full shot couple undergoing therapy Zdrowie i uroda

Pułapki pop-psychologii

Nieszczęściem psychologii jest to, że w zasadzie każdy się na niej zna. Każdy ma coś do powiedzenia, a co gorsza do napisania. Mnogość poradników w księgarniach, profili parapsychologicznych jest tak ogromna, że w zasadzie nie powinniśmy w społeczeństwie przeżywać żadnych dramatów, trudnych sytuacji, wszak rozwiązania mamy podane na tacy.

Wystarczy powiedzieć sobie „taki problem to nie problem”, „zwizualizować rozwiązanie”, „okazać wdzięczność” i już mamy przepis na sukces. Mnogość poradników, niekoniecznie pisanych przez osoby do tego uprawnione, opierających się na własnych, subiektywnych odczuciach autora prowadzą do powstawania psychologicznych mitów, które następnie szeroko i chętnie są powielane w sieci. Kto by nie słyszał: „w grupie bezpieczniej”, „kobiety za dużo mówią”, „przeciwieństwa się przyciągają” i inne podobne? Czy to są mity czy fakty, spróbuję odpowiedzieć w niniejszym artykule.

Za badanie zjawisk zachodzących w społeczeństwie odpowiedzialna jest psychologia społeczna. Jej głównym zadaniem jest obserwowanie, badanie i rozważanie, w jaki sposób działania odczucia i myśli jednych ludzi wpływają na to, co robią, myślą i czynią inni ludzie. Na podstawie wniosków konstruowane są reguły, które możemy traktować jako wytłumaczenie zjawisk zachodzących w społeczeństwie.

Czy w grupie jest bezpieczniej?

Na pewno raźniej. Kiedy idziemy lasem w ciemną noc, towarzystwo znajomych będzie nas wspierało. Zapobiegnie uruchamianiu intruzywnych, niepokojących myśli, przywołujących w naszych głowach sceny z horroru.

Ale czy w grupie bezpieczniej, kiedy ulegamy wypadkowi na zatłoczonej ulicy? Wtedy, niestety nie jest tak miło. Jeśli dla przykładu przewrócimy się w tłumie obcych ludzi, możemy paść ofiarą rozproszenia odpowiedzialności. Ludzie stoją, przyglądają się i czekają, kto pierwszy wyjdzie przed szereg i podejmie działanie. Jeśli znajdzie się samozwańczy ochotnik, jesteśmy uratowani, wtedy wszyscy chcą pomagać. Jeśli zaś się nie znajdzie, to „umiesz liczyć, licz na siebie”.

Kobiety mówią więcej?

W sytuacji zagrożenia zawsze można wołać o pomoc, a wtedy ponoć dobrze być kobietą, bo „jak wiadomo” mówią one więcej niż mężczyźni, zatem mogą być skuteczniejsze.

I tu sięgamy mitu na miarę naszych czasów, czyli: kobiety mówią więcej. Czy to prawda? Niestety nie. Mam nadzieję, że nie runął w tym miejscu światopogląd wielu osób. Tezę o tym, że panie produkują więcej słów niż panowie opublikowała pewna amerykańska psychiatrka w poczytnej natenczas książce „Mózg kobiety”.

Szybko podchwycona idea rozpoczęła niczym viral wędrówkę po wszelakich mediach. W związku z ważkością tematu wielu badaczy postanowiło przyjrzeć się dokładniej tematyce gadatliwości kobiet, która pierwotnie uważana była niemal za trzykrotnie wyższą niż mężczyzn. Wyniki metaanalizy obejmującej ponad 70 badań wykazały, że liczba słów wypowiadanych przez panów i panie praktycznie się nie różni.

Najciekawsze badanie przeprowadził psycholog Matthias Mehl. Amerykańscy studenci przez wiele dni nosili przy sobie malutkie dyktafony, które rejestrowały ilość wypowiadanych przez nich słów. I cóż się okazało? Różnic brak. Kobiety i mężczyźni wypowiadają przeciętnie około 16 tysięcy słów dziennie. Zatem nie o ilość, a o sposób wypowiedzi tu chodzi. Być może nie więcej, a głośniej lub też bardziej emocjonalnie wypowiadają się przedstawicielki rodzaju żeńskiego. Co jest oczywiście prawdą.

Mowa ciała powie wszystko?

A skoro już o gadaniu mowa, kto zna szeroko propagowaną zasadę o procentowym udziale werbalnych i niewerbalnych przekazów odgrywających rolę w komunikacji? 55% to postawa naszego ciała, 38% sposób wypowiedzi, a 7% treść wypowiadanych słów. Teza ta włożyła wypowiedz ustną w stereotyp: nie ma znaczenia treść, a sposób przekazu. Niestety badanie oparte na raptem 75 respondentach, zrobiło oszałamiającą karierę. Niektórzy przyswoili sobie „wnioski” z niego aż nazbyt. Obserwując wystąpienia publiczne części gadających z naszych telewizorów głów, z zadumą zastanawiamy się jak to możliwe, że tak pewnie i z przekonaniem wciskają nam kiełbasę wyborczą? Pewnie liczą na to, że nie zrozumiemy tych 7% ich wypowiedzi. Płeć, zaznaczam, nie ma w tym przypadku znaczenia.

