izabela rogowska 11 Prestiżowy Ślub

Aktorskie życie, to ciągła nauka

Fot. Izabela Rogowska

Nie marzył od dziecka o tym by stanąć na scenie. I choć edukacyjne ścieżki wybierał bardzo różne, to nie żałuje swoich wyborów, bo każdy z nich nauczył go czegoś innego. Jesienią 2024 roku dołączył do zespołu aktorskiego Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie i z każdym dniem coraz lepiej czuje się w mieście. Pracując tutaj, docenia bliskość morza, plaży i możliwość spacerowania.

Z Jerzym Dowgiałło rozmawiała Katarzyna Kużel

izabela rogowska 1 Prestiżowy Ślub

– Czy jesteś tym „przypadkiem aktorskim”, który od dziecka wiedział, że chce występować na scenie?

– Wręcz przeciwnie. Stało się to dosyć późno, choć jako dziecko brałem udział w szkolnych przedstawieniach, jednak nie traktowałem tego poważnie. Do tego stopnia, że kiedy byłem chyba w szóstej klasie, rodzice zapisali mnie na zajęcia teatralne, to po pół roku zrezygnowałem, ponieważ bardzo się tam nudziłem. Oczywiście, fajnie było powygłupiać się na scenie, ale na dłuższą metę nie widziałem się na tych zajęciach.

Kiedy dotarłem do klasy maturalnej, to zainteresowała mnie druga strona, czyli reżysersko – operatorska. Myślałam nawet, że zostanę reżyserem filmowym – w tamtą stronę mnie ciągnęło.

Do tego stopnia, że po maturze poszedłem do dwuletniej szkoły policealnej: Akademii Filmu i Telewizji w Warszawie, na specjalizacji reżyserskiej. Dyplomu tam jednak nie zrobiłem, bo na to zabrakło mi już czasu – zdawałem do szkoły teatralnej. Co może się wydać ciekawe, jednocześnie studiowałem bałtystykę, czyli filologię litewsko-łotweską, na Uniwersytecie Warszawskim. Byłem tam dwa lata i doszedłem do wniosku, że jednak to nie jest dziedzina, którą chciałbym zgłębiać. Oczywiście, taka ogólna wiedza humanistyczna ukształtowała mnie i przydaje się w życiu.

Później zacząłem współpracować z offowym teatrem, który nazywał się Scena Lubelska 30/32 w Warszawie i to wtedy pomyślałem, że fajnie byłoby spróbować w szkole teatralnej i dostałem się na wydział lalkarski w Białymstoku.

– Jaki to był dla Ciebie czas?

– Bardzo dobry. Trochę czułem się tam jak Harry Potter w Hogwarcie… (śmiech). Człowiek przychodził rano, wychodził wieczorem. Właściwie całe życie toczyło się w szkole. Praca nad sobą, układanie etiud – wiadomo, że praca w takiej szkole, całkowicie się różni od, na przykład, studiowania bałtystyki… (śmiech). Jasne, że w jednej i drugiej uczelni były wykłady, jednak w szkole aktorskiej więcej było zajęć praktycznych i bardzo mi się to podobało. Najbardziej ceniłem sobie pierwszy i trzeci rok w Białymstoku, kiedy było dużo przedmiotów, które uruchomiały moją wyobraźnię. Na pierwszym roku mieliśmy dużo zajęć, na których samodzielnie tworzyliśmy etiudy, niekoniecznie pod gotowe teksty, tylko sami wymyślaliśmy coś od podstaw, na kanwie problemów egzystencjalnych czy metafor, więc to mnie bardzo fascynowało i można było się wykazać.

Czasami chętnie bym wrócił do czasów studenckich, ale to są tylko momenty. Chyba prędzej powróciłbym do czasu po skończeniu studiów, kiedy zastanawiałem się co chciałbym robić w życiu. Czułem, że wszystko mogę.

– A na jaki temat pisałeś pracę magisterską?

– Pisałem o animacji poklatkowej, czyli temat związany z filmem. Mieszkałem wtedy w Łodzi, w miejscu gdzie działał Se-ma-for (Studio Małych Form Filmowych), a animacja lalek – byłem przecież na wydziale lalkarskim – i animacja filmowa, mają ze sobą wiele wspólnego. Pisałem o współczesnym filmie lalkowym więc jak tylko zacząłem pisać, to wciągnąłem się bardzo w ten temat. Świadczyć o tym może fakt, że sto stron napisałem w dwa tygodnie.

– Po studiach wiedziałeś, gdzie chciałby pracować?

