IMG 4142 Wydarzenia

Koszalińskie miejsce sztuki

Fot. archiwum prywatne „Fundacji Osieki”

IMG 4137 Wydarzenia

Na wykład dr hab. Agnieszki Popiel „Koszalin Superstar Bałtyku” (w listopadzie ubiegłego roku) poszłam wiedziona zainteresowaniem bohaterami spotkania, czyli postaciami Ludmiły Popiel i Jerzego Fedorowicza – inicjatorów powstania Plenerów Osieckich, i tak się zaczęła nasza znajomość i kolejne spotkania, także to ostatnie z Tomaszem Popielem. Spotkania przynoszące coraz to nowe informacje.

Jesień, czas, kiedy przez lata było już po zakończeniu Plenerów Osieckich, to dobry czas, by przypomnieć niezwykłą parę artystów, która w Koszalinie mieszkała przez kilkadziesiąt lat. Tak, tak… mieszkali przy ulicy Młyńskiej, a numer domu i mieszkania: 8/9 znali doskonale wszyscy ci, którym sztuka współczesna czy awangarda były bliskie.
Ludmiła i Jerzy trafili do Koszalina w 1956 roku. Tu dostali propozycję pracy, a Pomorze nie było im obce (ojciec Jerzego, Władysław był pierwszym, powojennym burmistrzem Słupska). W mieście było wtedy dużo do zrobienia, więc, między innymi, powołali lokalny oddział Polskiego Związku Artystów Plastyków, pracowali intensywnie nad oprawami wydarzeń i tworzyli swoją sztukę.

Myślę, że to było dla nich bardzo ciekawe doświadczenie – ocenia Tomasz Popiel. Dwoje młodych, utalentowanych ludzi dostało wspaniałe miejsce, o pięknej przyrodzie, z bliskością góry Chełmskiej i Bałtyku, ale dostali też wolność. Dostali szansę, by zacząć praktycznie od zera.

Paradoksalnie było to miejsce dużej wolności – uzupełnia pani Agnieszka – bowiem zachowały się listy Ludmiły do Jerzego, pisane z Paryża w 1960 roku, w których trochę narzeka – co może zabawnie zabrzmi z dzisiejszej perspektywy – że czeka na powrót do Polski, by móc przejechać się motocyklem po koszalińskich wzgórzach i by móc zacząć realizować artystyczne pomysły.

Tu trzeba dodać dwa zdania wyjaśnienia: co Ludmiła, ale także Jerzy, robili w owym czasie w Paryżu. Otóż stryjem Ludmiły był Karol Popiel, który był politykiem Chrześcijańskiej Demokracji i większość czasu, z konieczności, przebywał w Rzymie i właśnie w Paryżu. Stąd możliwość wyjazdów za granicę, gdzie spędzili trochę czasu.
Za sprawą owego Karola Popiela – wyjaśnia Agnieszka Popiel –
Jerzy trafił do kompanii karnej w Puszczy Sandomierskiej i wtedy Ludmiła, będąc w Koszalinie, pisała do niego bardzo ciekawe listy. Tamten czas naznaczony był pracą, polegającą na oprawie plastycznej różnych wydarzeń kulturalnych i społecznych. Oprawy robili wspólnie z innymi plastykami, którzy docierali w ten region Polski, więc życie towarzyskie i twórcze kwitło.

IMG 4138 1 Wydarzenia

Myśli o plenerach rodziły się zatem z tęsknoty za życiem akademickim i za pewną konwencją życia artystycznego: gromadzenia się, wspólnoty i rozmów, ale to, co było dla Ludmiły i Jerzego bardzo ważne, to dorośli artyści – nie młodzi ludzie, którzy jeszcze studiowali. Ważne było spotkanie, które będzie okazją do wymiany myśli, do dyskusji i pracy konceptualnej.

I trzeba podkreślić – dodaje pani Agnieszka, że nierozerwalnie łączyło się to z częścią ich życia naukową, projektową, inżynierskiego myślenia o sztuce. Tak zawsze Jerzy Fedorowicz mówił o Henryku Stażewskim – wtrąca Tomasz Popiel – że jest inżynierem obrazu.

Dla obojga twórców bardzo ważne były rozmowy i twórczy ferment, który był im niezbędny do życia. Dlatego właśnie tak duży nacisk kładli na naukową część plenerów w Osiekach.

Od zawsze ich koszaliński dom był miejscem interesującym, w którym działy się rzeczy niezwykłe. Początkowo najwięcej czasu poświęcali pracy na rzecz miasta, potem dzielili życie między Koszalinem a Rzymem, a następnie między Koszalinem, Rzymem i Warszawą, gdzie od lat siedemdziesiątych spędzali większość czasu i gdzie Ludmiła zmarła w 1988 roku, a w 2018 – Jerzy.

