Jest projektantką w zakresie wzornictwa przemysłowego oraz grafiki cyfrowej i warsztatowej.
Zajmuje się problematyką komunikacji wizualnej ze szczególnym uwzględnieniem Miejskich Systemów Promocji i Informacji Wizualnej. Współpracuje z firmami produkującymi oświetlenie przemysłowe, ale w zakresie jej zainteresowań są również… wozy strażackie. Z dr Aliną Ostach-Robakowską, Dziekan Wydziału Architektury i Wzornictwa Politechniki Koszalińskiej, rozmawiała Katarzyna Kużel.
– Z jednej strony, to na pewno nowy początek dla wydziału, ale z drugiej – trzeba mieć pewnie w głowie także to, co działo się do tej pory. Zatem jak planuje pani swoją kadencję?
– Moje działania będą rozwinięciem tego, co już mamy. Mamy bardzo dobre podstawy i mamy bardzo dobre zaplecze. Chcemy na pewno trochę szerzej zaistnieć w mieście i pojawić się ze swoimi działaniami w różnych instytucjach. Chciałabym, by sztuka szerzej zagościła w mieście i aby mieszkańcy mieli świadomość, że taki wydział jest w Koszalinie, i że jesteśmy jego częścią. Chciałbym byśmy wreszcie stali się rozpoznawalną marką, która nie tylko w mieście istnieje, ale także i może dla miasta pracować.
– Współpraca uczelni z miastami wygląda bardzo różnie i czasem zależy to od władz miasta, a czasem samej uczelni. Jednak wydaje się, że z możliwości takiego wydziału jak Architektura i Wzornictwo, żal nie korzystać.
– Zdecydowanie. Mamy przecież Katedry Wzornictwa, Architektury, Grafiki oraz Sztuk Pięknych, a w każdej z tych katedr pracuje zespół ludzi z niesamowitym potencjałem, który potrafi współpracować z zewnętrznymi podmiotami, mając kontakt z ludźmi w Koszalinie. A przecież miasto – jako instytucja również działa w takich sektorach, więc naturalnym wydaje się, że linia porozumienia, którą tutaj mamy, mogłaby by być naznaczona nowym spojrzeniem, które możemy dać Koszalinowi. Myślę, że możemy powiedzieć, że jako projektanci czy artyści mamy umiejętności i jesteśmy po to, by świat wyglądał inaczej.
– Od jakiegoś czasu odpowiadając na pytanie skąd pani jest, mówi pani, że z Koszalina, ale to oznacza, że wcześniej tak nie było. To Poznań był przez lata, miejscem pani życia.
– W 2006 roku przyjechałam do Koszalina, ponieważ wzięłam udział w konkursie, który wtedy ogłosił Instytut Wzornictwa PK i dostałam tutaj pracę. Muszę powiedzieć szczerze, że to nie była miłość od pierwszego wejrzenia – jeżeli chodzi o samo miasto, jednak po latach bardzo doceniam miejsce, w którym przyszło mi pracować i żyć. Wcześniej studiowałam na Wydziale Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, gdzie też kończyłam Liceum Plastyczne. Ale poznanianką z urodzenia nie jestem bo pochodzę z Wrześni – miejscowości położonej około czterdziestu kilometrów od Poznania. Do Liceum Plastycznego poszłam z zamiłowania do rysowania, chociaż będąc nastolatką miałam wiele artystycznych pasji. Lubiłam tańczyć. Lubiłam grać na instrumentach, ale jednak wygrała plastyka i rysunek. Co ważne, także rodzice wspierali mnie w wyborze takiej szkoły średniej, co potem zaowocowało decyzją, by pójść na ASP.
– Tęskni pani za Wrześnią lub Poznaniem?
– Na początku tęskniłam – to oczywiste. Teraz jestem w Koszalinie już ponad dwadzieścia lat. Pamiętam, że na początku mówiłam „u nas w Poznaniu”, a to już od ładnych kilku lat mi się nie zdarza. Koszalin jest świetnym miastem, którego potencjał może trudno dostrzec w pierwszej chwili, ale bliskość i dostępność natury i spokój, który tutaj jest, są wartościami, z którymi trudno dyskutować. Lubię Koszalin.
– Wróćmy jeszcze do projektowania. Dlaczego wybrała pani grafikę?
– Bardzo lubiłam grafikę warsztatową, rysunek, litografię – i w tę stronę bardzo mnie ciągnęło. To był też czas, kiedy wchodziło dużo nowych rzeczy, więc grafika stała się naturalnym wyborem. Potem zdecydowałam, że chcę zostać w środowisku naukowym i zdawałam sobie sprawę z kolejnych kroków w moim życiu zawodowym, które będą możliwe czy konieczne.
– A co w projektowaniu i w grafice, interesuje panią najbardziej? Śledzi pani to, co dzieje się w Polsce i na świecie?
