Z przykrością stwierdzam, że relacje partnerskie, wciąż są w Polsce tematem dyskusyjnym. Niby wszyscy o tym mówią, niby chcą, niby już tyle książek o tym napisano, ale coś tak jakby nie wychodzi. Nie wiedzieć czemu, temat kuleje, a podejmowane próby zmiany sytuacji w związkach, powodują więcej frustracji niż pożytku.
Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, panom wydaje się, że wraz z aktem małżeńskim „nabywają” osobę, która sprawi , że jakość ich życia powróci do macierzy, kiedy to zatroskana matka, usuwała każdą przeszkodę, w jej miejsce sypiąc płatki róż. Natomiast panie, wciąż jeszcze mają wizję rycerza na białym koniu pędzącego z biletem na Hawaje, zapełniając, po drodze, kolejnymi rzeczami obszerną garderobą, uprzednio wybudowanego na skraju lasu olbrzymiego domu ( no dobra, bez basenu, bo trochę mnie poniosło).
Słyszę już larum młodych, bezdzietnych często związków, gdzie „ona mu z kosza podaje maliny, a on jej kwiatki do wianka”, że u nich jest inaczej, że oni razem wszystko i w ogóle. Niestety na terapię par zgłaszają się coraz młodsze stażem pary, a jednym z częstych problemów są właśnie OCZEKIWANIA.
Sprawdziłam ostatnio, czysto z ciekawości, mój akt ślubu. Może coś przeoczyłam? Może tam drobnymi literkami, jak w umowie kredytu hipotecznego, są zapisane jakieś szczególne obowiązki żony w stosunku do męża i męża w stosunku do żony? Niestety nic, powiem nawet wieje nudą. Jak na cyrograf , który ma nas wiązać na całe życie ( teoretycznie ), nic nadzwyczajnego: same daty, nazwiska i pieczątki. Zatem haczyk może jest w przysiędze małżeńskiej? Przeanalizowałam obie ( żeby nie było) : kościelną i cywilną. I nic. Kościelna obiecuje, że nie opuszczę, aż do śmierci i będę w zdrowiu i chorobie. Cywilna poszła krok dalej. Deklaruje, że uczynię wszystko, żeby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe. Zatem bez względu na formę zawarcia związku małżeńskiego przysięga dotyczy nas samych. Co MY zrobimy dla NASZEGO związku, do czego MY się zobowiązujemy, a nie co inni mają dla nas zrobić, w tym przypadku partnerka bądź partner. A po polsku inni są wINNI czyli zawsze partner.
Chcemy być nowocześni, ba światowi! Kupujemy coraz większe telewizory, AI zapala nam światła w domu, a Alexa wraz z Siri optymalizują co się tylko da. Gdy za zamkniętymi drzwiami bliżej nam do Króla Ćwieczka niż do wyzwolonych Francuzów czy asertywnych Amerykanów. Można by rzec związkowo, to nam tak jakby słoma z butów wychodzi.
Czy to oznacza, że nie mamy prawa mieć oczekiwań od swoich partnerów? Proszę Państwa mamy ! Głupotą byłoby myśleć, że nie. W końcu na coś się w relacji umawiamy. Podkreślę umawiaMY. (Język polski, to zmyślny konstrukt, czyż nie?) Wspólnie podejmujemy decyzję, z poszanowaniem potrzeb każdej ze stron. I owszem, czasami bywa tak, ze z różnych przyczyn, jedna ze stron rezygnuje, bądź odracza swoje plany, marzenia, ale zmuszanie do trwałej rezygnacji z siebie prędzej czy później, zabije relację jak podstępny czad, po cichu i trwale. A jeśli już się umawiamy, to kochani, pamiętamy o tym nie tylko, kiedy poświęcanie się partnera jest dla nas, dla rodziny, korzystne, użyteczne, ale też przez resztę dni naszego życia. Bo kiedy kolejny raz słyszę takie historie, to po ludzku robi mi się tak jakoś smutno. I choć, moim obowiązkiem, jest traktować po równo, i to czynię z poszanowaniem prawa do swojego zdania każdej ze stron, czasami po prostu trudno jest odpowiedzieć sobie na pytanie: dlaczego? Na całe szczęście, nie jest to moja rolą, wiec drodzy Państwo, odpowiadacie sobie na tak postawione pytanie sami i być może, przyjdą lub nie jakieś wnioski, które choć przez chwilę spowodują, że w partnerze zobaczycie człowieka z krwi i kości, a więc z takimi sami potrzebami jakie sami macie.