Zarówno koszaliński, jak i warszawski dom, to były miejsca antymieszczańskie, maleńkie i wypełnione ich przestrzenią i niekonwencjonalnymi związkami, które mogły się zarysować w sferze wizualnej – mówi Agnieszka Popiel. Bez wątpienia to nie były miejsca, które spotykało się na co dzień i nie było nic w nich z artystycznej pozy – oni po prostu tak żyli.

Ich dom był magiczny. Pachniał książkami i kurzem. Tam każda rzecz miała swoją historię. Tam były kolekcje, na które składały się przedmioty z całego świata – wspomina Tomasz Popiel. Tam były kamyki z Forum Romanum, kierownice od bardzo ekskluzywnych samochodów. Nawet części od Messerschmitt-ów czy samolotu, który spadł na warszawskich Bielanach.

Na ścianach były grafiki, czasem rysowane po to, by zamaskować pęknięcia – i to był ich sposób, by nie robić dużych remontów. W pewnym sensie, wszystko tam miało historyczne znaczenie, ale bez piętna pietyzmu. Oni nie mieli potrzeby jakiegoś specjalnego dbania o przestrzeń, tam wszystko żyło zarówno wspomnieniami, jak i teraźniejszością.

Byli osobami, które bardzo spójnie w postawie życiowej prezentowały to samo w sztuce i we wszystkich rozmowach, czy to z rodziną czy z innymi artystami. Byli intelektualistami, ale bez „artystowskiego zadęcia” – jak sami o sobie mówili – przypomina Agnieszka Popiel.

Organizacja Plenerów Osieckich i odchodzenie od niej, na lata pozostawiło ślad w rozmowach Ludmiły i Jerzego. Pierwsze rozbieżności pojawiły się dość wcześnie, około roku 1965, i dotyczyły różnicy koncepcji małżeństwa, a tego jak plenery widział Marian Bogusz. Kolejny plener Popiel i Fedorowicz zorganizowali 1967 roku – to wtedy Tadeusz Kantor zaprezentował „Panoramiczny happening morski”. W latach 1973-1979 nie brali udziału w osieckich plenerach. Ponownie pojawili się tam w roku 1980, ale to, co zadziało się rok później za sprawą „Łodzi Kaliskiej” sprawiło, że plenery w Osiekach, zniknęły z artystycznej mapy Polski.

Co ciekawe – właśnie Ludmiła w swoim manifeście „Definicja sztuki” napisała wówczas, że za sprawą działań niektórych uczestników pleneru, zostało zniszczone miejsce, w którym mogła zaistnieć sztuka.

Mimo tych wydarzeń, artyści nie trwali w żalu, a raczej dostrzegali zmiany, które działy się w innych miejscach Polski i już z Osiekami nie były związane. Musieliby mieć trochę inne osobowości, by się w zacietrzewić w żalu – podsumowuje Agnieszka Popiel.
Prace malarskie Ludmiły Popiel i Jerzego Fedorowicza, które znajdują się w zasobach Muzeum w Koszalinie, nigdy nie były tam pokazywane na indywidualnych wystawach. Cząstka tego, co stworzyli została zaprezentowana w czasie wystawy „Otwieranie” – zorganizowanej z okazji 60-lecia I Międzynarodowego Studium Pleneru Koszalińskiego (potocznie nazywanych Plenerami Osieckimi) – mówi Agnieszka Popiel i dodaje – nie rozumiem, co stało za takimi decyzjami, ale przede wszystkim czuję zaskoczenie, że przy twórcach tej rangi, twórcach, którzy tak bardzo przyczynili się w mieście do tego, co Koszalin pod względem sztuki miał do zaoferowania całej Polsce, przez lata nie było chęci, by taką wystawę zorganizować.

IMG 4140 Wydarzenia

W maju tego roku mieszkanie decyzją poprzednich władz miasta zostało odebrane, a co za tym idzie, Agnieszka i Tomasz Popielowie zabrali z Młyńskiej 8/9 wszystko to, co przez kilkadziesiąt lat istniało tam w niemal niezmienionej formie. Z drobiazgami Ludmiły w szufladzie nocnej szafki, z deską kreślarską i rapidografami, z farbami i kredkami, zdjęciami i listami, notatkami i kalendarzami.

Pozostawienie pracowni mogło być szansą dla badaczy, by dotknąć przestrzeni w sposób fizyczny, by poczuć ducha tego miejsca, które przeniesione w inną przestrzeń, nie będzie takie samo.

Agnieszka Popiel i Tomasz Popiel kilka lat temu powołali do życia „Fundację Osieki” – by spuścizna Ludmiły i Jerzego nie została zapomniana. Są dziećmi brata Ludmiły Popiel, stąd i zainteresowanie, i wiedza o artystach.