Mogłaby po pracy wrócić do domu, usiąść na kanapie i obejrzeć dobry serial. Mogłaby. Czasem nawet pewnie to robi, choć organicznie wręcz rwie się do działania. Mówi, że kocha sprawiać ludziom niespodzianki, zaskakiwać ich i obdarowywać prezentami. Jej działania na rzecz integracji koszalińskiego osiedla Wenedów znane są już w całym mieście. W końcu kto nie chciałby, aby w jego okolicy mieszkała Izabela Wesołowska, kobieta od zadań specjalnych. Zapraszamy na rozmowę.
Kino Letnie, Mikołajki, Zajączek, odwiedziny u Seniorów, prezenty dla dzieci niepełnosprawnych, rejs statkiem Julkiem, imprezy integracyjne, liczne wernisaże, premiery i spotkania w ramach pełnienia obowiązków wiceprzewodniczącej Rady Kultury przy Urzędzie Miejskim, sesje Rady Miasta, praca na pełnym etacie, do tego wnuki, które też chcą czasem babcię tylko dla siebie. Kiedy i jak na to wszystko znaleźć czas?
Faktyczne o to najczęściej pytają mnie znajomi. Odpowiedź jest prosta. Ja kocham to co robię. To dla mnie hobby i najlepiej spędzony czas. W takich warunkach czasu się nie liczy. Zawsze sobie mówię – Iza – to już ostatni raz. I mówię tak od blisko 17 lat, a w mojej głowie ciągle tworzą się nowe pomysły. Taka już jestem!
Czy mała Izabela również była typem organizatorki, klasowym gospodarzem, działaczką?
Nic z tych rzeczy. Pochodzę z wielodzietnej rodziny. Trzeba było nieźle się nakombinować, żeby coś mieć, rodzicom łatwo nie było. Jednak to sprawiło, że ja, jak i całe moje rodzeństwo jesteśmy bardzo kreatywni. Potrafimy zrobić coś z niczego, a mnie zawsze pociągały wszelkie manualne prace i to trwa do dziś. Byłam niezwykle pracowita i samodzielna, ale takie też wówczas były realia. Kiedyś inaczej chowało się dzieci niż teraz. Niewiele było, więc jeśli człowiek, w jakikolwiek sposób chciał się wyróżnić, albo coś mieć, musiał to sobie zrobić sam.
Osiedle Wenedów zna Ciebie doskonale. Niezliczona ilość imprez sprawiła, że ludzie mieszkający tam, zaczęli wychodzić z domu, integrować się i angażować w życie wspólnoty, ale od czegoś musiało się to zacząć.
Była we mnie potrzeba zrobienia czego dla mieszkańców mojego osiedla. Dobrze jest się poznać i spędzić czas w miłym towarzystwie. Postanowiłam przejąć inicjatywę i zorganizować festyn, na którym mieszkańcy będą mogli uczestniczyć w grach, zabawach, zjeść coś dobrego, coś wygrać i wrócić do domu z uśmiechem na twarzy, czując, że spędzili ciekawie wolny czas. Od początku chciałam, aby wszystko co będzie na tym festynie było, szczere od serca i za darmo. Tak – za darmo. Chciałam, aby moi sąsiedzi nie martwili się, czy stać ich na wyjście z domu, kupienie waty cukrowej czy porcji frytek. Chciałam, aby spędzili wspaniałe, bezstresowe popołudnie. Na pierwsze kino letnie kupiłam rzutnik, głośnik, projektor, licencje na film pomogły mi załatwić przemiłe panie z Centrum Kultury 105. Kupiłam maszynę do hotdogów, urządzenia do robienia waty cukrowej, fontannę czekoladową, popcornu i frytek. Nie wszystko na raz, zakupy robiłam stopniowo. Z czasem uzbroiłam się w sprzęty, które dziś tworzą fantastyczną imprezę. Najważniejszą dla mnie rzeczą jaką kupiłam i które stoi na Osiedlu jest czerwone serce na nakrętki aby wspomóc dzieci niepełnosprawne.

Dajesz radość, dobry rodzinno-sąsiedzki czas? A co chcesz w zamian?
