CzerwonaPlaneta3 Prestiżowy Ślub

Atmosfera zbudowana z przemyśleń i wyobraźni słuchaczy

Czerwona Planeta to zespół stworzony przez trzech instrumentalistów z Koszalina. Na samym początku byli Czerwoną Piłeczką, postanowili jednak zmienić swoją nazwę. Słowa w utworach zastępuje bogata, autorska linia melodyczna, a także harmonia i rytm. Najbliższa jest im stylistyka bluesowa i rockowa. Trwają w tej wspólnej podróży od 2019 roku. Prestiżowe zaproszenie do rozmowy przyjęli w komplecie: Radosław Muszyński (bas), Artur Skibiński (perkusja) oraz Adam Bińczyk (gitara).

IMG 20241007 WA0000 Prestiżowy Ślub

Sparafrazuję klasyka. A historii tej czerwonej piłeczki i tak bym nie zrozumiał?

Radosław Muszyński: Szczerze mówiąc, mało kto by ją zrozumiał. (śmiech) Nawet chyba my sami mielibyśmy problem przyłatać temu jakąś sensowną anegdotę.

Artur Skibiński: To krępująca historia, nieporozumienie, ciężkie chwile – nie wracajmy do tego. Teraz jest Czerwona Planeta i od tego momentu błądzimy wśród gwiazd. (śmiech)

Adam Bińczyk: Przez 5 lat nazywaliśmy się Czerwoną Piłeczką, gdyż inne propozycje nazw nie uzyskały większości. Nazwa ta wzięła się dosłownie z parapetu.

Radosław Muszyński: Jakżeż się myliliśmy…

Konwencja instrumentalna jest przez Was przemyślana i celowa, czy na początku była wymuszona okolicznościami i tak już zostało?

Artur Skibiński: Prawda jest okrutna – nikt z nami nie chce grać. (śmiech)

Adam Bińczyk: Dla mnie tak – jest celowa. Spotkaliśmy się jako instrumentaliści i od samego początku robiliśmy muzykę instrumentalną. Osobiście od zawsze jestem fanem instrumentalnej muzyki gitarowej. Dlatego bardzo cieszyłem się – i nadal cieszę – kolejnymi kompozycjami, wspólnym graniem, czuciem muzyki. Granie w zespole bywa jednak frustrujące i wymaga kompromisów, bo każdy z nas posiada inną wrażliwość. Pozytywne jest to, że ta inność przekłada się na charakter i styl naszych utworów. I to jest fajne.

Radosław Muszyński: Gramy specyficzną muzykę, do której nie każdy chce dołączyć. Przekonaliśmy się o tym, poszukując swego czasu klawiszowca.

Artur Skibiński: Taka najpewniejsza baza, na którą możemy liczyć i polegać to jesteśmy my. Myślę, że problem jest w tym by znaleźć kogoś, kto będzie chciał się otworzyć i nakłonić do tworzenia wspólnej przestrzeni muzycznej. To, wbrew temu co podają media, jest bardzo intymny fragment życia – tak jest przynajmniej w moim przypadku.

Pamiętacie swoją pierwszą próbę? Wasza własna muzyczna Księga Rodzaju została napisana przez kogo i gdzie?

Radosław Muszyński: W tak zwanym „Starym Testamencie” – z Arturem graliśmy już dobre kilka lat w różnych projektach i dobrze się rozumieliśmy muzycznie. Kiedy przyszedł czas na pisanie „Nowego Testamentu” zadzwoniłem do niejakiego Marka Karonia (Mahonia), który z racji wykonywanego zawodu jest dość dobrze zorientowany w koszalińskim rynku muzycznym, z zapytaniem czy zna jakiegoś gitarzystę. W zasadzie od razu zaproponował mi Adama. Nie było żadnego sprecyzowanego gatunku czy nurtu muzycznego, w którym chcielibyśmy się poruszać. We dwóch z perkusistą zawsze stawialiśmy na naturalność i prawdziwość tego, co robimy muzycznie.

Adam Bińczyk: Pamiętam, że na pierwszej próbie byłem bardzo zestresowany. Sam nie wiem czemu, przecież to fajne chłopaki – tak mi się przynajmniej wtedy wydawało. (śmiech) Pierwsza próba to było typowe przesłuchanie, nasłuchiwaliśmy się wzajemnie. Były emocje. Pamiętam swoje podekscytowanie i spojrzenia oka „wielkiego brata”. Graliśmy znane kawałki, dużo improwizowaliśmy. Nie byłem do końca pewny, czy zostanę przyjęty do paczki.

