IMG 7081 Wydarzenia

Tufting, malowanie włóczką

Historia ręcznego tuftowania sięga kilku stuleci wstecz. Jego korzeni można doszukać się w starożytnym rzemiośle tkania dywanów, którego początki sięgają starożytnych cywilizacji: Persji, Egiptu i Chin. Jednakże ręczne tuftowanie, jakie znamy dzisiaj, silnie rozwinęło się w ostatnim stuleciu. Do wykonania wzoru potrzebne jest płótno o specjalnym splocie, włóczka i pistolet, którym przeprowadza się nić przez oczka tkaniny. Współcześnie tuftinguje się nie tylko dywany, ale i obicia mebli, ubrania, gadżety i dekoracje wnętrz. Do swojego nietypowego domu – składaka na łące, zaprosiła nas Dorota Kacperek, twórczyni tuftingowych dzieł.

Tak blisko miasta, a tak sielsko i cicho, i pusto dookoła, jak mieszka się w poza miastem, samej i do tego w domu-składaku?
Ten dom to moje ulubione miejsce, spędzam tu kilka miesięcy każdego roku, tyle ile pozwoli pogoda i moje zobowiązania zawodowe. Mój kontenerowy dom wyremontowałam sama, z pomocą taty. Zaaranżowałam na swoje potrzeby, tak aby cieszyć się bliskością natury i swobodą bycia z dala od tłumów. Nie ma tu wielkich wygód, bo ich nie potrzebuję, ale jest to, co uwielbiam, czyli spokój, wspaniały widok, wolność, a to idealne warunki do kreatywnego myślenia.

Dziś składak na łące, ale jeszcze całkiem niedawno wiodłaś życie na walizkach.
Można tak powiedzieć. Podróżowanie stanowiło sporą część mojego dotychczasowego, dorosłego życia. Dłuższy czas mieszkałam w Australii, do której udało mi się pojechać tuż po studiach. W Tanzanii uruchomiłam wraz z moim ówczesnym partnerem pierwszy odzieżowy biznes, jednak wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.

Co masz na myśli?
Tak jak widzisz, cenię sobie minimalizm, lubię recykling i życie blisko natury. W Australii uderzył mnie ogromny konsumpcjonizm i marnotrawstwo. Ciężko patrzeć, jak wyrzucane są nowe rzeczy, bo wszedł na rynek kolejny model: telefonu, butów, telewizora itd. Niczego się nie naprawia, nie szanuje. Podobnie jest np. z żywnością. Suto zastawiony stół cieszy oko, a później to, co niezjedzone, wyrzuca się wraz z obrusem. Z pewnością nie jest tak wszędzie, ale konsumpcjonizm zaszedł tam moim zdaniem za daleko. Nie chciałam być częścią takiego społeczeństwa, szczególnie, że zawsze ceniłam pracę rzemieślników i małych twórców.

Rzemieślnicy wracają do łask, przynajmniej na starym kontynencie. Czy to też był powód do twojego powrotu?
Pochodzę z rodziny, w której zawsze szacunek miała praca ludzkich rąk. Pracowałeś, zmęczyłeś się, twoją robotę miało być widać. Takie miałam wzorce i tym nasiąknęłam. Oczywiście z czasem i do mnie doszło to, że nie zawsze trzeba się zaharować dla efektu, a tym bardziej dla pieniędzy, jednak etos pracy był w moim domu duży. Kiedy wróciłam z Australii, wiedziałam, że chcę wykonywać pracę twórczą, siedzenie za biurkiem nie wchodziło w grę, mimo że z wykształcenia jestem magistrem ochrony środowiska. Pociągało mnie wiele dziedzin, od grafiki, rysunku, renowacji mebli, po tworzenie świec. Jednak poznanie techniki tuftingu sprawiło, że robię to, co naprawdę sprawia mi przyjemność. Mało tego. To podoba się innym, a moje przedmioty trafiają do domów w całej Polsce, a nawet za granicę. Tufting dał mi możliwość rozwoju i kreowania autorskich pomysłów. Pracuję też na swoich warunkach, a to spełnienie marzeń wielu twórców.

