1 1 Moda

Resursy, reduty i kotyliony, czyli jak niegdyś bawiono się podczas karnawałów

180 lat temu podczas karnawału koszalinianie szukali rozrywki w resursach, bawiąc się na redutach i kotylionach, tańcząc w dominach kontredansy i kadryle. Dla większości współczesnych czytelników wszystkie te zabawy są dziś nieznane, a nazwy niezrozumiałe.

W latach 30. XIX wieku Koszalin dynamicznie się rozwijał. W mieście będącym od 1816 roku stolicą rejencji wznoszono nowe gmachy publiczne takie jak siedziba władz administracyjnych, sądowych, a także nowe placówki szkolne. Przemysł prawie tu nie istniał, koszalinianie byli więc w większości urzędnikami, kupcami i nauczycielami, stanowiąc typowy przykład drobnomieszczaństwa. Po pracy w urzędach i szkołach szukali mniej lub bardziej wyrafinowanych rozrywek, jednak w tamtym czasie Koszalin nie dysponował ani salami koncertowymi ani teatralnymi. Zabawy, występy przyjezdnych artystów bądź amatorskich teatrów odbywały się w nielicznych lokalach gastronomicznych, których poziom pozostawiał jednak do życzenia. W 1838 roku koszalińska gazeta „Allgemeines Pommersches Volksblatt” pisała o nich: „Naszym dwóm dotychczasowym cukierniom przybyła niedawno trzecia. Cała trójka ma jednak zbyt banalny wygląd, aby można było czuć się tam komfortowo; Ze względu na prawie zawsze obecnych tam aimables roués, (“stałych bywalców” – przyp. K.U.) jedną z nich można określić wręcz jako odstraszającą, a nie zachęcającą. W Cöslinie całkowicie brakuje dobrej restauracji; szuka się więc schronienia w resursach.”

2 1 Moda
Resursa, czyli dawny klub dla panów

Grog, wist i cygara

Resursy były zarejestrowanymi stowarzyszeniami zbierającymi się we własnych siedzibach zwanych również resursami, stanowiącymi odpowiedniki późniejszych klubów dla mężczyzn. Można tam było odpocząć od rodzin, rozmawiając przy piwie i cygarze o polityce i interesach. Według statutów miały być przede wszystkim „ogniskiem życia towarzyskiego dla ludzi wykształconych, dobrego używających imienia”. Zakładano je „w celach wspólnej godziwej rozrywki i towarzyskich spotkań, na tle muzykalnych produkcyj, oraz rozmów o sprawach zawodowych i potocznych”. W jednej z resurs zapewniano, że „dla dopięcia tego celu utrzymywać będzie, obok czytelni wyposażonej w jak największą ilość czasopism krajowych i zagranicznych, salony rozmowie i innym zabawom towarzyskim poświęcone, urządzać odczyty, produkcye muzykalne, przedstawienia sceniczne, zabawy z tańcami itp.” Do dyspozycji członków były również księgozbiory, zabroniony był natomiast hazard.

Niektóre z resurs miały elitarny charakter, a chętni do bycia ich członkami musieli poddać się tzw. balotowi. Słowo to oznaczało głosowanie za pomocą czarnych i białych gałek (w języku francuskim zwanymi ballotte). „Ażeby balot był ważny, głosować musi najmniej 1/5 część wszystkich stałych członków” stanowił jeden ze statutów, określając, że „1/4 część czarnych gałek stanowi o nieprzyjęciu”, zaś „kto przy balocie upadł, może być dopiero po upływie 6 miesięcy do balotu podany.”

