ZoSia Karbowiak. Jej wyjątkowy głos, zapada głęboko w duszę, każdemu kto go usłyszy. W tym roku świętuje 30-lecie pracy scenicznej, choć w zasadzie od bardzo niedawna czuje się zauważona. Na koncie ma współprace z gigantami muzyki światowej, a w Polsce przez lata bezowocnie „pukała” do wielu drzwi, aż w końcu scenę i wierny fanklub znalazła w internecie.
Drzwi, za którymi nikt nie czekał
Od trzydziestu lat na scenie, od dwudziestu w jednej, wielkiej trasie koncertowej po Danii, a jednak wciąż mało ZoSi Karbowiak w mainstreamie. Dlaczego? Masz na to swoją diagnozę?
ZoSia Karbowiak: Paradoks? A może temat rzeka, pełen niuansów. Nie mogę powiedzieć, aby te trzydzieści lat ot tak przeleciały. To był dla mnie bardzo pracowity czas, pełen barw i zwrotów akcji, zarówno w życiu zawodowym, jak i w życiu prywatnym. Jestem w miejscu, w którym z dystansem patrzę na to, co było, co być może minęło, ale chyba z większą ciekawością przyglądam się temu, co będzie.
Jednak wiele osób, mówi wprost – wielka kariera, wielkie sceny po prostu ci się należą…
Niełatwo wyważać zamknięte drzwi, ale nie można też powiedzieć, że nie próbowałam. Było we mnie wiele młodzieńczego zapału i ambicji. Jako szesnastolatka rozpoczęłam swoją współpracę z Yarem, następnie z Liroyem, to mój głos słyszycie w refrenie znanej i do dziś granej „Imprezy”. W międzyczasie udało się zostać mamą, wyjechać do Danii i grać na własnych zasadach. Potem urodziłam drugą i trzecią córkę… i zrobiłam się w muzycznym środowisku zbędna. Tak to wówczas odczuwałam. Z drugiej strony, z moim mężem Tomkiem, z powodzeniem koncertowaliśmy w całej Skandynawii z naszym składem „Electric Fish”. Robiliśmy swoją muzykę i czuliśmy się docenieni. Za granicą współpracowałam z muzykami światowego formatu, czyli Robertem Lammem, założycielem zespołu „Chicago”, Jasonem Scheffem, multiinstrumentalistą, Stevem Lukatherem, założycielem amerykańskiego zespołu rockowego „Toto” czy ze Stevem Porcaro, kompozytorem, autorem piosenki „Human Nature”, śpiewanej przez Michaela Jacksona. Od takich ludzi dostawałam feedback, że to, co robię, jest dobre, a jednak cały czas czułam się niewystarczająca na Polskę.
Jak to możliwe?
W 2009 r. startowałam w konkursie debiutów w Opolu z piosenką „Mogę”, w ostatniej chwili zmieniono mój numer do głosowania, co miało spory wpływ na oddawane na mnie głosy. Startowałam dwa razy do Eurowizji, tam również spotkałam się ze ścianą. Wysyłałam swoje nagrania bezpośrednio do rozgłośni radiowych, ale co mam ci powiedzieć, tam nadal często pracują ludzie bez słuchu i uwikłani w setki zależności. Nawet całkiem niedawno dwukrotnie zapraszano mnie na kanapy do „Dzień dobry TVN” i w ostatniej chwili to odwoływano. Domyślam się powodu, ale mam na to też swoją teorię.
To znaczy?
Powiem ci, co usłyszałam. Mieszkając w Danii dwukrotnie próbowałam swoich szans w tamtejszym X Factorze. Za pierwszym razem na etapie bootcampu pokonało mnie zapalenie krtani. Spróbowałam więc ponownie za rok i wtedy usłyszałam od jury, że ten format nie jest dla mnie, bo jestem muzykiem kompletnym: śpiewam, aranżuje, gram. Powiedziano mi, że jury i trenerzy muzyczni nie są w stanie niczego więcej mnie nauczyć. I może faktycznie coś w tym jest. Po drugie mam taki charakter, że niełatwo mnie lepić na swoją modłę. Od lat noszę moją ulubioną fryzurę, inspirowaną moją ukochaną Pink, nie farbuję włosów, ubieram się po zosiowemu, co uważam, bardzo do mnie pasuje, ale pewnie nie zawsze wpasowuje się trendy czy oczekiwania showbiznesu. Nie chodzę w szpilkach, nie chodzę na „ścianki”, nie popieram żadnej partii ani nie sympatyzuje z żadną grupą wyznaniową. Nie mam również agenta ani menadżera. A co gorsze, jestem ZoSią Samosią, sama sobie zaakompaniuję, nagram, sama zlutuję czy podepnę kable, wiem, że dla niektórych to niewygodne.