Tufting to metoda tkacka znana od tysiącleci, współcześnie przeżywa swój renesans. Przedmioty wykonane tą techniką są niepowtarzalne. Większość twórców koncentruje się na dywanach, ty jednak tufting potraktowałaś nieco inaczej.
Tufting jako technika został zauważony kilka lat temu. Prawdziwy jego rozkwit przyszedł wraz z modą na kolorowe dywaniki, we wzory piesków lub kotków czy postaci z filmów animowanych. To jednak nie moja bajka. Dla mnie od początku był to rzemiosło użytkowe, które swoją formą ma ciekawić, intrygować, ale i przywracać dawnym meblom odświeżony wygląd. Dlatego właśnie tworzę dywany, a na nich autorskie wzory oraz obicia do mebli: krzeseł, foteli, ramy luster, dekoracyjne poduszki, kapy. Drugą moją pasją są ubrania wykonane metodą tuftingu. Projektem, nad którym pracowałam dłuższy czas, był płaszcz wykonany dla projektanta Dawida Tomaszewskiego, który w lipcu został pokazany wraz z jego kolekcją na Berlin Fashion Week. Jestem ogromnie wdzięczna, że mogłam wziąć udział w tak kreatywnym projekcie, który przysporzył mi wiele frajdy, ale i otworzył na nowy kierunek mojej twórczości.

Jak udało się tobie nawiązać współpracę z tak uznanym projektantem mody jak Dawid Tomaszewski?
Prawdę mówiąc to Dawid znalazł mnie w sieci. Spodobały mu się moje prace, pomysły, metody wykończenia i kreatywność. Nad wykonaniem płaszcza pracowałam wiele tygodni, był to dla mnie bardzo inspirujący czas.

Mam to szczęście, że ludzie poszukujący ciekawych, innych przedmiotów, trafiają do mnie, pozostawiając mi sporą dozę pracy kreatywnej. W większości przypadków umawiamy się na kolory, ale wzory, sposób wykończenia należy w całości do mnie.

Najłatwiej do mnie trafić poprzez moją stronę internetową www.kreatywnebestie.pl lub przez Ig: otadorka. Są jednak i takie osoby, które moje prace zachwyciły na żywo, podczas kultowego już wydarzenia jakim są Targi Rzeczy Ładnych. Pierwsze edycje, które gromadziły małych twórców, znanych bardziej w przestrzeni instagramowej, odbywały się w Warszawie, kolejne były w Gdańsku, Poznaniu czy we Wrocławiu. To impreza, podczas której można spotkać całą masę utalentowanych osób, mocno się zainspirować oraz, co chyba najważniejsze, spotykać na żywo osoby, które oglądają naszą twórczość w sieci. Do tego typu imprezy muszę przygotowywać się dobrych kilka tygodni, aby stworzyć wystarczającą ilość asortymentu. Na pewno będą to „włochate” magnesy na lodówkę, poduszki, jakieś niewielkie meble, ale takie targi to też okazja na nawiązanie większych współprac. Jest jeszcze lato, a ja tak naprawdę szykuję się już do zimowej, najbardziej popularnej edycji targów.

Tufting wypełnia cały twój czas?
Na pewno sporą jego część. Moja pracownia jest przy domu moich rodziców, więc siłą rzeczy lubię tam być i czuję się tam bardzo bezpiecznie. Ponieważ tufting stał się też moim pomysłem na życie, to sporą część stanowią biurowe i księgowe papierki. Jak to u rzemieślników, czasem pracujemy tylko na przysłowiowy ZUS, ale nie o to w tym chodzi. Może poprzez moje wcześniejsze podróżowanie nie wyobrażam sobie pracy na etacie. Lubię to, że mogę sama sterować swoim czasem. Znam swoje możliwości i to pomaga mi zaplanować pracę, poza tym moim zdaniem tufting ma moce terapeutyczne, bardzo odpręża, relaksuje. Kiedy ma się za sobą już etap kreatywny, czyli wymyślania wzoru, reszta jest bardzo powtarzalna więc można odlecieć myślami całkiem daleko, rzecz jasna, jak się ma już wprawę. Potwierdzają to również osoby, które przyjeżdżają do mnie na kurs tuftingu.

Nadal projektuję i tworzę plakaty, bo to moja mała odskocznia i co tu kryć, parę złotych do budżetu. Bardzo chciałabym móc koncentrować się na tworzeniu mebli, bo faktycznie na to jest zapotrzebowanie i temu będę chciała poświęcić czas.

Za kilka tygodni pogoda zmieni się na tyle, że swój domek z pewności zamienisz na coś innego.
To prawda, planuję na jakiś czas spróbować swoich sił w Warszawie, ale kolejne lato znów pod Koszalinem w moim składaku. To miejsce to mój azyl, gdziekolwiek by mnie los nie rzucił.