IWONA SLAWINSKA Prestiżowy Ślub

Niezwykłe kobiety zwykłego miasta

Fot. domena publiczna i archiwum KBP

Chociaż kobiety są współcześnie postrzegane inaczej niż było to w poprzednich wiekach, to jednak nadal są stygmatyzowane i istnieją zaszłości związane z docenieniem ich pracy i dokonań. W Koszalinie żyło kilka kobiet, które wyprzedzały swoją epokę, realizowały się zawodowo i rodzinnie oraz hobbystycznie. Z Iwoną Sławińską – historyczką, rozmawiała Katarzyna Kużel.

– Czy zarówno przed II wojną światową, jak i po jej zakończeniu, takie kobiety żyły w Koszalinie?
– Oczywiście. Zacznijmy od czasów nam względnie bliskich i od pań Pileckich, które trafiły do Koszalina z Wileńszczyzny, latem 1945 roku. To były Wanda i Maria, a ich młodszym bratem był Witold – słynny rotmistrz. Maria Pilecka była przedwojenną nauczycielką, która pracowała m.in. w Lidzie, a kiedy trafiła do naszego miasta, przede wszystkim realizowała się zawodowo. Była kobietą niezamężną i bezdzietną. Początkowo trafiła do Towarzystwa Opieki nad Książką i to ona jako pierwsza spisywała wszystkie zachowane po wojnie, księgozbiory, w tym te, z fundacji Schrederów, która miała siedzibę niedaleko katedry. Niestety niemal wszystko, z tej kolekcji – chyba oprócz jednego listu – zostało z Koszalina wywiezione. Potem Maria została powołana na stanowisko kierowniczki biblioteki powiatowej i z tego czasu wszyscy zapamiętali ją jako elegancką panią, która najchętniej ubierała się w rzeczy koloru niebieskiego.

Ze wspomnień rodziny – syna Witolda Pileckiego i jej siostrzeńca – wynika, że ciocia Musia, jak na nią mówili, nie zajmowała się prozą życia codziennego i była całkiem oderwana od spraw codziennych. Ważna była dla niej praca zawodowa i udzielanie korepetycji z języka francuskiego, który znała doskonale. Jednak trzeba było coś jeść i dbać o dom, i tu na scenie pojawia się Wanda Giec, która prowadziła nie tylko dom, ale i całe gospodarstwo z krową i kozami. Wanda z rodziną i Maria, przy jej rodzinie, mieszkały w narożnej willi, przy ulicy Szymanowskiego 38.
Na ul. Sygietyńskiego nie było wówczas bloków, a łąka, na którą syn Wandy wyprowadzał kozy, co stanowiło niezwykle atrakcyjny element życia dla ówczesnej dzieciarni. Co ciekawe, wszyscy mieszkający w tamtej okolicy lepiej zapamiętali Wandę niż Marię, dzięki codziennym wizytom po mleko w jej gospodarstwie.

Elise Troschel Prestiżowy Ślub
Elise Troschel

– Dwie kobiety i dwa różne światy…
– Dokładnie. Każdy rodzi się do czegoś innego. Zawsze mówię, że historia nie jest jednoznaczna, tak jak niejednoznaczni są ludzie. Przy okazji kobiet powojennych, chciałbym wspomnieć także o Danucie Ptaszyńskiej, która wraz z mężem – Feliksem, przyjechała do Koszalina, w połowie lat 50. Feliks z wykształcenia był architektem, a przez ponad dwadzieścia lat, konserwatorem zabytków w mieście. Danuta była historykiem sztuki i mało kto wie, że pierwsza dokumentacja zabytków ruchomych – koszalińskich dzieł sztuki, to właśnie zasługa pani Ptaszyńskiej. Ona je zewidencjonowała i opublikowała. Można więc powiedzieć, że miała ogromny wkład w to, co dziś nazywamy ochroną zabytków. Warto przypomnieć, że byli inicjatorami skansenów na tym terenie i na przykład skansen w Klukach to jest ich pomysł. F. Ptaszyński podjął także decyzję, że kołobrzeska Konkatedra nie zostanie zburzona, a kiedy, po latach wyjechali do Warszawy, to Ptaszyński podejmował decyzje związane z odbudową Zamku Królewskiego.