Nic. A nie, w zasadzie to chcę. Chcę, aby przychodziły całe rodziny. Aby rodzice wspólnie z dziećmi brali udział w konkursach i zabawach. U mnie każdy wygrywa. Na każdym takim wydarzeniu przemycam wiedzę edukacyjną. Współpracuję z PGK i MWiK. Uczę segregacji śmieci, a numer alarmowy do Wodociągów zna chyba każdy mieszkaniec. Dla mnie te wydarzenia to coś pięknego, spełnienie marzeń, choć organizacja, logistyka, bywają skomplikowane. Mam jednak poczucie, że nie jestem w tym sama. Są wspaniali sponsorzy o otwartych sercach, są pomocni sąsiedzi, są dzieciaczki, które cudownie się angażują. Pomaga mi rodzina, która przez te lata ma już swoje stałe role do spełnienia. Korzystając z okazji wszystkim im z całego serca dziękuję. Nowe osoby, które przychodzą na moje festyny często niedowierzają, że to wszystko można zorganizować tak, aby mieszkańcy nie ponosili żadnych kosztów, a prócz dobrej zabawy zostali jeszcze obdarowani upominkami.
To wszystko tworzy dobrą sąsiedzką atmosferę. Ludzie są dla siebie bardziej otwarci i chętniej do siebie się uśmiechają. Ja przynajmniej tak to odbieram. Przed Mikołajkami i Zajączkiem ogłaszam konkursy na dekoracje świąteczne oraz świąteczne ciasta. Dzieci robią je wspólnie z rodzicami. Prace dzieci zawożę do Hospicjum w Koszalinie, gdzie zostają wystawione na bazarku charytatywnym, a cały dochód wspomaga działalność tej instytucji. Każde dziecko otrzymują nagrodę i każdy ma tą małą magię świąt dla siebie. Ciasta również trafiają do Hospicjum jako prezent od nas mieszkańców dla podopiecznych, pracowników, wolontariuszy.
To nie jedyne twoje działania w okolicach Świąt Bożego Narodzenia.
To prawda. Tradycyjnie odwiedzam seniorów na naszym osiedlu. Szczególnie tych samotnych. Do tych, którzy mnie znają idę swobodnie, a kiedy dostaję informację o nowej osobie, której takie odwiedziny sprawiłyby radość, zawsze proszę o zapowiedź. Wiele się teraz słyszy o naciągaczach czy wręcz rabusiach, a dla mnie bezpieczeństwo i komfort moich sąsiadów są najważniejsze. Czasem idę z chałką, jagodzianką, czasem ze świeżą gazetą, ale najczęściej po to, aby porozmawiać i spędzić wspólnie czas. Ludziom jest to potrzebne, a i mnie sprawia to ogromną przyjemność. Ja też czuję się wówczas potrzebna. Ale to nie wszystko. Dzięki pomocy sponsorów, odwiedzam również dzieci chore i z niepełnosprawnościami. Na takie wizyty zawsze się umawiam, aby nie stawiać nikogo w niezręcznej sytuacji. Rodzice opowiadają mi o wymarzonym prezencie dla ich pociech, a ja wspólnie z Mikołajem staram się spełnić to życzenie.

Zauważasz niewidzialnych?
Chyba gdzieś w środku liczę na to, że ktoś może kiedyś również będzie zauważał koło siebie tych, którzy są samotni, ale głośno nie krzyczą. Z drugiej strony, ja niczego nie oczekuję. To po prostu sprawia mi przyjemność.
Opowiedz nieco o Bibi?
Dotknęłaś mojego ulubionego tematu. No cóż. Powiem szczerze. Ja po prostu lubię sprawiać radość. Wszystko zaczęło się w czasie pandemii. Chciałam zrobić przyjemność swoim wnukom i kupiłam przebranie dinozaura. Od razu muszę powiedzieć, wcale nie jest łatwo coś takiego założyć i się w tym poruszać. Ale chęć sprawienia radości, kiedy wszyscy byliśmy pozamykani w czterech ścianach zwyciężyła. Założyłam kostium i poszłam pod ich balkon. W zasadzie od razu, ktoś mnie nagrał, ktoś chciał, aby pomachać innym dzieciom i tak to się zaczęło. Moja inicjatywa została zauważona przez media ogólnopolskie. Dinozaura pokazano m.in. w Teleekspresie, wiadomościach Polsatu -u i TVN-u. Od tamtej pory w mojej, nazwijmy to „szafie” jest kilkanaście kostiumów, które pasują do najróżniejszych okoliczności czy pór roku. Jest Niedźwiadek Coco, jest Kropelka wody, Dinozaur Dinuś, Mikołajkowa, Pingwinek, Smoczyca Wenedella, Zajączek, a całkiem niedawno dołączyła Bibi. Ogłosiłam konkurs na imię dla nowej osiedlowej maskotki i tak narodziła się Bibi.
