Zdzisław Pacholski – jest artystą fotografikiem, którego prace można było do tej pory oglądać miedzy innymi na wystawach w Niemczech, Portugalii i oczywiście w Polsce, jednak w Koszalinie po raz pierwszy możemy zobaczyć jego prace na wystawie indywidualnej. Tak się złożyło, że niemal w tym samym czasie pojawiła się książka artysty zatytułowana „Widziało mi się”, w której nie tylko zdjęcia, ale i eseje, przyciągają uwagę czytelnika.
Ze Zdzisławem Pacholskim mam okazje rozmawiać od wielu lat, a od kilku nasze rozmowy zdominował temat książki, którą miał zamiar napisać (i napisał) oraz wystawy w koszalińskim muzeum, której możliwość zorganizowania pojawiła się na początku
2023 roku (i została zrealizowana).
Praca nad książką zaczęła się w czasie pandemii Covid-19. Czas izolacji sprzyjał skupieniu nad wyborem zdjęć i tekstami. Wszystko zaczęło się od tego, że dysponowałem pewnym pomysłem, jeżeli chodzi o fotografie. Tyle tylko, że są one z końca lat sześćdziesiątych i dekady lat siedemdziesiątych, i jest jedno zdjęcie z roku 1985, ale ono jest wyjątkiem – opowiada Zdzisław Pacholski. Wszystkie one są rezultatem udziału w różnych konkursach, ale kiedy złożyłem je w całość – zdałem sobie sprawę z tego, że każde z nich jest osobnym bytem. I w żaden sposób nie dawało się ich skleić w sensowną całość.
Nic mi nie przychodziło do głowy, kiedy na nie patrzyłem, z wyjątkiem tego, że po latach każda z fotografii budziła we mnie refleksję. I to nawet nie sam obrazek, ale coś, co prowokowało myślenie w jego obrębie. Postanowiłem pójść tym tropem i coś o tym pisać. To wspomnienie jest dla mnie takim pomostem między współczesnością a tamtym czasem.
Teksty, które znalazły się w książce, nie są opisem zdjęć i nawet nie interpretują tego, co jest na fotografiach. Wręcz przeciwnie, to fotografie były źródłem inspiracji dla tego, co o nich napisałem.
Dla mnie zawsze niezwykle ważne było życie w miejscu, skąd pochodzę – wyjaśnia Zdzisław Pacholski. To się prawdopodobnie bierze stąd, że tutaj upłynęło moje dzieciństwo, a dzieciństwo jest tylko jedno. Ono jest nie do powtórzenia. Nie da się go przeżyć dwa razy. Do tego moje myślenia odnosi się także jedna z fotografii, zawartych w książce, a zrobionych przeze mnie w 1963 lub 1964 roku. To było jedno z pierwszych zrobionych przeze mnie zdjęć i ono było na tyle niedoskonałe, mimo że było zrobione w formacie 6×6 cm, że aby można było je pokazać, trzeba było je przerobić do takiego czarnobiałego, walorowego zdjęcia, które pokazuje dawną keję na mierzei miedzy jeziorem Jamno a Bałtykiem, niedaleko Dworku Osieckiego.
Emocje to jest jedna z najbardziej fascynujących cech naszej osobowości. Tak jak pamięć, która potrafi się uwolnić od nas; czasami mam wrażenie, że pamięć jest odrębnym bytem – niekoniecznie związanym z naszą osobowością, a emocja jest jej immanentną częścią. Emocja zostaje właściwie na zawsze. Zresztą fotografia ma taką zdolność do przechwytywania tej emocji, i jej utrwalania i uzewnętrzniania. Zatem wydaje się mi, że też jest to związane z naturą ludzką, że emocja z tamtego czasu – kiedy te zdjęcia zostały zrobione – ona została w jakiś sposób złapana przez tę fotografię, ale niezależnie od tego zapisu, trwa i tkwi w naszej głowie. Myślę, że tak to działa – mówi artysta.
Po czterech latach od pierwszej rozmowy o książce, zmieniała się perspektywa autora, sposób patrzenia na tamten czas. Myślałem, że znalazłem sposób na pandemię, a to ona znalazła sposób na mnie – przyszła najpierw jedna choroba, potem druga.
