Pszczelarstwo to nie zawód, to przede wszystkim szacunek do wyjątkowych owadów – pszczół, bez których jak mówią naukowcy, długo byśmy nie przeżyli. Marek Królczyk został pszczelarzem wcale nie z przypadku. Zamiłowanie to przejął od swojego ojca i dziadka, choć w młodości nie przypuszczał, że jego wolny czas zupełnie zdominują pszczele rodziny. Dziś posiada 35 uli, o pszczołach może opowiadać godzinami, a miód, który pozyskuje, traktuje jak eliksir zdrowia. Naszej rozmowie towarzyszył bzyczący szmer owadów i trzy koty, w tym jedna trzytygodniowa znajda.
Dzięki takiemu pszczelarskiemu dziedzictwu zapewne nie miał pan szans poznać smaku sztucznego miód.
Zgadza się. W moim rodzinnym domu zawsze był prawdziwy miód. Po prostu miód, innego nawet nie szukałem nigdy na półkach sklepowych. Mój dziadek prowadził pasiekę, a my wraz z moim bratem, jako małe szkraby, z bezpiecznej odległości przyglądaliśmy się temu. Kiedy zabrakło dziadka, pasiekę przejął mój tato i z powodzeniem prowadzi ją do dziś. Z czasem pasję tę również i my z bratem zaczęliśmy kontynuować. Tato mój i brat mieszkają między Ełkiem a Augustowem i tam mają swoje ule, a ja od kilku lat mam ule w lesie w okolicach Wyszewa.
Pszczelarstwo to coś więcej niż po prostu hobby, to pewien rodzaj misji, który może uratować ludzkość przed zagładą.
O tym jak zapylacze – bo to nie tylko pszczoły – są ważne, w ostatnich latach mówi się sporo. To bardzo dobrze, bo bez nich życie na naszej planecie zmieniłoby się diametralnie. W codziennej pracy przy ulach nie mam poczucia misji, ale to prawda, że pszczele rodziny są mi tak bliskie jak pies czy kot. W zasadzie pszczelarz zajmuje się ulem każdego dnia: począwszy od sprawdzania czy wszystko jest w porządku, po leczenie pszczół, tworzenie im najlepszych warunków i ochronę przed naturalnymi wrogami takimi jak: ptaki czy kuny, po reperacje i naprawę pszczelich domków. To dość kosztowne i czasochłonne hobby. Pozyskany miód jest, można powiedzieć, efektem ubocznym mojej przyjaźni z pszczołami. Nie kalkuluję, ile tego cennego nektaru pozyskam. Każdy rok jest inny i urobek zależy od wielu czynników, takich choćby jak pogoda, przymrozki, ale i choroby czy inne zagrożenia, na które nie zawsze mamy wpływ.
Co do miodu panuje wiele przekonań, mitów, nie zawsze prawdziwych tez. Co o miodzie warto wiedzieć w pigułce?
Miód to eliksir zdrowia. Wspaniały naturalny lek, znany od wieków. Na pytanie, który miód jest najlepszy, zawsze odpowiadam, że każdy prawdziwy, bo nie ma w tym zakresie miodów gorszej czy lepszej jakości. Warto jednak wiedzieć, że miody dzielimy na nektarowe, czyli takie, które powstały z nektarów kwiatów: miód lipowy, akacjowy, faceliowy, wielokwiatowy, oraz miód spadziowy, powstający ze spadzi z drzew, która jest sokiem drzewnym przetworzonym przez owady takie jak mszyce, czy czerwce a następnie zebranym przez pszczoły. Miód spadziowy jest trudniej pozyskiwany, więc nieco rzadziej można go nabyć.
Warto wiedzieć, że wszystkie miody mają prozdrowotne właściwości. Przede wszystkim działają przeciwzapalnie, zalecane są również przy chorobach sercowo-naczyniowych, redukują ciśnienie tętnicze. Poszczególne miody mają również dodatkowe właściwości. W przypadku niedokrwistości poleca się miód spadziowy, przy arytmii rzepakowy, dla diabetyków akacjowy. Lipowy jest źródłem energii i warto wspierać się nim przy jej spadku.