– Od początku wiedziałem, że chcę pracować na etacie, ale to nie było łatwe. W jednym teatrze nie było etatów, w innym grałem gościnnie. Pracowałem w różnych prywatnych teatrach, więc wiadomo, odbywało się to na zupełnie innych zasadach. Etat w koszalińskim BTD-e, jest moim pierwszym etatem aktorskim.

– Mimo etatu w Koszalinie, cały czas jesteś w podróży. Męczy cię taki tryb życia?

– Zahartowałem się ubiegłym roku, kiedy grałem w teatrze objazdowym. To oznaczało, że w ciągu tygodnia byłem w pięciu różnych miejscowościach i grałem po trzy spektakle dziennie więc to naprawdę była szkoła aktorskiego życia. Ale muszę powiedzieć też, że to była trochę lżejsza praca, bo graliśmy spektakle dla dzieci i one, ze względu na treść, były mniej wymagające. Natomiast był to bardzo fajny towarzysko czas. Razem mieszkaliśmy w hotelach, razem chodziliśmy na obiady więc czułem się trochę, jak na trochę dłuższym wyjeździe integracyjnym. Mieliśmy też zmienników, co oznacza, że jedna ekipa grała przez dwa tygodnie, a przez kolejne dwa, druga. Podsumowując, to było to ciekawe doświadczenie

izabela rogowska 34 Prestiżowy Ślub

– Jesteś warszawiakiem. Ale takim z urodzenia, czy z mieszkania w stolicy przez lata?

– Z urodzenia. Nieprzerwanie mieszkałem tam dwadzieścia dwa lata. Potem, studiując mieszkałem w Białymstoku, następnie w Łodzi i w Rzeszowie więc od tego czasu migruję po Polsce, z przystankami w Warszawie, a teraz w Koszalinie.

Wyjeżdżając na studia nie myślałem o tym, że nie wrócę do rodzinnego miasta. Zresztą, ja do niego wracam cały czas. Mam tam rodziców, rodzeństwo, zdarzają się czasem angaże zawodowe, bo głównie w Warszawie są plany filmowe. Cały czas nie zrezygnowałem z tego i mam nadzieję, że uda mi się to połączyć, pracując etatowo w koszalińskim teatrze. Uważam, że wszystko można pogodzić, wystarczy tylko sobie dobrze zaplanować czas.

– Trudno było Ci podjąć decyzję, że stabilnego zatrudnienia musisz szukać poza Warszawą?

– Był taki moment, chociaż moja pierwsza praca w zawodzie była w Łodzi, gdzie przez trzy lata pracowałem w Teatrze Lalek Arlekin. Potem przyszła pandemia i pojawił się pomysł by żyć i pracować w stolicy i nawet przez chwilę miałem nadzieję, że się to uda. Zagrałem wtedy gościnnie w Teatrze Baj, ale niestety skończyło się to na jednym spektaklu. Oczywiście cały czas były plany filmowe, ale jeśli chciałem grać w teatrze, to musiałem szukać dalej.

– Czy, w Twojej ocenie, aktorstwo jest cały czas trudnym kawałkiem chleba?

– Myślę, że tak… Cały czas trzeba udowadniać swoją wartość i nie można odpuścić. Trzeba zawsze dawać z siebie sto procent, bo jest duża konkurencja. Do filmów są castingi, w których trzeba brać udział. Wiadomo, że aktorska śmietanka już nie musi tego robić – oni do grania są zapraszani i pojawiają się w filmach bardzo często. Powiedzmy sobie szczerze: jeżeli nie dołączy się do tej grupy, to cały czas trzeba walczyć i łapać swoje. Trzeba mieć szczęście, ale przede wszystkim talent, bo widz szybko zweryfikuje jego brak.

Są też tacy aktorzy, którzy zdecydowali się już tylko na granie w filmach, ponieważ mają tak dużo propozycji, że nie mają czasu na teatr. Pewnie też jest spora grupa, skoncentrowana tylko na graniu w teatrze.

– Zatem teatr czy film? Możesz powiedzieć, że coś jest Tobie bliższe?

– Trudno powiedzieć… Obie dziedziny są ciekawe i fascynują mnie. Nie wiem czy mógłbym powiedzieć, że wolę teatr lub, że wolę film. Uważam, że różnorodność jest zaletą, bo zupełnie inaczej gra się przed kamerą, inaczej na scenie i to jest rozwojowe. Ale szkolić można się, korzystając z kursów, uczących różnych technik aktorskich.