man looking watch while using laptop Temat z okładki

Informacja czy dezinformacja?  Social media, popularyzacja wiedzy i fakenewsy,  wszystko w „trosce” o zdrowie.

Żyjemy w globalnej internetowej wiosce, gdzie niemal pięć miliardów ludzi aktywnie korzysta z social mediów. W ciągu ostatnich kilku lat rewolucja cyfrowa zmieniła całkowicie sposób pozyskiwania informacji oraz komunikacji, umożliwiając wchodzenie w interakcję z treściami i ich autorami. Skoro spędzamy w wirtualnym świecie niemal 7 godzin dziennie, chcąc nie chcąc, staje się on źródłem przekonań i kreuje światopogląd, również dotyczący postaw i zachowań zdrowotnych i żywieniowych dzieci i dorosłych.

Z jednej strony social media oferują profesjonalistom i podmiotom zajmującym się zdrowiem publicznym narzędzie do szeroko zakrojonych akcji informacyjnych i profilaktycznych, edukowania zdrowotnego i angażowania społeczeństwa, z drugiej zaś pozostawiają szerokie pole dla dezinformacji i nieprzewidywalnego wpływu na zachowania zdrowotne. Wraz z rozwojem komunikacji, technologii cyfrowej, spersonalizowanych mediów społecznościowych oraz narzędzi opartych na sztucznej inteligencji (AI) wzrasta niepokojąco ilość fałszywych informacji i przekazów w przestrzeni publicznej. Często trudnych do zweryfikowania. Wg raportu „Dezinformacja oczami Polaków” aż 84% Polaków zetknęło się z fake newsem, a 9 na 10 badanych potwierdziło prawdziwość przynajmniej jednej z fałszywych informacji. Co ciekawe, najbardziej dotkniętym dezinformacją obszarem (obok energetyki i technologii) jest właśnie zdrowie. Dziedzina, która winna być filarem zaufania społecznego. 65% Polaków zgadza się z opinią, że producenci ukrywają informacje dotyczące niebezpiecznych dodatków do żywności, a 58% jest przeświadczona o szkodliwości roślin modyfikowanych genetycznie. Przerażającym jest także fakt, że 30% badanych wierzy, że zaplanowano kolejne pandemie.

Media społecznościowe są poza kontrolą. Jak wskazują badania, tylko kilka procent treści dotyczących żywienia, diety, stylu życia będących w obiegu internetowym jest zgodnych z oficjalnymi zaleceniami towarzystw naukowych i organizacji zdrowia publicznego. Zaznaczmy, że dla blisko 80% ludzi w Polsce, media te stanowią główne źródło informacji o zdrowiu, a ponad 90% z nich uważa je za wiarygodne i rzetelne. Pod tym względem, na tle Europy, znajdujemy się na trzecim miejscu od końca, za Litwą, Rumunią i  Bułgarią.

„Wiarygodna” informacja to popularna informacja. Dziś żyjemy na tyle szybko, że nie chcemy tracić czasu na sprawdzanie. Tak więc, wiedza internetowa jest obecnie uwiarygadniana przez popularyzację, udostępnienia i … zasięgi. Szczególnie, w sprzyjającym temu modelu biznesowym, premiującym treści atrakcyjne, szokujące, kontrowersyjne i zwykle… nie mające wiele wspólnego z naukową wiedzą.

