Zaczynała w dziecięcych grupach tanecznych – w “Demonkach” i “Awersie”. Paula Matysek jako nastolatka tańczyła na ekstraklasowych parkietach podczas koszykarskich zmagań AZS-u Koszalin. Kolejne swoje taneczne oblicze prezentowała na deskach Teatru Variete Muza oraz w Studiu Tańca Pasja. Od kilku lat jest związana z Teatrem Muzycznym Adria, gdzie jest nie tylko tancerką, ale również i choreografką. Kolorytu jej barwnej i utalentowanej osobowości dodaje fakt, że na co dzień jest pielęgniarką pracującą w koszalińskim Szpitalu Wojewódzkim.
Paula, od ilu lat tańczysz? Czy kiedykolwiek próbowałaś to policzyć?
– Właściwie mam wrażenie, że tańczę od zawsze. Gdy skończyłam pięć lat, zaczęłam uczęszczać na pierwsze zajęcia taneczne i tak to trwa do dzisiaj.
Czy to były zajęcia w Pałacu Młodzieży, Centrum Kultury 105, czy może w jakimś osiedlowym klubie?
– Tak, zaczynałam w Pałacu Młodzieży, potem przeszłam do Centrum Kultury 105. W międzyczasie miałam również okazję tańczyć w niezależnych zespołach.
W jakich zespołach można było Cię zobaczyć? W naszym mieście funkcjonowało wiele grup tanecznych dla dzieci.
– Zaczynałam u pani Tatiany Filus w zespołach Demonki i Awers – tak jak większość młodych tancerzy w Koszalinie. Później trafiłam do pani Agnieszki Bil w zespole Efekt, a następnie rozpoczęłam długotrwałą współpracę z Pasją.
Pamiętam Cię przede wszystkim z parkietów ekstraklasy, z czasów, gdy AZS Koszalin występował na najwyższym poziomie rozgrywkowym, a Ty byłaś cheerleaderką. Jak wspominasz te lata?
– Bardzo dobrze! To był naprawdę wspaniały czas. Stworzyliśmy wtedy zgraną paczkę przyjaciół, a sama koszykówka i cheerleading przynosiły nam mnóstwo radości. Myślę, że każdy z nas wspomina ten okres z ogromnym sentymentem. Spędziłam w tym środowisku pięć, może sześć lat – dokładnie już nie pamiętam.
Mecze ekstraklasowe, zwłaszcza derby z Kotwicą Kołobrzeg czy Czarnymi Słupsk, gromadziły kilka tysięcy kibiców. Czy czułyście wtedy presję? W końcu te kilkadziesiąt sekund choreografii stanowiło pierwsze spotkanie z tak dużą publicznością.
– Tak, zdecydowanie. Na tych meczach było najwięcej widzów na żywo – czasami kilka tysięcy osób jednocześnie. Poza tym wiele osób śledziło nas w internecie. Kibice sportowi bardzo nas dopingowali, co było dodatkową motywacją. Dodatkową presją było to, że fani przeciwnych drużyn byli nam nieprzychylni, ale na szczęście nie było żadnej niemiłej sytuacji.
Mała, roztańczona Paula dorasta i zaczyna występować na ekstraklasowych parkietach. Cheerleaderki, które pojawiały się w przerwach meczów i na pomeczowych zdjęciach, często wzbudzały zainteresowanie. Czy zdarzały się przez to jakieś zabawne sytuacje?
– Jeśli chodzi o popularność, to raczej nie odczuwałyśmy jej na co dzień. Oczywiście zdarzały się zabawne sytuacje, ale teraz trudno mi przypomnieć sobie konkretny przykład.
Czy ten etap związany z AZS-em Koszalin utwierdził Cię w przekonaniu, że taniec to właśnie to, co chcesz robić w życiu?
– Tak, zdecydowanie. W tym okresie brałyśmy udział w takich programach jak “Got to Dance”, “You Can Dance” czy “Mam Talent”. Te doświadczenia sprawiły, że utwierdziłam się w przekonaniu, że taniec to moja pasja i coś, czemu chcę się poświęcić.
Później zaczęliśmy zawodowo spotykać się także w garderobie Teatru Variete Muza. To kolejna scena, na której można było Cię podziwiać przez wiele lat.
