Kiedy na mój instagramowy profil @psycholog.koszalin wjechała rolka nawiązująca do dokumentu pt.: „Ashely Madison”, dotyczącego aplikacji randkowej dla osób w związkach, liczyłam na zagorzałe dyskusje z rodzaju: jakie to nieetyczne, straszne, jak ludzie mogą itp. A tymczasem zapadła martwa cisza. Zdarza się tak, że w swojej nieśmiałości Szanowni Obserwatorzy piszą komentarze na priv, ale tym razem było ich zero. Pusto. Zaczęło mnie to zastanawiać, wszak zdrada w terapii par jest najczęstszą gościną gabinetu terapeutycznego. Czy jest to temat tabu? Czy aż tak trudny, że aż nie chce się o nim nic pisać? Co takiego jest w zdradzie, że na tytułowym portalu randkowym jest dziś 70 milionów ludzi? Podkreślę raz jeszcze: mówimy o portalu randkowym dedykowanym dla ludzi, którzy chcą zdradzać. Skala problemu jest ogromna, bo 70 milionów to dla przykładu wszyscy obywatele Francji. Ale zostawmy Francuzów, bo przecież wszyscy wiemy, że ich podejście do zdrady jest inne niż nas, Polaków.
Kiedyś zdrada była prostsza, przespał się z inną, czyli zdradził (najczęściej bywał to on). Dziś zgłaszające się pary definiują zdradę na wiele sposób. I choć chciałabym przytoczyć jedną konkretną, oprzeć się na jakiejś mądrej definicji, to niestety nie mogę. Bowiem w dzisiejszych czasach pary samodzielnie konstruują znaczenie tego słowa (czynu) dla ich relacji.
Pamiętam jak na jednej z terapii, para pokłóciła się nie o to, że partner romansował przez skypa, ale o fakt, że nie chciał uznać, iż spotykanie się z kobietą na video, rozbieranie się i… (tu postawię trzy kropki, pozwalając państwu na uruchomienie wyobraźni), to nie jest zdrada, bo przecież owej pani dotknąć możliwości nie miał. Zatem zdrada była niefizyczna, ale czy z tego powodu mniej ważna?
Inna z kolei para mówiła o zbyt bliskiej relacji pani z byłym partnerem. Państwo pisali sobie dosłownie o wszystkim, w tym o sprawach intymnych. Relacja ich była tak bliska, że budziła frustrację i zazdrość u partnera. Uważał on, że doszło do zdrady emocjonalnej. I bądź tu człowieku mądry, rozsądź, czy to już zdrada, czy tylko preludium.
A zdrada, bo ogląda pornografię? Czy to w ogóle zdrada? Bo przecież panie w „tych” filmach mają wszystko na swoim miejscu, i teraz jak żyć? Strach w nocy światło włączyć, mówiła jedna pani, utożsamiając oglądanie pornografii przez męża, z niewystarczającym dla niego obrazem jej ciała.
Najbardziej trywialną rozmowę usłyszałam na spotkaniu koleżeńskim, kiedy to młoda kobieta opowiadała o romansie z kolegą z pracy. Podpuszczona przez słuchaczki, podała nazwisko pana, a sprytne koleżanki odnalazły jego zdjęcia w sieci (!) z dwójką dzieci i obrączką na palcu. Jedna z nich zareagowała: „Ależ on ma żonę!” odpowiedź posadziła mnie w fotelu. „Tak ma, ale on mówi, że ona go nie rozumie i już ze sobą nie śpią”. O rany! Myślę sobie – a już myślałam, że na ten stary tekst nikt się nie złapie, a jednak. Bo przecież jakby powiedział „Tak mam żonę, a ona mnie rozumie, ale chce się z tobą przespać” to nie byłoby już tak romantico.
I jak połapać się w tych zdradach? Fizyczna, niefizyczna, fizyczna, ale nie emocjonalna. Emocjonalna, ale nie fizyczna. I emocjonalna, i fizyczna. A czy przez sms to zdrada? Czy tindery i inne apki to zdrada, czy zaledwie orientowanie się „na rynku” (co najmniej jak w nieruchomościach). Czy porno to zależy jakie? Bo może gazetka jednak tak, a filmik to już nie?
Zatem pozostanę przy swoim. Zdradą jest to, co zdradzana osoba uważa za zdradę. Konsekwencją jej jest nie tylko przekroczenie granic w związku, naderwanie bądź całkowite zerwanie więzi, zniszczenie zaufania, oszustwo, złamanie obietnicy. To zburzenie integralności związku, zachwianie jego podstawami. Posiada siłę tajfunu, ale też bywa katalizatorem do zmian.
