Maderczycy uważają, że swoją wyjątkową w ostatnich latach popularność zawdzięczają influenserom, którzy w czasach pandemii przybyli na wyspę, by z dala od świata przetrwać czasy kwarantanny. Rzeczywiście, izolacja Maderze nie jest obczyzną. Położona niemal 1000 km od kontynentu europejskiego atlantycka wyspa, nie posiada żadnego stałego połączenia morskiego z lądem. I choć Wyspy Kanaryjskie są zaledwie 450 km dalej, Madera nie posiada portu promowego, a transport morski w zasadzie jest w rękach jednego przewoźnika, zatem, jak można się domyślić, nie jest tani. Choć może wydawać się dziwne, po „lepsze” zakupy mieszkańcy muszą latać na kontynent, gdyż maderski wybór jest, co najmniej mówiąc, skromny.
Wielusetletnia izolacja Madery przełożyła się na dużą liczbę chorób psychicznych. Wyspa, licząc tylko 250 tys. mieszkańców (dla porównania tylu mieszkańców ma Gdynia), posiada dwa duże szpitale psychiatryczne, z ilością miejsc dwukrotnie wyższą, niż szpital ogólny w Funchal, stolicy wyspy. Choć nam wyspa wydaje się rajem, to niemożność wydostania się z niej, chów wsobny (każdy jakoś jest z kimś spokrewniony), zbiera swoje żniwo. Przytłaczające też są niskie jak na zachodnią część Europy zarobki. 1200 euro to średnia wysokość pensji Maderczyka. Warto dodać, że wzrost popularności wyspy zaowocował wzrostem cen nieruchomości, które aktualnie są poza zasięgiem większości mieszkańców. To może być przytłaczające. Wyspiarze uważają również, że większość pożarów na wyspie została spowodowana, przez osoby zmagające się z chorobami psychicznymi i alkoholizmem.
To co przyciąga turystów, to oczywiście przyroda. Jeśli nie jesteś jej fanem, a piesze wędrówki to nie twoja bajka, lepiej wybierz inną destynację. Pogodowo to raczej polska wiosna, a jeśli chodzi o plaże, nie jest to Egipt czy Chorwacja. Zabytków też tutaj za dużo nie znajdziesz, choć Funchal zachwyca urodą, a liczne zielone parki i skwery gwarantują przyjemny cień w upalne południa. Nas zachwycił Park Monte, którego atrakcyjność ubogaca możliwość wjazdu kolejką linową, a zjazdu saniami. Tak, dobrze państwo czytają – zjazd sankami po asfalcie to jedna z zaskakujących atrakcji turystycznych.
Nasz sposób na Maderę to wypożyczony samochód i dom z widokiem na zboczach Calhety. Nieziemski widok na Atlantyk to zaleta wielu tutejszych nieruchomości. Calheteńskie domy w dużej większości mają baseny, zatem poranne pływanie z widokiem na ocean można mieć w gratisie. Nas jednak wołała przyroda, a tej tu nie brakuje. Wybór szklaków jest duży, a poza najbardziej obleganymi, takimi ja Szlak 25 Wodospadów czy Las Fannal, rzadko kiedy są na nich tłumy. Większość turystów zwiedza punkty widokowe lub udaje się na zorganizowane wycieczki. My również na jedną pojechaliśmy, gdyż historia rodaka Julka, prowadzącego biuro podroży Dragon Tree, dotarła również do naszych uszu. Spośród jego licznych propozycji skorzystaliśmy z wycieczki Biegun Ciepła, którą bardzo rekomendujemy z kilku powodów. Po pierwsze, nikt tak nie opowiada o wyspie, nie poda wam tylu użytecznych informacji, ciekawostek co Julek. Mieszka na wyspie od lat, a historia asymilacji z maderczykami jest równie ciekawa jak jego wycieczki. Poza tym, atrakcją dla nas był off road, którego nasz wypożyczony samochód z pewnością by nie przeżył. Wycieczka trwała cały dzień i z tego, co się zorientowaliśmy, Dragon Tree współpracuje w zasadzie z wszystkimi polskimi biurami podroży, zatem jest dostępna dla wszystkich.
Pierwszy trekking popchnął nas na południowo-wschodnią część wyspy, na szlak PR 8 Vereda da Ponta de Sao Lourenco (to ten cypel po prawej stronie wyspy). Szlak jest niemal pozbawiony roślinności, a jego wygląd wyznaczają pory roku. Ulubione miejsce do łapania wschodów i zachodów słońca. Miejsce to jeszcze atrakcyjniej wygląda z drona, można wtedy zobaczyć, jak z lotu ptaka prezentują się niedostępne wysepki na końcu półwyspu. Wysiłek potrzebny na pokonanie szlaku jest umiarkowany i, o ile słońce nie doskwiera, dostępny dla każdego. Możliwy dojazd transportem publicznym, ale i dla aut miejsce parkingowe zapewnione. Opisywane na wyspie tzw. „musisz tam być” Levada das 25 Fontes – szlak 25 wodospadów to kolejny maderski ogólnodostępny hit. Sam szlak dość ciekawy, jednakże przy głównym wodospadzie tłok taki, że nawet Photoshop miałby trudność usunąć tak dużą ilość ludzi ze zdjęcia.