– Tak, gdy byłam cheerleaderką, równolegle tańczyłam w Teatrze Variete Muza. To tam zaczęłam traktować taniec poważnie – jako formę pracy. Poszłam na casting do zespołu rewiowego i było to dla mnie spore zaskoczenie. Czekały na mnie zupełnie inne choreografie, stroje i repertuar. Do tej pory tańczyłam głównie hip-hop i jego różne odmiany, a tam przyszło mi zmierzyć się z tańcem rewiowym, mocno kobiecym i burleskowym. Było to dla mnie ogromne wyzwanie, zwłaszcza że byłam raczej skrytą, zgarbioną dziewczyną (śmiech), która nigdy wcześniej nie musiała poruszać się w tak odważny sposób na scenie. Dziewczyny z zespołu dały mi wtedy prawdziwą szkołę, która bardzo pomogła mi w późniejszej karierze.
W weekendy występowałaś w Muzie, a jednocześnie AZS Koszalin zakończył swoje występy w ekstraklasie, więc etap cheerleadingu dobiegł końca. Czy postrzegasz swoje taneczne życie jako podzielone na etapy, czy raczej wszystko płynnie się przenikało?
– Dla mnie to jedna taneczna całość. Gdy kończył się jeden etap, zaczynał się kolejny. Po zakończeniu przygody z AZS-em zaczęłam współpracować z Adrią, najpierw przez agencję eventową Magdy i Kacpra, a potem już w samym teatrze. To było naturalne przejście z Teatru Variete Muza do Teatru Adria, który funkcjonuje już od kilku lat.
To piękne marzenie Magdy i Kacpra o stworzeniu teatru rzeczywiście się spełniło, a Ty występujesz tam już nie tylko jako tancerka, ale również jako choreografka. To kolejny krok w Twojej karierze.
– Tak, i na początku było to dla mnie duże wyzwanie. Nawet nie sądziłam, że mogę się w tej roli spełnić, ale z czasem poczułam, że jestem gotowa na to, by zostać choreografką.
Na czym polega ta praca? Widzowie obserwują tylko efekt końcowy, a nie to, co dzieje się za kulisami – w garderobie czy na próbach.
– Początkowo traktowałam to jako zabawę, ale z czasem uświadomiłam sobie, jak dużą odpowiedzialność ponosi choreograf. Gdy powstaje produkcja, moje nazwisko widnieje jako współtwórcy i to ja odpowiadam za efekt końcowy. Dlatego teraz przygotowuję się do tego jeszcze bardziej skrupulatnie – oglądam różne produkcje, czerpię inspiracje i analizuję muzykę. A na co dzień wiadomo, treningi, treningi i jeszcze raz treningi.
Paula, Twoje ciało pracuje na najwyższych obrotach od wielu lat. Lubicie się, czy macie burzliwą relację?
– Teraz już żyjemy w zgodzie. Nauczyłam się słuchać swojego ciała. Kiedyś forsowałam mięśnie, zapominając o rozciąganiu i regeneracji. Dbam o siebie, również poprzez zabiegi fizjoterapeutyczne.
Czy przez tyle lat miałaś jakąś kontuzję która wyłączyła Ciebie na kilka miesięcy z tej aktywności tanecznej?
– Na szczęście nie, chociaż kilka razy miałam taką sytuację że z mocną kontuzją musiałam tańczyć, ale myślę, że jestem fighterką i lubię takie wyzwania. To też daje mi dodatkowego kopa do działania.
Jesteś roztańczoną fighterką, ale również pielęgniarką – wykonujesz ten zawód, pracujesz w koszalińskim szpitalu. Zastanawiam się, jak twoja pasja wpływa na Twoją pracę z pacjentami.
– Myślę, że pomaga mi odreagować emocje towarzyszące pracy w szpitalu. Daje mi przestrzeń do wyrażenia siebie i wnosi do mojego życia spontaniczność. Bardzo też pomaga psychicznie podczas dyżurów na oddziale.
Czy zdarza się, że pacjenci rozpoznają Cię z czasów cheerleadingu?
– Tak! Zdarzały się sytuacje, gdy pacjenci pytali: “Czy to pani tańczyła w AZS-ie?”. To bardzo miłe.
Masz jeszcze jakieś taneczne marzenia?
– Wszystkie moje taneczne marzenia spełniam na bieżąco aktualnie w Teatrze Muzycznym Adria. Kacper daje mi dość dużą przestrzeń do tego, żeby móc się zrealizować. Może nie wszystkie moje pomysły jesteśmy w stanie zrealizować, bo czasami faktycznie odlatuję (śmiech), ale generalnie raczej mam dość dużą dowolność.
Czy jest jakiś styl taneczny, w którym czujesz się najlepiej?
– Uwielbiam energiczne utwory. Gdy przygotowywaliśmy koncert poświęcony Tinie Turner odkryłam, jak wiele rock’n’rollowych hitów miała w repertuarze. To zdecydowanie moje klimaty!