IWONA SLAWINSKA 1 Prestiżowy Ślub
Iwona Sławińska

– Kolejną kobietą, o której warto opowiedzieć jest Elise Schulz. Chyba można o niej powiedzieć „siłaczka”?
– To jest niezwykła postać. Urodziła się w Koszalinie, w latach 60. XIX wieku. Była nieślubnym dzieckiem, o jej ojcu nic nie wiadomo, a jeśli chodzi o matkę, to z metryki urodzenia Elise wiadomo, że nazywała się Marie Schulz. Trafiła do dziadków w Szczecinie, którzy będąc niezbyt zamożnymi ludźmi, nie byli w stanie opłacić jej wykształcenia. Udało się, dzięki charytatywnym instytucjom ewangelickim, trafić do gimnazjum. Jednak kształciło ono przyszłe nauczycielki, a marzeniem Elise było zostać lekarką. Mając problemy z matematyką i fizyką, trafiła na korepetycje do Ernesta Troshela, który był studentem Politechniki w Berlinie. Młodzi pobrali się, a mąż wspierał Elise w dążeniach do realizacji marzeń. W efekcie skończyła studia w Szwajcarii, bo w tamtym czasie, w Niemczech, kobiet na medycynę nie przyjmowano. W 1901 roku, jako jedna z dwóch pierwszych kobiet, uzyskała prawo wykonywania zawodu lekarza w Niemczech. W międzyczasie urodziła troje dzieci, specjalizowała się w ginekologii i położnictwie. Dwa lata później, kiedy mąż dostał propozycję pracy w Chinach, przy budowie bazy wojskowej, Elise wraz z dziećmi, z których najmłodsze miało zaledwie osiem miesięcy, wyruszyła za nim. Najpierw pociągiem z Berlina do Genui, a potem statkiem do Chin. I kiedy wybucha wojna rosyjsko-japońska o panowanie na Dalekim Wschodzie, kobieta nie tylko zaangażowana jest w pracę zawodową, ale jeździ po chińskich wsiach i edukuje tamtejsze społeczeństwo w zakresie oświaty zdrowotnej oraz opatruje rannych w konflikcie zbrojnym.

W Chinach nauczyła się chińskiego, wcześniej doskonale znała francuski, więc zajmowała się również tłumaczeniami na niemiecki.

Po trzech latach wracają do Berlina, a w międzyczasie Elise rodzi jeszcze czworo dzieci. Ernest dostaje powołanie do wojska i umiera w czasie I wojny światowej. Zostaje więc wdową, co nie przeszkadza jej w prowadzeniu gabinetów lekarskich w Berlinie, Koszalinie – razem z jedną z córek, która także została lekarką oraz w Gdańsku. Koszaliński gabinet mieścił się na dzisiejszej ulicy Piłsudskiego, w kamienicy pod numerem 27.

Elise Troschel zmarła w 1952 roku w Oldenburgu, a co ciekawe, jej syn napisał wspomnienia, na podstawie wspomnień matki, które nigdy nie zostały opublikowane, a w których znalazła się wypowiedź, że najsmutniejszym okresem w jej życiu było dzieciństwo, bo potem już było samo szczęście.

W akcie zgonu napisane jest: „rodzice nieznani”, zatem faktycznie nic z tego dzieciństwa Elise nie chciała zachować w pamięci.
Jeśli by nie brać pod uwagę dat, to życie lekarki mogłoby być współcześnie scenariuszem na film.

Maria Pilecka Prestiżowy Ślub
Maria Pilecka

– O siostrach Pileckich mogliśmy już trochę słyszeć, o Elise Troschel – niewiele, ale ostatnia z naszych dzisiejszych bohaterek to postać, o której ja nigdy nie słyszałam.
– Dla mnie to także odkrycie. Zupełnie przypadkowo natrafiłam na biogram Brigtte Broch, która urodziła się 21 listopada 1943 roku
w Koszalinie. Jest ona autorką scenografii do wielu filmów meksykańskich, ale przede wszystkim współpracowała z Bazem Luhrmannem przy „Mouline Rouge!” i za scenografię do tego filmu dostała w 2001 roku Oscara. Natomiast za scenografię do „Romea i Julii” w 1996 roku, była nominowana do tej najważniejszej nagrody filmowej.

Niestety nie zachowały się księgi metrykalne z tego roku, ale myślę, że rodzice trafili do Koszalina przypadkowo. Wcześniej takie nazwisko także nie pojawiało się dokumentach. Natomiast listopad 1943, to już jest czas, kiedy front przesuwa się na zachód i na obecnie nasze tereny napływają Niemcy uciekający przed wojskiem polskim i radzieckim. Być może właśnie w ten sposób pojawili się w Koszalinie także rodzice Brigitte.

Mamy więc w Koszalinie niezwykłe kobiety i warto mówić o ich niezwykłych historiach nie tylko 8 marca.

Brigitte Bruch Prestiżowy Ślub
Brigitte Bruch