Artysta malarz, abstrakcjonista, koszalinianin. Pozostawił po sobie tysiące kolorowych obrazów na płótnie i papierze. Zmarł w czerwcu 2024 roku.
Rzadko się zdarza, by śmierć koszalińskiego artysty wzbudziła tak duże poruszenie nie tylko w środowisku twórców i miłośników sztuki, ale również medialnie, jak stało się to w przypadku Krzysztofa Rećko-Rapsy. Był postacią nietuzinkową, szerzej znaną dzięki prasowym doniesieniom o jego wystawach poza granicami kraju: w Londynie, Mediolanie, Mińsku i Seulu. Lokalnie kilkakrotnie uhonorowano go nagrodami,
m. in. w 2010 roku Koszalińskim Orłem za sukcesy twórcze w kraju i za granicą oraz nagrodą Prezydenta Koszalina w dziedzinie twórczości. W 2016 roku wyróżniono go statuetką i nagrodą Pro Arte w uznaniu osiągnięć artystycznych, w tym tworzenie odrębnego, indywidualnego stylu na tle światowego malarstwa abstrakcyjnego i budowanie pozytywnego wizerunku Pomorza Zachodniego. Krzysztof Rećko, dla znajomych i przyjaciół po prostu Rapsa, który to pseudonim po latach urzędowo dołączył do swojego nazwiska.
Dekorator
Jego plastyczne zdolności zostały dostrzeżone już w pierwszej klasie Technikum Mechanicznego, do którego trafił po skończeniu szkoły podstawowej w 1974 roku. Dyrektor powierzył mu wykonanie portretu Stanisława Staszica, będącego patronem szkoły, a gdy następnego roku utworzono w Koszalinie Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych, namówił go na złożenie tam dokumentów. Po zdanych egzaminach z rysunku, malarstwa i historii sztuki, Krzysztof, już wówczas zwany Rapsą, znalazł się w gronie 23 uczniów wybranych z ponad 50 kandydujących i spędził w tej szkole sześć lat (jeden rok powtarzał). Po obronie dyplomu i pomyślnie zdanej maturze w 1981 roku, dwukrotnie (1981, 1982) i bez powodzenia zdawał na studia do Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Gdańsku i Poznaniu, odbył obowiązkową dwuletnią służbę wojskową i wrócił do Koszalina. Pracował jako dekorator w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Handlu Wewnętrznego zarządzającego koszalińskimi sklepami z artykułami przemysłowymi oraz w dekoratorni kinowej, wykonując plansze reklamujące filmy. Ale przede wszystkim malował obrazy i je wystawiał.
Artysta
W czasach PRL status absolwentów Liceów Plastycznych był bardzo niejasny. Nie byli traktowani jako „profesjonalni” artyści plastycy, ponieważ aby takim być, trzeba było mieć dyplom wyższej uczelni plastycznej. Nie mogli też brać udziału np. w konkursach czy wystawach dla artystów amatorów, ponieważ… ukończyli średnią szkołę artystyczną. Możliwość „wystawiania się” trzeba było sobie „załatwiać”, ale o sprzedaży swoich prac w państwowych galeriach sztuki (inne niemal nie istniały) nie było mowy. Pierwszą wystawę obrazów Rapsy udało się zorganizować w koszalińskim Miejskim Ośrodku Kultury przy ul. Orlej tuż po jego wyjściu z wojska w 1983 roku. Trzy kolejne (1984 w Domku Kata, 1985 i 1989 w Galerii Nadbałtyckiej Klubu Międzynarodowej Prasy i Książki) były wystawami w ramach grupy artystycznej, sformowanej przez niego z dwoma kolegami z koszalińskiego Plastyka (autor niniejszego artykułu był jednym z nich), pod żartobliwą nazwą TWA (Towarzystwo Wzajemnej Adoracji).
Tworzył dużo i szybko – miał niesłychaną łatwość malowania zarówno dużych płócien, jak i miniaturek, sprawnie posługując się rozmaitymi technikami malarskimi (olej, akryl, tusz, akwarela, farba drukarska) oraz graficznymi (fotografia, sitodruk). Był świetnym kolorystą – po latach krytycy sztuki pisali o nim „poeta koloru”. Jego malarstwo ewoluowało, zahaczając z rzadka o elementy figuratywne, ale przede wszystkim były to harmonijne kompozycje abstrakcyjne, w których udawało mu się równoważyć kontrastujące ze sobą dynamiczne uderzenia szpachlą i pędzlem, miejscami zmiękczane aerografem lub gąbką, ze spokojnymi, dużymi i płaskimi płaszczyznami. Również od samego początku te obrazy znajdowały nabywców, głównie w Koszalinie, choć nie tylko. Mieszkający w Kolonii i pochodzący z Koszalina jego przyjaciel i sponsor Tycjan Molinski, który zafascynował się jego twórczością już w 1983 roku, ocenia, że kupił od niego około 400 dzieł. Część z nich jest wciąż jego własnością, część porozdawał w formie prezentów, część została sprzedana niemieckim kolekcjonerom z różnych sfer (lekarskie, bankowe). Pamiętając przelicznik zachodnioniemieckich marek w stosunku do złotówek w latach 80., gdy miesięczna płaca w Polsce wynosiła po kursie czarnorynkowym ok. 100 marek, dla Rapsy były to znaczące pieniądze.