„Katarzyna i Marcin mają po 50 lat. W związku od czasu szkoły średniej, pobrali się jeszcze na studiach. Ona, ambitna studentka prawa, on młody przyszły CEO dużej korporacji. Oboje zgodnie przyznają, że połączyła ich wielka miłość. Kiedy po ślubie pojawiła się dwójka bliźniaków, Marcin szybko przekonał Katarzynę, że jej rezygnacja z pracy, jest w tym momencie jedyną słuszną opcją. Pracował, a jego zarobki sięgały gwiazd. Mówił : Kasiu, ja to wszystko robię dla nas, dla naszych dzieci, dla rodziny. Katarzyna zarzuciła otwartą aplikację adwokacką i została w domu. Niejednokrotnie żałowała swojej decyzji, zwłaszcza w sytuacjach, kiedy Marcin wylewał na nią swoje frustracje związane z pracą. Często wtedy mówił : „idź i zarób, jak taka mądra jesteś”, „ nic nie robisz, tylko w domu siedzisz”, „nawet obiadu nie umiesz ugotować”. Sytuacja pogorszyła się, kiedy bliźniaki zaczęły dorastać i szykować się na studia. Marcin zabrał Katarzynie kartę do wspólnego konta, wydzielał pieniądze, często podkreślał, że wszystko jest jego, że na wszystko pracował sam, kiedy ona według niego nie robiła nic. Jeszcze przed wyjazdem synów, Katarzyna zaczęła rozglądać się za pomysłem na swoje życie. 5 lat później jest adwokatem i prowadzi dochodową kancelarię. Pomaga kobietom zmagającym się z przemocą domową. Do poradni trafili na prośbę Marcina. Chce ratować małżeństwo, ale Katarzyna nie potrafi zapomnieć lat upokorzeń i poniżeń”.
Ktoś? Coś? Znacie podobne historie? A może ta?
„Agnieszka i Grzesiek poznali się na studiach. Ona studiowała medycynę, a on filozofię. Agnieszka, zawsze miała pomysł na siebie, szła jasno wytyczona ścieżką kariery lekarskiej. Grzesiek robił wszystko, żeby zapewnić byt rodzinie. Wyjeżdżał za granicę, a zarobione pieniądze inwestował w budowę wymarzonego domu. Pojawienie się córki zbiegło się z kryzysem i Grzesiek nie miał pracy. „Tak naturalnie wyszło” , oboje zgodnie relacjonują, że to Grzesiek został w domu opiekując się noworodkiem, żeby Agnieszka, mogła ukończyć specjalizację. Potem imał się różnych prac, ale nigdy nie dorównywał zarobkom Agnieszki. Agnieszka często na spotkaniach towarzyskich śmiała się z Grześka, ze nie pracuje, że jest nieudacznikiem, ze musi go utrzymywać. Po jakimś czasie związała się z kolegą po fachu. Do gabinetu skierował ich sąd, ponieważ nie potrafią porozumieć się w sprawie opieki nad dziećmi”.
Ciekawa jestem, czy to się dobrze czyta? Jakie emocje rodzą się w każdym, czytającym ten tekst? Jakby nie wybielać tych relacji, niestety są one relacjami przemocowymi. „Przemoc to intencjonalne działanie lub zaniechanie jednej osoby wobec drugiej, które wykorzystując przewagę sił narusza prawa i dobra osobiste jednostki, powodując cierpienia i szkody” ( definicja zaczerpnięta ze strony przeciwdziałania przemocy w rodzinie Niebieska Linia). Przemoc to nie tylko naruszanie nietykalności cielesnej. Przemocą jest też psychiczne znęcanie się, manipulowanie, wprowadzanie w stan stałego lęku, atakowanie, obrażanie, poniżanie, obmawianie , po to, aby zadać ból i cierpienie. Przemocą są też wszelkie naciski finansowe, sabotowanie, ograniczanie, celem kontrolowania drugiego człowieka. I jak do tego ma się partnerstwo? Ano nijak. Dlatego, jeśli, ktokolwiek w złości się zapędzi ( a jesteśmy ludźmi i tak nam czasami, chcąc nie chcąc wyjdzie) to z woreczka kultury wyciągamy słowo przepraszam, i tak jak nas mamusia uczyła: przepraszamy, że zachowaliśmy się źle. Bo jeśli nasz partner w swoim życiu rezygnował z siebie, na rzecz rodziny, nie rozwijał się, nie dbał wręcz o swoje interesy, to powiedzeniu mu po x-latach małżeństwa, że nic nie robił, tylko siedział na czterech literach, a jeszcze chcąc dokopać rzucimy przelotem, że w domu nawet nie było obiadu, to jest to przemoc psychiczna.