Zakładano również resursy skupiające grupy zawodowe: kupców, rzemieślników, prawników i urzędników. Najbardziej demokratyczny charakter miały resursy obywatelskie. Tam wystaczyło być pełnoletnim, mieć „własną niepodległą exystencyą, a więc bydź panem własney woli” oraz „posiadać dobrą reputacyę”. Oczywiście wszyscy członkowie byli zobowiązani płacić składki członkowskie. Poza nimi wstęp na resursowe zabawy mieli ich wcześniej zaanonsowani goście, ale na wszelki wypadek w jednym z regulaminów zapisano: „Po zacności współczłonków sprawiedliwie spodziewać się należy, iż nie ułatwią przystępu osobom niestosownym w iakim bądź względzie Towarzystwa Resursy”.

W latach 30. XIX wieku w Koszalinie istniało pięć resurs, z których tylko jedna znajdowała się wewnątrz murów miejskich, a pozostałe poza bramami miasta (jedna z nich stała na rogu dzisiejszych ulic Połczyńskiej i Konstytucji 3 Maja). W 1838 roku dziennikarz lokalnej gazety oceniał ich działalność krytycznie: w największe ówcześnie pruskie święto przypadające 3 sierpnia (urodziny króla Fryderyka Wilhelma III), gdy w każdym małym miasteczku odbywały się patriotyczne uroczystości, w sąsiednim Kołobrzegu wzmocnione honorowymi salwami armat, w Koszalinie nie działo się nic. „W resursie nr I, miejscu spotkań naszych dygnitarzy i wszystkich tych, którzy roszczą sobie prawo do tego tytułu, było cicho i spokojnie, tak jak w ciągu ostatnich kilku lat. Resursa nr II przybrała już bardziej przyjazny wygląd, tzn. rozłożono obrus i jedzono obiad. W resursie nr III. można było zobaczyć kilka grupek gości zabawiających się wistem (gra karciana) i pasjansami oraz wznoszących toasty piwem i grogiem.” pisał z przekąsem dziennikarz. Najbardziej uczęszczaną, choć nieformalną resursą nr VI nazwał miejsce… przy pompie na rynku przed gospodą niejakiego Homanna, przy której kucharki i służące wymieniały się najnowszymi plotkami i ploteczkami.

Karnawałowe reduty

Jednym ze statutowych celów resurs była „godziwa zabawa pochodząca z dozwoloney gry, muzyki i tańca w stosowney do tego porze roku.” Taką porą był karnawał, który jednak z racji surowych zim na Pomorzu, zawsze wyglądał tu mniej okazale niż południowo niemiecki Fasching lub weneckie maskarady. Dziennikarz koszalińskiej gazety pisał w 1838 roku: „W ubiegłe zimy zdarzały się u nas występy amatorskich teatrów, przedstawienia mimiczno-plastyczne (tzw. „żywe obrazy” – przyp. K.U.), reduty i inne wyrafinowane rozrywki, ale w tę ostatnią zimę, ciężką i bezlitosną, dwóch pierwszych atrakcji zabrakło; w istocie wydawało się, że nawet reduty wyszły z mody. Nasze panie były zbyt zajęte robieniem na drutach pończoch dla kochanej młodzieży.” Reduty jednak z mody nie wyszły. Choć dziś słowo to kojarzy się najbardziej z fortyfikacją w wierszu Adama Mickiewicza „Reduta Ordona”, to w XIX wieku była to także nazwa balu maskowego, który obok balów kostiumowych i kotylionów był jedną z najpopularniejszych form karnawałowych zabaw. W czasach, gdy pochodzenie i pozycja społeczna miały ogromne znaczenie, a etykieta szczegółowo regulowała wszystkie sfery życia towarzyskiego, bale maskowe były wyjątkową okazją, by wszyscy byli sobie równi. „Na maskaradach wszyscy, równie mężczyźni jak kobiety, mówią sobie „ty” i nikt się na taką poufałość obrażać nie powinien. Dobrze wychowany mężczyzna, którego intryguje maska, powinien odpowiadać jej możliwie najdowcipniej, byle jej niczem nie urazić. Małe szpileczki natury osobistej trzeba przyjmować za żart i odpłacać pięknem za nadobne. Unosić lub zrywać maskę, jakiejkolwiek osobie zamaskowanej byłoby szczytem impertynencji i brutalstwa.” – pisał autor XIX-wiecznego poradnika „Dobry ton; szkoła pożycia z ludźmi wszelkich stanów”. W grudniu gazety były pełne anonsów zachęcających do kupna masek i kostiumów teatralnych, a osobom liczącym się z groszem poradniki zwracały uwagę, że „kostjum, wykonany umiejętnie w domu, zawsze będzie ładniejszy i gustowniejszy od kostjumu wynajętego, który dla osób lepszego towarzystwa zawsze będzie miał w sobie coś odstręczającego. (…) Co zaś do kostjumów maskaradowych, to oprócz maski, nieodzownym szczegółem stroju kobiecego jest tzw. domino (płaszcz z kapturem używany jako strój maskaradowy – przyp. K.U.), które jednak nie wyłącza kostjumów fantastycznych.”

