O tym, ile było szumu i lamentu na temat ceremonii otwarcia tegorocznych igrzysk, nawet mówić nie będę. Było inaczej, było bardzo parysko, a to że różne grupy społeczne lub polityczne doszukują się w tym drugiego czy nawet trzeciego dna – to ich problem. Uderz w stół, a nożyce same się odezwą”, to powiedzenie psuje tu jak ulał, choć sprawiedliwsze byłoby, „ten kto bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem”.
Olimpiada, to wyjątkowy czas, który gromadzi przed telewizorami, nawet nie – miłośników sportu. Powodów jest kilka. Po pierwsze taka olimpiada to szansa na zobaczenie różnych dyscyplin sportowych (na szczęście nie ma tych, które dominują w naszej TV, czyli piłki nożnej i skoków narciarskich). Po drugie można podziwiać sportowców z najróżniejszych krańców świata jak choćby St. Lucia (!). Po trzecie, czynnik ludzki, który faworytów zmiata z planszy, a szansę na złoto daje, nowicjuszom. I to jest w tym najwspanialsze. Poza tym miks kultur (nowozelandzkie śpiewy), obyczajów (zakryte od stóp do głów Egipcjanki vs. Hiszpanki w raczej nazbyt wyciętych majtkach), stosunku do sportów (fenomen tureckiego strzelca, który ze swą nonszalancją stał się bohaterem memów), dziwnych tekstów – Paweł Fajdek uważa, że był zbyt dobrze przygotowany… dlatego odpadł, czy obrazów – dziergający na drutach podczas przerw amerykański pływak.
Te igrzyska przejdą też do historii, ze względu na ilość startujących w nich kobiet. I tu też pisze się niezwykła herstoria. Egipcjanka Nada Hafez po dojściu do jednej ósmej finału wyznała, że jest w siódmym miesiącu ciąży. Nada z zawodu jest lekarką, być może to dało jej odwagę w podążaniu za marzeniami. Brazylijska szpadzistka, która w lutym tego roku dowiedziała się, że ma guz – nowotwór na kości ogonowej, postanowiła się nie poddać i nie odpuścić przyjazdu do Paryża. Choć zemdlał po pojedynku, dokończyła go, a po konkursie pojechała na operację usunięcia guza. Raptem rok po urodzeniu dziecka, w trakcie aplikacji adwokackiej do treningów wróciła Aleksandra Jarecka, która wraz ze swoją drużyną wywalczyły w szpadzie brąz. Jej entuzjastyczna reakcja na zwycięstwo przejdzie do historii.
Sukces Jareckiej tym smaczniejszy, bo przez prawdopodobne kolesiostwo działaczy, na olimpiadę nie pojechałaby wcale.
Po wspaniałej walce Julii Szerementy, w emocjach płakał trener, młoda bokserka wręcz rwała się do tańca ze szczęścia.
Iga Świątek, która dźwiga cały ciężar polskich oczekiwań na plecach, podczas konferencji prasowej szczerze rozpłakała się z niemocy, ale kilka dni później z trybun wspierała polskich siatkarzy. Aleksandra Mirosław na inaugurację wspinaczki sportowej na czas pobiła dwukrotnie rekord świata! A jak już jesteśmy przy kobietach, to ów Turek, który strzeł z ręką w kieszeni, srebrny medal zdobył wraz z koleżanką Sevval ILayda Tarhan, która miała także rękę w kieszeni. Dzięki szybkiej ripoście naszej sprinterki Ewy Swobody, panowie dziennikarze dowiedzieli się, że zawodniczki mogą mieć okres, choć im przez gardło co najwyżej przechodzą tylko „te dni”.
Olimpiada staje się kobietą. Pierwszy raz sportowczynie wystąpiły na igrzyskach 1900 r. i stanowiły zaledwie 2 % uczestników. 124 lata później (!) zbliżyły się do połowy liczby sportowców, bo nie uczestników. Nie zapominajmy, że im towarzyszą: trenerzy, działacze, sztab medyczny – a tu nadal większość jest mężczyzn. Co ciekawe, w prime time francuscy organizatorzy przewidzieli także czas występy kobiecych rywalizacji, a nie zawsze tak było. Jest to więc, co by nie mówić, olimpiada inna od wszystkich.
Wracając do ceremonii otwarcia, wielu komentatorów stwierdziło, że pierwszy złoty medal został przyznany już podczas jej trwania, a trafić miał do Celine Dion, która walcząc z okrutną chorobą, zaśpiewała koncertowo, fenomenalnie legendarny utwór Edith Piaf „L’hymne a l’amoure”. Być może tym występem pokonała największe – fizyczne trudności, a przed ekranem i pod wieżą Eiffla po policzkach spłynęła nie jedna łza wzruszenia u słuchaczy.
Symbolem tych igrzysk na długo w mojej pamięci zostanie kobieca postać na koniu przemierzająca galopem Sekwanę. Joanna D’Arc, a może duch rzeki… to bez znaczenia, to znów kolejna etykietka, czy historyczne/kulturowe umocowanie, bez którego rozkodowania, niektórzy nie mogą zasnąć. Dla mnie to symbol współczesnej kobiety, w zbroi, przemierzającej z pozoru niemożliwą drogę (bo tylko Jezus chodził po wodzie, a gdzie tam dopiero kobieta na koniu). Wspaniale to wykombinowali twórcy i chwała im za to.
Ze smaczków i ciekawostek wiem, że nasz polski akcent, choć właściwie – głos na ceremonii otwarcia, czyli Jakub Józef Orliński, który popularyzuje swoim cudownym głosem muzykę barokową, rusza w jesienną trasę po Polsce. Warto go wspierać, bo nie tylko śpiewa, ale jest również utalentowanym tancerzem break dance.
Sport jest wspaniały, ale oglądanie ludzi z całego świata, tak różnych, ale tak w ambicjach do siebie podobnych jest wydarzeniem wyjątkowym. Chleba i igrzysk domagało się rzymskie pospólstwo przed wiekami. To hasło nic nie straciło na ważności.