cover 303f Kultura

Zeszyty kniazia Pierejesławskiego

Wszystko, co widzimy na niebie, jest już przeszłością – światłem, które osiem minut temu wyruszyło w podróż ze Słońca lub przed milionami lat z odległych galaktyk. Podobnie świat opisany we wspomnieniach Mieczysława Jałowieckiego jest posłaniem do świadomości czytelnika czegoś, co przeminęło bezpowrotnie. Historyczne postacie i przełomowe wydarzenia nie są tu najważniejsze. Kluczowy jest obraz odchodzącej w nicość arystokracji, która w XX wieku niczym gorąca gwiazda zapadła się w supernową – chaos powszechnego egalitaryzmu.

svg%3E Kultura

Po 1945 roku literaturę tworzoną w okresie międzywojennym przez świadków rewolucji bolszewickiej i późniejszą, pokazującą najazd 17 września 1939 roku odcięła od kontaktu z krajowym czytelnikiem komunistyczna cenzura. Owszem, emigracyjne wydawnictwa publikowały ponownie niektóre z tych utworów, a odwiedzający Zachód Polacy przemycali do kraju pojedyncze egzemplarze. Miały one jednak szansę znaleźć się wśród lektur bardzo wąskiego grona. Trochę lepiej było w latach 80. ubiegłego wieku, kiedy rozwinął się drugi obieg wydawniczy w kraju. Ale wciąż jego „produkty” nie docierały do masowego czytelnika.

Podobnie działo się z emigracyjną wspomnieniową literaturą powojenną. Cenzura tępiła ją z wielką zajadłością, a za przemycanie nieprawomyślnych dzieł można było trafić w czasach PRL do więzienia.

Nic więc dziwnego, że cała generacja zdolnych twórców jak m.in. Stanisław Baliński, Ferdynand Goetel, Józef Kisielewski, Mieczysław Lepecki, Józef Łobodowski, Zygmunt Nowakowski, Sergiusz Piasecki, Jerzy Stempowski, Czesław Straszewicz, Stanisław Stroński, Wit Tarnawski, Stanisław Vincenz, Bogumił Andrzejewski, Jan Bielatowicz, Józef Bujnowski, Józef Czapski, Bogdan Czaykowski, Marian Czuchnowski, Gustaw Herling-Grudziński, Herminia Naglerowa, Jan Olechowski, Henryk Panas, Jerzy Sito, Wojciech Skuza czy Ferdynand Ossendowski, autor literacko marnego ale dla komunistów obrazoburczego „Lenina”, nie istnieje nawet w umysłach wielu polonistów.

Obecnie rozmaite – zazwyczaj niszowe – wydawnictwa próbują przywracać tych autorów zbiorowej świadomości Polaków, ale to praca syzyfowa. Trzeba też stwierdzić, że niektóre ze wznowień, wyrwane z kontekstu historyczno-kulturowego są czymś na wzór martwego języka, choćby chodziło o tak popularnych przed II wojną światową i barwnych autorów jak Ferdynand Ossendowski czy Sergiusz Piasecki.

Ta długa dygresja po to, by wytłumaczyć się z ambiwalencji z jaką sięgnąłem po wspomnienia Mieczysława Jałowieckiego. Szybko jednak zrozumiałem (i przyzna to każdy z czytelników „Na skraju imperium”), że to żadna ramota tylko znakomita literatura. Pasjonująca opowieść, na podstawie której dałoby się jednocześnie nakręcić sagę rodzinną, romans i film szpiegowsko-sensacyjny. Ale przede wszystkim jest to zbiorowy portret klasy społecznej, którą w naszej części Europy pogruchotały i zmiotły kataklizmy wojen i rewolucji. Można się zżymać na pewną idealizację arystokracji, lecz nie sposób zaprzeczyć, że autor przypisywane jej cnoty swoim życiem zademonstrował w stopniu doskonałym.

Mieczysław Jałowiecki urodził się na Wileńszczyźnie w rodzinie wywodzącej się z ruskich kniaziów Pieriejasławskich-Jałowieckich. Przyszło mu żyć w okresie żywiołowych przemian politycznych, ustrojowych i obyczajowych. Należał do ostatniego pokolenia, dla którego duchową ojczyzną było dawne wielonarodowe Wielkie Księstwo Litewskie. Jednocześnie – aż do rewolucji rosyjskiej 1917 r. – przynależał do zamożnej i uprzywilejowanej warstwy imperium carów. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości został w 1919 r. pierwszym przedstawicielem rządu Rzeczypospolitej w Wolnym Mieście Gdańsku. Potem osiadł w Kaliskiem. Po II wojnie światowej, na emigracji w Anglii, spisał wspomnienia o świecie, który nieodwracalnie przeminął. Widywał carską rodzinę, słuchał „na żywo” Lenina, o kuzynie Stanisławie Ignacym Witkiewiczu (późniejszym Witkacym) był jak najgorszego zdania, do marszałka Piłsudskiego miał prawo mówić „wuju”… Pomniejszych acz istotnych postaci, z którymi zetknął go los, dałoby się wymienić setki.

Co charakterystyczne, wspomnienia zakończył na wydarzeniach początku wojny. Zmarł w 1962 roku. Dlaczego więc pominął ostatnie ponad 20 lat życia? Wyjaśnia to jednym zdaniem: „O pobycie na emigracji pisać nie będę, bo i po co?”. Kto przeczyta książkę, bez trudu zrozumie ten wybór „pana z panów”, poligloty, doskonale wykształconego dyplomaty, swego czasu spadkobiercy ogromnej fortuny, świadka a czasami uczestnika wydarzeń o historycznym znaczeniu, którego codzienna rzeczywistość skurczyła się do rozmiarów pokoiku w domu opieki a cała zaś spuścizna do ośmiu schowanych w kufrze z pamiątkami zeszytów zapisanych kaligraficznym pismem.

Mieczysław Jałowiecki: „Na skraju imperium i inne wspomnienia”, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 2022