Marszand i menedżer
Również od początku lat 80. liczy się znajomość Rapsy ze Zbigniewem Janasikiem, przedsiębiorcą budowlanym, który jako miłośnik jego malarstwa kupował od niego obrazy. W 2007 roku zaproponował mu współpracę na zasadach artysta-marszand. Od tej pory Rapsa miał skupić się tylko na malowaniu, a jego marszand zobowiązał się do nabywania pewnej ilości jego prac po preferencyjnych cenach, oferując w zamian budowanie mu marki artysty na rynku sztuki nie tylko polskim, ale również światowym. W jednym z wywiadów, pytany o cel tych działań powiedział, że dąży do tego, aby obraz Rapsy osiągnął cenę miliona dolarów. Obserwując rynek sztuki, na którym największe honoraria otrzymują wypromowani, modni, ale niekoniecznie wybitni artyści, wydawało się, że przy bardzo dobrym i sprawdzonym handlowo poziomie malarstwa koszalińskiego artysty, jest to tylko kwestią odpowiedniego marketingu i zainwestowanych pieniędzy. Bo należy pamiętać, że promocja artysty – jak wszystkiego na takim czy innym rynku – kosztuje. Kosztowały więc np. sponsorowane artykuły w prestiżowym kwartalniku „Artysta i Sztuka” i liczące ponad 90 stron wydawnictwo „Rapsodia”, będące połączeniem wierszy wybranych poetów, zainspirowanych zamieszczonymi tam obrazami Rapsy. Kosztowało nakręcenie filmu o jego malarstwie pt. „Na szczęście jest sztuka”, za który reżyser zażyczył sobie 20 tysięcy złotych (film miał był być pokazany w brytyjskiej telewizji, ostatecznie do emisji nie doszło). Z wydatkami (podróż, pobyt i wydawnictwa) wiązały się kolejne w wystawy w Polsce i za granicą, takie jak w ambasadzie RP i w Galerii Polskiego Instytutu Kultury POSK w Londynie, w Galerii Tizengauza i w Państwowym Muzeum w Grodnie, w Pałacu Republiki w Mińsku na Białorusi, w Galerii Hernandez w Mediolanie czy w galerii Jang Sun w Seulu.
W niektórych przypadkach należało również zapłacić galerii za możliwość urządzenia w niej wystawy; w wypadku prestiżowej galerii w Seulu zażądano 10 tysięcy dolarów! Po negocjacjach połowę tej kwoty przekazano w formie jednego obrazu Rapsy. Po tym, jak dwa jego płótna zostały wykorzystane w scenografii jednej z południowokoreańskich telenowel, były szanse, że zainteresowanie jego malarstwem tam wzrośnie.
Jan Głodowski, przyjaciel i również sponsor Rapsy, który namówił pochodzącego z Koszalina Krzysztofa Majkę, ambasadora RP w Korei Płd., na zorganizowanie tam promocji Rapsy i kilku innych koszalińskich artystów, wspomina, że międzynarodowe wojaże i wystawy to było dziewięć szalonych, ale wspaniałych lat. W planie były kolejne wystawy: w Katarze, Kanadzie, ale sukces finansowy wciąż był gdzieś za horyzontem. Rapsa miał już ponad 55 lat, a prestiżowe zagraniczne galerie wolały lansować młodych artystów, rokujących z racji wieku na dłuższą współpracę i zyski. W 2016 roku Rapsa zrezygnował z dalszej współpracy ze swoim marszandem i odtąd jego prace pojawiały się głównie w galeriach w Koszalinie i okolicach (Kołobrzeg, Słupsk). Jego wystawy można było oglądać m.in. w Galerii Na Piętrze i w Centrali Artystycznej. Ostatnia, zorganizowana w ramach przyznanego mu stypendium twórczego Prezydenta Koszalina, miała miejsce w Galerii Ratusz w listopadzie 2023 roku i nosiła tytuł „Podróże”. Można powiedzieć, że ze wszystkich koszalińskich artystów malarzy on dotarł ze swoją sztuką najdalej i najwyżej. I chociaż udał się w podróż już ostatnią, jego przyjaciele planują latem przyszłego roku zorganizowanie w koszalińskiej Bałtyckiej Galerii Sztuki CK105 pośmiertnej wystawy jego obrazów, pochodzących z prywatnych zbiorów.