Artur Skibiński: Początkowo próbowaliśmy zagrać jakiś jam session, by wyczuć siebie nawzajem. Wszyscy bylismy onieśmieleni – to było właśnie to, oczym wspomniałem wcześniej, ta intymna sfera – taki muzyczny ekshibicjonizm. Odkrywamy karty i zobaczymy, co się da nimi zagrać we trójkę. Rozprawiając o tym kto czego słucha i co lubi w muzyce dotarliśmy do momentu, w którym zagraliśmy cover Marka Raduliego – DB – z płyty „Meksykański Symbol Szczęścia”. Wtedy chyba zorientowaliśmy się, w którą stronę będzie szła ta historia.

Radosław Muszyński: Itak powstał ten korpus trójosobowy, który plącze swoją historię do dziś.

Artur Skibiński: Można powiedzieć – corpus maximus. (śmiech)

Czy brak wokalisty lub wokalistki w praktyce nie okazał się problematyczny w perspektywie rozwoju zespołu? Pytam o festiwalowe, przeglądowe i radiowe szanse na promocję tu i tam.

Adam Bińczyk: Lubię tworzyć i grać taką właśnie muzykę. Moim zdaniem brak wokalistki / wokalisty nie przeszkadza w rozwoju muzycznym zespołu, a wręcz przeciwnie. Wszyscy musimy podnosić nasze umiejętności, aby zaciekawić słuchacza. Zdaję sobie sprawę, że zespoły posiadające wokal mają większą szanse na zdobycie szerszego grona odbiorców. Ale ja lubię naszą muzykę, która pozostawia swobodę interpretacji.

Radosław Muszyński: Mimo wszystko czujemy, że jesteśmy pomijani w różnych festiwalach, czy inicjatywach muzycznych z powodu braku kogoś kto śpiewa. Jednak ludzie lubią słyszeć słowa i móc je sobie powtarzać, uznając je w jakiś sposób za swoje – utożsamiać się z nimi. Muzyka instrumentalna trafia do słuchacza, który oczekuje od muzyki więcej przestrzeni dla własnych przemyśleń i własnej wyobraźni.

Artur Skibiński: Ludzie wykorzystując swoją wyobraźnię, znajdą w tej muzyce sens i siebie samego. Mamy świadomość, że nie jest to muzyka dla każdego i nie każdemu się spodoba. Nie zależy nam też na tym, aby podobać się każdemu, tylko robi

muzykę zgodną z tym co mamy w sobie, w sercu i być autentycznym w tym. A jeśli ktoś to „kupi” i potraktuje jak swoje, to tylko się z tego cieszyć.

W drugim obiegu z ręki do ręki na mieście przekazywana jest koncertowa płyta Waszego zespołu. Stworzyły ją nagrania zarejestrowane w Centrum Kultury Studenckiej Kreślarnia. Tych koncertów w Koszalinie i poza miastem całkiem sporo zagraliście.

Artur Skibiński: Koncertów nie zagraliśmy jakoś specjalnie dużo, zawsze można by więcej. Zagraliśmy jednak w kilku fajnych miejscach i na jednej scenie z fajnymi muzykami.

Radosław Muszyński: Ja najbardziej jestem dumny, że udało nam się zagrać z moim muzycznym guru – Wojtkiem Pilichowskim na jednej scenie w nieistniejącym już niestety klubie Free Blues Club w Szczecinie.

Adam Bińczyk: Pierwszy koncert zagraliśmy w klubie CK 105 Koszalin w ramach „Respiratorów Kultury”. Nikt jednak na ten koncert nie przyszedł. (śmiech) Był to czas pandemii. Później były kluby, kilka fajnych suportów, koncerty plenerowe, radiowe (Radio Szczecin i Radio Koszalin). Granie koncertów jest dla mnie kwintesencją naszej działalności. Każdy koncert był dla mnie ważnym wydarzeniemi cennym doświadczeniem. Fajnie byłoby grać ich więcej, gdyż są bardzo mobilizujące, inspirujące i energetyzujące.

Radosław Muszyński: Cieszymy się jednak, że z każdym naszym koncertem pojawiają się nowi fani, którzy dają nam niesamowity feedback do dalszej pracy.

Czerwona Planeta świeci już od pięciu lat. Zrobiliście jakiś bilans, podsumowanie tego czasu? Czy były jakieś szczególne momenty radości z tworzenia?

Radosław Muszyński: Niby pięć lat istnienia zespołu, ale czy to jest czas na robienie podsumowania? Osobiście myślę, że do podsumowania nadają się bardziej okrągłe liczby – 10 czy 20 lat. Teraz parafrazując słowa pana Młynarskiego po prostu robimy swoje.