Niemal rok zajęło mi wymyślenie tytułu książki. Miałem ich zapisanych mnóstwo, ale jakoś żaden z nich nie oddawał ducha tego, co miałem zamiar powiedzieć i pokazać. Aż wreszcie przyszło olśnienie – uśmiecha się Zdzisław Pacholski – postanowiłem nadać tej publikacji tytuł „Widzi mi się”. Pokazałem ten tytuł paru osobom, ale nie wszystkim się podobał. Pojawiły się głosy, że jest trochę arogancki. I wtedy przyszedł mi do głowy inny tytuł, ale ponieważ byłem przywiązany do tego starego, to wymyśliłem coś takiego: ”Widziało mi się”, ale to jest tak zrobione, że tu jest zarówno napis „widzi mi się” jak i „widziało mi się”. I ten tytuł doskonale oddaje istotę tego, co chciałem przekazać. „Widzi mi się” – oznacza to, co czuję, patrząc obecnie na fotografie. „Widziało mi się” – jest tym, co widać na zdjęciu zrobionym kilkadziesiąt lat temu.
Moja profesja to jest fotografia i obracanie obrazu, przetwarzanie go, natomiast pisanie, to jest bardzo ciekawe doświadczenie i ono jest dla mnie trochę nieoczekiwane, ale z tego mojego wątłego doświadczenia „pisarskiego”, najtrudniejsze jest pisanie o rzeczach błahych albo banalnych w sposób niebanalny. To jest naprawdę spora trudność – przyznaje się fotografik.
Ja też nie staram się w tej książce interpretować zdjęć, tylko jak w przypadku „Ulicznej kołysanki” – zdjęcia z chłopcem leżącym na piłce, opisywać stan pewnego magicznego zdarzenia.
Książka ma pewien walor lokalności, bo odwołuje się do miejsc, które cały czas istnieją. Te ulice, te domy – ciągle stoją. Ale piszę też o drzewie, które rosło w Suchej Koszalińskiej. Przed wielu laty zrobiłem grafikę, którą zatytułowałem „Underground”, którą pokazywałem w dekadzie lat 80., kiedy byłem członkiem kultury niezależnej i tę grafikę bardzo często zdejmowała cenzura. Ja to pokazywałem i w kraju, i za granicą z dobrym skutkiem, ale tak długo, że zapomniałem, skąd było to drzewo. Musiałem wytężyć pamięć – wspomina Zdzisław Pacholski – i przypominałem sobie. Mało tego, znalazłem nawet negatywy zdjęcia drzewa, które już nie istnieje. Stało niedaleko sklepu w Suchej, na trasie do Osiek. Zdjęcie cenzura zdejmowała, w zależności od tego, jak było powieszone – jeżeli korzeniami do góry, nie miało szans na pozostanie na wystawie.
Zdjęcia i eseje są okruchami pamięci, ale one przestają być okruchami, kiedy są zebrane w taki zbiór i wtedy wszystkie razem tworzą ważny zasób pamięci. Ważny też zasób miejsca, bo te obrazy są z sąsiedztwa.
Człowiek, który żyje znojnym życiem i z nim się boryka, może zrezygnować z konieczności zabrania go ze sobą – żyje dalej albo umiera, bo gdy życie zużyje się na śmierć, i tak wyjdzie to na jaw. Cielesność, ciuchy i buty, narzędzia i maszyny też się zużywają. Nawet ziemia zużywa się nie mniej, niż lemiesz ryjący skibę. Dłonie ścierają się tak, jak połysk na klamkach. W słońcu płowieje drewno i wypala kolor z tkanin. (…) Pomiędzy życiem, a zużyciem linia jest tak niejasna, jak umykający horyzont i równie trudna do wyjaśnienia jak kurz osiadający wewnątrz zegara ściennego. Postać, która zaczyna swój marsz, zatacza krąg i dociera do siebie z oddali – pisze w książce fotografik, umiejętnie dotykając tego, co ulotne, chociaż stanowi sedno naszego życia.
Warto też przypomnieć, że Zdzisław Pacholski przez lata zajmował się w Koszalinie współtworzeniem życia kulturalnego, był działaczem kultury niezależnej w okresie stanu wojennego, a później kuratorem wielu ważnych wystaw. To z jego inicjatywy powstał Almanach Kultury Koszalińskiej oraz Rada Kultury przy Prezydencie Miasta Koszalina.
W 2008 roku został laureatem Nagrody im. Waldemara Kućki za osiągnięcia w dziedzinie fotografii, a w 2021 – Nagrody Specjalnej na 2. Mednarodni bienale likovne vizije Etike(te) – Smeh w Słowenii.
Książka „Widziało mi się” już jest dostępna, a wystawę „Zdzisław Pacholski. Meandry widzenia” można oglądać w Muzeum w Koszalinie, do 17 listopada.