Jest dobrze, ale nigdy już nie będzie tak samo
Czy na to, co mówisz, wpływ miał również twój wypadek samochodowy?
Na pewno. Dziś jestem osobą nie w pełni sprawą. Codziennie borykam się z bólem, śmieję się, że to mój największy fan, ale prawda jest taka, że nawet pomimo takich wyzwań, mój stan nie ogranicza mnie muzycznie. Po operacji kręgosłupa mocno schudłam, mam zakaz dźwigania, nie mogę długo siedzieć czy schylać głowy. Na naszym przydomowym ogródku mogę co najwyżej wydawać polecenia (śmiech), ale nic więcej nie mogę zrobić. Buty tylko na płaskiej i miękkiej podeszwie itd. Ale wiesz, cieszę się, że żyję, nadal mam głos i że mogę robić to, co kocham. Zaadaptowałam życie, pod moje potrzeby i radzę sobie. Nie narzekam. Ta sytuacja z pewnością przewartościowała moje priorytety.
A jakie są one teraz?
One chyba zawsze takie były, ale teraz doceniam je mocniej. Przede wszystkim rodzina! Mój mąż, z którym jestem od 23 lat. Moje trzy córki: Aleksandra, Franka i Lea. Koło mnie mieszkają moi rodzice, to dla mnie bardzo ważne. No i ważne jest śpiewanie, bo to dla mnie najpiękniejszy język miłości, ale i ukojenia. Śpiewanie to wręcz organiczna potrzeba, którą w sobie noszę.

Wirtualna scena wielu możliwości
No dobrze, jednak coś ostatnio się zmieniło i ZoSi Karbowiak jest więcej.
Można powiedzieć, że półtora roku temu odkryłam możliwości internetu i zaczęłam publikować swoje utwory w przestrzeni internetowej. To było bardzo spontaniczne. Zaczęło się tu, na mojej kanapie. Dosłownie kilka akordów i dźwięków i nagle wow, eksplozja. Setki wyświetleń i masa komentarzy. Z kolejnym nagraniem było podobnie, a nawet jeszcze lepiej. Po tych latach zwątpienia w siebie, ta anonimowa publiczność stała się moją grupą terapeutyczną. Poczułam na nowo ogromną potrzebę zarówno tworzenia, jak i dzielenia się tym z moją publicznością. Dziś osób, które kibicują mi w mediach społecznościowych, jest ćwierć miliona. Jestem dumna z tego, że przyszli do mnie sami, że żywo komentują, dzielą się swoimi wrażeniami, to mnie bardzo napędza.
Zostałaś więc pełnoprawną twórczynią internetową?
Moje rolki czy video są raptem zajawkami tego, co wydarza się na koncertach i to tam najbardziej chcę się spotykać z moimi słuchaczami. Internet faktycznie, daje mi możliwość dotrzeć tam, gdzie nie zawsze mam możliwość dojechać, ale to tylko zaledwie wyrywek tego, co mamy do zaoferowania. Niemniej jednak ta twórczość uruchamia nowe pokłady kreatywności. Otworzyły się również przede mną ciekawe pomysły na nowe współprace.
Opowiedz nieco o tym.
W grudniu moja piosenka „Śniegu po pachy” stała się świąteczną piosenką programu „Halo tu Polsat”. Już za niedługo zobaczycie mnie w programie „Must be the music”. Z moimi córkami nagrałam piosenkę na rolkę reklamującą bajkę na platformie streamingowej. Poza tym poznałam wspaniałych ludzi, którzy otoczyli mnie opieką. W internecie spotkałam obcych ludzi, którzy wyciągnęli do mnie rękę, z kolei w życiu realnym moi kumple, koleżanki czy koledzy z którymi pracowałam dawniej, zupełnie zapomnieli o moim istnieniu.
Przejrzałam kilkadziesiąt komentarzy pod twoimi filmami. Większość jest bardzo wspierających, ale nie wszystkie.
W internecie, chcąc lub nie chcąc, wystawiamy się na ocenę innych, nie zawsze fachowców, często zwykłych hejterów. Ten hejt towarzyszy także mnie. Robię wszytko, aby się dystansować od tego. Byłam na terapii, wyrobiłam w sobie pewne mechaniczne zachowania, które pozwalają mi być ponad to, ale to nie jest łatwe.
Czego dotyczy hejt skierowany w twoją stronę?
Och, wszystkiego. Począwszy od wyglądu, skończywszy na repertuarze. Czy to boli? Boli, oczywiście. Moja córka zawsze mi powtarza: „używaj przycisku blokuj” i faktycznie robię tak, jeśli widzę, że komentarz to żadna merytoryczna uwaga, a zwykłe obrażanie moje osoby.
Zerknij jednak na te filmiki i te screeny w moim telefonie. Mam dla równowagi całą bazę pięknych, podnoszących na duchu komentarzy i nagrań. W trudnych chwilach czytam je sobie i oglądam, i to mi realnie pomaga nie zapadać się w sobie.
