Hubert Wysocki
aka Plastelinowy
rocznik 78. Wnuk grabarza i saksofonisty. Od najmłodszych lat nasączony muzyczną esencją poprzedniej epoki. W wieku 14 lat dosiadł swojej pierwszej perkusji i rozpoczął swoją muzyczną podróż. Po 8 latach porzucił bębny na rzecz gramofonów i jako dj Plastelinowy został fanatykiem elektronicznych brzmień z piekła rodem. Od ponad dwóch dekad undergroundowy aktywista, właściciel i promotor klubu Plastelina, regularnie grywa w większości liczących się klubów z muzyką elektroniczną w Polsce.
Ulubiony przedmiot w domu:
Mimo postępującej cyfryzacji, wciąż uwielbiam dźwięk z winylowych płyt, więc na pewno jednym z moich ulubionych przedmiotów jest gramofon. W zasadzie ten magiczny talerz z igłą kręci się przez większą część mojego życia i w ogóle nie zamierzam mu w tym przeszkadzać.
Trzy niezbędne rzeczy na udanym urlopie:
Moja ukochana, bez której nie wyobrażam sobie żadnego urlopu. Co prawda to osoba, nie rzecz, ale pozwoliłem sobie nieco rozmyć definicję pytania. Na pewno pozytywne nastawienie, żeby z wakacji nie został tylko smak morza martwego w ustach. I multitool. Taki scyzoryk z wieloma funkcjami, który potrafi uratować życie w większości sytuacji.
Plakat, jaki wisiał nad łóżkiem:
Przez długi czas był to plakat z imprezy “Disko Vietnam”, na której miałem okazję supportować producenta popularnych wtedy brzmień electro clashowych, ze stajni International Deejay Gigolo Records – Savasa Pascalidisa. Plakat był utrzymany w kiczowatej konwencji lat 80. i przedstawiał nagą modelkę Lauren Hutton, która firmowała swoją postacią te monachijską wytwórnię. Trzeba przyznać, że był dość kontrowersyjny, ale bardzo go lubiłem.
Nie ma domu bez…
Nie ma domu bez gromu. Może nie w tym sensie, że kłótnia i nieporozumienia mają tu być główną wykładnią. Ale po prostu dom to ludzie. A jak ludzie, to również różnice zdań, to odmienne punkty widzenia, różne oczekiwania, a w związku z tym cała bogata proza życia, która czasem objawia się piorunami, a czasem słoneczną sielanką.
Film/książka który poleciłbym znajomym:
Hermann Hesse – „Wilk Stepowy”. Traktat filozoficzny i powieść egzystencjalna o rozterkach duchowych przekwitającego samotnika Harry’ego Hallera. Tytuł, który wywarł na mnie ogromne wrażenie w młodości i gdy do niego wróciłem po dłuższym czasie, uderzył równie mocno, choć moja perspektywa i doświadczenie życiowe stały się znacznie bogatsze.
Miejsce, do którego chciałbym pojechać:
Jednym z miejsc, które od dłuższego czasu trzymam w mojej zakładce “do zrealizowania”, jest Tulum. Położone w Meksyku, na półwyspie Jukatan, słynie z pięknych plaż, butikowej architektury i niekończących się housowych imprez z kolorowymi i uśmiechniętymi ludźmi z całego świata. Na pewno mój must have w niedalekiej przyszłości.
Słowo, którego nadużywam:
Z tym pytaniem mam właściwie problem, gdyż nie doszukałem się w swojej narracji takowego słowa. Nawet próbowałem podpytać najbliższego otoczenia, czy przejawiam tego typu tendencję, ale o dziwo pytanie pozostało bez satysfakcjonującej odpowiedzi. Mogę więc chyba prowokacyjnie powiedzieć, że od wielu lat nadużywam słowa Plastelina.
Z kim zjadłbym kolację marzeń i o czym byśmy rozmawiali:
Odkąd pojawiła się w moim życiu moja ukochana, każda kolacja potrafi być kolacją marzeń i właściwie to nie ma nikogo, kto byłby w stanie to zmienić. Rozmawiać potrafimy w takich okolicznościach o wszystkim, począwszy od oceny samej kolacji, jej smaku, treści i konsystencji, a na sposobach i propozycjach spalenia jej, kończąc…
Mój obecny stan ducha:
Całe życie lekkoduch. Oczywiście z przymrużeniem oka, bo choć lubię żyć lekko, łatwo i przyjemnie, to jestem raczej osobnikiem ukierunkowanym i zdeterminowanym do osiągania wyznaczonych celów.