Artur Skibiński: Dla mnie, jeśli miałbym robić podsumowanie tych pięciu lat, ważny był koncert w Radiu Koszalin, który zagraliśmy w październiku zeszłego roku. To miejsce, w moim odczuciu wymusza na muzyku pełne przygotowanie, rzetelność i skupienie. Koncerty, które graliśmy były fajne, ale zawsze zastanawiałem się jakby to mogło wyglądać w studiu radiowym, gdzie profesjonalizm tego studia określa poniekąd muzyka, pozostawiając go „nagiego” przed słuchaczem i przed sobą samym. W takich miejscach wychodzi cała prawda o warsztacie każdego muzyka.

Adam Bińczyk: Dla mnie, podsumowaniem naszej dotychczasowej pracy będzie wydanie płyty studyjnej. Koncerty to wspólne świętowanie, radość i dzielenie się naszą muzyką z publicznością. Jak widać, każdy ma swoje prywatne podsumowanie tych pięciu lat.

Radosław Muszyński: Dlatego nie ma z nami nudy. (śmiech)

Pod koniec piątego roku życia dzieci rozwijają świadomość językową. Potrafią już różnicować głoski w wyrazach, tworzyć przymiotniki, czasowniki oraz rymy. Może to już właściwy czas na nowy etap i kolejne, ewolucyjne przeobrażenie projektu? Może jakaś współpraca z reprezentantką Wenus?

Radosław Muszyński: Pomysłów na urozmaicenie naszej twórczości/produktywności i czegoś co może zaskoczyć naszych słuchaczy jest sporo. Jak narazie doprecyzowują swoją formę w naszych głowach. Być może uda je się zrealizować jeszcze w tym roku. I planowany jest udział reprezentantów obu planet, zarówno z Wenus jak i z Marsa. (śmiech)

Adam Bińczyk: Zagraliśmy już kiedyś koncert (w Grudziądzu), gdzie kilka utworów zagrał z nami klawiszowiec – mój dobry kolega. Bardzo fajnie to wyszło. W moim odczuciu, jeżeli mielibyśmy poszerzyć nasze grono, to skłaniałbym się ku uzupełnieniu naszego instrumentarium o klawisze, mogą być albo z Wenus albo z Marsa.

Artur Skibiński: Prawda, w Grudziądzu zagraliśmy koncert z Tomkiem Gustem na klawiszach oraz Adrianem Zawadą (znanym z Orkiestra na Dużym Rowerze) na wokalu. Było to dla nas nowe doświadczenie gdyż spotkaliśmy się z chłopakami dopiero w dniu koncertu i wyszło naprawdę dobrze.

Radosław Muszyński: To doświadczenie pozwoliło nam otworzyć się na inne możliwości i uzmysłowiło, że przy dobrej organizacji i odpowiednich osobach możemy dowolnie aranżować naszą przestrzeń muzyczną. Możemy dokładać tak zwane „puzzle” do naszego obrazka, bez uszczerbku na jakości, a przy okazji poszerzając spektrum doznań dla słuchacza.

Adam Bińczyk: Fragmenty tego koncertu można zobaczyć i posłuchać na naszym kanale na YouTube. (youtube.com/@CzerwonaPlaneta)

O czym marzą mieszkańcy Czerwonej Planety? Czy w kierunku realizacji tych marzeń „rzeczy się dzieją”?

Artur Skibiński: Jeśli masz na myśli to, czy wymarzona przez nas płyta się pojawi, to odpowiem, że tak – praca wre, a żar z rozgrzanego jej brzucha bucha. (śmiech) Cały czas dopieszczamy swoje brzmienie, aby każdy z nas był zadowolony z dźwięków, jakie mają się znaleźć na krążku. Może dlatego tak to długo trwa, bo wciąż eksplorujemy przestrzenie i szukamy najciekawszych rozwiązań.

Adam Bińczyk: Moje marzenia się dzieją. Chciałbym tylko, żeby częściej. Chodzi mi szczególnie
o większą ilość koncertów. Sprawia mi to ogromną frajdę. No i oczywiście płyta studyjna, a nawet dwie. Materiału mamy już na trzy.

Radosław Muszyński: Tak jak wcześniej wspomniałem są nowe pomysły, które pomogą nam zaistnieć w świadomości słuchaczy na jeszcze innych płaszczyznach. Na tę chwilę są to 3 projekty. Pierwszym jest nagranie materiału na płytę. Dwa kolejne to współpraca z większym instrumentarium oraz konwencja oparta na teatrze. Nic więcej nie powiem, żeby nie zapeszyć.
Dwa ostatnie pomysły są w fazie projektowania i pisania scenariuszy, ale same pomysły dają mi niezłą „parę na tłoki” żeby to rozwijać i projektować. Mam nadzieje, że będą osiągalne w drugiej połowie tego roku.

Las drogakamienna Prestiżowy Ślub