optymalnym poziomie i takie kosmiczne szopki długo nie będą codziennością. Świat płonie, mało zrównoważone (eufemizm) decyzje prezydenta Stanów Zjednoczonych, kryzys, który widać tam przy wyjściu z pokładu samolotu, ma przykryć lot pięknych pań w kosmos? Czy z takim zapałem nie można zrobić czegoś lepszego dla bliźnich i dla planety niż tylko spalić niesamowitą ilość paliwa? Czuję niesmak, kiedy z jednej strony ceny zmuszają do oszczędzania, a nasza Ziemia krzyczy o więcej troski o nią, gdy w tym samym momencie ktoś mówi: a mnie to gówno obchodzi.

Coś mi się zdaje, że przy sprzyjającej takim inscenizacjom władzy za oceanem, będziemy świadkami jeszcze wielu „feministycznych i równościowych” wydarzeń. Pytanie tylko czy damy się na to nabrać.