Kiedy zakładam kostium, zrzucam z siebie cały ciężar dnia, a trudne sprawy zostawiam za sobą. Czuje się jak w bajce. Może to infantylne, zapewne nie każdy to zrozumie, ale kiedy się przebieram, w pewnym sensie przenoszę się w świat fantazji. Mali i duzi uwielbiają maskotki. W tych strojach odwiedzam moich kochanych seniorów oraz najmłodszych mieszkańców mojego osiedla. Nigdy nie wiesz, kiedy spotkasz na swojej drodze Bibi (śmiech).
Pomaganie, organizowanie jest piękne, ale na pewno ma też swoje ciemne strony.
Jeśli chodzi o organizację, to większość biorę na siebie. Jestem tym przysłowiowym sterem, okrętem, żeglarzem, ale inaczej nie umiem. Zawsze działam bez scenariusza, bo każdy festyn, każdą na nim rzecz czy aktywność sama wymyśliłam, przyniosłam, postawiłam.
Skupiłam się na swoim osiedlu, próbując zrobić coś dobrego dla każdej grupy, od maluszków po seniorów zamkniętych w swoich mieszkaniach. Jasne, chciałabym móc więcej. Brakuje mi przestrzeni, w której mogłabym tu na miejscu zorganizować warsztaty z rękodzieła. Sama uwielbiam decoupage, tworzenie stroików, różnych ozdób i tym chciałabym się podzielić. W zasadzie na wszystkie moje akcje zgłasza się mnóstwo osób, ale nie mam, gdzie ich pomieścić.
A taka jedna sytuacja, która zakuła cię w serce?
Pamiętam jak na końcówce pandemii poszłam do hospicjum w jednym ze swoich kostiumów. Nigdy nie zapomnę starszej pani, która kurczowo złapał mnie za rękę. Była taka spragniona dotyku. Bliskości drugiego człowieka. Czułam to w jej uścisku. Nie trzeba było wielkich słów czy ekspresji. Dla mnie to dowód, że najwięcej co komuś możesz podarować to swój własny czas.
Co robisz teraz, kiedy jesteś po intensywnym okresie przy końcu roku, a do Letniego Kina jeszcze daleko?
Sądzisz, że leżę na kanapie? To nie w moim stylu. Moja głowa planuje już kolejne wydarzenia i festyny. Kiedy tworzy się je samemu, logistycznie zacząć trzeba na długo wcześniej. Teraz już myślę o Zajączku oraz czerwcowej imprezie, którą zorganizuję z okazji Dnia dziecka. Po drugie lubię odwdzięczyć się sponsorom. Oni tego nie oczekują, ale za ich wielkie serce chcę im coś podarować, symbolicznie podziękować. Szykuję dla nich drobne, samodzielnie wykonane upominki, chlebki na zakwasie ręcznie kręcone od serca. Zobacz sama: tu mam aniołka z masy gipsowej, a tu butelka ozdobiona decoupage’em. Na Wielkanoc będą gliniane baranki z masy solnej, ozdobione motywem wielkanocnym mydełka. To takie drobnostki, które sprawiają przyjemność. A kiedy przynoszą uśmiech obdarowanym, to dla mnie podwójna frajda.
Jesteś Radną, działasz w Komisji Kultury, jest coś co chciałabyś zrobić dla kultury w naszym mieście?
Chciałabym dać wszystkim więcej środków, niestety budżet miasta jest jaki jest. Szalenie podziwiam, jak kreatywnie i prężnie działają ośrodki kultury w mieście. Tworzą fantastyczne rzeczy, przy naprawdę niewielkich środkach, doskonale zdaję sobie sprawę, ile wymaga to pomysłowości, pracy i zaangażowania. Z racji swojej funkcji bywam na wystawach, wernisażach. Mamy tylu utalentowanych twórców, działających w tak różnych obszarach, że naprawdę nie można na to narzekać. Boli mnie brak szerokiej informacji o wydarzeniach kulturalnych. Z mediów można dowiedzieć się, że takie wydarzenie się odbyło, a nie ma wzmianki, że się odbędzie.
Bywasz zmęczona?
Bywam, ale szybko się regeneruje. Sama czasem się zastanawiam, jak ja na to wszystko znajduję czas.
Kiedyś, teraz już tego nie robię, lubiłam biegać. W zasadzie od dziecka bieganie sprawiało mi wiele frajdy, było moją odskocznią, ale i mierzeniem się z własnymi słabościami. Ta wytrzymałość pomaga mi biec przez życie.
A więc sprint?
Raczej maraton!