Brzmi jak dobry sposób na pozytywne wibracje.
Dokładnie tak jest. Mam dziesiątki filmów, które nadesłali mi słuchacze z moją piosenką „Pełnia Barw”. Wykonują ją przedszkolaki, nastolatki na szkolnych występach, seniorzy, ba nawet mam wersję norweską z tłumaczeniem moje piosenki. Ten utwór dosłownie łączy pokolenia. Jest lubiany dosłownie przez wszystkich. Pogodny tekst sprawia, że wielu osobom przynosi poprawę nastroju, optymizm, nadzieję i o tym również dostaję wiadomości.
Rzemieślnik, później artysta
Twoim celem jest koncertować i tworzyć muzykę na własnych warunkach, nie mylę się?
Jak każdy artysta, mam potrzebę tworzenia, ale jak każdy człowiek, mam potrzebę życia i przetrwania. Nie mam wielkich oczekiwań, dawno temu wyleczyłam się ze „wielkiej kariery”, ale chciałbym godnie żyć i móc bezpiecznie utrzymywać się z tego, co kocham, czyli z muzyki. To jest możliwe. ZoSię Karbowiak można wynająć, nie mam z tym najmniejszego problemu. Czy to będą dni miasta, dożynki czy nawet wesele, to nie ma większego znaczenia. Wszędzie tam, gdzie będę mogła zaprezentować nasz repertuar, zrobię to. Moje filmy na tik toku, fb, czy YT, pokazują moje możliwości, ale nie są istotą samą w sobie. Najważniejszy jest kontakt z żywym odbiorcą, ale również, powiem to bardzo pragmatycznie, muszę z czegoś żyć.
A na co liczyć mogą słuchacze na twoich koncertach?
Przede wszystkim na energetyczne dziewięćdziesiąt minut dobrych brzmień. Autorskie kompozycje, ale i niecodzienne aranżacje znanych klasyków. Bardzo lubię wykonywać mashupy, czyli połączenia dwóch znanych utworów w jeden. Rzadko też jest tak, że śpiewam jedynie za mikrofonem. Moim środowiskiem naturalnym jest siedzenie przy klawiszach, Tomka natomiast przy perkusji. Stanowimy team kompletny. Mało tego, nasze córki, które muzykę noszą w sobie, świetnie robią nam chórki. Moim marzeniem jest koncertować wspólnie i chciałabym, by było mnie na to stać, aby godnie zapłacić im za tę pracę.
Koniecznie muszę ci to powiedzieć masz niesamowity głos. Na takie głosy mówi się „radiowy”, no i poruszasz się w pięknej polszczyźnie.
Dziękuję. Faktycznie spotykam się z taką opinią. Zdradzę również, że także dzięki internetowi zostałam zaproszona przez firmę „Mikrofonika” do rejestracji mojego głosu w tak zwanym banku głosów. Nie raz słyszałam, że czasem moja barwa przypomina nieco głos Krystyny Czubówny, ale umówmy się, to nie lada komplement. Jestem otwarta na tego rodzaju współpracę, to zupełnie nowa ścieżka, która niedawno pojawiła się w moim zasięgu. Mam już za sobą drobną próbę i niewielkie zlecenie, po cichu liczę, że będzie mi dane spełnienie się również w dubbingu. Moim marzeniem jest podłożyć głos do jakieś charakternej postaci bajkowej, to byłoby coś!
Czy Zosia Karbowiak jest więc na drodze do zawodowego spełnienia?
Moja kariera, na poszczególnych etapach życia, mogła popłynąć z różnymi nurtami. Jestem w tym wieku, że nie patrzę za siebie, nie analizuję. Jestem totalnie otwarta na to, co przyniesie przyszłość. Możliwości jest tak wiele, nawet bez wychodzenia z domu (śmiech). Kiedy piszą do mnie w komentarzach: Zagraj w Warszawie. Ja odpisuję: Pewnie. Czekam tylko na propozycję, gdzie i kiedy. Jak pytają mnie o płytę, odpowiadam: Jasne, czekam na kogoś, kto pomoże to sfinansować.
Póki co tworzenie tylko i aż do internetu sprawia mi ogromną frajdę. Mam wiernych fanów, którzy po dwóch dniach ciszy już piszą, czy wszystko u mnie ok. Dla tych, którzy mają ochotę mnie w jakiś sposób wspierać, założyłam profil na patronite. Tam wrzucam materiały nigdzie indziej niepublikowane, a moi słuchacze mogą z nich stworzyć playlistę swoich ulubionych utworów. Największą dla mnie nagrodą jest to, że czuję się potrzebna, a moja muzyka trafia w ludzkie serca. Skąd to wiem? Codziennie ktoś mi o tym mówi.