Przeciwieństwa się przyciągają?

Kiedy pozostaniemy przy kobietach i mężczyznach, naturalnie pojawi się popularna „prawda”, że przeciwieństwa się przyciągają.

Jedno jest pewne: miłość niejedno ma imię. Popkultura karmi nas romantycznymi historiami, w których ona, najczęściej z dobrego domu, a on buntownik na motorze, przypadkiem wpadają na siebie. Zakochują się, wywierają pozytywny wpływ na siebie (w tym przypadku ona naprawia jego), łączą się w parę i żyją długo i szczęśliwe.

Niestety, badania przeprowadzone przez amerykańskiego psychologa Davida Bussa badającego ewolucyjne strategie doboru naturalnego, czyli łączenia się w pary pokazują, że popularne powiedzenie „ciągnie swój do swego” jest tu bardziej zasadne. Okazuje się, że do wytworzenia długotrwałej relacji, opierającej się na więzi emocjonalnej, popularnie zwanej miłością, wymagane są podobieństwa, a nie różnice. Wspólne systemy wartości, podobny poziom inteligencji, a nawet tożsame cechy charakteru, zwiększają prawdopodobieństwo stałości związku i zmniejszają ryzyko zdrady. Takie relacje nazywamy harmonijnymi. Podobny partner chętniej współpracuje, łatwiej też pokonywane są trudności występujące podczas wspólnego życia.

Ciekawym eksperymentem, który zafundowała społeczeństwu pandemia, była długa izolacja społeczna. Nie przetrwał jej dość spory odsetek par. Okazało się bowiem, że kiedy przestaliśmy pędzić i zostaliśmy zmuszeni do pozostania z partnerem przez 24 godziny na dobę brak podobieństw i wspólnych zainteresowań pokonał nie jeden związek.

Efekt aureoli

Skoro o podobieństwach mowa, to ta sama zasada dotyczy relacji. Zasada lubienia mówi, że ulegamy ludziom, których lubimy i którzy są do nas podobni, a skłonni jesteśmy lubić bardziej ludzi ładnych. Dlaczego? Tu z pomocą przychodzi nam nasza wyobraźnia. Podziwiamy ludzi z kolorowych czasopism, w końcu czymś sobie zasłużyli, że tak licznie przeprowadzane są z nimi wywiady. „Ech, niektórzy to mają dobrze” myślimy, bo jak jest piękny i przystojny, to zapewne wszystko mu w życiu świetnie się układa. Przypisując nieistniejące atrybuty takie jak sukces, dobre życie, wspaniały związek nakładamy na ich głowę aureolę czyniąc ich niemal boskimi. Za takie postrzeganie innych odpowiada właśnie zasada aureoli – jeśli ktoś jest atrakcyjny przypisujemy mu wiele pozytywnych cech. Zasadę tą wspiera efekt halo, czyli powielanie zniekształceń poznawczych wykreowanych przez innych.

Samospełniające się przepowiednie

Na koniec poruszmy arcyciekawe zjawisko, czyli tzw. samospełniające się przepowiednie. Proszę na chwilę uruchomić wyobraźnię i pomyśleć, że koło naszego domu nowy sąsiad zaczyna budować piękny, duży dom. Jeśli pomyślimy sobie: „to na pewno jakiś cwaniak, bo skąd miałby na to kasę”, dopiszemy mu jeszcze kilka niefajnych cech. Jak cwaniak, to pewnie złodziej, a jak złodziej to trzeba uważać, wiadomo.

Zatem co robimy? Nie nawiązujemy z nim relacji, unikamy go, każdy jego ruch poddajemy pod surową ocenę moralną. Zrobił grilla? Nie szanuje innych, jego dym leci na moją posesję. Włączył o dwunastej w poniedziałek muzykę? Leń, nie pracuje, pewnie ma „szemrane” interesy. Nawet jeśli podejdzie do nas, z sercem na dłoni, by się przywitać, nakręceni własnymi myślami odpowiemy mu w taki sposób, że już więcej do nas nie podejdzie. Co potwierdzi naszą myśl pierwotną: „trzeba na niego uważać, dziwny jakiś”. I tak spełniła się nasza przepowiednia, że z nowym sąsiadem relacji nie będzie.

W prostych trzech krokach realizujemy zasadę samospełniającej się przepowiedni: subiektywna obserwacja, działania mające na celu potwierdzenie naszej hipotezy oraz skłonienie osoby, pod drugiej stronie do oczekiwanego przez nas zachowania. Czy to może działać w drugą stronę? Oczywiście. Wszystko zależy od działań, jakie podejmiemy.

Nie ma prostych recept

Przykładów psychologicznych mitów jest mnóstwo. W większości opierają się one na pseudonaukowych badaniach oraz ich powielaniu w mass mediach. Mity te niejednokrotnie wpasowują się w tak bardzo przez nas lubiane myślenie życzeniowe. Nierealne, ale gdyby mogło być inaczej, doskonałe w samej istocie. Wystarczy sobie wyobrazić sukces, a on już nadejdzie, bez pracy, bez zaangażowania, bez żadnych inwestycji. Na koniec zrobimy trzy sekwencje jogi, złożymy ręce jak do pacierza, okażemy wdzięczność i mamy gotową receptę na sukces.