Piotr Lech z aparatem nie rozstaje się od przeszło dwudziestu lat. Portretuje ludzi, miasta i wydarzenia, chwytając w zapisanym obrazie opowieść. Jego zdjęcia, nasiąknięte emocjami, dokumentują to, czym żyje współczesny człowiek i to, co chciałby swoja postawą światu powiedzieć. To nie nadużycie, jeśli o fotografiach Piotra powiemy, że mają zapach i smak miejsc, w których zostały zrobione. O tym jak zdobyć zaufanie artystów, których się fotografuje oraz o tym, gdzie trzeba się znaleźć, aby zrobić dobre ujęcie, rozmawiamy podczas wakacyjnych, upalnych dni.
Ponoć nie rozstajesz się z aparatem.
Dobre ujęcie może zdarzyć się wszędzie. Chcę być na nie gotowy.
Jaki był twój pierwszy aparat?
To było bardzo dawno temu, kiedy jeszcze do aparatów wkładało się klisze. Ostatnio nawet znalazłem jedne z pierwszych negatywów, co ciekawe wykonane podczas wypadu do Warszawy w 1997 r. i już wtedy był to mały zapis codzienności. Bardziej reportaż niż zaaranżowane sytuacje. Później, w 2004 r. był pierwszy aparat cyfrowy, który za namową kupiła mi moja mama. Pierwszy przełom nastąpił w 2010 roku, kiedy dziadek dołożył mi do aparatu i stałem się posiadaczem pierwszej lustrzanki cyfrowej, idąc za ciosem pojawiły się pierwsze zlecenia: śluby, chrzty. Można powiedzieć, że zdjęcia robiłem od zawsze, choć mój styl ewoluował wraz ze mną. Byłem chłonny jak gąbka, podpatrywałem wszystko: gwiazdy MTV, teledyski, znanych fotografów. Mnóstwo eksperymentowałem. Bawiłem się światłem, szukałem różnych efektów, które wprowadzały dynamikę. Ciągle chciałem więcej, ale nie do końca sądziłem, że fotografia może być czymś więcej niż tylko pasja dla mnie.
Jak więc się stało, że zostałeś fotografem najlepszych polskich hip-hopowców?
W sumie to krótka historia, bo dłużej mi zeszło na zebranie się w sobie i pojechanie za namową kolegi do Warszawy, niż samo dotarcie do muzycznych gwiazd hip-hopu. Trzy lata temu mój kolega, którego poznałem na jednej z sesji zdjęciowych, intensywnie namawiał mnie na wyjazd do stolicy. Mówił mi, że robię świetne zdjęcia i mógłbym spróbować właśnie tam. Nie było mi łatwo tak z dnia na dzień rzucić wszystko i ot tak przeprowadzić się, dlatego dopiero rok później, w wakacje, pojechałem do tego kumpla na 2 tygodnie i tak zostałem w Warszawie do dziś, a ta przygoda trwa już 3 rok. Na miejscu trafiłem najpierw na koncert, potem na jakąś imprezę, zrobiłem pierwsze zdjęcia. Potem te zdjęcia dostał jakiś muzyk i tak, w wielkim skrócie, to się zaczęło. Dziś w swoim portfolio mam fotografie, które wykonałem takim artystom jak Mata, Kękę, Paluch, Żabson, Kaz Bałagane, BeDoEs, Hemp Gru, Kali, Kronkel Dom, Malik Montana, Wini, Onar i wielu innych.
Zaufali fotografowi z Koszalina, choć jak się domyślam, w Warszawie konkurencja jest duża?
