Kiedy patrzę na zdjęcia mojej babci w jej 50. latach życia, widzę starszą panią z siwymi włosami schowanymi pod kolorową chustą na głowie. Zawsze uśmiechniętą, ze zmarszczkami układającymi historię życia na jej twarzy. To miłe wspomnienie. Moja babcia była wręcz książkowa: ciepła, serdeczna i stara. Taką ja pamiętam – starą. Dziś, kiedy obok jej zdjęcia stawiam pięćdziesięcioletnią siebie, nie mogę się nadziwić, że pół wieku, bo tyle jest różnicy pomiędzy moimi urodzinami, a urodzinami babci, poczyniło różnicę w funkcjonowaniu kobiet. Współczesne pięćdziesięciolatki to w sporej części kobiety świadome swojej pozycji zawodowej oraz osobistej. Wiedzą, czego chcą od życia, głośno mówią też o tym, na co zgody już nie mają. Z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że określenie „stara” nijak się ma do aktualnego stanu rzeczy.
Pewnie z tego powodu w nomenklaturze psychologicznej „starość” została zamieniona na „późną dorosłość”. Starzenie, będące normalnym etapem rozwoju człowieka, stało się stanem bardziej umysłu niż ciała. Elkhonon Goldberg w swojej książce „Jak umysł rośnie w siłę, kiedy mózg się starzeje” pisał o mądrości eksperckiej, przychodzącej wraz z wiekiem. Zauważał, że większość ważnych dla ludzkości odkryć było dokonywanych przez naukowców, będących w swojej drugiej połowie życia. Statystyczny wiek noblisty to 55-59 lat. W tymże wieku najczęściej z rodzinnego gniazda „wyfruwa” potomstwo, dając jednocześnie matkom czas, który mogą poświęcić dla siebie, na rozwój nowych zainteresowań, pasji, kariery czy nawet zmianę ścieżki zawodowej. Kto powiedział, że okres młodości jest jedynym słusznym czasem zarezerwowanym na kształcenie? Dziś częstą sytuacją jest fakt zdobycia drugiego fakultetu, kiedy dzieci zdobywają swojego pierwszego magistra. Wiele pań właśnie wtedy rozpędza swoją karierę, osiąga niezależność finansową, realizuje swoje pasje.
Na drugim biegunie są kobiety zmęczone. Strudzone życiem matki, żony, rozwódki, których poświecenie, głębokie jak Rów Mariański, odbija się echem powtarzającym jak mantra słowo menopauza. Ten biologiczny etap kobiecego cyklu życia, powtarzany wielokrotnie, staje się wytyczną wpędzającą kobietę w sidła starości. Kiedy próbują wdrażać zmiany w swoje życie, słyszą: „odbija ci, masz menopauzę”. Kiedy źle się czują: „masz menopauzę!”, spadają wyniki – „pewnie menopauza”, pokłócisz się z mężem – menopauza itd. Nic więc dziwnego, że właśnie okolice pięćdziesiątki u kobiet to czas, w którym zwielokrotnia się ryzyko wystąpienia depresji. Nie chodzi tylko o wahania stężenia estrogenów w organizmie, ale przede wszystkim o zmiany zachodzące w obrębie najważniejszych obszarów życia: rodzina, praca, relacje społeczne. Jeśli dodamy spadek poczucia kobiecej wartości, negatywny obraz własnego ciała, dorzucimy bilans życia, to mamy gotową receptę na kryzys.
Jednym z moich ulubionych, gabinetowych pytań kierowanych do pięćdziesięciolatek w kryzysie środka życia, jest pytanie: „jakiego wieku, chciałby pani dożyć?”. Większość podaje zakres 85-90 lat. Średnio licząc, jakieś jeszcze 35 lat życia. Rzuca to nowe światło na sprawę, bo kiedy zobaczymy tę liczbę, zwizualizujemy ją sobie, okazuje się, że w zasadzie mamy przed sobą jeszcze raz tyle czasu, ile przeżyliśmy od momentu opuszczenia domu rodzinnego. Widzicie te lata? To daje do myślenia. Warto zdać sobie sprawę, że w tym miejscu życia dokonujemy wyboru, co chcemy do swojego życia zaprosić. Czy jest to moment, od którego zaczynamy czekać na „łagodną śmieć”, czy wybieramy życie? Co to oznacza? Nie wiem, dla każdego będzie to czym innym. Wiem jedno: jest to historia o odpowiedzialności za siebie samą. O świadomej zgodzie na to, jak mają wyglądać kolejne lata życia. O decyzji, co w miejscu, w którym jestem, z tym co mam, mogę zrobić dla siebie.
I o tej odpowiedzialności jest właśnie wychodzenie z kryzysu środka życia. Bardzo często, żyjąc w relacji partnerskiej, zawodowej czy społecznej, kobiety wykształcają w sobie oczekiwania, że inni podejmą za nie kluczowe decyzje, że inni będą mieć pomysł na ich życie, że inny wypełnią luki w relacjach. Zrobią coś, czego skutkiem będzie szczęście, zadowolenie, spełnienie, realizacja. Kiedy tak się nie zadziewa, a najczęściej tak się nie dzieje, rozlewa się żal i smutek. To wtedy często kobiety retrospektywnie rozpatrują wszystkie błędne decyzje, trudności, niepowodzenia, krocząc prosto w objęcia depresji. A co by było, gdyby zamiast myślenia wstecz, wrzucić bieg „cała naprzód”? Nie mamy wpływu na to, co było w naszym życiu. Nie mamy wpływu na zdarzenia, których byłyśmy uczestnikami. Historia życia to zapisane rozdziały książki, czas przeszły dokonany i jakkolwiek była trudna, jest niezmienialna.