Na całe szczęście, a terapia par, jest znaczącym kawałkiem mojej pracy terapeutycznej, coraz częściej zgłaszają się na terapię pary, które w porę zauważyły, że ten układ ról w relacjach im po prostu nie służy. Mniej radości, mniej szczęścia, a jak badania pokazują życia seksualnego również mniej. Bowiem wielokrotnie powtarzane badanie na temat życia seksualnego pokazują, że tam, gdzie pod strzechą partnerstwo, równowaga i bezpieczeństwo, tam ten obszar relacji, kwitnie. Tam, gdzie jedne z partnerów jest do dzieci i do garów, a drugi bryluje na salonach, tam głowa częściej przed spaniem boli.
Czy jest złota rada? Co zrobić, żeby nie wpaść w pułapkę relacji po polsku? Zamieniamy oczekiwania na ciekawość.
Jeśli założymy, że bezpieczeństwo w związku rozumiemy jako przestrzeń, w której bazowym założeniem jest to, że nasz partner ma prawo do swojego zdania, do realizacji swoich potrzeb, do swobodnego wypowiadania, a to co robi czy mówi, nie jest przeciwko nam, to ciekawość pojawi się samoczynnie. Ciekawość drugiego człowieka , rozumiana, jako chęć poznania, bez oceniania, wykładania swoich teorii na jego temat, tudzież odnoszenia się do generalizacji nadrzędnej, w której to sięgamy po „wszyscy tak mówią na twój temat”. Kiedy jesteśmy zorientowani na partnera, nie szukamy drugiego dna, bo wiemy, że on jest z nami, działa dla nas i wszystko co robi w dobrej wierze.
Bezpieczeństwo w relacji buduje zaufanie, a to sprawia, że nasz związek jest pełniejszy.
Do budowania bezpieczeństwa niezbędna jest otwarta, pozbawiona przemocy komunikacja, w której partner ma możliwość wypowiadania swoich emocji bez lęku. Ważne jest też to, żeby partner potrafił ( a jak nie potrafi, to się nauczył) regulować swoje emocje w oparciu o swoje umiejętności autoregulacyjne, a nie traktował partnera, jak wiadro, do którego można wrzucić każdą nieprzyjemną emocję, która się pojawi w ciągu dnia. Wylewanie złości, frustracji na innych, obarczanie innych za swoje niepowodzenia, czy zły humor, to prosta droga do rozwodu. Na dłuższą metę, nikt tego nie wytrzyma, a jeśli znosi ten fakt, to często już tylko dlatego, że staliśmy się dla niego obojętni i ataki wrzuca do worka nieistotne.
Bezpieczna relacja, to relacja, gdzie owszem pojawiają się konflikty, bo przecież życie to nie bajka o siedzeniu na różowej chmurce, ale sposób ich rozwiązywania jest konstruktywny. Partnerzy wspólnie poszukują rozwiązania, a nie winnego zaistniałej sytuacji. To ty zrobiłaś/eś, to był twój pomysł. Nawet jeśli tak jest, odpowiedź sobie na pytanie, co daje tobie przekonanie, że twój partner jest nieomylny, a w podejmowanych decyzjach nie popełnia błędów? Jest takim samym człowiekiem jak ty, a popełnianie błędów, leży w naturze ludzkiej i jest jednym z podstawowych mechanizmów uczenia się. Więc jeśli masz jakieś swoje decyzje do podjęcia, rozmawiaj z partnerem, ale nie oczekuj, że je za ciebie podejmie idealnie.
Warto w relację wprowadzić lekkość i humor. Nie wszystko w życiu musi być tak bardzo serio, bo, wtedy aż straszno się robi , jak wszystko jest tak na poważnie. Śmiech to zdrowie, więc korzystajcie z niego jak najczęściej. W partnerstwie żartujmy, bawimy się , kiedy jest możliwość, wychodzimy z domu: na spacer, do kina, na randki. Gramy w gry, układamy puzzle, staramy się wprowadzać jak najwięcej aktywności, w których zaangażowanych jest oboje partnerów , z myślą o tym, żeby było ciekawie i wesoło.
I najważniejsze interesujemy się sobą nawzajem. Każdy z partnerów jest otwartą księga, której kartki zapisują się codziennie. Pamiętajmy, o tym, traktujmy go i myślmy o nim tak, jakbyśmy sami chcieli być traktowani.
Dobra materialne, zarobki , nie mogą być kartą przetargową w życiu, jestem lepsza/lepszy, bo mam więcej możliwości. Z reguły za większymi możliwościami, stoi partner, który zabezpiecza tyły: czyli organizuje życie rodzinne: dom, dzieci i wszystkie sprawy, które pojawiają się każdego dnia. Nie zapominamy o tym, bo tak jest dla nas użyteczniej. Traktujmy tak, jak sami oczekujemy, ze będziemy traktowani.
A po co to wszystko? No właśnie po to, żeby Wasze małżeństwa były zgodne, szczęśliwe i trwałe. Po to, żeby partner, nie obudził się, któregoś pięknego dnia, z poczuciem, że już nie chce z nami być.