DSC00771 Podróże

Owce, maskonury i port Thora

Fot. Bogusz Kluz

Archipelag Wysp Owczych, położony w północnej części Oceanu Atlantyckiego (w połowie drogi między Norwegią a Islandią), składa się z 30 mniejszych i większych wysp. Na 17 z nich mieszkają ludzie. Na Wyspy wyprawił się z ojcem oraz dwojgiem znajomych nasz kolega, fotograf Bogusz Kluz. Środkiem lokomocji stały się dla nich dwie Toyoty Land Cruiser.

Podróż rozpoczęła się w Szczecnie, skąd samochodami ekipa pojechała do Danii, by stamtąd z portu Hirsthals wyruszyć promem w kierunku Islandii. Po ponad 30 godzinach dotarła do Faroe Islands, czyli Wysp Owczych. Bogusz Kluz mówi: – Z góry wiedzieliśmy, co chcemy w ciągu tych trzech dni zobaczyć. Na pierwszy ogień wybraliśmy wyspę Mykines, na którą przedostaliśmy się łodzią.

To urokliwe miejsce, z poszarpaną linią brzegową, wysokimi wulkanicznymi górami i bezkresem otaczającego je oceanu. Królują tam maskonury, czyli niezwykłej urody ptaki: – Występuję ich tam ogromna ilość. Populacja liczy około pół miliona osobników – mówi Bogusz. – Można je spotkać dosłownie wszędzie. Spacerując ścieżką wzdłuż klifu trafia się na nie co kilka kroków. Nie boją się ludzi i zbytnio się też nimi nie przejmują. Mają małe skrzydła, przez co nie potrafią szybko latać i większość czasu spędzają na skałach. Do latania wykorzystują podmuchy wiatru. Rozpędzone zeskakują z klifu a następnie nurkują do wody. Potem z wiatrem unoszą się do góry i lądują w wybranym przez siebie miejscu. Jest to uroczy, a momentami komiczny widok.

Oprócz maskonurów na Mykines można oczywiście spotkać owce, dla których wybudowano nawet służące za schronienie kamienne domki. Zresztą owiec, tak jak maskonurów. jest tutaj zdecydowanie więcej niż ludzi. – Na owce trzeba szczególnie uważać – przestrzega Bogusz. – Na Wyspach jest takie prawo, że jak się którąś potrąci, nawet nie ze swojej winy, trzeba jej właścicielowi za nią zapłacić. W przeliczeniu na złotówki to może być nawet tysiąc złotych. Spacerując po wyspie, natknąłem się jeszcze na jedno zwierzę a mianowicie na konia. Z trzech przywiezionych na wyspę koni, tylko ten jeden się tu zaaklimatyzował i żyje sobie wolno wśród rzeczek i wodospadów. Co do mieszkańców Mykines, to cztery lata temu było ich tylko dziesięcioro.

Wyspy Owcze żyją głównie z turystyki i z rybołówstwa. Duża część ryb idzie na rynek chiński i rosyjski. Łosoś z tej części Europy jest pod względem jakościowym zdecydowanie lepszy od norweskiego, stąd też zainteresowanie tym miejscem wielu mocarstw. – Na archipelagu zamieszkanych jest tylko kilkanaście wysp, z czego sześć jest połączonych ze sobą mostami i tunelami – mówi Bogusz. – W jednym z tuneli znajduje się nawet rondo łączące jeden z drugim.

Na Faraoe Islands mieszka ponad 50 tysięcy ludzi. Stolicą jest Thorshavn, co po duńsku oznacza Port Thora. Thorshavn znajduje się na Streymoy – największej wyspie archipelagu. – To chyba najmniejsza stolica na świecie – śmieje się Bogusz. – Z niską zabudową, gdzie dachy kolorowych domów są porośnięte darnią, przez co wyglądają jak domki z bajek.

Życie miasteczka toczy się wokół mariny. Tutejszy port jest szczególnie urokliwy, nie brakuje w nim kawiarenek i restauracji. Nie jest ich co prawda dużo, za to jedzenie, kawa oraz rabarbarowe piwo smakują wybornie. W Thorshavn można odwiedzić m.in. dom pisarza Wiliama Heinesena, jedyny katolicki kościół na Wyspach Owczych, Dom Nordycki, będący najnowocześniejszym budynkiem w kraju a także Muzeum Historii Naturalnej. Warto też wdrapać się na broniący kiedyś przed atakiem piratów fort Skansin.

Wyspy Owcze to przede wszystkim dzika przyroda i zapierające dech widoki. Jest tu tylko 80 ha drzew, w dodatku zasadzonych przez człowieka. – I jedyne w swoim rodzaju jezioro na klifie, którego ujście kończy się wodospadem nad oceanem – dodaje Bogusz. – Sørvágsvatn znajdujące się na wyspie Vágar jest największym zbiornikiem wodnym archipelagu. Poprzez swoje położenie, szczególnie z góry, prezentuje się oszałamiająco.

Wybierając się na Wyspy Owcze, trzeba przygotować się na pewno na dwie rzeczy: wysokie ceny oraz nieprzewidywalną pogodę. – Kiedy byliśmy tam latem, temperatura powietrza wynosiła 12-13 stopni Celsjusza. Rzadko wychodziło słońce i czasem padał deszcz – wymienia Bogusz. – Warto więc zabrać ze sobą płaszcz przeciwdeszczowy bądź nieprzemakającą kurtkę i buty trekkingowe. Mimo to, kiedy słońce wychodzi zza chmur, widok staje się wręcz nieziemski.