Zatem skoro jest tak, że dzisiejsze 50-latki wyglądają lepiej, niż kiedyś, mają więcej możliwości, to jak spożytkować w użyteczny dla siebie sposób te 35 lat życia, które statystycznie mamy przed sobą?
Poznaj siebie.
Dobre planowanie opiera się na analizie tego, co mamy, jakie mamy zasoby, jakie mamy możliwości. Nie bez powodu dobry księgowy, rozpoczynając nowy rok rozliczeniowy, przeprowadza inwentaryzację. Zatem zanim zaczniesz zmieniać – podsumuj, co masz. Określ najdokładniej jak możesz, w jakim jesteś miejscu. Co w twoim życiu jest obecne? Co jest mocną stroną, dzięki, której możesz pójść w wybranym kierunku.
Kiedy zanalizujesz swoją sytuację, wypisz wszystkie umiejętności i zasoby, jakie posiadasz. Pamiętaj, że zasobem jest wszystko to, co dla ciebie jest użyteczne, z czego możesz skorzystać, w różnych sytuacjach. Pakiet umiejętności od pozornie błahych, jak ugotowanie obiadu z przysłowiowego niczego, po umiejętności związaną z wiedzą specjalistyczną.
Opisz też trudności, jakie w twoim życiu występują albo jakie mogą wystąpić. Z czym się zmagasz, co cię ogranicza, co jest w twoim życiu problemem.
Kiedy już to zrobisz, pomyśl, co z tego, co już w życiu osiągnęłaś, co masz, co umiesz, może ciebie wspierać w pokonywaniu wypisanych truności. To ważny moment, bo nauka wykorzystywania posiadanych zasobów, to nasz wewnętrzny system regeneracji oraz życiowego recyklingu.
Poczuj siebie.
Być może w całym swoim życiu, goniąc z domu do szkoły, z zebrania na zebranie, z pracy do domu, z domu do sklepu, gotując obiad, malując przedpokój, nigdy nie zastanowiłaś się tak naprawdę, kim jesteś. Nie odpowiedziałaś sobie na pytanie, co jest źródłem twojej siły. Co daje tobie nadzieje na jutro. Jakie są twoje wartości? Co ciebie definiuje?
Kogo chcesz mieć w swoim życiu, którą relację warto kontynuować, a którą dawno powinnaś zakończyć. Z wiekiem zmieniają się nam również relacje i te bliskie, i te dalsze. Często w tym właśnie momencie dochodzi do rozpadu wieloletnich związków, przyjaźni. Jednocześnie tworzy się miejsce na nowe i lepsze, zgodne z oczekiwaniami.
Poczucie siebie, zrozumienie swoich potrzeb, nauka uważności na siebie, jest kluczem do życia w zgodzie ze sobą.
Być może właśnie jesteś pierwszy raz w życiu w sytuacji, w której zaczynasz słyszeć siebie. Być może chcesz, a nie wiesz, jak to zrobić? Pomocne mogą być warsztaty rozwoje, sesje psychoterapeutyczne, książki, podcasty – wszystko, co będzie dla ciebie użyteczne, ażeby na nowo poznać i poczuć siebie.
Kiedy pracuję z kobietami 50+, niejednokrotnie zauważam brak wiary w siebie. Słyszę, kiedy mówią do siebie językiem statycznym, jakby w ich życiu nie miało się wydarzyć już nic. Określają siebie poprzez poniesione w życiu straty i niepowodzenia, widząc je jako kluczowe, życiowe wydarzenia. Środek życia niesie za sobą zmiany, ale kto powiedział, że mają być one niekorzystne? Kto o tym decyduje, jak ma wyglądać pozostałych 35 lat życia? Żeby w życiu iść naprzód, trzeba pokochać siebie, a przynajmniej polubić. Przestać się czepiać, a zacząć żyć. I jeśli potrzeba do tego nowej fryzury, trenera personalnego czy botoxu, nie ma co się zastanawiać. To twoja decyzja. Druga połowa życia może być o spełnianiu swoich marzeń, o realizacji celów, na które wcześniej nie było odwagi. Kiedy wybierasz siebie, nie oznacza, że jesteś egoistką. Paradoksalnie rozpoczynasz pracę na rzecz swojej rodziny. Szczęście jest zaraźliwe, a ty pokazujesz dzieciom, że każda kolejna dziesiątka w życiu to panel nowych możliwości. Późna dorosłość to historia o byciu bliżej siebie, dojrzałości i akceptacji, i tylko od ciebie zależy, ile radości chcesz z tego okresu czerpać.
To co mnie łączy z moją babcią, to niezmienna radość życia oraz historia życia wypisana na twarzy. U babci zmarszczki układały się w uśmiech, u mnie uśmiech układa moje zmarszczki. Cieszył ją letni wschód słońca, cieszył deszcz, wiatr i śnieg. We wszystkim widziała korzyści. I choć nie wiedziała, co to botox i pilates, była szczęśliwa. Akceptowała siebie. Kiedy wstawała rano i ściągała wałki z włosów, widać było, że lubi siebie, swoją chustę, miejsce, w którym mieszka. Często śpiewała, tańczyła w kuchni i mówiła o 5. rano: zobacz, jaki wspaniały ten wschód słońca.
Autorka jest psycholożką, psychotraumatologiem, psychoterapeutką w procesie kształcenia, certyfikowanym konsultantem terapii skoncentrowanej na rozwiązaniach. W swojej pracy łączy pasję, jaką jest psychologia, z wieloletnim doświadczeniem pracy z ludźmi w organizacji. Prowadzi w Koszalinie gabinet terapeutyczny.
Kontakt pod nr telefonu
798 666 497 lub
e-mail: sylwia.hillejarzabek@gmail.com