Ja też tak myślałem. Gdzie jak gdzie, ale w dużym europejskim mieście musi być masa świetnych, profesjonalnych fotografów. I tak jest, ale wielu z nich specjalizuje się w „wystylizowanych” zdjęciach w atelier, z całym sztabem mejkapistów, fryzjerów, stylistów itd. Ja kocham fotografię reportażową i lubię wejść w tłum, zajrzeć do garderoby, chwytać momenty, a nie je specjalnie inscenizować. Być może ten naturalny klimat zdobył zaufanie muzyków, którzy czuli się przy mnie swobodnie i naturalnie. Po drugie, ja wychowałem się na hip-
hopie. Widziałem tysiące teledysków, zdjęć, starych plakatów, więc doskonale wiem, jak ci muzycy chcą być pokazani, w jakim klimacie czują się najlepiej, a że jest to często zadymiony backstage koncertu?! Dla mnie to nie problem.
Rozumiem, że dobrze czujesz się w spontanicznych warunkach.
Powiem nieskromnie, że kiedy warsztat jest opanowany, to czas na szukanie wyzwań na mieście. Za mną dwadzieścia lat doświadczenia w wielu warunkach, sytuacjach, dla różnych ludzi i najróżniejszych oczekiwań. Lubię pokazywać ludzi
nieco inaczej, lubię też zaglądać w miejsca, do których nie dociera każdy. Na moich portretach są zarówno tatuażyści, jak i piłkarze. Przyznam się jednak, że pociąga mnie także bycie w miejscach pełnych dynamiki. Z premedytacją chodziłem i chodzę na najróżniejsze wiece i marsze – od konserwatywnych, po liberalne, po to, aby uchwycić atmosferę, emocję, grymas twarzy, zapalczywość, fun itd. Zrobiłem też całą masę portretów polskich polityków w najróżniejszych sytuacjach.
Ostatnio fascynuje mnie fotografia retrospekcyjna. Fotografuję warszawskie ulice i zestawiam je z archiwalnymi zdjęciami miejsc, których już nie ma. Miasto Warszawa zainteresowało się moimi zdjęciami oraz pewien portal, ale nie mogę na razie zbyt wiele zdradzić, być może przemieni się to w większy projekt.
To sporo jak na dwa lata w stolicy…
Kocham miejską tkankę i tę cała dynamikę, jaką ma od porannych godzin, po długie i brudne wieczory. Idąc ulicą, jeden będzie gapił się w telefon, drugi zobaczy robotnika na drabinie, a trzeci w tym wszystkim zobaczy jakąś alegorię.
Bałem się tej Warszawy, bo myślałem, co może taki chłopak jak ja, z małego miasta i bez znajomości. Okazało się jednak, że wchodzę tam, gdzie inni nie chcą czy jest im niewygodnie, a dla mnie to środowisko naturalne.
Poznałem też życie muzyków od zaplecza, które wcale nie jest takie kolorowe, jakby mogło to się wydawać, ale też poznałem ludzi, którzy cenią sobie moją pracę i doceniają to, co robię i są w stanie na mnie poczekać i godnie zapłacić.
Twój tato, Waldemar Lech, był członkiem zespołu „Mr Zoob”. Trochę tej artystycznej iskry masz po nim?
Mój tato był kolorowym ptakiem i ja chyba też nim jestem, choć działam w zupełnie innym obszarze. W domu zawsze były instrumenty, bywali ludzie związani ze sztuką, ale i tak najwięcej zawdzięczam mojej mamie, która nigdy nie wątpiła w moje pasje, choć dość długo wydawały się tylko zabawą. Jestem jej za to ogromnie wdzięczny i to, jak mnie wychowała, z pewnością odbija się także w moich pracach czy relacjach międzyludzkich.
Pewnie jest w tym co robię wiele z artyzmu, ale lubię też być przygotowany. Nigdy nie idę na jakieś wydarzenie bez wiedzy o czym ono jest, co tam zastanę. Idę z pomysłem. Nie „strzelam” setek migawek, a robię w zasadzie tylko takie ujęcia, jakie zaplanowałem. Zawód fotografa to ciągłe stymulowanie się, inspirowanie, szukanie nowych propozycji. Swoimi zdjęciami chcę pokazać coś więcej niż tylko postać, sylwetkę. Mówią, że jestem dobry w tym i potrafię to robić.