Miody mają również swoje smaki. Najbardziej charakterystyczny smak i zapach ma miód gryczany, z kolei miód z mniszka jest bardzo delikatny. Miody pozyskuje się do dwóch razy w ciągu sezonu. Są więc miody wiosenne, z pierwszych kwiatów, i miody późnego lata. Nawet w obrębie tego samego waloru, np. wielokwiatowe różnić się będą delikatnie barwą i smakiem, wiosenne delikatniejsze i jaśniejsze, późne zaś ciemniejsze i intensywniejsze.
Każdy miód naturalnie się krystalizuje, ale w zależności od tego, z jakich roślin pszczoły nazbierały pożytku, krystalizacja przebiega w różny sposób, np. miód akacjowy może krystalizować się nawet do dwóch lat, innym często zabiera to od kilku dni do kilku tygodni.
Miodów nie wolno gotować, bo zupełnie stracą swoje właściwości.
A co z ich przechowywaniem?
Zaleca się temperaturę pokojową, w nienasłonecznionym miejscu. Może być również lodówka. Ważne, aby słoik z miodem był szczelnie zamknięty, ponieważ miód ma właściwości higroskopijne, czyli pochłania wodę. Nieszczelny czy otwarty z słoik z miodem może się popsuć, a właściwie to ulec fermentacji.
Poza tym miody, dobrze przechowywane, nie mają terminu ważności. Najstarszy znaleziony miód pochodził z Gruzji i miał 5500 lat! Ja jednak zachęcam, aby miodu nie przechowywać, aż tak długo, ale spożywać go na bieżąco, w różnych formach.
Na co jeszcze warto zwrócić uwagę, kiedy kupujemy miód?
Zachęcałbym do kupowania miodu od lokalnych pszczelarzy, do których mamy zaufanie. W dużych sklepach spotkamy czasem miód, który został pozyskany poza unią europejską, a wówczas nie mamy pewności, w jaki sposób pszczoły np. były leczone czy dokarmiane.
W polskich warunkach można powiedzieć, że miodu nie jesteśmy w stanie pozyskać „bez limitu”. Na południu Europy, np. w Hiszpanii, pszczoły dają znacznie więcej miodu, głównie związane jest to z dłuższym okresem wegetacji roślin i pogodą. Dla nas najzdrowiej jest jeść to, co rośnie w naszej strefie klimatycznej, podobnie jest z miodem.
Warto zwracać uwagę również na numer weterynaryjny, jaki powien mieć każdy zrzeszony w Związku Pszczelarskim. To gwarancja prowadzenia zdrowej i bezpiecznej pasieki.
W tym sezonie jakie miody będą z pana pasieki?
Moje ule podzieliłem na dwie części, jedna z nich stoi w lesie, a druga przy leśniczówce. Pozyskany miód będzie więc miodem z roślin leśnych oraz łąk. Zdarza się, że wywożę ule na pola do zaprzyjaźnionych rolników. Wówczas mam miody gryczane lub akacjowe.
A może kiedyś do kolekcji trafi też miód pitny?
Myślę o tym dość intensywnie, ale prawdziwy miód pitny to czasochłonny wyrób dla cierpliwych. Proces tworzenia nie jest wcale taki prosty i trzeba uzbroić się w wytrwałość. Ale nie mówię „nie”.
Czy sądzi pan, że i syn pana będzie chciał kontynuować pszczelarską tradycję?
Na razie nic na to nie wskazuje, ale i ja w jego wieku zupełnie o tym nie myślałem. Jeśli kiedyś będzie chciał, na pewno pomogę mu się wdrożyć. W Związku Pszczelarzy większość członków to osoby z mojego rocznika lub starsi. Młodych nie ma za wielu, ale uważam, że do tego hobby trzeba też trochę dorosnąć i zdecydowanie mu się poświęcić. W młodości jest przecież tyle do zrobienia, a nie codzienne doglądanie pszczół. Jestem jednak spokojny. Mamy w Polsce blisko 100 tys. zarejestrowanych pszczelich rodzin, więc zdecydowanie nie jest to hobby na wymarciu.