Porady dietetyczne od internetowych celebrytów – to loteria. Pseudo specjaliści: „terapeuci” i „doradcy” żywieniowi, płatni influencerzy, celebryci i lekarze aktywni w obszarze tzw. medycyny alternatywnej, czy automatyczne boty z lekkością wchodzą w rolę  ekspertów, znających się na wszystkim. Powiedzą Ci, „czego lekarz Ci nie powie”. Stają się inspiracją, wzorem do naśladowania i autorytetem. Głównym źródłem med-fake-news-ów jest ruch antyszczepionkowy oraz dietetyka i sport. W końcu każdy ma jakieś doświadczenia z jedzeniem, więc czemu nie zostać ekspertem? Czemu nie napisać książki lub e-booka? Popularność, zasięgi i liczba followersów zastępuje realne kompetencje. Krzykliwe hasła, proste w przekazie treści, często wyrwane z kontekstu, nadmierne uproszczenia problemu są nośne i łatwiej akceptowalne niż konieczność interpretacji badań naukowych. Skutki są opłakane, bo ludzie często podejmują bardzo niekorzystne dla swojego zdrowia na podstawie fałszywych informacji. Przykładem mogą być „lekarze” negujący udział cholesterolu w rozwoju chorób serca i układu krążenia, osoby promujące terapie głodówkami ukierunkowane na leczenie chorób nowotworowych czy całkowitą rezygnację z chemioterapii na rzecz intensywnej suplementacji. Dodatkowo dużą trudnością jest zauważenie ścisłego związku i zintegrowania przekazu postu, reelsa, bloga, czy filmu na kanale z promocją i intencją sprzedażową. Z badań UOKiK wynika, że wiele treści umieszczanych przez influenserów na Facebooku, Instagramie, Youtubie, TikToku czy innych social mediach nie jest w ogóle oznaczana jako reklama i spełnia definicję kryptoreklamy. Brakuje transparentności i jasności przekazu dla użytkowników internetu mimo istniejącego prawnego obowiązku oznaczania treści. Influencerzy odgrywają istotną rolę w kształtowaniu decyzji zakupowych w branży spożywczej. Ich siłą jest autentyczność, zaufanie, zdolność do tworzenia atrakcyjnych treści i przyciągania uwagi konsumentów. Współpraca z influencerami przynosi firmom spożywczym wiele korzyści. Influencer marketing będzie się rozwijał i ewoluował wraz z rozwojem technologii i zmieniającymi się preferencjami konsumentów. Najmłodsi są grupą najbardziej podatną na wpływ społeczny. Dzieci i młodzież chętniej sięgają po produkty modne, reklamowane i konsumowane przez osoby znane lub postacie z bajek. Producenci żywności wykorzystują siłę mediów społecznościowych do poszerzania tej grupy odbiorców. Przekaz jest zwykle wybiórczy w kontekście cech produktów i wzmacniany przez odpowiednią edycję zdjęć lub filmów. Porcje prezentowanego jedzenia znacznie większe niż wynikające z zapotrzebowania. Produkty obecne w sieci są zwykle wysoko przetworzone, bogate w cukier, o niskiej wartości odżywczej. Kształtują w dużym stopniu gust żywieniowy, rzutują na preferencje żywieniowe w całym dalszym życiu dziecka, często przyczyniając się do otyłości. Kolejne zagrożenie zanurzenia w social mediach to ich związek z zaburzeniami odżywiania jako efektu ekspozycji na wyidealizowany i zniekształcony obraz świata (i ciała). Kanony piękna wytwarzane przez wirtualny świat, publikowanie osobistych treści związanych z odchudzaniem, treningiem, budowaniem sylwetki, indywidualne przemiany mogą generować zniekształcenia poznawcze i poczucie niezadowolenia z siebie. Porównywanie może prowadzić do nieprawidłowej samooceny i wyzwolenia nieprawidłowej relacji z jedzeniem. Także ilość spędzanego czasu koreluje z wyższym prawdopodobieństwem zaburzeń odżywiania, choć oczywiście to tylko jeden z wielu, ale jednak istotny czynnik pojawienia się takich zaburzeń. Kiedy przez wiele godzin scrollujemy profile influencerów kulinarnych, wzrasta apetyt i prawdopodobieństwo jedzenia emocjonalnego, czy sięgania po comfort-food.

Social media to także ogromna szansa dla naukowców, specjalistów i ekspertów oraz instytucji zdrowia publicznego w budowaniu prawdziwych przekazów i edukacji zdrowotnej. Szczęśliwie, w gąszczu internetowego bełkotu możemy znaleźć wartościowych twórców. Są wśród nich praktykujący lekarze, dietetycy, psychodietetycy z kierunkowym wykształceniem, fizjoterapeuci. Różni ich od med.-influencerów to, że edukują w oparciu o oficjalne zalecenia, starając się przekazywać obiektywne i zweryfikowane treści. Zwykle ich internetowa działalność jest uzupełnieniem ich codziennej praktyki opartej na EBM. Prawdziwi edukatorzy żywieniowi mogą stać się dla nas dobrą inspiracją, zwiększać siłę motywacji do zmiany stylu życia i przekazywać rzetelną wiedzę na temat zdrowia.            

Od lekarza do kucharza. Bardzo lubię piękny wizualnie, wręcz sensualny świat blogów kulinarnych. Mam swoje ulubione portale, są dla mnie często źródłem inspiracji w kuchni. Trzeba jednak pamiętać, że obfita obecność kulinariów w przestrzeni publicznej może stymulować nas do nadmiernego jedzenia i rozbudzania nadmiernego apetytu. Samo oglądanie jedzenia na ekranie pobudza nasz mózg i wpływa na zmysłowe odczucia (zjawisko „foodporn”), poprawiając nastrój. Blogerzy kulinarni, czy zawodowi kucharze koncentrują się raczej na organoleptycznych walorach jedzenia (i to jest ok!), ale nie są dietetykami (albo zwykle nimi nie są), więc nie powinniśmy ich traktować jako źródła wiedzy o tym, jak powinniśmy jeść, jakie są nasze potrzeby zdrowotne i żywieniowe. Poszukiwanie inspiracji na kulinarnym blogu porównałabym do wyjścia do wirtualnej restauracji, ale z samoobsługą. I tak, mogę pójść do kawiarni, restauracji fast-food, wybrać tradycyjne danie kuchni polskiej, czy potrawę w fit-konwencji. Wszystko jest dla ludzi, ale warto być świadomym internetowym konsumentem i korzystać z tego świata wybiórczo, wedle swoich potrzeb i priorytetów.

Wchodzenie w dialog za pomocą mediów społecznościowych i możliwość docierania do odbiorców (szczególnie młodych) to ogromna szansa na edukację żywieniową. Ważne, by przekazywane treści były rzetelne i pochodziły od specjalistów. Istotne, by personel medyczny budował w świecie realnym, a także wirtualnym wiarygodny i spójny wizerunek medycyny opartej na faktach.