I tu zatrzymajmy się na chwilę przy słowie levada, które nie bez powodu jest częścią niemalże każdej nazwy szlaku, bowiem większość maderskich pieszych wycieczek właśnie wzdłuż lewad przebiega. Wyspa nie posiada własnych ujęć wody, a przebiegające przez nią masywy górskie dzielą ją na część deszczową i bardziej suchą. Kiedy na wyspie w XVI w. zaczęły coraz bardziej rozwijać się plantacje bananów i trzciny cukrowej, zapotrzebowanie na wodę wzrosło. Ówcześni mistrzowie inżynierii hydrologicznej zaobserwowali, że lasy wawrzynowe, porastające część wyspy, zatrzymują deszczówkę, która przetransportowana na drugą część może zapewnić odpowiednie funkcjonowanie rolnictwa. Tak zaprojektowana została sieć kanałów, dostarczających wodę w każdy zakątek wyspy. Lewad pilnowali lewadziarze, którzy nadzorowali odpowiedni przepływ wody oraz jej sprawiedliwy podział pomiędzy mieszkańców. Lewady funkcjonują do dziś, spełniając swoją funkcję, zaopatrują Maderę w wodę pitną. Szlaki turystyczne wokół lewad tworzą niesamowity klimat, konary zwisających drzew, płożące się gałęzie, omszałe koryta wodne, liczne wodospady zaspokoją nawet najbardziej wybrednych turystów.
Niestety lewady mają tez swoją mroczną stronę. Wielu turystów zapomina, że znajdują się one wysoko w górach, a bardzo często od przepaści dzieli ich mała ścieżynka, po której kroczą rzesze turystów. O wypadek nie jest trudno, bo wyspa w wielu miejscach nie posiada zasięgu telefonicznego, a sygnał gps jest dość słaby. Trudno jest powiadomić służby w odpowiednim czasie, nie ma tez górskiego pogotowia ratowniczego. W razie wypadku, na ratunek ruszają bardzo często zaalarmowani mieszkańcy wyspy. Bogata roślinność utrudnia dotarcie do poszkodowanych. Do dziś na wyspie znajduje się wiele nierozwiązanych spraw, takich jak przypadek sportowca Michała Kozaka, który od ubiegłego roku ma status zaginionego. Wyszedł z domu pobiegać i nigdy już nie wrócił. Polaka szukali sportowcy z całego świata, którzy przybyli na wyspę pomóc w poszukiwaniach, niestety bezskutecznie. W tym roku para obywateli Francji spadła w przepaść, gdzie najprawdopodobniej jedna osoba pociągnęła za sobą drugą. To pokazuje, jak zdradliwy i utopijny jest spokój na szlaku. Pomimo ostrzeżeń, niejednokrotnie obserwowaliśmy ludzi, którzy jak opętani ryzykowali dla zdjęcia na media społecznościowe, ignorując znaki ostrzegawcze. A proszę uwierzyć, że nie znajdują się one 100 metrów przed niebezpieczeństwem, tylko tuż przed nim. Nieodpowiednie ubranie, klapki zamiast butów trekkingowych, brak czołówek u osób wchodzących do nieoświetlonych tuneli, to budząca grozę ignorancja.
Zawsze, wychodząc nawet na najłatwiejszą górską trasę, pamiętajmy również o zostawieniu informacji, dokąd się wybieramy. Bezpieczeństwo przede wszystkim, a na szlaku zgubić się jest niepokojąco łatwo. Sami raz przypadkowo zeszliśmy ze szlaku, sugerując się przełożonymi przez lewady trapami, które odebraliśmy jako znak „teraz idź tam”. Uratował nas finalnie dron, którego użyliśmy do odnalezienia właściwej drogi. Zajęło nam to trochę czasu, nie wspominając o oddaleniu się od miejsca docelowego, gdzie zaparkowaliśmy samochód, o kilka kilometrów.
Jedne z piękniejszych szlaków, Levada da Rocha Vermelha oraz Levada Faja do Rodrigues, urzekły roślinnością, a atrakcyjności dodały tunele położone na trasie. Niezapomnianym widokiem są zwisające ze skalnych ścian paprocie, kiedy wychodzisz z ostatniego tunelu trasy PR16 o długości ponad 2 km. Oczom ukazuje się widok rodem z filmu Jurassic World, i gdyby nad głowami przefrunął jakiś prehistoryczny stwór, byłoby to dopełnieniem magii tego miejsca. Moglibyśmy tu wymieniać szlak za szlakiem, gdyż każdego dnia pokonywaliśmy jakiś wybrany punkt. Magiczne widoki na skąpaną w słońcu Dolinę Zakonnic. Cedrowy Las Fannal we mgle zapiera dech w piersiach, tradycyjne domy Santany, Porto Monitz ze swoimi wulkanicznymi basenami, Paul Do Mar, którego zbocze porastają kolorowe domy i jeszcze wiele, wiele innych miejsc – to wszystko jest niemalże w zasięgu ręki, przejazd w najdalsze miejsce wyspy z Funchal zajmuje godzinę, więc nie należy się martwić, że gdzieś się nie zdąży.
Wyspa ma imponującą infrastrukturę drogowa. Sieć tuneli ułatwia komunikację, zdecydowanie ją skracając. Bywają trasy, które w zasadzie pokonuje się cały czas wjeżdżając do kolejnych tuneli. Pomimo izolacji, rozwój wyspy nie ominął.
To co nas wyjątkowo zachwyciło na Maderze, to wszechobecne, kwitnące strelicje. Ten rajski kwiat (z wyglądu kwiatostan przypomina ptaka) ubarwia parki i skwery, tworząc egzotyczny nastrój. Wieczorami, sącząc maderę (tradycyjne wino), słuchając muzyki, można było poczuć się jak w magicznej krainie, oazie harmonii i spokoju.