Mężczyźni mogli bywać na maskaradach również w przebraniach, jeśli jednak nie chcieli, powinni być, tak jak na balu i raucie, we fraku i w rękawiczkach. Rękawiczki mogły być kolorowe. Cylindra nie zdejmowało się z głowy przez cały czas trwania zabawy.

Nie zachowały się niestety opisy redut w Koszalinie, ale mogły wyglądać tak, jak np. w Augsburgu, gdzie w 1834 roku tak o nich pisała gazeta „Augsburger Tagblatt”: „Nazwa „reduta” jest już zbyt przestarzała i teraz dobrym obyczajem jest na nią nie chodzić. Tylko nieliczni ciekawscy jeśli dostaną darmowe bilety, idą tam dla kaprysu, przechodzą przez salę kilka razy, a potem idą spać, lub do pana Lutza na szklankę piwa. Poza kilkoma smutnymi dominami i kilkoma Turkami, którzy swoim przebraniem nieco ożywili salę, wszyscy byli bez masek. Jeśli jeszcze przez kilka lat będą tu takie reduty, dojdzie do tego, że będzie się przychodzić w nocnej koszuli ze szlafmycą na głowie i fajeczką w zębach. Ja ze swojej strony przespałem bardzo dobrze noc, a mianowicie z pasztetem z gęsich wątróbek i naprawdę dobrym ponczem, a następnie wymknąłem się do domu w bardzo tanecznym stanie.”

4 1 Moda
Kontredans. Źródło: „Tańce salonowe praktyczny przewodnik dla tancerzy i wodzirejów”

Bufet i kolacya

Jedzenie i picie było nieodłącznym elementem balu; często zresztą to własnie kuchnia decydowała o powodzeniu zabawy. „Bufet urządza się w oddzielnym pokoju albo w jednym z kątów jadalni.” pisał autor „Skarbca porad praktycznych”. „Jest to stół przybrany kwiatami, na którym widzimy stosy tartinek i różnych przekąsek zimnych, oraz wódki, likiery, wina i limoniady, oranżady w karafkach i szklaneczkach. Do koniaku powinna być cytryna w plasterkach i cukier miałki (puder) na spodeczku. Tu również stoją gierydiony (niewielki okrągły stolik na jednonożnej bądź trójnożnej podstawie – przyp. K.U.) z ciasteczkami, torty i owoce oraz cukry. (…) W trzy kwadranse po lodach można obnieść poncz ciepły lub mrożony (rzymski). Bufet jest obecnie przywilejem każdego balu, a gościom zostawia się zupełna swoboda konsumowania tego, co im do gustu przypada”. O stralsundzkim hotelu „Brandebourg” tygodnik „Sundine” pisał, że to właśnie dzięki dbałości o kuchnię i piwnicę (czyli alkohole) oraz grzeczności obsługi organizowane tam reduty cieszyły się dużą frekwencją. Gdzie indziej jednak recenzje były bardziej krytyczne jak w liście przysłanym do Augsburger Tagblatt: „O tak chwalonej szybkiej obsłudze nie możemy powiedzieć nic ponadto, że była taka, jaką zwykle można znaleźć na redutach. Napoje jak dotąd nie przypadły nam do gustu, ceny lemoniady, mleka migdałowego i wody z cukrem nie były współmierne do pensji, a i urocze kieliszki do ponczu i grzanego wina można było sprzedawać za rozsądniejszą cenę.” Autor miał również pretensje o panujący w sali zgiełk i nieporządek. Redakcja skomentowała to słowami „trudno każdemu dogodzić i zawsze znajdą się niezadowoleni”.