Ostatnia muzyczna fascynacja:
Australijski producent z gatunku tech house, o pseudonimie Odd Mob. Można by rzec, że to malolat, który mną porządnie zatrząsł, i to nie tylko mną, bo jego styl i energia zyskują z dnia na dzień coraz więcej fanów na całym świecie, a to naprawdę młody chłopak. Jeśli mam być szczery, to wszystkie jego ostatnie produkcje regularnie wykorzystuję w swoich setach.
W moim mieście najbardziej mi brak…
Tu będę chyba dość tendencyjny. Brak mi centrum z prawdziwego zdarzenia. Kilku zintegrowanych uliczek z kafejkami, klubami, drobną gastronomią, wyłączonych z regularnego miejskiego ruchu samochodowego, gdzie można spędzić popołudnie z rodziną, przyjaciółmi, pospacerować czy załatwić biznes. Oczywiście Koszalin posiada jako takie substytuty tego, o czym tu wspominam, i to nie jest tak, że tych kafejek czy klubów zupełnie nie ma, ale chyba każdy koszalinianin wie, o czym tak naprawdę mowa.
Szukam w ludziach…
Przede wszystkim dobrej energii, czegoś, co może zainspirować, pokazać nowy, inny, świeży punkt widzenia. Szkoda czasu na smutne historie i wyciąganie trupów z szafy.
Miejsce, do którego chciałbym wrócić:
Końcówka lat 90. klatka w bloku mojego przyjaciela, gdzie mieszkał za czasów liceum i wszystko, co nam wtedy towarzyszyło. Eksplorowanie nowofalowych brzmień, przemyconych z zachodu, pierwsze lufki red killera, młodzieńcze fascynacje płcią przeciwną i głupkowate pomysły, o których nigdy nikomu nie opowiem…
Nałogowo zbieram…
Płyty winylowe. Moja kolekcja to już ponad 2000 tytułów, singli, epek i albumów. Niektóre z nich to białe kruki, wydawnictwa, które wyszły w nakładach 300 sztuk na cały świat i nigdy nie doczekały się reedycji. Kolekcja warta więcej niż nowy Mercedes z salonu. Ale ja wolę te czarne placki.
Ostatnie zdjęcie w telefonie:
Ostatnie to akurat zestaw erotycznej bielizny, którą pomagałem wybrać mojemu znajomemu, na performance, który szykował w związku z marszem wolności pod koniec czerwca. Były to dość ciekawe fatałaszki jak na dorosłego feceta, więc śmiechu było co nie miara.
Idealny poranek to …
To taki, gdy po przebudzeniu czuję, że spałem całą noc, spałem twardo i nie czeka na mnie żaden problem poprzedniego dnia. A już najcudowniej jest, gdy nie słyszę budzika wyganiającego mnie z łóżka do pracy.
Sport, którego chciałbym spróbować:
Curling. Jest coś magicznego w puszczaniu kamiennego bączka po lodowym torze i bieganiu wokół niego z miotełką. Niestety wciąż nie zdecydowałem, czy wolę puszczać bączka, czy przy nim zamiatać.
Czego ze swoich doświadczeń zawodowych nie zamieściłby w CV:
Jako sprzedawca maszyn rolniczych, zdarzyło mi się kiedyś robić prezentację rozrzutnika obornika. Pokaz wypadł świetnie, zainteresowani gospodarze rozjechali się usatysfakcjonowani do domów, a wtedy po załadowaniu ostatniej partii krowiaka, rozrzutnik padł. Wezwałem serwis, ale do czasu przyjazdu ekipy naprawczej należało opróżnić maszynę z feralnej zawartości. Wtedy pierwszy raz w życiu poczułem, że żywot rolnika to nie przelewki, a 16 ton krowich odchodów do przerzucenia widłami to przygoda godna mitu o stajni Augiasza.
Pies czy kot?
Pies. Jest zdecydowanie bardziej aktywnym towarzyszem w codziennych sytuacjach, od razu widać, kiedy się cieszy, a kiedy go coś denerwuje i wraca do ciebie nawet jeśli rzucisz jego ulubioną zabawką.
Przełamuję strefę komfortu, gdy…
Gdy muszę. Bo jestem na takim etapie życia, że bardzo ją sobie cenię i opuszczam tylko w sytuacjach ekstremalnie ważnych, lub nad wyraz kuszących
W wolnej chwili lubię…
Lubię wracać do moich płyt, jak również eksplorować świat elektronicznych brzmień i poszukiwać wciąż nowych inspiracji. To życiowa pasja, z której nie mam zamiaru wyrosnąć.
Starość zaczyna się, gdy…
Gdy sobie na nią pozwolimy. Gdy troski i bóle, wynikające z codziennej prozy życia, zaczną przeważać nad pogodą ducha i radością z przeżywania każdego dnia. Gdy coraz częściej wracają myśli o tym, że coś się kończy, i zamazują nam świadomość, że jednak wszystko wciąż trwa.