– Najbardziej interesują mnie systemy identyfikacji wizualnej, czyli wszystkie oznaczenia, z którymi spotykamy się Z grupą studentów z Palermo – Università degli studi di Palermo (2024) kadr uchwycony w trakcie zajęć – studentka z Lycee La Tourrache, Toulon Francja szkice i wizualizacje stanowiska sterowniczego – projekt dla F.M. Bumar Koszalin S.A. I ludz i e I I ludz i e I I 44 I w życiu codziennym. Każdy z nas ma z tym do czynienia i często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że za poszczególnymi znakami, na dworcu czy na lotnisku, stoi konkretny projektant. To jest bardzo ważne, by komunikaty w takich miejscach były jasne i czytelne dla wszystkich, niezależnie od tego czy jesteśmy mieszkańcem tego miasta, czy przyjechaliśmy z drugiego końca świata – i to jest obszar, który mnie bardzo interesuje. Natomiast drugim obszarem moich zainteresowań jest wzornictwo. I tutaj – myślę, że zaskoczę wiele osób – fascynują mnie wozy strażackie. Osiem lat temu zaczęłam współpracować z pewną fabryką maszyn, i tak to się zaczęło.
– Co zatem jest fascynującego nie tylko w samych wozach strażackich, bo te wydaje się, że głównie fascynują małych chłopców, ale także w ich wzornictwie?
– Wozy strażackie są tak fascynujące jak klocki LEGO. Po prostu, zawsze coś jest w nich do odkrycia lub do zmiany. I to jest właśnie taki obszar, w którym projektant może sobie… poszaleć. Oczywiście nie wszystko jest możliwe do wdrożenia, ale są takie elementy, które udaje się zrealizować i wtedy te wozy strażackie nabierają trochę innej linii. Użytkownik może niekoniecznie od razu to widzi, ale w odbiorze ogólnym jest to zauważalne. Ten wóz ma po prostu szansę, wyglądać nieco inaczej. Warto wiedzieć, że wóz strażacki to nie tylko jest bryła, którą widzimy, ale także wszystko, co jest w środku. Istotne są mocowania sprzętu, półki na kaski czy radiofony. To wszystko ma znaczenie. Musi być ergonomiczne i tak zaprojektowane, by strażak w czasie akcji nie musiał zastanawiać się, gdzie co leży – bo tutaj liczy się głównie czas. Wozy strażackie mają także dużo elektroniki, więc o oznaczenie, co gdzie należy przycisnąć – mówiąc kolokwialnie, także musi być czytelne i intuicyjne.
– Czy zdarzyło się pani być w takim mieście, o którym pomyślała pani, że jest pod względem komunikacji świetnie zaprojektowane?
– Podróże są częścią mojej pracy graficznej, bo rejestrowanie miasta i ludzi zawsze mnie pociągało. Miasta są oczywiście różne. Mają różny charakter, potencjał – to wszystko zależy od dynamiki ludzi, którzy tam mieszkają. Są miasta takie jak Kopenhaga, gdzie wszystko jest świetnie zaprojektowane i poruszanie się po takim mieście jest prawdziwą przyjemnością. Tam człowiek się nie gubi. Komunikaty w metrze, na lotnisku czy na dworcach są jasne i czytelne. Ale są też miasta bardziej dynamiczne – tak bym je nazwała – jak te w Hiszpanii, czy Portugalii, gdzie identyfikacja jest także na wysokim poziomie, ale tam występuje też czynnik ludzkiego temperamentu i innej niż na Północy, energii.
– Z pani podróżami związana jest też ciekawa historia, nazwijmy ją: prasowa.
– Tak, lubię zatopić się w mieście. Być taką obserwatorką codziennego życia. I z tym właśnie jest związany mój mały rytuał związany z prasą. Nawet jeżeli nie znałam języka danego miasta, to zawsze pierwsza rzecz którą robiłam i robię, to kupowanie gazety. Musiałam ją mieć, by poczuć się obywatelem miasta. Usiąść na ławeczce, kupić sobie kawę i przejrzeć gazetę. Oczywiście te gazety jadą potem ze mną do Polski i to, oprócz zdjęć, są moje pamiątki z podróży.
– Często mówi się, że muzyka jest inspiracją do tworzenia. A jakiej muzyki pani słucha najchętniej?
– Bardzo lubię muzykę jazzową więc cieszy mnie Hanza Jazz Festiwal, który odbywa się w Koszalinie. Ale muzyka towarzyszy mi codziennie i nie wyobrażam sobie bez niej życia, tym bardziej, że w czasach licealnych mieszkałam w jednej bursie z muzykami, więc ich ćwiczenia muzyczne, także te jazzowe, towarzyszyły mi na co dzień. Sporo wtedy chodziłam do „Blue Note” w Poznaniu i tak jazz został ze mną na zawsze. Bardzo lubię koncerty, doceniam Filharmonię Koszalińską, lubię nie tylko koncerty jazzowe, ale i rockowe.
– Czy artystyczne pasje odziedziczyły po pani dzieci?
– Syn gra na perkusji w Orkiestrze Dętej im. Ziemi Sławieńskiej i dojeżdża do Sławna na próby, a córka tańczy w Pałacu Młodzieży w Koszalinie – więc faktycznie, w jakiś sposób te pasje przekazałam dzieciom. Czy będą je realizowały w dorosłym życiu? Nie wiem, chociaż wiele na to wskazuje.