Od Kontredansa do walca

Aby zapanować nad coraz bardziej popularnymi balami kostiumowymi i innych zabawami tanecznymi, pojawiła się funkcja wodzireja kierującego tańcami i konkursami. Tańce były bowiem dużo bardziej skomplikowane niż obecnie. Wywodzący się jeszcze z XVIII wieku kontredans był figurowym zbiorowym tańcem towarzyskim pochodzenia angielskiego. W podstawowym układzie tancerze stawali naprzeciwko siebie w parach, które mogły tańczyć skomplikowane figury. Na początku XIX wieku kontredans przekształcił się w kadryla. Tańczono go również w czterech parach ustawionych w kwadrat, składał się z 5 figur i najczęściej kończył galopem i przytupem co drugi krok. Dalszym rozwinięciem kadryla był walc quadrille, który przekształcił się w klasycznego walca, budzącego początkowo ogromne kontrowersje ze względu na bliskość tancerzy w parze.

Wodzirej był również niezbędny na zabawach zwanych kotylionami. Dziś tym słowem nazywamy kolistą przypinkę złożoną z dwóch kolorowych wstążek, noszoną zwykle w narodowe święta podczas patriotycznych uroczystości. Tymczasem w XIX wieku była to nazwa zabawy tanecznej, podczas której pary tancerzy nosiły ozdobne odznaki, przypięte do piersi, zwane również kotylionami. Pary jednakowych kotylionów były na początku zabawy rozdzielane między tancerzy i tancerki, zabawa polegała zaś na tym, aby posiadacze jednakowych kotylionów odnaleźli się na sali i tańczyli parami. Jak pisał autor wspomnianego powyżej poradnika: „Kotyljon‎ ‎sam‎ ‎przez‎ ‎się‎ ‎nie‎ ‎jest‎ ‎właściwie tańcem,‎ ‎ale‎ ‎raczej‎ ‎grą‎ ‎towarzyską,‎ ‎do‎ ‎której wchodzą‎ ‎wszystkie‎ ‎tańce,‎ ‎jak:‎ ‎walc,‎ ‎polka,‎ ‎galopada‎ ‎i‎ ‎inne.‎ ‎Tańczy go‎ ‎się‎ ‎obowiązkowo‎ ‎z‎ ‎akcesoryami,‎ ‎umyślnie w‎ ‎tym‎ ‎celu ‎nabywanemi‎ ‎po‎ ‎sklepach‎ ‎lub‎ ‎z‎ ‎przedmiotami‎ ‎domowemi,‎ ‎za‎ ‎pomocą‎ ‎których‎ ‎tancerze‎ ‎wystawiani‎ ‎bywają‎ ‎na‎ ‎różne‎ ‎próby‎ ‎i‎ ‎przygody ucieszne. Pomysłowy wodzirej układa coraz to nowe figury, np. tancerka otrzymuje pudełko z pudrem i puszek; dwóch tancerzy klęka przed nią, ona zaś jednego pudruje, a z drugim tańczy; albo dama staje na krześle z zapaloną świecą w ręku; kto świecę zgasi ze swojego miejsca, z tym dama tańczy. W ogóle, im więcej pomysłów rozweselających, tem i humor większy w całem towarzystwie.”

Tak jak dziś, karnawałowe zabawy kończyły się przed Środą Popielcową, tj. między 4 lutego a 10 marca. Na kolejne tańce trzeba było czekać do Wielkanocy.