Jakby tak dobrze policzyć, to zdrada ma dłuższą historię niż instytucja małżeństwa. Choć próbowano zdradę usidlić różnymi przepisami, obostrzeniami, religią, to ma się ona całkiem nieźle i nic sobie z ludzkich dramatów nie robi. Sama w sobie jest tajemnicą i to właśnie tajemnica czyni z niej namiętną kochankę. W końcu jest coś, co mamy tylko dla siebie, o czym nikt nie wie, „tylko ty i ja” – myślą sobie kochankowie potajemnie rezerwując hotele, gdzieś tam, w terenie. Jakie to ekscytujące. Trzeba coś wymyślić, jakiś cwany fortel, żeby się nie wydało, bo wtedy klops. Między kochankami nawiązuje się tajna nić porozumienia, to jest tylko ich, na zawsze. Chwilo trwaj. Tajemnica podsyca namiętność, a czasami wytwarza głębsze więzi.
Bo kiedy wracają do swoich domów, to nawet jeżeli coś nam się nie podoba, głowa boli, a zupa za słona, to ta słodka tajemnica jest kompensacją wszystkich niepowodzeń. No właśnie, skoro jest tak dobrze, to dlaczego nie zagrać w otwarte karty? Powiedzieć uczciwie, że spotkało się miłość życia i dalej już nie można żyć w trójkącie? I tu dotykamy sedna sprawy w zdradzie. Najbardziej pociągająca jest tajemnica, nikt, poza bezpośrednio zaangażowanymi, o niej nie wie. Daje autonomię, poczucie władzy, satysfakcję, że choć tak można mieć odrobinę niezależności, prywatności. Realizować fantazje erotyczne, uważniać swoje potrzeby, doświadczać czegoś innego.
Ale poza tym, warto podkreślić, jest dużo do stracenia. Rodzinę, przyjaciół, majątki, szacunek, a nawet życie. Wspomniany na początku dokument pokazał skutki wycieku 10 milionów danych. Nagle ludzie dowiedzieli się w sposób najgorszy z możliwych, bo z internatu, że są zdradzani. Lista była ogólnodostępna, a media szybko potworzyły sprytne wyszukiwarki, żeby ułatwić sprawdzenie czy twój partner, partnerka jest na liście. W efekcie posypała się fala rozwodów i… samobójstw. To pokazało, jak wiele można stracić, na jakie cierpienie można narazić partnera oraz siebie. Życie po zdradzie okazało się trudne, a cierpienie tak ogromne, że dla części użytkowników aplikacji randkowej straciło ono sens. I nie, nie, nie. Nie piszę, żeby kogoś z państwa tutaj straszyć. Po prostu takie są fakty, że kiedy mleko się wyleje, strach odbiera rozsądek, a konsekwencje bywają dramatyczne.
Pary zgłaszają się na terapię najczęściej, kiedy właśnie prawda wyjdzie na jaw. W większości przypadków ot tak, przypadkowo. Ktoś, coś, w sumie do końca nie wiedział, ale powiedział i trafił. Zacieranie śladów nie jest mocną stroną ludzkości. A to przyjdzie jakiś e-mail z rezerwacją, a to sms się nie usunie, a to druga karta sim wypadnie. Czasami zmęczony kochanek sam się ujawnia, bo bycie „tym trzecim” ekscytuje na początku, a potem to człowiek chciałby tak jakoś po ludzku, trochę nudnawo, ale razem: kawa, kapcie i film z platformy.
Psycholog bywa pierwszym pomysłem w kryzysie: „Może on coś poradzi?”. „Niech mu/jej pani wytłumaczy – słyszę w gabinecie – To nic nie znaczyło”. I może bym wytłumaczyła, gdybym rozmawiała prywatnie z koleżanką, dzieckiem itp., ale psycholog w terapii par ma kompletnie inną rolę.
W przypadku interwencji, bo tak trafniej nazwałabym spotkanie „zaraz po”, chodzi o to, żeby pary się usłyszały. Wypowiedzenie swoich emocji w bezpieczny sposób, gdy nie zostaną one unieważnione, to dla zdradzonej osoby jest sprawa kluczowa. To, że chce się jej przyjść i rozmawiać, a nie po prostu wystawić delikwentowi walizki za drzwi, jest sygnałem, że być może nie wszystko stracone. Zawsze pytam pary, co takiego mają, co jest takie dobre w ich relacji, że jeszcze chce im się ze sobą rozmawiać. Co musiałoby zadziać się na terapii, żeby była dla nich użyteczna. Czego by potrzebowali, bo pomimo tego, że szok, przeżywa ten, który się dowiaduje o zdradzie, to wydanie się tajemnicy jest również ogromnym stresem dla zdradzającego. Jeśli pary decydują się na terapię, przede wszystkim domykamy temat zdrady. Nie wystarczy powiedzieć przepraszam i nie ma tematu. Niestety to rozwiązanie najczęściej wybierają panowie. Czasami trzeba przeprosić i sto razy. Nie da rady rachu-ciachu i po strachu. Oszustwo jest bardzo bolesne, budowana bezpieczna przestrzeń rozsypuje się w sekundę. Zdradzana(y) ma prawo zmagać się ze skrajnymi emocjami. Ma prawo być mu ciężko, przez jakiś czas (nie 20 kolejnych lat, najtwardszy zawodnik tego nie udźwignie). Jeśli partner(ka) decyduje się na wybaczenie, przyjęcie przeprosin, to pamiętajmy, że jest jeszcze zadośćuczynienie. A co nim jest, decyduje ten, którego zaufanie zostało nadwyrężone. Brak zadośćuczynienia przeprosiny czyni niepełnym. „Przeprosiłem i już” nie ma szansy zadziałać.
Pary często pytają mnie na pierwszym spotkaniu: „A da się jeszcze tak razem żyć?”, A da się, a da się, odpowiadam. Czasami bowiem to zdrada i widmo straty otwiera oczy obojgu partnerom. Pokazuje, jak bardzo zapomnieli o swojej relacji, o miłości, która ich złączyła. O marzeniach, które mieli, o planach na przyszłość. O tym wszystkim, co było dla nich ważne, a co pogubili po drodze.
Związki „po zdradzie” bywają często lepsze, pełniejsze. Mówimy wtedy o odwadze bycia ze sobą na nowo. Piszemy nową książkę, zapełniamy razem kolejne rozdziały. I to jest praca. Ciężka. Wkład obojga w związek z nowymi regułami, w których potrzeby emocjonalne są na pierwszym miejscu, a partner jest najważniejszą częścią naszego życia. Nie dzieci, nie rodzice, nie znajomi tylko para jako system. Autorka powieści „Kocha, lubi, zdradza” Esthera Perel, pisząc o dziedzictwie romansu, stosuje następująca typologię par: cierpiący – to ci co utknęli w przeszłości, budowniczy – to pary, które budują od nowa i odkrywcy, powstający jak feniks z popiołów. Cierpiący, uporczywie ruminują, pomimo starań, zataczają koło, rokowania nie są najlepsze, ale kto wie. Budowniczy to pary rozsądne, te które zbudowały dom rodzinę i teraz żal to stracić. Więc cegła po cegle taktycznie, do przodu. Odkrywcy to te pary, które smakują swojej relacji na nowo, pragnący poznać się, odrodzić, to pary najlepiej rokujące, gdyż odnajdują to, co było ważne, przechodzą transformacje.
Pamiętajmy też o tym, że część par nie jest w stanie przetrwać, rany są zbyt głębokie, a winy zbyt potężne. Partner wybiera siebie, chce czegoś innego w życiu, samodzielnego rozwoju, niezależności, nowego początku życia. Wtedy rozstanie jest jedynym rozsądnym wyjściem.
Nie wiem, czy jest lek na zdradę, na pewno jest suplement na udany związek, nie wystarczy kochać, trzeba życia z partnerem smakować każdego dnia. Podchodzić do relacji z zaciekawieniem. Wyzbyć się przekonań, że po ślubie to się coś komuś należy, a jedno ma służyć drugiemu. Przepis na udany związek to doświadczanie każdego dnia. Zauważanie uśmiechu, kubka kawy, docenianie, komplementowanie. Reszta to sprawy gospodarcze jak pralka, zmywarka, kosiarka. A jeśli pojawiają się kryzysy, to rozwiązaniem może być terapia par, zanim do zdrady dojdzie.
Autorka jest psycholożką, psychotraumatologiem, psychoterapeutką w procesie kształcenia, certyfikowanym konsultantem terapii skoncentrowanej na rozwiązaniach. W swojej pracy łączy pasję, jaką jest psychologia, z wieloletnim doświadczeniem pracy z ludźmi w organizacji. Prowadzi w Koszalinie gabinet terapeutyczny.
Kontakt pod nr telefonu
798 666 497 lub
e-mail: sylwia.hillejarzabek@gmail.com